Dramaty millenialsa. Na wagary!

Czytaj dalej
Aleksandra Suława

Dramaty millenialsa. Na wagary!

Aleksandra Suława

Jak stanę na palcach i przechylę głowę w bok, to nawet widzę kawałek drzewa - mówi mi znajoma. Dziewczyna nie pracuje ani w piwnicy, ani w więzieniu, ani nawet w ślepej kuchni, tylko w eleganckim biurowcu.

I wcale się nie żali, tylko stwierdza. Zresztą nie ma na co się żalić, bo przecież inni mają gorzej: na przykład tacy, którzy kupili mieszkania z wysokim kredytem, wysokim standardem i wysoką ścianą za oknem. Albo ci, którym zabudowano widok, za który słono zapłacili. I jeszcze ci ostatni, którym wycięto drzewa, w zamian dając parking i park kieszonkowy.

Kiedy na początku XX wieku w pracowniach architektów i urbanistów rodził się modernizm, dostęp do zieleni i światła był jednym z ich podstawowych postulatów. Miał sprawić, że ludzie staną się zdrowsi, na ciele i umyśle. Wyplenić wszystkie nękające metropolie bolączki od biedy, przez przestępczość, po gruźlicę.

Dzisiaj może już nikt nie prątkuje, żyje nam się zamożniej i bezpieczniej niż kiedyś, ale zieleń znowu jest luksusem. Rarytasem, na którego brak nawet nie wypada narzekać. Masz auto, masz parkiet, masz lodówkę z kostkarką, masz nawet kryształki Swarowskiego na firankach, ale drzewo? Nie, bez przesady, drzewa to nikt nie ma. Drzewa są dla tych, którzy osiedli pod miastem.

Tymi, co brak zieleni robi z głową, od lat zajmują się biolodzy i psycholodzy. O młodych mówią „dzieci z pudełka”: najpierw siedzą w łóżeczkach, potem w kojcach, później w wózkach, a następnie płynnie wpadają w kierat: dom - samochód - szkoła, z przyrodą stykając się głównie poprzez ekran telewizora. Natura trąci dla nich abstrakcją. Dla starszych zresztą również. Ci może są w stanie odróżnić sosnę od jodły, ale pewnie o wiele częściej widują obie na obrazku niż na żywo.

Wynagradzamy sobie ten brak zieloności monsterą w doniczce, lasem w słoiku i floralnym printem na koszulce. Umysł jednak nie daje się oszukać - podobno w naszych genach zakodowany jest pociąg do przyrody, której jesteśmy częścią. Kiedy go hamujemy, pojawia się stała litania cywilizacyjnych dolegliwości: stres, irytacja, impulsywność, osłabienie koncentracji, spadek kreatywności, podatność na choroby fizyczne i psychiczne zaburzenia.

Więc w drugim dniu wiosny radzę Państwu: uczyńcie zadość instynktowi. Jedźcie na wagary, wytarzajcie się w trawie, powąchajcie mokrą ziemię i popatrzcie na drzewa. Dla zdrowia.

Aleksandra Suława

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.