Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Drugie życie, czyli jak Zbigniew Wodecki zgarnął dwa Fryderyki

Wacław Krupiński
Nagrodę wręczył Wodeckiemu Jean Michel Jarre
Nagrodę wręczył Wodeckiemu Jean Michel Jarre
Lepiej późno niż wcale. Po 40 latach ktoś, łącznie z branżą, docenił to, że jestem muzykiem - mówi przewrotnie - ale przecież serio - krakowianin, który w 22. edycji nagród Akademii Fonograficznej otrzymał dwie statuetki. Wyróżniono piosenki nagrane na debiutanckiej płycie artysty z roku 1976.

To fakt, w 20-letniej tradycji Fryderyków krakowski artysta nigdy nie był nawet nominowany. Teraz otrzymał nominacje w dwóch kategoriach i dwie najważniejsze statuetki. Wraz z muzykami Mitch & Mitch Orchestra & Choir odebrał nagrodę w kategorii album roku pop za płytę „1976: A Space Oddysey”. Do Krakowa przywiózł także statuetkę w kategorii utwór roku za piosenkę „Rzuć to wszystko, co złe”.

Nie byłoby nagród, gdyby nie młodzi muzycy z zespołu Mitch & Mitch, którzy zaproponowali starszemu koledze współpracę. - To wszystko dzięki nim i Wojtkowi Trzcińskiemu, który ponad 40 lat temu namówił mnie, żeby nagrać pierwszy krążek. Nigdy nie został wylansowany, wszyscy o nim zapomnieli, łącznie ze mną. A ci młodzi muzycy uznali, że to świetne kawałki. I już pierwsze występy pokazały, że teraz, zagrane na nowo, bardzo podobają się słuchaczom. I mnie także__- nie kryje Wodecki.

Faktycznie, każdy jego występ z „Mitchami” budził entuzjazm. Podczas OFF Festivalu w Katowicach parę tysięcy ludzi wręcz szalało. A wreszcie powstała płyta live, nagrana w Studiu Lutosławskiego w Warszawie z udziałem Polskiej Orkiestry Radiowej.

I zaczęły te dawne piosenki żyć nowym życiem. Jedna z nich „Rzuć to wszystko, co złe” - z muzyką Wodeckiego i tekstem Leszka Długosza spodobała się słuchaczom radiowej Trójki na tyle, że przez parę tygodni była na pierwszym miejscu jej Listy Przebojów.

Jaka jest jej historia?

Pewnie niewiele osób pamięta, że jej pierwowzór z 1976 roku nagrany został z zespołem Wojciecha Trzcińskiego i Alibabkami. Sześć piosenek skomponował Wodecki, inne Trzciński.

„Winny jestem wdzięczność Wojtkowi, że zmusił mnie do nagrania tej płyty, gdyby nie on, nic by z tego nie było” - mówił Zbyszek, gdy powstawał mój wywiad rzeka z nim - „Pszczoła, Bach i skrzypce”.

Przypomniałem wówczas tekst z okładki tego krążka: „Profesjonalizm, muzyczna kultura, repertuar uwzględniający możliwości wokalne, czyli przymioty raczej rzadko spotykane u naszych wykonawców, przysporzyły Zbigniewowi Wodeckiemu licznych zwolenników. Jego liryczne, nastrojowe piosenki, nie będąc właściwie nigdy przebojami, zawsze znajdowały chętnych słuchaczy”. To opinia jakże wciąż aktualna, wyjąwszy tylko ten brak przebojów.

„Mogę się z tego tylko cieszyć” - odpowiedział Zbyszek, acz nie krył, że płyta poszła w zapomnienie. Z czasem kompletnie zagłuszył ją rozgłos późniejszych przebojów: „Zacznij od Bacha”, „Lubię wracać tam, gdzie byłem”, „Z tobą chcę oglądać świat”, „Izolda”, „Chałupy welcome to”, że o „Pszczółce Mai” nie wspomnę, której wciąż słuchacze się domagają, zatem cytat z niej, ku radości publiczności, przywołał artysta odbierając Fryderyki. - To ładna piosenka, czego się tu wstydzić...__- mówił mi wczoraj.

Historię powstania wydanego przed 40 laty longplaya przypomniał kiedyś Trzciński. Poznali się z Wodeckim w Piwnicy pod Baranami przez Leszka Długosza, któremu Zbyszek nieraz akompaniował. A potem spotykali się podczas nagrań studyjnych do emitowanych z Krakowa programów telewizyjnych Andrzeja Wasylewskiego, kiedy powstawały podkłady muzyczne właśnie dla Leszka Długosza, Oli Maurer, Nataszy Czarmińskiej czy Andrzeja Sikorowskiego.

Wkrótce Trzciński zaczął pracować w Polskim Radiu w Warszawie, także jako członek komisji kwalifikującej piosenki do nagrań. „Któregoś dnia przyjechał Zbyszek z Krakowa, zasiadł do redakcyjnego pianina... »Wiesz, zaczynam pisać piosenki, to dopiero takie pierwsze próby...«. I zagrał mi coś bardzo ładnego, tak trochę w stylu Burta Bacharacha, który był zresztą naszym, Zbyszka i moim, idolem” - wspominał Trzciński.

Po kolejnych sesjach radiowych zaproponował koledze udanie się do Polskich Nagrań - ówczesnego fonograficznego monopolisty... Wreszcie piosenek było na tyle, by wypełniły longplay, a wtedy przedstawiciel Polskich Nagrań zapytał: „No dobrze, Wojtku, a kto poprowadzi orkiestrę i wyprodukuje całą płytę?”. „Ja” - odrzekł Trzciński i tak został producentem i dyrygentem pierwszej płyty Zbigniewa Wodeckiego, z czego jest do dzisiaj bardzo dumny.

„Realizowałem wcześniej i później jeszcze wiele płyt i sesji nagraniowych, ale tę Zbyszkową zapamiętałem szczególnie. Przede wszystkim z uwagi na styl jego pracy - wokalisty i wspaniałego muzyka, który na poczekaniu, w studio, układał nowe partie chóralne, doaranżowywał orkiestrę, porażał wprost muzykalnością i kulturą muzyczną.

To było dla mnie zupełnie nowe doświadczenie, albowiem nie znałem wcześniej polskich wokalistów, którzy byli pełnoprawnymi partnerami dla aranżerów, dyrygentów czy producentów muzycznych. Profesjonalizm i erudycja muzyczna Wodeckiego sprawiały, że sesyjni muzycy orkiestrowi - prawdziwi wyjadacze z radiowych orkiestr Stefana Rachonia, Bogusława Klimczuka czy z Filharmonii Narodowej, nagrywając, poprawiali się przy pulpitach, mówiąc »O, majstry przyszły! Trzeba się starać«. Naturalnie, Zbyszek również grał na skrzypcach, na fortepianie, a nawet w jednym utworze na gitarze”.

Teraz, po 40 latach zagrał na skrzypcach, trąbce, fortepianie i perkusjonaliach. Odświeżać innych dawnych nagrań krakowski artysta jednak nie zamierza. Postanowił natomiast nagrać nową płytę.

- To będą zupełnie nowe numery i nowy Wodecki, żebym dalej mógł istnieć na powierzchni mętnej wody show-biznesu - dorzuca swą ulubioną frazę krakowski artysta, który znów wczoraj wszedł do studia, jako że płyta już powstaje. Nowe piosenki będą miały teksty m.in. Andrzeja Sikorowskiego i Jana Wołka. Producentem płyty jest Rafał Stępień, a nagrana zostanie z kolejnymi młodymi muzykami.- Oni się podepną pod mój sukces, a ja pod ich umiejętności - mówi, jak zawsze z dystansem do siebie Zbigniew Wodecki, który 6 maja skończy 66 lat.

I tak przy okazji zwraca uwagę na to, że jest wielu świetnych artystów, niedocenianych, bo reprezentują tak zwany muzyczny mainstream. - Powinno się większą uwagę zwrócić na mainstream, który jest bardzo trudną dziedziną sztuki - i pamiętać, że cienka jest granica między hitem a kitem - dodaje przewrotnie, ale przecież serio.

***

FRYDERYKI - nagrody przyznawane przez polskie środowisko muzyczne - muzyków, autorów, kompozytorów, producentów muzycznych, dziennikarzy i branżę fonograficzną, zrzeszonych w Akademii Fonograficznej. Dziś tworzy ją ponad 1300 osób. W 22. edycji nagród zwycięzcami zostali: album roku pop: Zbigniew Wodecki with Mitch & Mitch Orchestra and Choir - „1976: A Space Oddysey”; album roku rock (w tym hard, metal, punk): Lao Che - „Dzieciom”; album roku hip-hop: Taco Hemingway - „Umowa o dzieło”; album roku elektronika i alternatywa: Smolik/ Kev Fox - „Smolik/ Kev Fox”, album roku muzyka korzeni (w tym blues, country, muzyka świata, reggae): Kapela ze Wsi Warszawa - „Święto słońca”; teledysk roku: Dawid Podsiadło - „W dobrą stronę”; fonograficzny debiut roku: Kortez; utwór roku: Zbigniew Wodecki - „Rzuć to wszystko, co złe”; jazzowy album roku: Nikola Kołodziejczyk Orchestra - „Barok Progresywny”; jazzowy fonograficzny debiut roku: Aga Derlak, Agnieszka Wilczyńska, Krzysztof Lenczowski, jazzowy artysta roku: Janusz Muniak (pośmiertnie).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski