Dr Krzysztof Kucharczyk: Pandemia wymusza na nas podjęcie racjonalnej decyzji

Anita Czupryn
Anita Czupryn
Jeszcze parę dni temu w Polsce zgony związane z SARS-CoV-2 dotyczyły 600 osób dziennie. Gdyby miały okazję zaszczepić się którąkolwiek z dwóch szczepionek mRNA miesiąc-dwa wcześniej, to z tych 600 osób 570 w ogóle by nie zachorowało, bo już by miało komórki pamięci immunologicznej, które szybko by wirusa zneutralizowały. U 30 osób choroba miałaby łagodny przebieg i żadna z tych osób nie trafiłaby do szpitala – mówi dr Krzysztof Kucharczyk, biotechnolog.

Rząd ogłosił narodowy program szczepień przeciwko koronawirusowi. Jak Pan widzi jego założenia?

Ogólne założenia programu są zbieżne z innymi analogicznymi programami ogłaszanymi w chwili obecnej w EU i USA. Zgodnie z umowami zawartymi przez kraje EU i Komisje Europejską będziemy szczepić tymi samymi szczepionkami, co Europa i Stanu Zjednoczone, które Europejska Agencja Leków dopuści do stosowania. Jeżeli chodzi o grupy, kolejność szczepienia, sposób szczepienia to jest on bardzo podobny, jak we wszystkich innych krajach w Europie.

Mowa o szczepionkach kilku firm, w tym Pfizera, Johnson and Johnson i Astra Zeneca. Która lepsza, która gorsza czy wszystkie jednakowe, jeśli chodzi o ich skuteczność?

Na dziś, pierwsza dopuszczona do stosowania na terenie UK jest szczepionką anty COVID-19 firmy Pfizer, kolejni producenci: Moderna (szczepionka mRNA) oraz AstraZeneca (rekombinowana szczepionka wirusowa) także złożyła już wnioski do stosownych agencji o dopuszczenie ich szczepionek do użycia na ternie UK i USA , Na razie zrobiła to Anglia i szczepionki Pfizer/BioNTech, które zaakceptowała Anglia powstała, jak pani pewnie wie, w oparciu o mRNA wirusa, czyli kwasu rybonukleinowego, który koduje białko S, należące do najbardziej immunogennych białek wirusa SARS-CoV-2. W związku z tym nie trzeba budować fabryki, w której konieczne by było wytwarzanie i oczyszczanie dużych ilości wirusa lub jego fragmentów, następnie inaktywować go i po napełnieniu strzykawki, by podać w formie klasycznej szczepionki, którą wymyślono 100 lat temu. W ostatnich latach, w biotechnologicznych fabrykach produkowany był nie cały wirus, ale jego najbardziej immunogenne białka, „fragmenty”. Białka wyprodukowane w ten sposób nazywamy rekombinowanymi; to technologia rekombinowanych szczepionek. Wytworzone w ten sposób białka należy oczyścić– co czasami jest bardzo kłopotliwą i czasochłonna procedurą. Otrzymujemy niezakaźny, silnie immunogenny fragment wirusa, który jest aktywnym składnikiem szczepionki przeciwwirusowej. Aby wzmocnić immunogenność takiego preparatu dodaje się do niego adiuwanty, które mają za zadanie wzmocnić odpowiedź immunologiczną na ten aktywny składnik wirusa, który do tej strzykawki wkładamy.

Co to są adiuwanty?

To związki roślinne albo pochodne od nich, chemicznie syntetyzowane, które mają za zadanie pobudzić układ immunologiczny do reagowania na wszystko, co obce. Taka jest funkcja adiuwantów. Dodaje się ich niewielką ilość i dzięki temu z jednej transzy, z jednego procesu produkcyjnego możemy uzyskać np. sto razy więcej skutecznych dawek szczepionki. Natomiast szczepionki firmy Pfizer i BioNTech powstały w inny sposób. Nie produkowano w fabryce wirusa, ani jego fragmentu białkowego, tylko chemicznie syntetyzowano fragment kwasu rybonukleinowego, czyli informacyjnego, który koduje wybrane białko wirusowe; ten fragment mRNA ma zapisane w swojej sekwencji, jak to białko zrobić. To jest wkładane do strzykawki i podawane pacjentowi domięśniowo. Największą słabością tej technologii jest to, że większość tego mRNA jest natychmiast degradowane przez ludzkie enzymy; to jest naturalny mechanizm obronny przed wszelkimi zakażeniami, nie tylko wirusowymi. Ale część mRNA wnika do naszej komórki i dostaje się do wewnętrznej „fabryki” komórki i tam jest odczytywana, i produkowane jest białko, i tak się składa, że sekwencja tego fragmentu mRNA czyli ułożenie nukleotydów jest takie, że wbudowane jest białko wirusa Sars-CoV-2. Nasz organizm nie miał wcześniej do czynienia z tym wirusem, więc rozpoznaje to białko jako obce i układ immunologiczny zaczyna wytwarzać przeciwciała i limfocyty cytotoksyczne skierowane przeciwko temu białku. W ten sposób się uodparniamy. Kiedy w przyszłości dojdzie do zakażenia dzikim wirusem, to już mamy w sobie dość dużo komórek pamięci immunologicznej, które bardzo szybko w dużej ilości produkują przeciwciała specyficzne dla tego wirusa, a konkretnie na to białko, które było zakodowane tym mRNA. Tym sposobem nasz organizm broni się skutecznie, bo według danych, które Pfizer przedłożył, po zaszczepieniu 43,000 ochotników, wśród 170 osób, które zachorowały na COVID-19, 162 osoby to były te, które dostały placebo, a tylko 8 osób to te, które dostały szczepionkę. Co ciekawe, wśród tych 8 osób zaszczepionych nikt nie miał ciężkiego przebiegu choroby, czyli ostrej niewydolności oddechowej. Na tej podstawie określono 95-procentową skuteczność szczepionki przy braku poważnych działań niepożądanych oraz stwierdzono tylko u około 3,0 procent ochotników takie objawy niepożądane jak zmęczenie oraz u 2 procent ból głowy.

Jak to wygląda, jeśli chodzi o inne szczepionki?

Podobnie było z badaniami firmy Moderna, której szczepionka też jest oparta o mRNA, tylko, że oni są jeszcze w trakcie badań. Powinni je lada moment skończyć i złożyć do Amerykańskiej, Europejskiej i Angielskiej Agencji Leków wniosek o dopuszczenie do stosowania ich szczepionek, na podstawie ich wyników. Ale Moderna podała już pośrednie dane, z których wynika, że w grupie osób, które dostały już szczepionkę, a nie placebo – jest ona bardzo podobna do szczepionki Pfizera – wyniki też okazały się bardzo podobne, blisko 95-procentowa skuteczność. Co ważne, żadna z osób, które była szczepiona, a zachorowała, nie miała ciężkiego przebiegu COVID-19.

Co to oznacza w praktyce?

Jeszcze parę dni temu w Polsce zgony związane z SARS-CoV-2 dotyczyły 600 osób dziennie. Gdyby te 600 osób miały okazje zaszczepić się którąkolwiek z tych dwóch szczepionek mRNA miesiąc-dwa wcześniej, to z tych 600 osób 570 w ogóle by nie zachorowało, bo już by miało komórki pamięci immunologicznej, które szybko by wirusa zneutralizowały, a 30 osób, owszem, by zachorowało, ale ich choroba miałaby łagodny przebieg i żadna z tych osób nie trafiłaby do szpitala. Ale czy się szczepić, czy nie szczepić, o tym musi każdy sam zadecydować.

Szczepionki są dobrowolne, ale pojawiają się zaniepokojone głosy, czy są przetestowane, jeśli chodzi o interakcje z innymi lekami.

Na jakiej podstawie ktoś te opinie wydaje? Zawsze trzeba zapytać o dane, które o tym mówią. Na chwile obecną Pfizer i Moderna zrekrutowali po 43 i 30 tysięcy ochotników do zakończonych już trzecich fazy badan klinicznych (osoby w wieku od 12 do ponad 85 lat), aby ocenić ewentualne interakcje tych szczepionek z np. innymi lekami lub konkretnymi sytuacjami (ciążą). Należy zrekrutować statystycznie znamienną liczbę osób, poddać je szczepieniom i prowadzić obserwacje.

Nie wiem, czy Pfizer, czy inny producent takie dane przedstawia, ale też eksperci mówili, że aby mogła powstać szczepionka, to potrzeba sporo czasu, co najmniej dwóch lat, że długo trwają badania kliniczne. Tymczasem szczepionka powstała w 8 miesięcy. Jak to wiec wytłumaczyć?

Produkcja klasycznej szczepionki białkowej wymaga dedykowanej linii technologicznej - „fabryki” biotechnologicznej, w której tego wirusa, czy jedno wybrane białko byłoby produkowane, następnie oczyszczane, inaktywowane, żeby nie zakazić, wkładane do fiolek i podawane pacjentom. Nie można w jednej fabryce jednego dnia robić aspiryny, następnego witaminy C, a kolejnego szczepionki przeciwko SARS-CoV-2. Zazwyczaj są to linie zamknięte, fabryki dedykowane, zatem trzeba dla takiej szczepionki zbudować fabrykę. Nie da się tego zrobić w miesiąc, bo to musi być fabryka sterylna, jałowa, która ma kilka razy na godzinę wymieniane powietrze; technologiczne wymogi takiej fabryki, której produkty mają być później dopuszczone do używania przez ludzi, jest skomplikowane jak lot na księżyc, albo jeszcze bardziej. Nie mówiąc o kosztach, a poza tym nikt nie wie, czy te koszty się w ogóle zwrócą. W przypadku szczepionek mRNA jest o tyle cenne i z tego powodu mamy to przyspieszenie, że technologia szczepionek mRNA była rozwijana w Europie, w dwóch firmach w Niemczech, a w obu tych firmach Polacy mieli swój duży wkład, choć mało kto o tym mówi. I tak np. BioNtech nabyła licencje dwa lata temu od Uniwersytetu Warszawskiego na jeden z patentów, który służy do produkcji tych szczepionek; patent opracował profesor Jacek Jemielity. Firma włożyła ten patent do szczepionki i teraz, gdy będziemy się szczepili, to będziemy się też szczepili trochę pomysłem i technologią Uniwersytetu Warszawskiego, a nie tylko BioNTechu. Drugą firmą niemiecką, która rozwija technologię szczepionek mRNA od blisko 20 lat jest CureVac, a dyrektorem naukowym do spraw klinicznych, jest Polka. Obie te firmy od wielu lat rozwijając technologię szczepionek mRNA, prowadzili już badania na ludziach. Pierwszym obszarem ich zastosowań była onkologia, bo szczepionki można też stosować terapeutycznie, nie tylko zapobiegawczo, jak w przypadku wirusa, gdzie szczepimy zdrowych ludzi i szczepionka chroni przed ewentualnym zakażeniem. Tylko że w onkologii nowe terapie, w tym szczepionki testowane były u pacjentów w zaawansowanej fazie chorób; tam wykazać efekt terapeutyczny i zrekrutować odpowiednią liczbę pacjentów jest bardzo trudno. W momencie, kiedy pojawia się wirus, który zakaża miliony, to sytuacja zmienia się radykalnie, na korzyść dla wytwórców takich szczepionek. Zatem firmy te już w styczniu-lutym zaczęli syntetyzować na próbę i szczepić zwierzęta fragmentami mRNA, które kodowały kilka różnych białek wirusa SARS-COV-2, bo wtedy jeszcze nie wiadomo było, które z białek okaże się najlepsze jako szczepionka. Wybrali białko, sekwencję nukleotydową tego mRNA, która koduje białko S i dobrze to wyglądało, jeszcze przed badaniami klinicznymi. Wtedy pojawił się rząd amerykański, który przeznaczył kwoty rzędu miliarda dolarów; bezzwrotne dotacje dla firm opracowujących szczepionki przeciw COVID-19 pod hasłem: „Zróbcie szczepionkę, jak wyjdzie, to nam też sprzedacie, a jak nie wyjdzie, to trudno”. Notabene tylko firma Pfizera nie przyjęła tych dotacji i zadeklarowała, że sama pokryje koszty opracowania i produkcji przygotowywanej szczepionki. Ale inne firmy dostały środki w maju, również firmy takie jak Moderna, Johnson and Johnson i AstraZeneca; wtedy zaczęły budować fabryki, zanim szczepionki zostały opracowane i dopuszczone do stosowania. Pfizer zaś rozbudował swoją fabrykę w Belgii, pod Brukselą, druga fabryka powstawała w USA, pod Waszyngtonem. Krótko mówiąc, nie mając jeszcze wyników badań na ludziach, mieli już miliard na koncie i mogli budować fabrykę. Stąd jest to niezwykłe przyspieszenie, a prace nad szczepionkami postępowały równolegle, zarówno w firmie Pfizer, jak i Moderna, Johnson and Johnson, AstraZeneca i Novavax. Mając technologie, które rozwijają od 15 lat postanowili, że będą pracować nad szczepionką i zobaczy się, kto będzie pierwszy. Pfizer wystartował bardzo szybko z badaniami klinicznymi, ale w związku z tym nie mieli czasu na np. sprawdzenie stabilności termicznej szczepionki, więc zastosowali najniższą temperaturę, jaka jest dostępna, a wiadomo, że w tej temperaturze szczepionka jest stabilna. Czyli w minus 70 stopniach.

Jak taką temperaturę utrzymać?

Ich konkurencja, czyli Moderna, która jest blisko zgłoszenia do rejestracji swojego produktu, poświęciła trochę czasu przed rozpoczęciem badań na ludziach i sprawdzili, że w minus 30 stopniach szczepionka też jest stabilna. Moderna więc będzie dystrybuować swoją szczepionkę w klasycznych zamrażarkach, co jest dużo łatwiejsze. Ale przez to badania kliniczne na ludziach zaczęli później, bo kiedy się rozpoczyna te badania, to zgodnie z procedurą, trzeba je skończyć i później, zgodnie z tą samą procedurą trzeba używać tej szczepionki. Pfizer więc musi teraz budować sieć dystrybucji szczepionki w minus 70 stopni, ale to ich zmartwienie. Już ogłosili, że jako firma mają doświadczenie i od miejsca produkcji, czyli w Europie z Brukseli, do miejsca użycia, czyli np. Kartuzy, albo Kościerzyna, to oni na swój koszt dostarczą szczepionkę w temperaturze minus 70 stopni. Po dostarczeniu ona może jeszcze przez kilka dni przebywać w lodówce i może być użyta. To są tak zwane łańcuchy zimnych dostaw – przewoźne lodówki z suchym lodem. Każda lodóweczka będzie wyposażona w GPS, każda będzie wyposażona w pomiar temperatury, który będzie transmitowany online do centrali w trakcie wyjścia z fabryki do momentu dostarczenia do odbiorcy, ta szczepionka w tej przenośnej lodówce będzie w kontrolowanej temperaturze. Natomiast szczepionka firmy AstraZeneca to już jest zupełnie inna technologia, oni nie będą szczepić rekombinowanym adenowirusem tak zmienionym, aby nie mógł się namnażać samodzielnie w organizmie człowieka, a w którego genom dodatkowo wstawiono gen kodujący białko S wirusa SARS-COV-2. Po zakażeniu takim rekombinowanym wirusem białko S jest wytwarzane i nasz organizm rozpozna go jako białko obce; w ten sposób się uodpornimy. W składzie szczepionki typu mRNA 99,99 procent stanowi sól fizjologiczna a jedna setna albo tysięczna to kwas rybonukleinowy, który jest bardzo nietrwały. Sól fizjologiczna wchłonie się w ciągu kilkudziesięciu minut i śladu po niej nie będzie w miejscu podania. Zostanie kwas rybonukleinowy, którego kilka procent powinien wniknąć do wnętrza komórek i ulec translacji, czyli zamienić się na białko S w istniejących już wewnątrz komórek fabrykach produkcyjnych; ale większość ulegnie degradacji.

Dlatego trzeba wziąć dwie dawki tej szczepionki?

To jest znane w wakcynologii zjawisko, że druga dawka tak zwana „wzmacniająca” lub przypominająca” powoduje znaczne wzmocnienie odpowiedzi immunologicznej na ten sam antygen. Gdybyśmy te dwie dawki antygenu podali razem nie zyskamy tak silnej odpowiedzi immunologicznej jak w przypadku podania ich w odstępie około 2-3 tygodni. W tym drugim podaniu odpowiedź immunologiczna jest zdecydowanie silniejsza. Jak odczekamy 10 dni do 2-3 tygodni i powtórzymy szczepienie, to wówczas organizm wyprodukuje także te same przeciwciała, ale na dużo wyższym poziomie – czasami kilkadziesiąt razy wyższym. To oznacza, że będziemy zabezpieczeni dużo skuteczniej na dużo dłuższy okres. Przy jednej dawce byśmy byli zabezpieczeni, ale skuteczność terapeutyczna byłaby na poziomie np. 60 procent, a w tym wypadku na 94 procent. Dawka przypominająca wzmacnia odporność.

Dzieci tą szczepionką się nie szczepi, podobnie kobiet w ciąży. Co, jeśli chodzi o ludzi z nowotworami, chorobami autoimmunologicznymi?

Tutaj chyba nie ma przeciwwskazań. Firma, która zgłasza szczepionkę będzie musiała to na ulotce zaznaczyć. Myślę, że w tej pierwszej fazie badań rekrutowano wszystkich, którzy mieli określoną grupę wiekową. Nie rekrutowano dzieci młodszych niż 12 lat – jeśli chodzi o Pfizer, a zatem 16-latków już mogą szczepić.

Co z chorymi, którzy nie mają odporności? Z zakażonymi HIV?

Bez badań klinicznych trudno jest odpowiedzieć jaką skuteczność będzie miała ta i wszelkie inne szczepionki w przypadku osób zakażonych wirusem HIV.

Osoby cierpiące na reumatoidalne zapalenie stawów lub inne choroby autoimmunologiczne też mają zmienione w pewnym zakresie funkcjonowanie systemu immunologicznego.

To jest choroba autoimmunologiczna, której mechanizm do końca nie został poznany, Jedna z hipotez patogenezy tej choroby zakłada, że w wyniku wcześniejszego zakażenia np. jakimś patogenem, który miał w swojej budowie wśród licznych białek takie białko, które przypominało np. kolagen ze stawów. Po zlikwidowaniu pierwotnej infekcji w organizmie pozostały przeciwciała, które rozpoznają np. kolagen w stawach i w tym miejscu organizmu dochodzi do stanu zapalnego. Wtedy mówimy o reumatoidalnym zapaleniu stawów. To są choroby, w których mamy nadmierną aktywność układu immunologicznego, skierowanego niestety w kierunku własnych białek organizmu. Anglicy zaczęli już szczepić, więc mają ulotkę, rząd angielski zamieścił ją już na swojej stronie internetowej i tam są podane przeciwwskazania. Ponieważ w badaniach w pierwszych badaniach klinicznych raczej nie rekrutuje się kobiet w ciąży, nie szczepi się ich i nie sprawdza, jaka jest jej reakcja na kandydata na szczepionkę, ,. Chociaż firma zastrzega wskazania do użycia szczepionki, to lekarz, mając pacjentkę np. w ciężkim stanie, może podjąć decyzję o tym, że dla jej dobra, on jej te szczepionkę poda. Takie zastosowania leków poza wskazaniami rejestrowanymi jest znamy w medycynie postepowaniem terapeutycznym.

Wygląda na to, przynajmniej tak się przewiduje, że w Polsce będzie 8 tysięcy punktów, w których będzie można zaszczepić się przeciwko koronawirusowi.

Miejmy nadzieję, że uda się ich tyle powołać w jak najkrótszym czasie.

Uda się miesięcznie zaszczepić milion osób? Polska podpisała umowę na 45 milionów dawek. Jak wygląda sytuacja, jeśli chodzi o liczby?

Trzeba się zastanowić, ile osób dziennie można zaszczepić w jednym punkcie. 20? 40? …? Gdyby to było realizowane, to te cyfry są realne. Myślę, że to w ten sposób było liczone. Według moich szacunków, w chwili obecnej około miliona ludzi miesięcznie ulega zakażeniu, więc jest to takie tempo, że wkrótce w tym samym czasie odpowiedni odsetek ludzi ulegnie zakażeniu i będzie odpornym, bo po przechorowaniu szczepionka nie jest już konieczna. mamy własną pamięć immunologiczną na całego wirusa, a nie na jego fragment. Różnica polega na tym, że w przypadku użycia szczepionek, szczepimy grupy, które mają największe ryzyko powikłań, czyli np. osoby powyżej 85 lat, z chorobami współistniejącymi, a także pracowników służby zdrowia. Gdy ich wyszczepimy, to najgorszy wskaźnik tej pandemii, czyli śmiertelność, powinna radykalnie spaść. Z czasem wyszczepi się taki odsetek społeczeństwa i tak samo duży przechoruje, że razem da to nam odporność populacyjną i pandemia zacznie wygasać.

Wiosną 2021 wrócimy do normalnego życia, będziemy mogli podróżować?

Podejrzewam, że dopiero w lutym zaczniemy w Polsce szczepić, jeśli uda się milion w miesiąc, to w marcu będzie milion wyszczepiony, a mamy 38 milionów. Można szacować, że do tej pory przechorowanych mamy od 5 do 7 milionów osób (15-20 procent społeczeństwa), do marca może być następne tyle, więc ten milion miesięcznie to nam radykalnej różnicy nie zrobi. W związku z tym wolność, o której pani wspomina, to na początek wiosny będzie jeszcze za wcześnie, ale mam nadzieję, będzie opanowana kwestia osób, które mają ciężkie powikłania i służba zdrowia odetchnie; żaden lekarz i pielęgniarka nie zginie idąc do pracy, bo będą już zabezpieczeni. A problem osób ciężko chorych, które dziś wymagają mechanicznej wentylacji płuc zostanie radykalnie ograniczony i oby uległ rozwiązaniu w pierwszej kolejności.

Jeśli ludzie będą chcieli się szczepić, bo to jest chyba istotne.

Każdy z nas ma dostęp do podobnych informacji na temat aktualnej sytuacji epidemiologicznej i wynikających z tego tytułu zagrożeń oraz możliwych przeciwdziałań. Każdy z nas podejmując decyzje w tym zakresie kieruje się własną analizą korzyści i ryzyka. Mimo że nasze pokolenia są bardzo wyjątkowe, to ewolucja biologiczna na nich się nie zakończyła.

Czyli przeżyją ci, którzy umieją korzystać z bystrości swojego umysłu.

Tak wygląda sytuacja epidemiologiczna. Kiedyś była walka o ogień, o pożywienie, obrona przed agresorem. Dziś nikt na nas nie napada, pożywienia jest w sklepach, to sytuacja epidemiologiczna wymusza na nas podjęcie racjonalnej decyzji. Ale do tego momentu, zanim zostaniemy zaszczepieni, musimy dotrwać w zdrowiu. Jeśli już ulegniemy zakażeniu, to chodzi o to, aby nasz układ immunologiczny sam sobie poradził z wirusem, szybko. Możemy sami wspomóc prawidłowe działania naszego personalnego lekarza dostępnego 24 godziny przez 7 dni, czyli nasz układ immunologiczny. Pierwsze to sen – układ immunologiczny podobnie jak mózg się regeneruje w czasie snu. Jeśli jest niezregenerowany, to reaguje na zakażenie wolniej. Wirus zakaża i rozpoczyna replikację w górnym odcinku dróg oddechowych, a czasami „przechodzi do płuc”, powodując zapalenie płuc i co może prowadzić do ostrej niewydolności oddechowej. Jeżeli układ immunologiczny szybko produkuje specyficzne przeciwciała oraz limfocyty, wirus nie zdąży z górnych dróg oddechowych „zejść do płuc”. Druga rzecz to jeść dużo witamin naturalnych; dużo owoców takich jak jabłka, cytrusy. Warzywa – więcej niż normalnie. Trzeci warunek, najtrudniejszy – codziennie 10 przysiadów, 10 pompek, pobiegać, poruszać się. Musi być ruch. Funkcjonalne elementy układu immunologicznego nie są zlokalizowane tylko w grasicy czy w śledzionie, są też w mięśniach. Elementem, który je łączy jest krew obwodowa, do której te komponenty – cytokiny, prozapalne, przeciwzapalne – muszą się dostać. Jak nie ruszamy mięśniami, to one się nie dostają do krwi. Wówczas jest brak równowagi, układ immunologiczny działa, ale wolniej; na tyle wolniej, że wirus z górnych dróg oddechowych zdąży zejść do płuc i może spowodować ostrą niewydolność oddechową.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl