Donalda Tuska powrót do polskiej polityki i jego wyścig po władzę. "Pogłębia podziały. To go dyskwalifikuje na scenie politycznej"

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
Donald Tusk, były premier, były szef Rady Europejskiej
Donald Tusk, były premier, były szef Rady Europejskiej brak
„Tylko po władzę warto spieszyć się mniej powolnie. Na drodze sporo to jednak kosztuje” - zauważył ironicznie europoseł Marek Belka. Chodzi oczywiście o Donalda Tuska, który stracił właśnie prawo jazdy na trzy miesiące za zbyt szybką jazdę samochodem w terenie zabudowanym. Ale Marek Belka ma rację - były premier walczy o wygraną Platformy w najbliższych wyborach parlamentarnych, a tym samym o władzę i nie zwalnia.

To był news dnia. Donald Tusk, przewodniczący Platformy Obywatelskiej, stracił prawo jazdy. W terenie zabudowanym, a konkretnie w miejscowości Wiśniewo koło Mławy, jechał z prędkością 107 km/h, o 57 km/h za szybko. Tusk dostał mandat w wysokości 500 zł, zatrzymano mu też prawo jazdy. Sam zainteresowany napisał na Twitterze: „Jest kara zatrzymania prawa jazdy na 3 miesiące plus 10 punktów i mandat. Adekwatna. Przyjąłem ją bez dyskusji”.

Wykroczenie drogowe byłego premiera wywołało lawinę komentarzy na Twitterze. Ci, którym bliżej do Donalda Tuska niż Jarosława Kaczyńskiego, uderzali prędkością lidera Platformy w obóz rządzący.

„D. Tusk stracił prawo jazdy. Przekroczył prędkość o 50 km. Gdyby przydarzyło się to któremuś z liderów PiS, policjanci straciliby pracę, sprawa byłaby utajniona, nagrania z monitoringu uległyby sam” - napisał były premier i europoseł Leszek Miller.

„Wszyscy jesteśmy równi wobec prawa. Poza członkami PiS”- to poseł Koalicji Obywatelskiej Cezary Tomczyk.

Senator KO Bogdan Zdrojewski ironizował: „Przewodniczący ‘uziemiony’ na trzy miesiące... To może przyspieszone wybory?!”.

Ci, którym bliżej do Jarosława Kaczyńskiego nie zostawiali na Donaldzie Tusku suchej nitki. „107 km/h w terenie zabudowanym. 500 zł mandatu dla Donalda Tuska. To nic przy jego dochodach. Widać jak potrzebne były zmiany w prawie o ruchu drogowym. Trzeba walczyć z piratami” - zauważył na Twitterze szef Rządowego Centrum Analiz i sekretarz stanu w kancelarii premiera Norbert Maliszewski.

Janusz Kowalski, poseł Solidarnej Polski, o którym ostatnio bardzo głośno z powodu „grożenia nożem”, nazwał Tuska „piratem drogowym” i zarzucił mu złamanie prawa. Wicemarszałek Senatu Marek Pęk z Prawa i Sprawiedliwości wkleił skan niedawnej okładki tygodnika „Newsweek”, prezentującej Tuska na białym koniu. „Niektóre okładki bywają prorocze...” - ocenił.

U niektórych miało być zabawnie. Witold Tumanowicz z Konfederacji napisał: „kolejna rzecz, która łączy Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego. Nie mają prawa jazdy”. U innych - pouczająco. „Mamy 3 tysiące ofiar na polskich drogach rocznie. Nie, to nie powinno zdarzać się nikomu bez względu na status czy poglądy” - napisała przewodnicząca koła Polski 2050 Hanna Gill-Piątek.

Sprawa jest jednak poważna, bo Donald Tusk to lider Platformy Obywatelskiej, były premier, były szef Rady Europejskiej i człowiek, który wrócił do Polski, aby wygrać najbliższe wybory parlamentarne. Przypomnijmy, na początku lipca zebrała się Rada Krajowej Platformy Obywatelskiej. Borys Budka zrezygnował z funkcji szefa PO, a z funkcji wiceszefów ustąpili: była premiera Ewa Kopacz i europoseł Bartosz Arłukowicz. Na ich miejsca na wiceprzewodniczących wybrani zostali Tusk i Budka, i obecnie w sytuacji, gdy nie ma przewodniczącego partii, jego obowiązki wypełniał będzie Tusk jako najstarszy wiekiem wiceszef PO.

Zdaniem polityków Platformy Obywatelskiej, Donald Tusk zrobi wiele, aby współpraca na opozycji była silniejsza, wszystko po to, aby przejąć władzę.

- Widać, że robi bardzo dużo w tym kierunku, doskonale rozumiejąc, w jak delikatnej sytuacji są pozostali liderzy opozycji. Stąd zaczął od rozmów wewnątrz Koalicji Obywatelskiej. Myślę, że jeśli partnerzy z Nowoczesnej, z partii Zieloni, mieli jakiekolwiek obawy, to one się natychmiast rozwiały. Te obawy brały się pewnie z tego, że nie znali Donalda Tuska, nigdy z nim nie współpracowali. To dotyczy również podejścia Donalda Tuska i całej naszej formacji do Polskiego Stronnictwa Ludowego i do Szymona Hołowni z jego Ruchem Polska 2050. Właśnie takiego podejścia, które szuka pozytywów, partnerstwa i bierze pod uwagę to, że największy, w sensie także klubu parlamentarnego, partner musi mieć wyczucie delikatności i czasami może żądać trochę mniej, po to, żeby nie burzyć, nie naruszać podmiotowości innych. Donald Tusk doskonale to wszystko rozumie - mówił nam ostatnio w wywiadzie Tomasz Siemoniak, wiceprzewodniczący PO.

Pytanie, czy wykroczenie drogowe przekreśli plany Donalda Tuska i jaka przyszłość przed tym politykiem, którego, o czym pisano już wielokrotnie i na co wskazują badania opinii publicznej, wielu wyborców ceni i szanuje i równie wielu nienawidzi.

Prof. Kazimierz Kik, politolog, nie ma wątpliwości, że Polacy są dość tolerancyjni, jeśli chodzi o przekraczanie prędkości. Na wyborców takie zachowanie raczej nie zadziała. Fakt, że Donald Tusk nie dostosował się do przepisów może zmniejszyć jego autorytet, chociaż nie musi. To wykroczenie, zdaniem prof. Kika, na tle tego, co Tusk robi i tak jest niczym.

- A co takiego robi? - dopytuję.

- Pogłębia podziały. Osłabia i podważa autorytet państwa, bo atakuje nieustannie PiS i robi to w imię odzyskania władzy. To go dyskwalifikuje na scenie politycznej, Tusk niszczy Polskę. Jego przyszłość jest przeszłością. Nawet, jeśli dojdzie do władzy, to nie on wygra, ale przegra PiS. Ale też Zjednoczona Prawica prowadzi politykę samobójczą. Walcząc o swój elektorat, działa na szkodę ogółu Polaków. To w demokracji niedopuszczalne. Przekupywanie swojego elektoratu kosztem Polaków, to działanie krótkowzroczne, bo kiedyś tych pieniędzy zabraknie albo trzeba je będzie oddać - tłumaczy prof. Kik.

Prof. Antoni Dudek, również politolog, nie jest tak krytyczny wobec lidera Platformy. I wylicza, co PO już dzisiaj zawdzięcza Tuskowi.

- Przyszłość Donalda Tuska maluje się nie najgorzej, bo ten incydent raczej mu nie zaszkodzi. Zrobił już dużo, odbudował poparcie dla PO, teraz pozostaje mu stworzyć na tyle silny blok wyborczy, aby zrobić przynajmniej drugi wynik wyborczy, a potem zbudować kordonową koalicję, jak to nazywam, i zostać premierem. Kryzys na granicy pokazał, że to doświadczony polityk, bardziej doświadczony od reszty naszych parlamentarzystów. Może więc odegrać na polskiej scenie politycznej istotną rolę. Ale może być też tak, że ten drogowy incydent będzie początkiem jego końca. Może popełnić kolejne błędy, wtedy Hołownia podniesie głowę, dojdzie do buntu w PO, bo ludzie w Platformie zorientują się, że Tusk nie dał im tego, czego od niego oczekiwali - diagnozuje prof. Dudek.

Cóż, co do jednego zarówno prof. Dudek, jak i prof. Kik są zgodni: Polacy przyzwyczajeni są do polityków jeżdżących zbyt szybko. I trudno się temu dziwić. W 2008 roku Jacek Kurski, dzisiaj prezes TVP, miał zamiar dostać się z Gdańska do Warszawy samolotem, ale przez fatalne warunki meteorologiczne gdańskie lotnisko było zamknięte. „Podłączył się” więc pod konwój wiozący ważnego podejrzanego. Pilnujący go agenci zauważyli ścigające ich auto i wezwali posiłki. Obawiali się, że to próba odbicia więźnia. Jacek Kurski zatrzymał się dopiero na widok blokady z uzbrojonymi policjantami i pokazał legitymację poselską. „O mandacie w ogóle nie było mowy. Jechałem tak samo jak policja, a więc zapewne zgodnie z przepisami. A siedziałem im na ogonie, bo nie chciałem ich wyprzedzać” - tłumaczył potem dziennikarzom. Lech Kołakowski, poseł PiS, w 2018 roku jechał w terenie zabudowanym 108 km/h. Nie przyjął mandatu, zapomniał też prawa jazdy. Rok później Zbigniew Dolata, też z Prawa i Sprawiedliwości, pędził w terenie zabudowanym 129 km/h. Przyznał się do popełnienia wykroczenia, przyjął mandat, stracił na trzy miesiące prawo jazdy. Antoni Macierewicz w ciągu niespełna roku został trzy razy złapany przez fotoradar w Emilianowie koło Tomaszowa Mazowieckiego, na trasie z Warszawy do Piotrkowa Trybunalskiego. Jak podała wyborcza.pl, na ograniczeniu prędkości do 70 km/h jechał 112 km/h, 104 km/h i 133 km/h. Chronił go jednak immunitet, nigdy nie zapłacił mandatu. Donald Tusk nie jest więc wśród polityków wyjątkiem, ale prawdą jest, że od polityka tej rangi można wymagać więcej. Tusk był przecież przez siedem lat premierem, w latach 2014-2019 przewodniczący Rady Europejskiej, od 2019 przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej, był też senatorem i wicemarszałkiem Senatu IV kadencji, wicemarszałkiem Sejmu IV kadencji, w latach 2007-2009 przewodniczącym Komitetu Integracji Europejskiej.

O jego powrocie do polskiej polityki mówiło się od dawna, choćby przy okazji wyborów prezydenckich w 2019 roku. Wtedy jednak Donald Tusk nie zdecydował się na pojedynek z Andrzejem Dudą.

- Uważam, że możemy te wybory wygrać, ale do tego potrzebna jest kandydatura, która nie jest obciążona bagażem trudnych, niepopularnych decyzji, a ja takim bagażem jestem obciążony od czasów, kiedy byłem premierem - tłumaczył. Zapowiedział jednak, że będzie wspierał kandydata opozycji w tych wyborach i wykorzysta każdą możliwość, aby nadal wzmacniać pozycję Polski w Europie i na świecie.

„Dziękuję wszystkim, którzy rozumieją moją decyzję, przepraszam wszystkich nią zawiedzionych. Mnie też jest trochę smutno, ale od emocji i własnej ambicji ważniejsze są odpowiedzialność i uczciwa ocena sytuacji” - napisał jeszcze na Twitterze.

Zdecydował się na powrót w lipcu tego roku. I wcale nie ukrywał, że wraca, aby odebrać władzę Prawu i Sprawiedliwości.

- Zło PiS jest widoczne i permanentne. Widoczne we właściwie każdej sprawie. Dlatego ludzie uznali, że oni są już tak bezczelni, że nie da się już nic z tym zrobić. Dlatego, gdy widzisz zło, walcz z nim - tłumaczył w lipcu Donald Tusk. - Uwierzcie w siebie. Ja wierzę w was, w siebie i w Polskę. Wygramy! - apelował lider PO.

Donald Tusk wrócił na polską scenę polityczną z jeszcze jednego powodu - od początku tego roku notowania Platformy Obywatelskiej leciały na łeb na szyję, partia przeżywała jeden z największych kryzysów w swojej historii. Wystarczy wspomnieć, że w sondażach Platformę wyprzedził Szymon Hołownia ze swoim Ruchem 2050 i to on stał się liderem na opozycji. Powrót Donalda Tuska miał tę sytuację zmienić i zmienił, bo Platforma odbiła w sondażach. Chociaż, o czym mówią sami politycy Platformy, niektórzy liczyli na więcej.

Poza tym, co zauważyły natychmiast media Tuskowi nieprzychylne, były premier w sobotę ogłosił swój powrót do polityki, objął przywództwo w Platformie Obywatelskiej, w niedzielę rano pobiegał po ulicach stolicy, odwiedził Szczecin i zapowiedział, że idzie na tygodniowy urlop. Co, w ich opinii, miało świadczyć o jego braku zaangażowania, albo o zwykłym lenistwie.

Sam Tusk nic sobie z tych uszczypliwości nie robił, skupił się za to na „punktowaniu” obozu władzy, a ta ma ostatnio sporo na głowie: kryzys na granicy, szalejąca inflacja, czwarta fala pandemii - to tylko niektóre z nich.

I tak w ostatnią środę Donald Tusk mówił o pandemii.

- Rząd nic nie robi, rząd abdykował, rząd stchórzył przed pandemią - powiedział.

Badania potwierdziły tego dnia 28 380 nowych zakażeń koronawirusem. Zmarło 460 osób z COVID-19. - Od wielu miesięcy powtarzam, że jesteśmy gotowi wesprzeć, poprzeć działania rządu, które mają rekomendacje Rady Medycznej. Rada Medyczna spotyka się i rekomenduje pewne działania temu rządowi. Głównym problemem było to, że rząd nigdy nie poinformował, dlaczego nie informuje opinii publicznej o rekomendacjach Rady Medycznej i dlaczego ich nie realizuje - dodał.

Sześć dni temu w wywiadzie dla WP.PL Tusk wypowiadał się o sytuacji na granicy.

- To jest dramatyczne pytanie, czemu Warszawa jest dziś pomijana w tak ważnej kwestii, jak granica polsko-białoruska - mówi. - To, co było dla mnie bardzo ważne, to uświadomienie wszystkim koleżankom i kolegom, którzy dzisiaj w Europie mają jakieś role i jakąś możliwość sprawczą, że niezależnie od tego, jak bywają krytyczni wobec tego, co się dzieje w Polsce, niezależnie od dyskusji na temat funduszy europejskich dla Polski, to kwestię granicy traktować jako wspólną, europejską i NATO-wską. Można nie zgadzać się w wielu sprawach, ja w większości spraw się z rządem nie zgadzam i mam ku temu mocne argumenty, ale kwestia bezpieczeństwa Polski i Europy musi być sprawą ważną dla każdego - przekonywał przewodniczący PO.

Pytanie, czy krytyka obozu władzy i wytykanie mu błędów wystarczą. - Myślę, że efekt powrotu Tuska już widać. To efekt konsolidujący dla Platformy Obywatelskiej, wyprowadzający ją z największego kryzysu w dziejach tej partii, którego ostatnim elementem była postawa w sprawie Krajowego Planu Odbudowy, która się kompletnie PO nie opłaciła. Natomiast nic nie wskazuje na to, by powrót Donalda Tuska rozwiązał problemy opozycji jako takiej. To znaczy, aby w łatwy sposób mógł zdemobilizować część wyborców PiS-u i zmobilizować wahających się wyborców do głosowania na opozycję. Chyba że wraz z powrotem Donalda Tuska, po pierwszym etapie konsolidacji PO i osłabieniu reszty opozycji, pojawi się jakiś drugi krok, o którym, póki co, nic nie wiemy - mówił mi jeszcze w lipcu prof. Rafał Chwedoruk, politolog.

Na brak owego drugiego kroku często zwraca uwagę prof. Ryszard Bugaj, ekonomista, były polityk, lider Unii Pracy, który podkreśla, że chociaż Donald Tusk ostro i słusznie krytykuje obóz rządzący za zmiany w systemie prawnym i politycznym, to jednak nie mówi jasno, jakie kroki po ewentualnych wygranych wyborach chciałby podjąć w tym zakresie. Inaczej mówiąc, nie przedstawia Polakom żadnej alternatywy.

Nie boi się jednak ryzyka. Po wyrok Trybunału Konstytucyjnego, w którym ten uznał wyższość prawa krajowego nad unijnym, napisał na Twitterze: „Wzywam wszystkich, którzy chcą bronić Polski europejskiej”. I zaapelował, aby, trzy dni po wyroku TK, w niedzielę, zademonstrować swoje niezadowolenie. To było ryzykowne posunięcie, ale opłacało się. Chociaż Tusk zwołał swoją manifestacje w Warszawie, na ulice polskich miast wyszły tysiące Polaków.

Cóż, Zjednoczona Prawica walczy na wielu frontach. Może dlatego sondaże różnych firm badawczych wskazują, że od kilku tygodni spada poparcie dla partii rządzącej. Według jednego z ostatnich, wynosi dziś poniżej 30 proc., co jest najgorszym wynikiem PiS od 2015 roku. Czy Donald Tusk to wykorzysta?

- Na pewno wykroczenie drogowe Tuskowi nie pomoże, ale to nie jest rzecz, która zadecyduje o jego przyszłości. Aktywni twitterowcy ze Zjednoczonej Prawicy oczywiście rzucili się na lidera PO, bo na innych frontach wtopa goni wtopę, więc to dla nich prezent - mówi dr Jarosław Flis, socjolog. - Jaka przyszłość przed Tuskiem? Tego na razie nikt nie wie. Koncepcja zmarginalizowania Hołowni nie wyszła, wypadałoby więc, żeby ktoś się z kimś na opozycji dogadał. Jeśli jednak obóz rządzący będzie coraz słabszy, będzie się sypał, nie będzie nacisku na integrację. A wtedy Tusk będzie jednym z mniej więcej równych liderów opozycji - dodaje dr Flis.

Dzisiaj chyba nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak potoczą się wydarzenia na polskiej scenie politycznej, niewiadomych jest zbyt wiele. A to one będą miały wpływ na wynik wyborów parlamentarnych, a tym samym na przyszłość Tuska.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl