Donald Tusk. Nie ma go na scenie, ale to nadal i jego teatr

Witold Głowacki
Donald Tusk
Donald Tusk Joanna Urbaniec / Polskapresss
Podobno Donald Tusk zniknął z polskiej polityki, podobno nie ma dla niego powrotu, podobno jest politycznym żywym trupem. A przecież nie ma tygodnia, by jego nazwisko nie znalazło się na czołówkach polskich mediów, tak dobrze bowiem się klika.

Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, nie będzie żadnego powrotu Tuska, zapomnijcie o tym emerycie oraz „A kto to jest Tusk?”- powtarzają nad podziw zgodnie politycy prawicy i liberalnego centrum.

A potem Tusk pisze tweeta.

Najwyżej postawiony polski emigrant polityczny tak naprawdę nigdy nie opuścił polskiej polityki. Choć go nie ma, to w niej jest. Donald Tusk nie musi ruszać się z Brukseli, by i tak regularnie brać udział w zwarciach na krajowej scenie. Ba, najczęściej nie musi robić nic. Bo przecież do większości z tych zwarć wystarczy samo jego nazwisko. Potem zwykle wystarczy napisać tweeta - nie więcej niż 280 znaków, dłużej i tak się nie da.

Nazwisko wystarczyło chwilę temu. Było na tablicy pamiątkowej, którą według „Politico” trzy dni temu osobiście odkręcał w budynku swego przedstawicielstwa w Brukseli ambasador Polski przy Unii Europejskiej Andrzej Sadoś. Demontaż tablicy (upamiętniającej uroczyste otwarcie nowej siedziby Stałego Przedstawicielstwa RP przy UE z udziałem Tuska, Barroso i tak dalej) miał miejsce tuż przed odwiedzinami premiera Mateusza Morawieckiego w brukselskim przedstawicielstwie. Wprawdzie Morawiecki bywał tam już wcześniej, a według oficjalnego komunikatu MSZ (resort musiał go wydać, gdy sprawa nabrała rozgłosu, co samo w sobie zdaje się być wymowne) „okolicznościowa plastikowa tablica została tymczasowo zdjęta w związku z trwającym od kilku tygodni cyklicznym (po 8 latach) odświeżeniem i rearanżacją wnętrza jednego z wejść Stałego Przedstawicielstwa RP przy UE, remontem fasady oraz wymianą zewnętrznych szyb”.

Oczywiście po całodziennej burzy na temat odkręconej tablicy (o której istnieniu tak naprawdę nigdy, gdyby nie demontaż, byśmy się nie dowiedzieli) Tusk sięgnął po smart-fon. „Mniejsza o tabliczkę. Ważne, żeby Polski nie odkręcili od Unii Europejskiej”- napisał w tweecie. Do tej pory zebrał 1600 podań dalej i ok. 7 tysięcy polubień, nie licząc ciągnących się taśmowo komentarzy. To bardzo rzadko osiągane przez polskich polityków statystyki - dla porównania w tym ostatnim, szczytowym tygodniu kampanii wyborczej „najlepszy” tweet Grzegorza Schetyny miał nieco ponad 200 podań dalej, a premiera Mateusza Morawieckiego ok. 450.

Kadencja Tuska jako przewodniczącego Rady Europejskiej kończy się w grudniu przyszłego roku. Do tego czasu jego „powrót” do Polski niemal na pewno nie nastąpi. Przedterminowa rezygnacja z urzędu „prezydenta Europy” w zasadzie nie wchodzi w grę, zarówno ze względu na potencjalne międzynarodowe konsekwencje takiego ruchu, jak i na wizerunkowy instynkt samozachowawczy samego Tuska. Tym samym jego pośredni udział w kampaniach 2019 roku (wiosną czekają nas wybory do Parlamentu Europejskiego, a jesienią te najważniejsze z punktu widzenia partii - do Sejmu i Senatu) może wyglądać tylko tak, jak w tej chwili. Czasem kilka zdań na konferencji, czasem zdjęcie, czasem tweet. Te strzały z dalekiego dystansu mogą być całkiem celne, mogą też wesprzeć nawet niespodziewanie mocno liberalną opozycję, ale aktywnym zaangażowaniem w kampanię nie da się tego nazwać. Podobnie jak dziś. Bo kto byłby w stanie odpowiedzieć jednoznacznie i „nieprocesowo” na pytanie, czy właściwie szef Rady Europejskiej bierze jakikolwiek udział w opozycyjnej kampanii samorządowej w Polsce, czy też nie?

Czy kiedy jeździ po Paryżu (jak tydzień temu) w luźnej białej koszuli na hulajnodze elektrycznej, to chce nam coś powiedzieć na przykład o Patryku Jakim albo o myśleniu o zarządzaniu dużym miastem, czy tylko promuje - jak przystało na szefa RE - ekologiczny środek transportu i zdrowy styl życia? Czy kiedy strzela aluzyjnymi tweetami w PiS, to w imię wartości, czy dla politycznego efektu. Gdy martwi się publicznie o praworządność w Polsce, to dlatego, że mówi w imieniu Unii Europejskiej, czy dlatego, że może to zaszkodzić jego odwiecznemu politycznemu wrogowi? Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na żadne z tych pytań, prawda? I właśnie dlatego popełnia błąd, każdy, kto lekceważy polityczny talent Tuska lub stawia na nim krzyżyk.
W powrót Tuska jako kandydata na prezydenta wciąż chyba bardziej wierzą politycy prawicy niż liberalnej opozycji. - Tak, to jest możliwe, właściwie dla nich to jedyne możliwe wyjście. Po stronie opozycji nie widać zupełnie nikogo, kto mógłby stanąć w prezydenckie szranki. Dlatego dla nich powrót Tuska to jedyna nadzieja. O ile tylko polityczny emeryt będzie miał odwagę zmierzyć się z pełnym energii Andrzejem Dudą. Przecież prezydent będzie miał wtedy tylko 48 lat - mówi dobrze zorientowany w partyjnych nastrojach polityk Prawa i Sprawiedliwości.

W Platformie natomiast „powrót na białym koniu” jest traktowany tylko jako jedna z opcji. - Proszę mi powiedzieć, czy przed ogłoszeniem kandydatury Andrzeja Dudy pomyślał pan choć przez chwilę, że to może być właśnie on? - odpowiada mi nieco rozeźlony polityk Platformy na pytanie, kto właściwie, jeśli nie Tusk, miałby w 2020 roku kandydować na prezydenta po tej liberalno-centrowej stronie. Ale potem co nieco opowiada.

W telegraficznym skrócie Platforma rozumuje następująco: najpierw bieżący cykl wyborczy, później - po wyborach europejskich, ale najlepiej jeszcze przed wyborami parlamentarnymi (choć w takim momencie, gdy sytuacja będzie już w miarę klarowna) decyzja w sprawie kandydata. Oczywiście - jak to w Platformie - w oparciu o bieżącą sytuację i bieżące sondaże i nastroje. Może i Tusk, może profesor z autorytetem, a może ktoś młody, z ładnym życiorysem politycznym. Na przykład prezydent Warszawy? - tu mój rozmówca zdaje się pytać sam siebie.

Zdania co do tego, czy kandydata należy ogłaszać jeszcze przed wyborami parlamentarnymi, są mocno podzielone. Przeważają opinie, że nie. Dlaczego? - Widział pan kiedyś tak ostrą i brudną kampanię samorządową, jak ta? - pyta mój rozmówca z Platformy. - Nie? No właśnie. To teraz proszę sobie wyobrazić, że już nie chodzi o sejmiki i burmistrzów, tylko o realną władzę w Polsce na cztery lata. Kampania parlamentarna to będzie piekło, czegoś takiego Polska jeszcze nie widziała. Będą z nami szli na widły i z taczkami gnoju. To nie są sprzyjające warunki dla kandydata na prezydenta, jak silny by nie był. I tak zamiast odpowiadać na ataki, musielibyśmy go chronić choć częścią sił - tłumaczy.

I może mieć sporo racji. Od wyborów parlamentarnych do prezydenckich minie ponad pół roku, najprawdopodobniej jakieś 7, może prawie 8 miesięcy. Zanim opracuje się strategię na wybory prezydenckie, warto znać pozycje startowe - czyli wynik wyborów parlamentarnych. Gdyby miały dla opozycji ciężki przebieg, pielgrzymki do Tuska ruszyłyby już w momencie ogłaszania exit polli. Ale jeśli miałby być sukces? To może nikomu nie byłby potrzebny żaden Tusk? Wreszcie po wyborczym maratonie, który zaczął się już teraz, wszystkim stronom - a już najbardziej wyborcom - z pewnością przyda się chwila pauzy, jakiś reset politycznej agendy. Kampania prezydencka sensu stricte będzie zaczynać się z początkiem roku 2020. Analogicznie do wyborczo-politycznego kalendarza z wyborów 2015 roku.

Ergo: Tusk by spokojnie zdążył. Wstępne zainteresowanie wyborami w Polsce można ogłosić już po ukonstytuowaniu się władz Unii Europejskiej na nową kadencję. Kiedy będzie już znane nazwisko następczyni lub następcy Tuska, kiedy rola odchodzącego dotychczasowego przewodniczącego RE zostanie sprowadzona do funkcji już czysto reprezentacyjnych i formalnych.

Kwestia „powrotu Tuska” do Polski jest dość regularnym przedmiotem badań sondażowych zamawianych przez media. Nic w tym dziwnego. Niezależnie od wyniku, przeprowadzenie takiego sondażu daje gwarancję na jeden z dwóch nagłówków: „Polacy nie chcą powrotu Tuska” albo „Polacy czekają na Tuska”. Tak i tak dobrze, bo przecież nagłówek będzie się świetnie klikał. Dlaczego? Bo Tusk w ogóle świetnie się klika.

Tydzień temu nieznacznie wygrała opcja „Polacy nie chcą powrotu Tuska”. W sondażu SW Research dla RP.pl 40,3 proc. badanych odpowiedziało, że Tusk nie powinien wracać do Polski. Jednocześnie 37 proc. badanych ogłosiło, że czeka na jego powrót.

Czy jest w tym cokolwiek zastanawiającego? Prawdę mówiąc, niekoniecznie. W tym samym czasie również ok. 40 proc. w tych bardziej korzystnych dla prawicy sondażach notował PiS. W tych mniej korzystnych - tyle mniej więcej wynosiła suma poparcia dla PiS i Kukiz’15. Z kolei 37 proc. - to nieco więcej niż suma deklaratywnego poparcia dla Koalicji Obywatelskiej i ugrupowań lewicy. Tak naprawdę ten ostatni wynik jest dla Tuska więcej niż korzystny. Bo ledwie pół roku temu w przeprowadzonym dla Polityki sondażu aż 49 procent Polaków wskazało, że ich zdaniem dla Tuska „nie ma miejsca w polskiej polityce”. Znacznie mniej badanych też na niego „czekało”. W roli kandydata na prezydenta, czy szefa jakiejś hipotetycznej opozycyjnej Wielkiej Koalicji widziało go po 10 proc. badanych. Dlatego właśnie ten ostatni sondaż oznacza, że myśl o „powrocie Tuska” raczej wraca do łask niż z nich wypada.
Dla jednych to świetna wiadomość, dla innych znacznie mniej. Komu na opozycji powrót Tuska nie byłby z dzisiejszej perspektywy na rękę? To dość oczywiste. Grzegorz Schetyna powrócił z politycznego zesłania tak naprawdę dopiero w momencie jego odejścia, choć Bronisław Komorowski już wcześniej zapewnił mu fotel Marszałka Sejmu. Razem ze Schetyną nieszczególnie cieszyliby się z powrotu Tuska jego najbliżsi współpracownicy - Rafał Grupiński i reszta. Otwarte pozostaje pytanie, jak zareagowałoby młodsze pokolenie polityków Platformy. Zwłaszcza tych, którzy rozwinęli skrzydła dopiero w tej kadencji Sejmu, bez żadnego Tuska na szczycie hierarchii.

A kto by się cieszył? Ewa Kopacz z pewnością, a z nią całe grono - najczęściej lojalnych do dziś - najbliższych współpracowników Tuska. Za czasami „Kierownika” tęsknią też - i wspominają o tym w mediach Michał Kamiński, Jacek Protasiewicz czy Stefan Niesiołowski - oni wszyscy są już poza Platformą, a właściwie wręcz na politycznym oucie, ale marzy im się powrót do wielkiej gry w ramach jakiejś na przykład Liberalnej Koalicji na Rzecz Tuska czy innej tego typu inicjatywy. Ale są też przecież politycy, których to Tusk zbudował albo stworzył na nowo i którzy po jego odejściu musieli pogodzić się z marginalizacją. Wśród tych ostatnich - na przykład Radosław Sikorski, Jan Rostowski i inni.

A sam Tusk? Będzie chciał dokończyć swą polityczną grę? Nigdy nie powiedział „nie”, nigdy też dotąd nikt nie usłyszał od niego jednoznacznego „tak”. Pozostaje nam odpowiedzieć sobie samemu. A może w tym jakoś pomóc zakończenie barwnej historii o odkręconej w Brukseli tablicy. Otóż gdy Tusk już policzył lajki pod swym tweetem, zorientował się w reakcjach i pożartował ze współpracownikami na temat ambasadora Dobrej Zmiany ze śrubokrętem, jednym słowem: mógł z czystym sumieniem stwierdzić, że zdecydowanie wygrał tę anegdotyczną potyczkę, nie zadowolił się samą tą świadomością. O nie, następnego dnia, podczas czwartkowego szczytu Unii w sprawie brexitu, zapytał przy ludziach (dość szerokie grono) ambasadora Sadosia, czy może podaruje mu tę nieszczęsną tablicę? Przyparty do muru Sadoś nie miał innego wyjścia - musiał obiecać, że właśnie tak zrobi. - Tak jest, panie premierze - tak dokładnie powiedział.

POLECAMY:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 2

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

A
Administrator
To jest wątek dotyczący artykułu Donald Tusk. Nie ma go na scenie, ale to nadal i jego teatr
b
botus katowice
To największy szkodnik w UE. NIC nie załatwił dla Polski,, jedno wielkie NIC. Wielki hamulcowy porozumienia z Wlk Brytanią w sprawie Brexit, gdzie Polska straci najwięcej. A zamiast tego wtrąca się w politykę wewnętrzną. Jednym słowem ocena JEDNOZNACZNIE NEGATYWNA dla Polski. Zaraz ktoś tu powie ze musi dbać o wszystkie państwa. Ale jakoś inni urzędnicy unijni potrafili dbać o interesy własnego państwa tak jak poprzednik Herman Van Rompuy, który był przykładem bezstronego polityka, który miał różne pomysły. Niestety Tusk nie tylko że nie ma pomysłów na Unię to szkodzi nam, Polsce...
z
zs
Powinien dostać Oskara
Wróć na i.pl Portal i.pl