Dlaczego Chinki opalają się w bikini na twarzy?

Katarzyna Kachel
Młode pokolenie milenialsów odcina się od tradycji dziadków. Są przeciwko jedzeniu psiego mięsa, podróżują, nie mają swoich domów i samochodów - mówi Michał Cessanis, autor książki „Made in China”.

Chińczycy z twojej książki są jak ta żaba, która siedzi w studni.

Ta, która cieszy się, że widzi niebo, dopóki nie spotyka żółwia, który opowiada jej jak wygląda morze. Wtedy przestaje być szczęśliwą.

Faktycznie chcą widzieć coraz więcej?

Już przedszkolaki podróżują po świecie z rodzicami, by wybrać jak najlepsze szkoły, studia, kursy. Turystyka edukacyjna staje się w Chinach coraz popularniejsza.

Trzeba się jakoś wybić z tak wielkiej społeczności?

Nie mają wyjścia, choć oczywiście na studia w Europie stać tylko najbogatszych. Tych z miliarda trzystu milionów ludzi, którzy oprócz wiary, że dobre wykształcenie zapewni im w tym trudnym do życia kraju dobrą pozycję, mają też na to środki. Potrafią zresztą na to ciężko pracować. Obserwując, jak bardzo są zdeterminowani, nabrałem do nich niebywałego szacunku. Czasami ludzi dziwi moja fascynacja krajem i ludźmi, którzy mają kiepskie maniery; bo mimo zakazów wciąż spluwają, bekają, sikają do kratek kanalizacyjnych na środku ulicy. Przyzwyczaiłem się do ich fizjologii; ich podejście do higieny ciała absolutnie mnie po tych kilkunastu wizytach w ich kraju nie szokuje. Interesują mnie Chiny jako pewien fenomen, miejsce, które w starożytności swymi osiągnięciami cywilizacyjnymi wyprzedziło Europę, w którym wymyślono proch i zbudowano wielki mur chiński. Młoda dziewczyna napisała na moim facebookowym profilu, że chciałaby pojechać do Chin, bo to miejsce, gdzie w jednym kraju powstaje cały świat. Trafiła w sedno. I ja właśnie za to Chińczyków podziwiam, oczywiście nie zapominając o panującym tam systemie, terrorze, łamaniu praw i kręgosłupów antysystemowego myślenia. Kraju sprzeczności, dziwnych sieci układów, powiązań i strachu, że twój sąsiad może donieść na ciebie tylko dlatego, że masz za mało wyeksponowany portret Mao.

Kult byłego dyktatora stale jest tam podsycany?

Do mauzoleum Mao, na placu Tiān’ānmén naprzeciwko zakazanego miasta, ustawiają się gigantyczne kolejki. Wycieczki są oczywiście zorganizowane, to punkt obowiązkowy wszystkich Chińczyków, którzy wciąż są największą grupą turystów w Chinach. Przyjeżdża tam młodzież szkolna i zakłady pracy. Nie wiem, na ile ulegają propagandzie, serwowanej im przez CCTV.

Jest blokada internetu?

Oczywiście, specjalnie zatrudnieni cenzorzy polują na niebezpieczne dla rządu treści. Ale umówmy się, nie mogą zablokować całego internetu. Chińczycy też szybko uczą się łamać te zapory.

Piszesz, że prezenterzy chińskiej telewizji są w Chinach bogami. Wszechmocnymi?

Absolutnymi. Ale nie tylko gwiazdy telewizji. Chińczycy są opętani przez blogi, vlogi, telewizje internetowe. Wszyscy chcą wyglądać, mówić i ubierać się jak te panie i ci panowie ze szklanych ekranów.

Piszesz o Papie, która ma 70 milionów odbiorców i wcale nie jest najpopularniejsza.

Bo Papie jest zwykłą dziewczyną, żadną celebrytką. Chiński internet jest w ogóle specyficzny, i to nie tylko dlatego, że ma miliony użytkowników i że jest blokowany. Ale także dlatego, że kopiuje wszystkie tendencje europejskie. Taka choćby Angelababie, która wyznacza nowe trendy w Chinach, jest ubóstwiana jak w USA Kim Kardashian. Jej instagram rozpala miliony szarych obywateli i zakłóca działanie szarych komórek

Dlaczego Chinki opalają się w bikini na twarzy?

Piszesz o pokoleniu chińskich milenialsów. Kim są?

Urodzeni w latach 80.,90. Nieprzywiązujący wagi do własnego mieszkania, samochodu. Lubią za to podróżować i jadać w dobrych restauracjach. Są technologicznie rozwinięci. To pokolenie, które nie widzi siebie w kategoriach podporządkowania starszym. Generacja ukształtowana przez rozwój technologiczny, czerpiąca wiedzę z internetu.

Dlaczego nie mają domów?

Nie doszukuj się w tym jakiejś filozofii. Dla wielu młodych, którzy przyjeżdżają do dużych miast z prowincji, ceny mieszkań są po prostu nieosiągalne. Mówi się, że pół miliarda Chińczyków przeprowadziło się do wielkich metropolii ze wsi, nie wszyscy odnajdą się w nowoczesnym i drogim Szanghaju. Nie wszystkim uda się żyć, tak jak Fan Bingbing, piosenkarka i producentka, która zarobiła w ubiegłym roku 65 mln złotych.

Milenialsi prowadzą całkiem inne życie jak ich dziadkowie. No i nie jedzą już podobno psów?

Byłem ostatnio w Kantonie. Mówi się, że w tym mieście jada się wszystko, co ma cztery nogi, a nie jest stołem, co lata, a nie jest samolotem i to, co pływa, a nie jest statkiem. Nastawiłem się więc na tradycyjną chińską kuchnię, w której podaje się psinę. Kiedy zapytałem o takową moje przewodniczki, dwie młode Chinki, były oburzone.

Sam piszesz, że 75 procent Chińczyków nigdy nie jadło psiny. A 52 procent jest dziś absolutnie przeciw kontynuowaniu tej tradycji.

I coraz więcej osób traktuje zwierzęta niczym najlepszych przyjaciół. Oczywiście wiedzą, że ich babcia czy dziadek te psy jedli, ale dziś protestują przeciw restauracjom, w których je się zwierzęta.

Ile takich lokali jest?

Około tysiąca, czyli wciąż całkiem sporo. Nadal także organizowane są tradycyjne targi psów, okrutne wyścigi zwierząt i inne obrzydliwe zabawy.

Są jednak Chińczycy, którzy ratują psy z rzeźni.

Poznałem mężczyznę, któremu zaginął pies. Przypuszczalnie został porwany, by wylądować na czyimś talerzu. Dziś Wang Yan ratuje zwierzaki z rzeźni, otworzył gigantyczne schronisko, do którego później trafiają i wiodą spokojne życie. Pomagają mu w tej działalności nawet Polacy. Państwo Środka się zmienia, zmienia się podejście młodych do tego, co wyznawali starsi. W centrum Kantonu były cztery restauracje serwujące psinę, dziś jest jedna. Chińczycy zapatrzeni na Zachód, przejmują nie tylko te tandetne rzeczy dotyczące mody, ślubów w białych sukniach (choć to dla nich kolor żałoby), ale i też inne podejście do hodowli, sposobu traktowania zwierząt.

Piszesz, że Chińczycy to największa grupa podróżników po świecie. Ale chyba nie wszyscy niszczą rafę koralową i sikają w ogrodach botanicznych?

Oczywiście podałem skrajne i bardzo głośne przykłady ich zachowań. Przypomniałem, jak Chinka wrzuciła monetę na szczęście do silnika samolotu, i jak grupa z Chin pobiła kelnerkę, która zakazała wnieść im alkohol do restauracji. Chińscy turyści na pewno są nieprzewidywalni, bo nawet fakt, że podróżują w grupie nie czyni z nich bardziej zorganizowanych czy zdyscyplinowanych. W samolocie nie siadają na swoich miejscach, odpinają pasy, wynoszą plastikowe sztućce. Pamiętam jak przed laty przygotowano specjalnie dla Chińczyków foldery, żeby wiedzieli, jak powinni zachowywać się w Europie.

Gdzie wyjeżdżają?

Wszędzie, spotkałem ich nawet w Laponii, gdzie pojechałem na początku grudnia. To niesamowite, bo jadą tam mimo temperatury minus 28 stopni i faktu, że święty Mikołaj to żaden ich święty. Kultura Zachodu działa na nich czasami ogłupiająco.

Podobno docierają także na Antarktydę.

Tak, już tam są, stać ich na to. Bo Chińczycy stanowią też grupę turystów, która zostawia w odwiedzanych krajach całkiem niezłe pieniądze. A że jest ich tak dużo. Cóż, wystarczy wspomnieć, że galeria Lafayette w Paryżu otworzyła specjalny oddział dla turystów z Azji, z obsługą w języku mandaryńskim.

A co piąta torebka Louis Vuitton jest w chińskich rękach.

Kiedy Chińczyk jedzie do Helsinek, zostawia tam 900 euro! Europejski turysta tylko 286 euro. Nie liczą się z pieniędzmi. W chińskim internecie słowo Paryż wpisywane jest pięć tysięcy razy dziennie.

Mówisz o zapatrzeniu się Chin na Zachód. Czy to oznacza, że zapominają o swojej tradycji i kulturze?

Rewolucja kulturalna okrutnie zniszczyła ten kraj; bojówki komunistyczne rozprawiły się z zabytkami piśmiennictwa i architektury. Skutki tego zniszczenia są widoczne do dziś. Obserwując jednak zainteresowanie Chińczyków swoim krajem, muzeami, zabytkami, wierzę, że ta młoda generacja, prócz zachwytu nowymi technologiami, potrafi wykorzystać to, co stworzyły przeszłe pokolenia.

Na ile udało ci się poznać te prawdziwe Chiny? Nie te Chiny dla turystów, z fałszywą wódką, podrabianą ceramiką, lewymi mnichami.

Mam to szczęście, że w Chinach mieszka wielu moich przyjaciół, którzy pokazują mi ten kraj od podszewki, bez ściemy. Dzięki temu uniknąłem fałszywych studentek, które pokazują „prawdziwe” Chiny, lipnego jedzenia, nieautentycznej kaligrafii. Czasami jednak, choć z tyłu głowy wiem, że ktoś mnie nabiera, ulegam i kupuję porcelanę z dynastii Ming czy figury trzech mandarynów. Może i nie są tak stare, jak przekonuje mnie sprzedawca, ale kiedyś przecież będą.

Wróżowi dałeś się omotać.

Pan Ho był jak wróżka z ezoTv i od razu wiedziałem, że to będzie jedno wielkie oszustwo, nie żadna prawdziwa numerologia. Wizyta u niego była niczym spektakl, który chciałem przeżyć. Nie miałem żadnych oczekiwań i dobrze, bo usłyszałem od mistrza jedynie stek bzdur, poprzedzonych słowami right now. I jedyne, co zrobiłem, to otworzyłem z przyjaciółką agencję pijarowską „Right Now PR”.

Chińczycy w to wierzą?

Wierzą we wróżby, w feng shui, wznoszą budynki z dziurami, tak, by przez nie mogły przelatywać smoki. Tak, to wciąż część ich świata. Nawet awans czy premię w pracy można dostać na podstawie wróżby. Nikogo w Chinach nie dziwi, że rekrutacja odbywa się ze wsparciem sił ezoterycznych.

Chińczycy faktycznie tak dużo piją?

Mnóstwo. I choć nie tolerują pijanych obcokrajowców, to sami upijają się bez umiaru. Alkohol łączy przyjaciół, rodziny, jest zwieńczeniem biznesowych transakcji, daje szansę na awans. Jest takie chińskie powiedzenie, że jeśli nie ma alkoholu do obiadu, obiad jest niepełny. W restauracjach w porze lunchu nie zamawia się jednego piwa, ale skrzynkę. Lubią też czerwone wino i podrabiają je, jak wszystko, na potęgę.

Jaka jest pozycja kobiet w Chinach?

W dużych miastach wygląda na to, że lepsza niż na prowincji. Ale może tylko wygląda. Kobiety są od wychowania dzieci i pracy. I to cięższej niż praca mężczyzny. W miastach pracują w wielkich koncernach, bankach, dobrze wyglądają. Ale są też kobiety, które prowadzą restauracje i wychowują dzieci niemalże na zapleczu swoich małych interesów.

To prawda, że Chinki zakładają bikini na twarz?

Tak, bo się nie opalają. Chcą zachować jasną karnację.

Te bogatsze zaś robią sobie operację, by mieć twarz w kształcie litery V?

Nie tylko kobiety. Bo kiedy patrzysz na billboardy widzisz Chińczyków, którzy coraz bardziej przypominają Europejczyków. Ten pęd i zapatrzenie się na kraje zachodnie faktycznie się rozpędza. Bo choć to wciąż kraj komunistyczny, to także kraj niezmiernie komercyjny, z najdroższymi światowymi markami, które długo jeszcze nie trafią do Polski.

Państwo paradoksów?

To nie jest ułożony kraj, to jest kraj, w którym nic ci się nie zgadza. Rządzi w nim partia komunistyczna, jednostka się nie liczy, ale masz tam zachodnie marki, McDonaldse, szalenie drogie restauracje. Państwo cię kontroluje, prześwietla na wylot, z drugiej strony świetnie się mają blogi i vlogi, fantastyczne nocne kluby tętnią życiem. Nic im nie wolno, a robią tak dużo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dlaczego Chinki opalają się w bikini na twarzy? - Plus Dziennik Polski

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl