„Dolina Bogów”: Czy nadszedł już czas, by wdeptać ludzkość w ziemię? [RECENZJA]

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Lech Majewski zrobił piękny film (mimo że piękno, zdaniem reżysera, zostało dziś zdewaluowane). I to według różnych indywidualnych znaczeń pięknu nadawanych. By się urodzie pracy Majewskiego poddać, wystarczy przypomnieć sobie, jacy byliśmy zanim zaczęliśmy kupować. I choć na jeden seans nie zmuszać kina, by nas zwodziło dynamiką, historią i filmowymi bohaterami.

Zbudowaliśmy sobie absurdalny świat - tak zdaje się widzieć rzeczywistość Lech Majewski. Dawne konstrukcje runęły, połamaliśmy kanony, pojęcia się wymieszały, zapomnieliśmy nie tylko skąd się wzięliśmy, ale że jesteśmy bardziej skomplikowani niż to wynika z wyrażonych odpowiednim dokumentem kompetencji, którymi zdobywamy pozycję w społeczeństwie. Opuściliśmy swoich bogów, będąc przekonanymi, iż sami możemy ich zastąpić - cóż z tego, skoro naszą boskość zamiast wspaniałomyślności cechuje pogarda dla „maluczkich”. By zostać idolem „wystarczy” być bogatym, by przychylności bożyszcza zaznać, wystarczy się przed nim płaszczyć. Na przyjaciół wybieramy tych, z którymi przyjaźń jest opłacalna, gdy zaś partner nie spełnia naszych aktualnych oczekiwań, nazywamy go egoistą. A w imię rozwoju, zysku i tak zwanego postępu jesteśmy gotowi zniszczyć jedyną planetę, na której zostało nam dane życie. Absurd prowadzący do pustki, na którą jedna z postaci filmu próbuje odpowiedzieć działaniami absurdalnymi, jak chodzenie do tyłu.

Bohaterowie „Doliny Bogów” gonią za czymś lub uciekają, ale żyją w niezgodzie z sytuacją i miejscem, w których się znajdują. John Ecas (w tej roli Josh Hartnett), pisarz, który dręczy swój talent i wrażliwość pracując jako copywriter i któremu rozpada się związek mający dawać mu oparcie, dostrzega, że nawet bajeczne Los Angeles to kraina trupów i targa swoje ulubione biurko do pustynnej Doliny Bogów, by odnaleźć sens tworzenia. Karen Kitson (magnetyczna i świetnie wyglądająca w odważnie skrojonej sukni projektu Ewy Minge, Bérénice Marlohe), by mieć szansę na odzyskanie swojego syna, zmieni skórę i odda się najbogatszemu człowiekowi świata jako jego tragicznie zmarła żona. A Wes Tauros (John Malkovich - klasa, jak zawsze) może być idealnym potwierdzeniem porzekadła, że pieniądze szczęścia nie dają. Niewyobrażalna zamożność oznacza samotność, możliwość odtworzenia każdego cudu ludzkich rąk (np. Fontany di Trevi) we własnej posiadłości - znudzenie. Zniewolenie przez pieniądze sprawia, że Tauros więzi swoich ulubionych gości lub zamienia ich w kamień. Gdy świat za bogów uważa bogaczy, Tauros żyje na wyniosłości, patrząc z góry na ludzkie masy. Jednocześnie tworzy swojego realistycznego awatara - by zaznać dreszczu emocji, schodzi do pokładu „plebsu”, w ciężkich butach, skryty pod kamizelką kuloodporną i płaszczem z kapturem, w których wygląda i porusza się jak stwór Frankensteina - gdzie stwórcą jest kultura konsumpcjonizmu, głosząca, iż "chciwość jest dobra". Człowiek żyjący w mroku, bo pieniądze przyciągają złe siły. Nie mogący się ułożyć nawet z własną śmiercią, bo najpierw musi się przekonać, że są siły od niego i od niej potężniejsze.

Majewski tworzy swój film z tak wielu pokładów, śladów, skojarzeń, przywołań, sensów, symboli i pomysłów, że samo ich wymienianie zamieniłoby się w obfitą publikację. Wciąga w rozmowę i prosi o zastanowienie. Wkraczając do Doliny Bogów, miałkość współczesnego istnienia kontruje zachwycającymi krajobrazami i zanikającą duchowością jednych z ostatnich ludzi ziemi, czyli indian Navajo. A przy tym błyskotliwie rozprawia się z popkulturowymi mitami, nawet tak wrosłymi w kulturę zachodniego świata, jak droga „od pucybuta do milionera”. Tauros, który żył w nędzy, odmienił swoje życie, gdy znalazł torbę z dolarami...

Twórca znacząco wplata też w całość odwołania do filmowej klasyki (jakże wymownie i dowcipnie jednocześnie zacytowana została „Misja” Rolanda Joffé), domaga się od kina czegoś więcej niż tylko technologii, doskonale się przy tym nią bawiąc (niekończący się wężowy samochód) czy kpiąc z rozrywki doprowadzonej do niedorzeczności (katapulta wystrzeliwująca w niebyt przedmiot, za który wielu kolekcjonerów oddałoby duszę). Zapiera dech zjawiskowymi zdjęciami (Lech Majewski i Paweł Tybora), pozwala znakomicie wybrzmieć budującej nastrój tajemnicy muzyce Jana A.P. Kaczmarka. I mimo mało życzliwej konstatacji kondycji współczesnego człowieka, pozostawia w zachwycie.

Finał jest zawsze ten sam: grzechy zostaną rozliczone, plugastwo rozdeptane boską stopą. Drogą do rozpogodzonego nieba jest miłość. Jak jednak sprawić, by kochać, ale i być kochanym? I ciągle w miłość wierzyć, nawet gdy, jak można odnieść wrażenie, Bóg przestał wierzyć w człowieka?

Dolina Bogów USA/Polska/Luksemburg, dramat, reż. Lech Majewski, wyst. Josh Hartnett, John Malkovich, Bérénice Marlohe

★★★★★☆

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: „Dolina Bogów”: Czy nadszedł już czas, by wdeptać ludzkość w ziemię? [RECENZJA] - Dziennik Łódzki

Wróć na i.pl Portal i.pl