Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego ich syn nie żyje? Na odpowiedź czekają prawie rok

Karolina Jurek
Zofia i Stefan Kacałowie od blisko roku walczą o to, aby dowiedzieć się co było przyczyną śmieci ich syna Ryszarda. Mężczyzna w grudniu trafił do szpitala, a miesiąc później zmarł. Nikt nie wie, dlaczego.

W styczniu Zofia i Stefan Kacałowie stracili syna. Jego śmierć była dla nich wielkim szokiem, ponieważ mężczyzna oprócz problemów z kręgosłupem na nic się nie uskarżał. W związku z nagłą śmiercią postanowiono przeprowadzić sekcję zwłok, by rozwiać wątpliwości i odpowiedzieć na pytanie, co się stało. Choć sekcja odbyła się zaraz po śmierci, do tej pory Kacałowie nie zapoznali się z jej wynikami.

Dramat rodziny Kacałów rozegrał się w nocy z 8 na 9 grudnia. To wtedy syn naszych rozmówców dostał ostrych boleści w okolicy brzucha.- Wezwaliśmy karetkę. Syn był w bardzo ciężkim stanie, słaniał się z bólu - mówią rodzice Ryszarda i dodają, że gdyby wiedzieli, że ten dzień będzie początkiem ich życiowej tragedii nie zdecydowaliby się na oddanie syna pod opiekę lekarzy z oleśnickiego szpitala. - Kiedy przyjechała karetka, ratownicy najpierw ocenili, że syn dostał ataku padaczki alkoholowej. Dopiero kiedy zapewniliśmy ich, że syn nie pije alkoholu, zadecydowali o przewiezieniu go do szpitala - opowiadają Kacałowie, którzy każdego dnia odwiedzają grób syna.

Po badaniach w szpitalu podjęto decyzję o przeprowadzeniu operacji. Według lekarzy, pan Ryszard miał skręcone jelito, ale zabieg przeszedł pomyślnie i najgorsze minęło. - Mieliśmy nadzieję, że koszmar się już skończył, ale jak się okazało to był dopiero początek - mówi ze łzami w oczach pan Stefan. Po operacji syn miał dochodzić do siebie, ale jego stan zdrowia wciąż nie był zadowalający.

- Szew się zagoił, ale on dalej skarżył się na boleści - mówią rodzice zmarłego. 20 grudnia pan Ryszard dostał kolejnego ataku i zadecydowano, aby ponownie udać się do szpitala. Tam pan Ryszard trafił na oddział chirurgiczny.

Według relacji Kacałów w szpitalu stan pana Ryszarda z dnia na dzień się pogarszał. - Syn wydalał z siebie żółć pomieszaną z krwią, do tego zapach jaki go otaczał był bardzo uporczywy - wspomina z płaczem pani Zofia i dodaje, że najgorsze było to, że nikt z personelu nie chciał przekazać stosownych informacji o stanie zdrowia syna. - Zbywano nas, ciągle nie było czasu na rozmowę, a my tylko chcieliśmy wiedzieć co się dzieje. On konał na naszych oczach - opowiada rozżalona pani Zofia, która po śmierci syna rozpoczęła leczenie na tle psychicznym.

25 grudnia pan Ryszard znów trafił na blok operacyjny, ale według dokumentacji szpitalnej operacja rozpoczęła się i zakończyła o godz. 22.16. Jak mówią najbliżsi zmarłego, panu Ryszardowi ciągle podawano morfinę w dużych ilościach. - Miał bardzo silne bóle, nie oddawał dwa dni moczu, był spuchnięty i obolały - mówią Kacałowie, którzy przyznają, że widoku konającego syna nie zapomną już nigdy.

Czytaj dalej na kolejnej stronie

- On bardzo chciał żebyśmy mu pomogli, z bezsilności szeptał do nas, ale trudno było go zrozumieć - mówi ojciec pana Ryszarda, który dodaje: - W ostatnią niedzielę grudnia rano mogliśmy się jeszcze porozumieć, a już kilka godzin później to było niemożliwe. On już praktycznie nie żył - urywa pan Stefan. Kiedy stan pana Ryszarda był już krytyczny w oleśnickim szpitalu zadecydowano, aby chorego przetransportować do wojewódzkiego szpitala we Wrocławiu. - Syn był wtedy nieprzytomny, niewydolny oddechowo i krążeniowo. Trafił do szpitala zarażony wirusem sepsy oraz z ostrym zapaleniem otrzewnej - mówią rodzice zmarłego i dodają, że w szpitalu na Koszarowej syn od razu został poddany płukaniu.

- Wiadrami wynoszono z jego sali płyny, które spływały ze wszystkich sączków i cewników - opowiada pani Zofia i dodaje, że na ratowanie jej syna było już za późno. - Lekarze z Wrocławia powiedzieli nam, że gdyby syn trafił do nich wcześniej, z pewnością nie byłby w takim stanie - opowiadają rodzice pana Ryszarda, który zmarł 2 stycznia o godz. 21.15.

Po śmierci pana Ryszarda państwo Kacałowie zdecydowali się na przeprowadzenie sekcji zwłok. - Chcieliśmy tylko wiedzieć co się tak naprawdę stało - mówią z żalem Kacałowie , którzy do dzisiaj jednak nie znają odpowiedzi na pytanie co było przyczyną zgonu. Dlaczego? We Wrocławiu najbliższych pana Ryszarda o jego stanie zdrowia nikt nie informował z powodu braku upoważnień najbliższych na wzorze wrocławskich dokumentów. - Miałam upoważnienia z Oleśnicy, a z Wrocławia nie, bo syn był już nieprzytomny - mówi poruszona pani Zofia, która dodaje, że m.in. z tego też powodu do tej pory nie otrzymała jeszcze wyników sekcji zwłok.

Sprawą śmierci pana Ryszarda zajęła się oleśnicka prokuratura. Mecenas Marta Kubiak z Kancelarii Liberum,pełnomocnik rodziny Kacałów złożyła zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez oleśnicki szpital. - Chcemy wiedzieć, co się tak naprawdę stało i kto zawinił. Ta sprawa cały czas się ciągnie, nie ma postępu i przez to też nie możemy pożegnać się z synem - mówią ze łzami Kacałowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska