Dlaczego wielu drukarzy antykomunistycznego podziemia umarło na raka? (ZAGADKI, TAJEMNICE, SEKRETY)

Juliusz Woźny
1983 , Znaczki wydane przez Solidarność Walczącą w czasie trwania stanu wojennego.
1983 , Znaczki wydane przez Solidarność Walczącą w czasie trwania stanu wojennego. fotopolska.eu
Ludzi, którzy w czasach komunistycznego reżimu zajmowali się drukowaniem wydawnictw poza legalnym obiegiem, spotykały najróżniejsze szykany. Byli aresztowani, brutalnie przesłuchiwani, skazywani na więzienie, zdarzało się, że konfiskowano im samochody, które były używane do transportu „bibuły” rekwirowane. Szczególnie przykrym grymasem historii jest to, że wielu z nich w kilka lat po stanie wojennym zmarło na nowotwory...

Trudno w to uwierzyć, ale w czasach stanu wojennego, gdy milicja nieustannie tropiła podziemne drukarnie, gdy papier poddano ścisłej reglamentacji, gdy nie było mowy o kupieniu farby drukarskiej, powielacza, czy maszyny do pisania nielegalne wydawnictwa ukazywały się na terenie naszego kraju w ogromnych ilościach. W roku 1982 były to 954 tytuły. Jeśli chodzi o książki i broszury, to tylko w roku 1983 ukazało się 682 pozycje. Jak to było możliwe?

Według ostatnich badań na ziemiach polskich pod okupacją niemiecką i sowiecką w latach 1939-45 wydano co najmniej 1075 książek i broszur w 1239 częściach (tomach, zeszytach). Nie można również zapominać o podziemnych czasopismach. Tylko pod okupacją sowiecką w latach 1939-41 ukazywało się co najmniej 40 tytułów. Ogółem do końca 1949 r. ukazało się około 300 tytułów, a apogeum antykomunistyczna działalność wydawnicza osiągnęła w latach 1945-46. Potem ta działalność zamarła.
Ożywienie w produkcji nielegalnych druków przyniósł rok 1968 – studencki marzec w kraju i agresja państw Układu Warszawskiego na Czechosłowację.

KLIKNIJ LINK
Czarna śmierć nawiedziła Wrocław [ZAGADKI, TAJEMNICE, SEKRETY]

O skali odrodzenia drugiego obiegu świadczy to, że tylko do końca sierpnia 1968 r. Służba Bezpieczeństwa odnotowała pojawienie się 2147 ulotek wyrażających sprzeciw wobec „bratniej pomocy” dla Czechów i Słowaków. To właśnie wtedy po raz pierwszy w roli powielacza wykorzystano wyżymaczkę popularnej w PRL pralki „Frania”.

Drukarnie działające poza systemem cenzury pojawiły się w Polsce w związku z powstaniem Komitetu Obrony Robotników. Była to reakcja na czerwiec 1976 roku i zdumiewającą brutalność milicji, skierowaną wobec buntujących się robotników. Tym razem można mówić o ciągłości, która przetrwała do roku 1980 i czasu „karnawału Solidarności”, ale też o dalszym trwaniu tej tradycji po 13 grudnia 1981 roku. W momencie wprowadzeniu stanu wojennego strona solidarnościowa straciła część sprzętu – milicjanci przejawiali dziwną nienawiść do powielaczy i zawzięcie niszczyli je podczas nalotów na biura „Solidarności”. Jednak część urządzeń poligraficznych udało się ocalić. "Trzeba się liczyć z odbudową małej poligrafii” – mówił szef MSW Czesław Kiszczak na spotkaniu prominentnych polityków obozu władzy w pierwszych dniach stanu wojennego. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych doskonale zdawało sobie sprawę, że zamknięcie związkowych gazet spowoduje, iż cała aktywność solidarnościowego podziemia skupi się na tworzeniu obiegu niezależnej informacji. Istniała wspomniana tradycja, pamięć, a przede wszystkim wciąż żyli żołnierze Armii Krajowej, którzy pomogli zorganizować sieć wydawniczą na wzór tej z czasów okupacji. Młodzi ludzie, wychowani w akowskiej tradycji, doskonale odnajdowali się w realiach konspiracji. Rezultaty przeszły najśmielsze oczekiwania. Według wciąż niepełnych danych w latach 1976-1990 ukazywało się w podziemnym obiegu 5840 tytułów czasopism. W tym samy okresie podziemne drukarnie opuściło ponad 6500 tytułów książek i broszur. Niewyobrażalny sukces drugiego obiegu był zmorą i źródłem wstydu dla funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa.

Jak wyglądało drukowanie? Potrzebne było mieszkanie przeznaczone tylko do tego celu. Jest faktem, że przy użyciu powielacza ramkowego i matrycy białkowej można było drukować po cichu, w sposób, który jeśli chodzi o odgłosy, nie przyciągał uwagi sąsiadów. Jednak drukowanie to też farby drukarskie, rozpuszczalniki, odczynniki. W czasach stanu wojennego materiały do drukowania zdobywano i fabrykowano na różne sposoby. Używana do tego celu była nawet farba BHP, czy sadza. Ale wszystkim tym działaniom towarzyszył silny, łatwo rozpoznawalny zapach... Dlatego wszelkie otwory drzwiowe i okienne w zaimprowizowanej drukarni starano się uszczelnić. Osoby zajmujące się powielaniem przez wiele godzin, musiały przebywać w pomieszczeniach pozbawionych wentylacji, w koszmarnym smrodzie. To właśnie dlatego wielu drukarzy zapłaciło za swoją działalność poważnymi chorobami, a niejednokrotnie śmiercią...

Wszystkie programy z cyklu "Zagadki, tajemnice, sekrety..." dostępne są tutaj KLIKNIJ

Aby przygotować matrycę do drukowania, trzeba było pokryć bibułkę warstwą żelatyny. Wkręcało się ją w maszynę do pisania i mocnymi uderzeniami w klawisze wpisywało się tekst. Druk polegał na przeciśnięciu przez otworki w żelatynie farby drukarskiej przy pomocy gumowego wałka z farbą drukarską. Metoda uzyskania matrycy do sitodruku była bardziej skomplikowana, wymagała między innymi naświetlania. Zwykle drukowały dwie osoby – jedna nakładała farbę – druga wyjmowała zadrukowany papier. Technika ta jest powolna, to właściwie praca ręczna, nie pozwala na uzyskiwanie dużych nakładów. Po powstaniu „Solidarności” w roku 1980 opozycja antykomunistyczna zyskała nowe możliwości powielania druków przy pomocy powielaczy elektrycznych – ten sposób dawał możliwość multiplikacji kilkudziesięciu kopii na minutę. Część elektrycznych powielaczy udało się w grudniową noc ocalić, ale... był z nimi kłopot – pracowały głośno, więc stwarzały zagrożenie, jeśli sąsiedzi nie byli dyskretni. To paradoksalne, ale problemem była też ich wydajność. Kiedy wpadła drukarnia z takim sprzętem, powstawała potężna wyrwa w systemie dystrybucji. Dlatego dużo lepszym sposobem był system wielu drukarni sitodrukowych – kiedy wpadała jedna z nich, strata w ogólnym nakładzie była niewielka, co więcej łatwo można było taką wyrwę załatać. W strukturze „Solidarności Walczącej” każdy członek musiał umieć drukować – był zatem w stanie stworzyć samodzielnie malutki ośrodek powielania nielegalnej prasy. Jest rzeczą charakterystyczną, że pierwszy tytuł prasy podziemnej stanu wojennego pojawił się w nocy z 13 na 14 grudnia 1981 właśnie we Wrocławiu. Było to „Z Dnia na Dzień”. Zaistniało ono właśnie dzięki decyzji Kornela Morawieckiego, który uznał za najpilniejsze zadanie niezwłoczne podjęcie druku pisma NSZZ „Solidarność”. Działania nadal, mimo wprowadzenia stanu wojennego. SW była organizacją mocno zdecentralizowaną, budowaną na zasadzie struktury fraktalnej, sięgając do określenia jej szefa — Kornela Morawieckiego. Przyczyny takiego ukształtowania SW wyjaśniał jej członek Piotr Medoń: „Już wtedy, myśląc, jakby to zrobić najlepiej, wymyśliliśmy najlepszą, zdywersyfikowaną strukturę organizacji [...] To znaczy [złożoną z] takich niedużych grupek, które mają dość dużą swobodę. Robią swoje, nie tworzą struktur pionowych w organizacji, tylko poziome. Więc wpadki poszczególnych osób nigdy nam nie likwidowały czegokolwiek”.

Jak wyglądały podziemne drukarnie, jakim posługiwały się sprzętem i materiałami oraz jakie były rezultaty ich pracy można zobaczyć na stałej wystawie w Centrum Historii Zajezdnia, w części poświęconej opozycji antykomunistycznej we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Dlaczego wielu drukarzy antykomunistycznego podziemia umarło na raka? (ZAGADKI, TAJEMNICE, SEKRETY) - Gazeta Wrocławska

Komentarze 2

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
31 lipca, 22:13, Gość:

To była po prostu kara za zdradę Polski. Publikowali propagandę mającą urobić Polaków na posłusznych Zachodowi, więc nie ma co się teraz nad nimi użalać.

I co tam w Moskwie? Za zdradę Polski? Chyba PRL - wasala radzieckiego, ignorancie historyczno-intelektualny.

G
Gość
A dlaczego nie wspominacie o bohaterskim Mateuszu, który w przerwach między atakowaniem czołgów drukował podziemne gazetki?
Wróć na i.pl Portal i.pl