Dlaczego PiS toleruje takich ludzi jak Banaś?

Piotr Zaremba
Bartłomiej Ryzy/Polska Press
Nie dawałbym się zwieść chaosowi panującemu na sejmowej komisji, gdzie pojawił się Marian Banaś, prezes Najwyższej Izby Kontroli. To nie jest kolejna historia pod tytułem: „tłuką się, a nie wiadomo o co chodzi”.

Jak rzadko kiedy miałem poczucie, że racje rozkładają się tym razem zero-jedynkowo na korzyść obecnej opozycji. Nie jestem amatorem każdego wystąpienia reprezentantki KO Barbary Nowackiej, ale ścierając się w Polsacie z adwokackim cynizmem Kamila Bortniczuka (reprezentanta podobno najbardziej liberalnej formacji prawicowego bloku - Gowinowego Porozumienia), to ona reprezentowała model państwa praworządnego i transparentnego.

Zacznijmy od detali, jednak tylko pozornych. Politycy obozu rządzącego podkreślają mocną pozycję w praktyce nieodwoływanego prezesa Banasia. Artykuł 13 ustawy o NIK stanowi jednak, że tenże prezes „odpowiada przed Sejmem”. Sejm sprawuje więc nad nim kontrolę. Wykonuje się ją zaś nie tylko poprzez uchwały, ale i przez prawo zadawania pytań. Takie prawo nie miałoby sensu, gdyby nie mogli tego zrobić posłowie opozycji. Odmawiając im jakichkolwiek odpowiedzi i ograniczając się do oświadczenia, Marian Banaś w moim przekonaniu naruszył prawo. Za przyzwoleniem sejmowej większości.

Politycy w USA, którzy chodzili na biesiady z mafiosami, też mieścili się w granicach legalności. Uważamy ich za godnych zaufania?

Ale idźmy dalej. Mamy do czynienia ze scenariuszem tragikomedii. Oto generalny inspektor informacji finansowej złożył do prokuratury zawiadomienie o możliwym przestępstwie. Miałby się go dopuścić Marian Banaś, który w samym roku 2019 zdążył być szefem policji skarbowej i wiceministrem finansów, potem ministrem finansów, wreszcie zaś prezesem NIK z woli prawicowej większości. Miałoby to dotyczyć niejasnych przepływów pieniędzy między Banasiem i braćmi K. Tak, to ci dresiarze wynajmujący u niego mityczną już kamienicę.

Sprawa jest więc poważna. Prezes NIK, który ma tropić patologie, może być sprawcą patologii. Tenże sam prezes NIK staje się jednak partnerem ewidentnego układu politycznego z formacją, która go wybrała. Jak inaczej opisać wskazanie przez niego dwóch wpływowych polityków PiS, Marka Opioły i Tadeusza Dziuby na wiceprezesów tej instytucji? Inni politycy tej formacji najpierw Banasia bronili, potem bronić przestali, a teraz nabrali wody w usta. Ograniczając się do adwokackich formułek, takich jak posła Bortniczuka w Polsacie, że winę trzeba najpierw udowodnić itd.

To PiS w przeszłości zwalczał zasadę, że polityk ma prawo pozostać na stanowisku, dopóki nie jest skazany, bo chroni go domniemanie niewinności. Czym innym kara, a czym innym reputacja i zaufanie obywateli, przekonywali, kiedy dotyczyło to innych formacji. Dziś chowają się za tę formułką, i nawet się tego nie wstydzą.

Mogą się oczywiście bronić, że nie są w stanie Banasia usunąć. Konstytucja nie przewiduje odwołania prezesa NIK, a ustawa (skądinąd łatwa do zmiany) wymienia kilka przypadków, kiedy można to zrobić. W teorii żaden z nich nie zachodzi. Politycy PiS przypominają, że nie próbowali odwoływać Krzysztofa Kwiatkowskiego, wybranego przez większość PO-PSL, choć ciążyły na nim zarzuty prokuratorskie. I są nawet przekonujący - zbyt łatwa odwoływalność prezesa kontrolnej instytucji jest zdradliwa.

Można mieć jednak zasadnicze wątpliwości, czy próbują choćby przekonać Banasia, aby zrezygnował. Komedia z odkładanym telefonem premiera Morawieckiego do prezesa NIK wskazuje na to, że nie. Szef rządu podobno nie ma czasu zapoznać się z raportem CBA. Co jednak, jeśli ten raport Banasia obciąża? Czy formacja przez lata wymachująca sztandarem walki z patologiami, nie powinna choć spróbować do niego apelować aby odszedł? Apelować publicznie.

No ale w takim przypadku nowego prezesa trzeba by wybierać wspólnie ze zdominowanym przez opozycję Senatem. Lepiej więc tolerować osłabionego, bo skompromitowanego człowieka, otaczając go swoimi ludźmi. Bo priorytetem jest skok na kolejne instytucje, przejmowanie ich. Można się do woli zastanawiać, czy jest zdrowym standardem, aby polityczną kontrolę nad NIK sprawowała formacja będąca u władzy. Prawda jednak, tego akurat dopuszczali się wszyscy, poprzednie koalicje także. Tyle że tu w połączeniu z niewątpliwą ułomnością tego, za pośrednictwem którego ma się to odbywać, wygląda to wyjątkowo obrzydliwie.

I można też wciąż pytać, jak to się stało, że Banaś zawędrował tam, gdzie zawędrował. Prezes Jarosław Kaczyński ma podobno pretensje do swoich służb specjalnych, że w porę nie alarmowały. Nie przeszkadza mu to wchodzić w układ z kukułczym jajem, które dostało się na szczyty. Ale też to kukułcze jajo było jednym ze sztandarowych urzędników dobrej zmiany, współautorem walki z korupcją.

Napisał na swojej stronie internetowej Jan Śpiewak cytując Onet: „Przypomnijmy, że pan Marian wynajmował znanemu krakowskiemu alfonsowi, kryminaliście, recydywiście i miłośnikowi złotych sygnetów Januszowi K., ps. Paolo, kamienice w Krakowie po promocyjnej cenie 5 tysięcy złotych miesięcznie. Janusz dostał wyrok m.in. za grożenie jednej Pani gwałtem. Kamienica Mariana była wynajmowana na burdel. Co więcej, wcześniej kamienicę, którą pan Marian miał otrzymać od starego AK-owca, wyczyścił z lokatorów.

Z jednej strony cieszy, że GIIF działa, z drugiej, gdzie my do cholery mieszkamy? Jak Marian mógł zostać szefem NIK-u, a wcześniej wysokim urzędnikiem państwowym odpowiedzialnym za finanse publiczne? Gdzie były służby? Skąd się wzięła jego zadziwiająca kariera? Czy Banaś dysponuje kwitami na polityków PiS? Witamy w Banana Republic of Poland”.

Kiedy Śpiewak oskarża warszawską ekipę Rafała Trzaskowskiego o tolerowanie korupcji, czy pyta o odpowiedzialność, także karną, Hanny Gronkiewicz-Waltz za panoszenie się mafii reprywatyzacyjnej, może liczyć na owacje prawicowych internautów. Kiedy wkleja coś takiego, ci sami zwolennicy czystości w życiu publicznym, zasłaniają oczy. Ba, ruszyła już kampania oczyszczania Banasia. Odbywa się ona całkiem podobnie jak obrona bohaterów afer „drugiej strony”. Znałem go, nie wierzę, ma piękną przeszłość, atakuje go niewiarygodny dziennikarz i niewiarygodna stacja - TVN.

Ale przecież wszyscy widzieliśmy dresiarza dzwoniącego „do Banasia”. Może rządowy przecież inspektor ma rację, a może nie, jeśli twierdzi, że czynsz zaniżano dla tak zwanej optymalizacji podatkowej. Ale nawet gdyby obecny prezes NIK załatwiał wszystko legalnie, liczy się też wiedza o tym, z kim się zadawał, kto był jego partnerem biznesowym. Politycy, którzy chodzili w USA na biesiady z mafiosami, też mieścili się w granicach legalności. I co, uważamy ich za godnych zaufania?

PiS, jego politycy, związani z nim komentatorzy, przekonywali nas, że rzeczywistość społeczną poznajemy także przez czyjeś znajomości, powiązania, wzajemne przysługi. I mieli rację. A dziś kończąc, próbując się nie uśmiechnąć, kiedy Marian Banaś odpowiada, że hotel na godziny służył w Krakowie strudzonym podróżnym (kto mu to swoją drogą pisał?).

Nakłada się to na kolejną falę bezwstydnego upartyjniania państwa przez PiS. Apelom o zakończenie partyjnej wojny towarzyszą takie ruchy, jak wybór - po raz pierwszy - tylko przedstawicieli prawicy do KRS, na miejsca obsadzane przez polityków. Zawsze wprowadzano tam kogoś z opozycji. I naciski na sędziów, przypadki karania ich za wyroki. Tolerując takich ludzi, jak Banaś, prawica potwierdza wizję, którą jeszcze wczoraj mogliśmy odrzucać. Że nie chodzi o instytucjonalne osłanianie rewolucji, a o ochronę geszeftów swoich. Nawet tych „legalnych”.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl