Dominikanie, pieniądze i kłopot: Afera Amber Gold uderza w zakon

Lucjan Strzyga, Ewelina Nowakowska
Dominikanie to dziś najbardziej popularny zakon. Na msze święte w ich kościołach przychodzą tłumy
Dominikanie to dziś najbardziej popularny zakon. Na msze święte w ich kościołach przychodzą tłumy Bartek Kosiński/Polskapresse
Afera Amber Gold trafiła rykoszetem w zakon dominikanów. Czy to efekt zwykłej naiwności zakonników, czy może nadmiernej otwartości na współczesny świat - zastanawiają się Ewelina Nowakowska i Lucjan Strzyga.

Kościół św. Mikołaja jest bez wątpienia jedną z najpiękniejszych gotyckich świątyń w Gdańsku. Pochodzącym z końca XII wieku zabytkiem gdańscy dominikanie władają od 1227 roku. Ostatnio świątynia nabrała szczególnego blasku - wyremontowano kaplicę św. Jacka, wymieniono dach, naprawiono okna, trwa renowacja wspaniałej piety z początków XV wieku. Pieniądze na remont spłynęły od Marcina Plichty, szefa piramidy finansowej Amber Gold. Miał on przekazać zakonnikom przynajmniej milion złotych na remont. Ale według plotek krążących po mieście kwota miałaby być nawet dwu, trzykrotnie większa.

Pytany o pieniądze przeor klasztoru o. Michał Mitka zbywa dziennikarzy, podobnie o. Jacek Krzysztofowicz, który - według słów Plichty - namówił go do tak wysokich datków na świątynię. To jego kazania miały być dla szefa Amber Gold powodem, dla którego zaczął odwiedzać ten właśnie kościół. Datki spłynęły szczodrze, ale dziś dominikanie stoją przed nie lada moralnym dylematem: czy godziwe jest korzystanie z pieniędzy oszusta? Czy kościelny splendor może być okupiony krzywdą naiwnych? Pieniądze ponoć nie śmierdzą, choć w tym wypadku istnieje podejrzenie, że zakonnicy przyjmując je, wcześniej zatkali sobie nosy.

Pewne jest, że dobre imię dominikanów zostało nadwyrężone. Niby rzecz stara jak świat - w starciu mamony z moralnością ofiarą pada zwykle ta druga. Miliony w czasie kryzysu to wszak gratka nie lada, zwłaszcza przeznaczone na szczytny cel. Ale gdzie w takim razie podziała się legendarna dominikańska przezorność, wynikająca z przenikającego regułę tego zakonu intelektualizmu? Czyżby bracia zatracili wyczucie tego, czego nie godzi się robić? Pytania tego typu pojawiają się nawet wśród znanych zakonnych autorytetów.

Może gdyby nie nadmierna dominikańska teologiczna "otwartość", Marcin Plichta oddałby trefne pieniądze komu inne-
mu. A tak zakon ma kłopot

- Jeżeli człowiek, tak głęboko nieuczciwy, jak Marcin P., tłumaczy, że przekazywał pieniądze na rzecz kościoła, bo przyciągnęły go właśnie kazania przeora, to chyba mało ewangeliczne były te kazania albo on był tak duchowo głuchy. Osoby przyjmujące takie kwoty powinny chociaż dowiedzieć się na temat człowieka. Dominikanie z kościoła św. Mikołaja raczej tego nie zrobili - mówi z przekąsem o. Wojciech Jędrzejewski, dominikański duszpasterz akademicki w Łodzi. Wtóruje mu o. Tomasz Alexiewicz: - Pieniądze powinny być przyjmowane w sytuacji, kiedy co do darczyńców nie ma podejrzeń, bez zobowiązań moralnie wątpliwych. Najlepiej zakon budować na wdowim groszu, a nie pieniądzach różnych bogaczy.

A już na pewno nie pomyśleli, jak łatwo jest stracić - mówiąc językiem marketingu - dobrą markę z blisko 800-letnią tradycją. To przecież braci, kierowanych przez hiszpańskiego mnicha Dominika Guzmána, późniejszego św. Dominika, papież Innocenty III powołał do intelektualnego pokonania szerzącej się w Europie herezji waldensów i katarów. W 1216 roku nowy zakon, jako zgromadzenie braci żebrzących, ruszył do walki o czystość doktryny. Dlatego zwano ich kaznodziejami głoszącymi Ewangelię wszystkim i na wszystkie sposoby. Za narzędzia mieli kontemplację, intelekt i osobistą relację z Bogiem. Do dziś dominikańskie nauczanie opiera się na zasadzie "contemplata aliis tradere" ("dzielić się owocami kontemplacji z innymi").

O porzuceniu żebraczego charakteru zakonu zdecydowała rzeczywistość. Ale ubóstwo jako podstawa życia zakonnego wciąż znajduje się pośród celów zakonu. Reguła braci powiada, że jeśli zakonnicy pragną naśladować apostołów, muszą żyć podobnie jak oni. O. Maciej Zięba, były prowincjał polskich dominikanów, dodaje inną charakterystyczną cechę zakonu: - Jesteśmy najstarszą demokracją świata. Od 1226 roku mamy ustrój ściśle demokratyczny. Demokracja ta zmusza do rozmowy, poszukiwania wspólnych rozwiązań, widzenia w drugim człowieku współbrata, a nie przeciwnika. Jako duchownych interesuje nas żywy człowiek, jego problemy, jego troski, nadzieje. Staramy się w nich uczestniczyć, rozumieć i pomóc je rozwiązywać.

Nic dziwnego, że dominikanów wciąż spotykamy na kartach historii. Wykładali na średniowiecznych uniwersytetach, toczyli teologiczne dysputy, dawali Kościołowi papieży, armię świętych i artystów, z dumą nosząc przydomek psów pańskich (co odwołuje się do łacińskiej gry słowem "dominicanes"). Z szeregów braci kaznodziejów wyszli św. Tomasz z Akwinu, bł. Fra Angelico i Giordano Bruno. Ojciec Yves Congar współtworzył Sobór Watykański II, a arcybiskup Wiednia Christoph Schönborn wciąż znajduje się w gronie purpuratów, brany pod uwagę jako ten, który może kiedyś zasiąść na Stolicy Piotrowej.
Dominikanie to także budzący podziw kawałek polskiej historii. Od św. Jacka Odrowąża, pierwszego polskiego mnicha w czarno-białym habicie, do o. Mieczysława Krąpca, twórcy tzw. lubelskiej szkoły tomistycznej i o. Joachima Badeniego, legendarnego krakowskiego duszpasterza środowisk akademickich. To on m.in. był na przełomie lat 70. i 80. opiekunem słynnej "Beczki" przy klasztorze dominikanów na ul. Stolarskiej, kuźni młodej, zbuntowanej przeciw systemowi katolickiej inteligencji.

Czy zatem psy pańskie straciły już swój węch i dały się wpuścić w maliny przez szemranego biznesmena z workiem cudzych pieniędzy - jak chcą jedni, czy też przyczyn trzeba szukać w samej organizacji zakonu, jego nadmiernej demokratyzacji, pobłażliwości dla ludzkich słabości, a nawet rozluźnienia doktryny, szczególnie na polu moralności - jak dowodzą inni. Ci pierwsi podnoszą sprawę niezbędnego zaufania do innych ludzi, drudzy gromko krzyczą, że dominikanie nie stoją już na straży katolickiej ortodoksji. Wypalili się, dali się porwać postępowi podobnie jak wcześniej jezuici - takie głosy na forach religijnych wcale nie są dziś rzadkością.

Ale taka wyliczanka symptomów upadku, nader miła w uszach religijnych konserwatystów, w niczym nie tłumaczy po prostu braku zwykłego zdrowego rozsądku, którego zabrakło ojcom z Gdańska. Co innego podzielać poglądy teologiczne o. Edwarda Schillebeeckxa, dominikańskiego guru doby Vaticanum II, który swoimi tezami na temat zmartwychwstania i posługi duchownych w Kościele starł się z Kongregacją Nauki i Wiary, a co innego stawać się niezamierzonym zakładnikami afery. Ostatecznie nawet najbardziej postępowa teologia nie zwalnia przecież od zwykłej odpowiedzialności.

Z drugiej strony dominikanie wcale nie ukrywają swojej posoborowej otwartości na świat. We współczesnym Kościele słowo "otwartość" zrobiło oszałamiającą wręcz karierę, służąc do określania wszystkiego, co do tej pory uchodziło za tradycyjne i nie przystające do wymogów czasu. Otwartości towarzyszy z kolei "humanizm", czyli afirmacja ludzkich postaw, których Bóg nie potępi, bo przecież nie jest to już ten średniowieczny Bóg, który straszył z gotyckich portyków. Jeśli dodamy to tego dość swobodne traktowanie obrzędów (krytycy mogliby przytoczyć tu choćby głośny tekst o. Pawła Gużyńskiego w dominikańskim miesięczniku "W drodze" o zbędności spowiedzi) to widać, że dominikanie daleko odeszli od tego, czym kierowali się jeszcze jako kościelni inkwizytorzy.

Ojciec Wojciech Jędrzejewski: - Nie wydaje mi się, żebyśmy jako zakon byli bardziej otwarci niż inni duchowni. Dominikańska otwartość jest przereklamowana. Istnieje określona część ludzi, która doskonale odnajduje się w naszym kaznodziejstwie, ale to świadczy o charyzmacie zakonu, posłudze słowa. Wiele osób odnajduje się w naszych parafiach, kościołach - mówi duchowny.

Można nawet wskazać istniejący w sieci prawdziwy jarmark miejsc usług "religijnych", oferowanych przez uśmiechniętych i życzliwie niezbyt dociekliwych ojców. I tak: jeśli chcesz łagodnego spowiednika, który nie będzie zbyt konsekwentny w kwestiach grzechu - idź do kościoła św. Jacka na Freta w Warszawie, jeśli chcesz bezboleśnie przebrnąć przez przygotowania do sakramentu małżeństwa - najodpowiedniejsi będą dominikanie w Krakowie, zaś skomplikowane sprawy z chrztem dziecka bezstresowo załatwisz we Wrocławiu.

Wpis w internetowej dyskusji pod tytułem "Czy dominikanie się wypalili?": "Wizja chrześcijaństwa w wydaniu współczesnego Ordo Preadicatorum to bezkonfliktowa religia posługująca się ogólnikami, unikająca jak ognia wezwania konkretnych osób do przemiany życia" - może brzmieć dla niektórych jak zarzut, ale może też wskazywać na to, że drogi dzisiejszych poszukujących wiodą właśnie do klasztorów braci dominikanów, a nie - przykładowo - redemptorystów. Dominikanie mają bowiem czym wabić: filozoficznym poziomem katechez, rozbudowanym duszpasterstwem, odkrywaniem nowych ścieżek w teologii, wreszcie brakiem postawy wrogości wobec innych.

Posłuchajmy Tadeusza Bartosia, który dominikański habit zrzucił w 2007 roku, właśnie z powodu - jak sam twierdzi - niezgody na kościelną obłudę w kwestiach moralności: - Od średniowiecza kościoły w Polsce budowano dzięki funduszom ludzi bogatych. W tradycji polskiego Kościoła nie ma innego wariantu i trudno oburzać się na tę kwestię. Instytucje publiczne, fundacje otrzymują pieniądze od różnych ludzi i placówek. Te jednostki sprawdzają ofiarodawców, ale oszustów nie sprawdzą. Tak też mogło być w przypadku kościoła św. Mikołaja w Gdańsku. Dominikanie nie musieli wiedzieć, jaka jest intencja ofiarodawcy, aczkolwiek nie wykazali się tu należytą czujnością.

Bo nawet jeśli zgrzeszyli jedynie brakiem należytej ostrożności, ze skutkami jej braku mogą się jeszcze długo zmagać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 37

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

s
salomon
Klasztor ma oddać półtora miliona i miasto Gdańsk półtora miliona. Omijajcie gdańszczanie to miejsce szerokim łukiem. To nie jest dom boży. Dominikanów zgubiła pazerność.
k
kazimierz
Marcin Plichta za oszustwa i przywłaszczenie cudzych pieniędzy powinien dostać 25 lat,wtedy morze by odpowiadał na pytania prokuratury.Jeżeli grozi mu tylko do 5 lat,to znając naszą prokuraturę i sady to dostanie około 2lat po ma pieniądze i wie komu je dać.Jak morze złodziej i oszustw domagać się wypłaty od siebie bankruta i złodzieja,który oszukał tyle osób,niech oda te miliony tym ludziom.
J
Jarek z Żoliborza
Lesek Słaboj Flaszka nie ostrzegł Zakonników. Tego nie rozumiem?
P
Przytomny katolik
Kościół nie jest tu zamieszany w żadną aferę ! To wyssane z palca bzdury.
M
M.
Czy to nie dziwne, że znowu jakaś afera i znowu zmaieszany jest w nią kościół - może znowu gocłowski jaieś szmugle odprawia i jego koleżcy również ..... tego sie nie dowiemy a może sie dowiemy ....
WIERZĄCY
P
Przytomny katolk
Podoba mi się w tym artykule przytoczenie wielu pozytywnych informacji na temat historii dominikanów. Jednak postawienie na wstępie artykułu tezy , że zakonnicy postąpili niegodziwie (cyt. "czy godziwe jest korzystanie z pieniędzy osoby podejrzewanej o oszukanie tysięcy osób") jest dla mnie insynuacją pozbawioną sensu. Autorzy piszą, że darowizna była od Marcina P., dlaczego więc insynuują związek z pieniędzmi z firmy AG uzyskanymi od "naiwnych" (a tak na marginesie - skąd tylu naiwnych) klientów ? W dodatku, jak przeczytaliśmy , opierają się wyłącznie na oświadczeniu darczyńcy (czyli, jak sugerują, niewiarygodnego, podejrzanego biznesmena) oraz na .... PLOTKACH (cyt. "według plotek krążących po mieście kwota miałaby być nawet dwu, trzykrotnie większa")
O potencjalnych dylematach Autorów - piszę na końcu.
Artykuł napisany jest "zręcznie" bez przytaczania faktów, które mogłyby obnażyć bezsens zarzutów. A faktem jest, że remont kaplicy (na którą ponoć przeznaczona była darowizna) odbywał się ponad rok temu !!! Kto wtedy mógł przewidzieć plajtę AG ?
Może dominikanie powinni iść wtedy "na miasto" i słuchać plotek ? Bo w połowie 2011 roku nie było jeszcze obowiązku dostarczenia sprawozdania finansowego przez AG do sądu rejestrowego za rok 2010 (jeśli założyć, że obdarowani powinni to sprawdzić przed przyjęciem darowizny), a informacje o karalności osób fizycznych nie są jawne i nigdy nie mogą ich uzyskać obdarowani !
I ważne pytanie : Gdzie wtedy - rok temu - byli Autorzy ?
Rok temu nie było afery ? Czemu wtedy nie piętnowali obdarowanych ? I dlaczego nie znamy jeszcze pełnej listy darowizn (tego oczekujemy od sprawnych rzemieślników-dzienikarzy)?
No to mamy WSPÓŁWINNYCH afery AG - to Autorzy nie zapobiegli aferze ! (oczywiście piszę to z ironią skierowaną do pp. Lucjan Strzyga, Ewelina Nowakowska). W ten sposób można obrzucać błotem kogo popadnie.
I jak daleko cofną się aby dokopać jeszcze innym AUTORYTETOM moralnym ?
Chyba już wykazałem absurdalność tez artykułu który, mam nadzieję , większość Czytelników przeczyta z podobnymi jak ja spostrzeżeniami.
Uważam, że darowizna przyjęta przed rokiem przez dominikanów ma się do afery AMBER GOLD z 2012r. jak zeszłoroczny śnieg do pogody tego lata ..... (czyli nie ma związku - wyjasnienie z dedykacją dla Autorów),
Dziękuję jednocześnie Autorom za wzbudzenie we mnie emocji, bo poziom adrenaliny w ostatnich wakacyjnych tygodniach opadł mi poniżej normy :)
c
cyrulik medycynskij
Od co najmniej 50 lat wiadomo, ze kazdy przestepca w bialym kolnierzyku coby odkupic swoje sumienie jest hojnym sponsorem dziel zboznych i publicznych i nie jest przypadkiem ze tacy przestepcy w bialych kolnierzykach daja datki na koscioly, domy dziecka, szkoly, szpitale, fundacje itp. Osobiscie znalem pewna wlascicielke sklepow z bursztynem, ktora przez lata sprzadawala bardzo naiwnym ze swej natury turystom z Niemiec zywice syntetyczna jako bursztyn a jak zadali Zertyfikatow autentycznosci to zamawiala na wage takie Zertyfikaty w okolicznych drukarniach i dawala im po kilka sztuk a Niemcy ufni w dokumenty panstwowych instytucji placili jak za zboze dostajac zywice zamiast bursztynu. Tym sposobem dorobila sie pokaznego majatku to jest nowego duzego domu na centralönej ulicy wraz ze sklepem i dodatkowego sklepu oraz dzierzawila 3 sklep a ze gryzlo jak sumienie choc byla to kobieta prosta z wyksztalceniem 7 klas podstawowki to bardzo hojnie obdarzala swoja parafie fundujac m.in dzwony a na tace dawala podczas mszy zawsze banknot nie mniejszy niz 100,- PLN-a i miala opinie polswietej czolowej parafijanki-katoliczki ale w koncu Bog zabral ja do siebie a na jej pogrzebie proboszcz wyglosil piekna mowe pogrzebowa wychwalajac pod Niebiosy jej hojnosc na rzecz Kosciola. Dominikanie nie musieli wiedziec ze te pieniadze pochodza z przewalu i brali w dobrej wierze i nie na rozpuste i lachudry z agiencji towarzyskich a na restauracje dziel sztuki religinej.
m
matylda
Gdzie kończyłeś ten przyśpieszony kurs chamstwa?
q
qwerty
milion, dwa, trzy? Kto pisał tę "historię"?
P
Przytomny katolik
Bracie (czy siostro) "Kalkstein & Dornbaum Ltd." Zachęcam do ponownego przeczytania artykułu i wyciągnięcia własciwych wniosków. Nikt nie sugeruje ,że dominikanom trzeba pomagać, bo nie ma takiej potrzeby !
Co ma do tego RM i jego słuchacze ? Pieniądze z darowizny (o ile to prawda, bo nie ma w artykule nic na poparcie tej informacji) zostały wykorzystanie na renowację zabytków. Nie ma żadnego powodu do ich zwrotu.
w
wercia
Ok. fajna sprawa ja tez to popieram
w
wercia
tak naprawde to nie znamy faktów i nigdy prawdy sie nie dowiemy. komus zalezalo ,zeby sprawa wyplyneła. To sa czyste rozgrywki .Nie ma uczciwej polityki nie ma uczciwego biznesu. Chyba to wiemy wszyscy. Zawsze czyjaś głowa musi poleciec(Rywin) . Zakon dostał kasę to dobrze .Czego od nich chcecie. Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda. Taką powinni dac odpowiedz dziennikarzom . cała sprawa Amber Gold jest szyta grubymi nicmi
N
NorvidNH
Pokażcie pełna listę obdarowanych pensjami, prezentami, sami osądzimy.
Wpierw jednak czas zatoczy koło i prawdziwi beneficjenci którzy skorzystali z tej kradzieży będą już dawno poza podejrzeniami. Na czyjej krzywdzie wybudowano Donek areny na EURO?
s
szekla
Co za pokrętna i wybiórcza logika myślenia autorów artykułu. A czy "twórcy" filmu o skoczku murowym, nie powinni się z podobnymi racjami moralnymi zderzyć? Pieniądze przeznaczone jako darowizna dla Dominikanów poszły na ratowanie zabytku. czyli poszły na coś trwałego. A film traktujący w sposób pokrętny fakty historyczne nie znalazł się w świetle dywagacji autorów artykułu - dlaczego ?
p
poler
Te ćwoku kwalifikowany , nie bądź taki hop do przodu. Czy to nie ten łysy wyrośnięty zuch zachęcał Znajdę do tego manewru ?
Wróć na i.pl Portal i.pl