Doda: Zmieniłam zdanie z powodu babci

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Sylwia Dabrowa / Polska Press
Doda zaskoczyła wszystkich nową płytą - „Dorota” - na której śpiewa z... orkiestrą. Przy tej okazji opowiada nam o tym, jak to się stało, że wyszła za mąż i co zmieniło to w jej życiu.

Jeszcze niedawno mówiłaś, że chcesz sobie zrobić przerwę od show-biznesu. Tymczasem właśnie dostajemy Twój nowy album - „Droga”. Co sprawiło, że zmieniłaś zdanie?
Powiem brutalnie: śmierć mojej babci. Kiedyś obiecałam jej, że nagram płytę z orkiestrą. Bo jej się spodobało, jak zaśpiewałam „Niech żyje bal” w Opolu. Ale jak to się obiecuje bliskim: przytakuje się dla świętego spokoju, ale nie bierze się tego na poważnie. Jej śmierć była jednak dla mnie wielką stratą. Postanowiłam spełnić złożoną obietnicę.

Jak ci się śpiewało z orkiestrą?
To zupełnie inny rodzaj ekspresji. Okazuje się, że w ramach promocji „Drogi”, będę grała po raz pierwszy w życiu trasę koncertową po filharmoniach. W ten sposób wracam trochę do swoich korzeni: bo wychowywałam się na muzyce musicalowej, spędziłam swoje nastoletnie życie na deskach Teatru Buffo, gdzie podczas spektakli „Metra” grała nam orkiestra. Mało tego: skończyłam szkołę muzyczną w klasie fortepianu i podczas nagrań „Drogi” mogłam wreszcie ponownie zagrać na swoim instrumencie.

Na „Drodze” są twoje wersje znanych piosenek polskich i zagranicznych. Jak wybierałaś te utwory?
Wybrałam te piosenki, które babcia lubiła, kiedy jej śpiewałam. Lubię stare polskie przeboje. Ale starałam się wprowadzić na płytę coś nowoczesnego. Sięgnęłam również po anglojęzyczne utwory.

Media zarzucały ci nieraz, że nie umiesz śpiewać.
Moje dwadzieścia lat kariery jest dowodem na to, że potrafię śpiewać. A ci, którzy nie mieli do tej pory słuchu, nadal go nie będą mieli.

Twoich piosenek nie można usłyszeć w niektórych rozgłośniach i stacjach telewizyjnych. Płyta zmieni coś?
Problem jest w tym, że moje utwory nie przechodzą w badaniach, jakie robi się na słuchaczach. Ale dotyczy to prawie 80 procent polskich utworów. Moim zdaniem takie badania nie powinny w ogóle istnieć. Każdy artysta powinien mieć równe szanse zaistnieć, zaprezentować swoją twórczość we wszystkich mediach. Niestety, tak nie jest.

Podobno w TVN masz szlaban. Za co?
Nie nazwałabym tego szlabanem. TVN po prostu przegrał ze mną dwie sprawy w sądzie. W jednej z audycji tej stacji pojawiły się oszczerstwa wobec moich rodziców. Ostatecznie stacja musiała ich publicznie przeprosić. Niestety: jej szefostwo nie potrafi z klasą do tego podejść. Bo sprawa sądowa sprawą sądową, a walka telewizyjnego giganta z piosenkarką jest nie na miejscu. Tym bardziej że to u niego na scenie odebrałam pierwszego w mojej karierze Słowika Publiczności.

Jak te perturbacje przeżywała babcia?
Bardzo. Ta afera z TVN bardzo mocno odbiła się na całej mojej rodzinie. Będąc osobą publiczną od dwudziestu lat nauczyłam się odbijać od siebie hejt i postarałam się zaimpregnować na tego rodzaju afery. Natomiast moja rodzina nie składa się z osób publicznych i nie jest do tego przyzwyczajona. Dlatego powiedziałam, że nie pozwolę, aby ktoś nabijał sobie oglądalność kosztem ich krzywdy.

Nasze babcie mają dla nas zawsze dobre rady. Twoja też miała dla Ciebie?
Tak. Kiedy byłam mała, nazywała mnie „czortem”. I zawsze mówiła mi, żebym była cicho zamiast „mielić” tym „jęzorem” (śmiech). Kiedy dorosłam, martwiła się moim życiem uczuciowym. I kiedyś powiedziała: „Nie uciekaj od miłości, bo to, że jedna podcięła ci nogi, nie znaczy, że kolejna nie doda ci skrzydeł”. Dlatego, kiedy kolegowałam się z Emilem, powiedziała, że powinnam z nim wziąć ślub. Bardzo go bowiem polubiła.

No właśnie: jeszcze niedawno oficjalnie mówiłaś, że masz już dosyć facetów i nigdy nie wyjdziesz za mąż. Dlaczego zdecydowałaś się na małżeństwo?
Sama nie wiem, jak do tego doszło. Związek z Emilem narodził się dzięki przyjaźni. Być może dlatego mnie zaskoczył. Przyjaźń z facetem może przerodzić się w miłość. Ale na odwrót, to chyba nie.

Wszystkie dziewczyny chcą, żeby dzień ślubu był dla nich najpiękniejszym dniem w życiu. Tak było też w twoim przypadku?
Powiem ci szczerze, mam męski charakter - i zawsze mnie irytowało, kiedy dziewczyny przewracały oczami na myśl o swoim ślubie. „O rany, to najpiękniejszy dzień w moim życiu” - dla mnie to było śmieszne. Najpiękniejszym dniem w moim życiu, był ten, kiedy wystąpiłam na jednej scenie ze Slashem z Guns N’Roses (śmiech). Potem jednak przekonałam się, coś w tym ślubie jest. To taki wybuch endorfin, kiedy jest się non stop szczęśliwą przez kilka godzin, że zapisuje się to w mózgu jako jeden z najpiękniejszych dni w życiu.

No i jak się sprawdzasz w roli żony?
Jakby nie patrzeć, to mam w tym wprawę (śmiech). Byłam już przecież raz zamężna. Dlatego nie dopisuję tej funkcji żony nie wiadomo jakich cech. Tyle tylko że mam większe poczucie bezpieczeństwa. W końcu.

Dobre i złe strony małżeństwa?
Muszę więcej sprzątać niż kiedyś. To najgorsza strona małżeństwa. Mało tego: mój mąż też musi więcej sprzątać po mnie. I to na pewno najgorsza strona małżeństwa dla niego. Jeśli chodzi o dobre strony, to najważniejsze, że mamy coś takiego, jak automatyczny odkurzacz, który odwala za nas oboje większość tego rodzaju roboty. Ja jestem megabałaganiarą, a mój mąż jest megapedantem.

Twoi rodzice są dla ciebie wzorem małżeństwa?
Moi rodzice obchodzili niedawno 38. rocznicę ślubu. Każde z nich jest temperamentne, ma swoje zdanie i będzie go bronić do upadłego. Oboje są żywiołowi i nie należą do tych cichych i spokojnych małżeństw, które spijają sobie wszystko z dziubków. Ale to jest fajne - bo nadal widzę w nich ten żar. Moja mama zawsze powtarza, że najważniejsze w małżeństwie jest to, żeby używać na co dzień trzech magicznych słów: proszę, dziękuję, przepraszam. To są słowa-klucze, które są bardzo ważne. Mama nauczyła mnie też, że nie wolno wyolbrzymiać małżeńskich problemów. To trudne - ale trzeba się tego nauczyć.

Myślisz już o dzieciach?
To dla mnie nadal kompletna abstrakcja.
Kiedyś tak mówiłaś też o małżeństwie.
Żoną już kiedyś byłam, miałam więc w tej kwestii jakieś tam doświadczenie. A z dziećmi - nie. Na razie nikt nie woła na mnie z drugiego pokoju „mama”. Jesteśmy z Emilem młodym małżeństwem i chcemy się sobą nacieszyć. Co będzie kiedyś? Zobaczymy.

Przy nowej płycie prezentujesz inny image. Kiedyś była Doda-seksbomba, a teraz jest Doda-dojrzała kobieta. Coś się więc zmieniło?
Mam 35 lat, dorosłam jak każdy. Byłabym egoistką, gdybym ten nowy image zatrzymała tylko dla siebie. (śmiech). Na pewno jestem dziś o wiele mądrzejsza niż kiedyś. Bierze się to z moich doświadczeń, z tego, co przeżyłam. A było tego bardzo dużo: wzlotów i upadków, ciosów i sukcesów. Taka sinusoida uszlachetnia człowieka.

Zajęłaś się produkcją filmów. Pierwszym z nich mają być „Dziewczyny z Dubaju” - ekranizacja reportażu o młodych Polkach sprzedających się bogatym Arabom. Skąd pomysł?
Chciałabym robić filmy z przesłaniem i morałem. Książka, na podstawie której będzie ten film, poruszyła niesamowicie całą Polskę. Film na jej podstawie ma więc szansę mieć fajny morał. Chciałabym bowiem pokazać młodym dziewczynom, że posiadanie przez jakąś celebrytkę drogiej torebki na Instagramie niekoniecznie wiąże się z tym, że ta kobieta jest osobą wartą więcej niż to, w jaki sposób na nią zarobiła.

Po śmierci prezydenta Gdańska rzuciłaś pomysł dużego koncertu przeciw nienawiści. Odzew okazał się zaskakująco duży.
Nie spodziewałam się tego. Myślałam początkowo, że przyłączy się do mnie grono najbliższych moich znajomych-artystów. Tymczasem odezwało się co najmniej stu różnych wykonawców. Dziękuję im, bo wiem, że razem stworzymy wspaniałe wydarzenie, które połączy naszych fanów, mimo politycznych różnic, które podzieliły nasz kraj.

Wyciągnęłaś też rękę do gwiazd, z którymi nie miałaś najlepszych relacji - Edyty Górniak i Justyny Steczkowskiej. Skąd w ogóle się wzięły te antypatie?
Kiedy jako młoda dziewczyna wchodziłam do show-biznesu, Edyta Górniak i Justyna Steczkowska obraziły mnie w programie „Ranking Gwiazd”. Siedziałam przed telewizorem z rodzicami i kompletnie nie wiedzieliśmy, o co im chodzi. Potem już poszło. Jednak teraz koniec z rozpamiętywaniem przeszłości! Życzę wszystkim, by nie pielęgnowali nienawiści w sercu. Jaka jest szansa na zmianę w Polsce, skoro dobro jest najbardziej podejrzaną wartością?

Muzyka może pojednać Polaków?
Nie mówię tu o jakimś radykalnym pojednaniu. Bo ten podział trwa już za dużo lat. Za bardzo wsiąkł w nas. Nie musimy się kochać, ale, na Boga, nie nienawidzimy się! Ja już dziesięć lat temu mówiłam, że ten hejt nas wszystkich zniszczy - ale wtedy nikt nie brał tego na poważnie. Dopiero teraz, kiedy przedostał się z tabloidów i portali plotkarskich do życia zwykłych ludzi, zwraca się na niego uwagę.

Nauczyłaś się radzić sobie z hejtem ?
Musiałam się tego nauczyć. Taki zmasowany atak na jedną osobę to lincz medialny, który może zniszczyć człowieka. Najlepszym sposobem, aby sobie z tym poradzić, wcale nie jest ignorowanie, tylko walka z tym poprzez nauczenie ludzi od nowa miłości do siebie. Dlatego teraz organizuję ten koncert. Musi być jasno postawiona granica - przede wszystkim w mediach, bo to one dają przyzwolenie na wszelkiego rodzaju hejt.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Doda: Zmieniłam zdanie z powodu babci - Plus Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl