Dla Anny Nowak-Ibisz najważniejszy jest syn Vincent

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Sylvia Dąbrowa
W dzieciństwie szybko musiała się nauczyć samodzielności. To pomogło jej zostać wiele lat później „Panią Gadżet”. Nie uchroniło jednak przed nieudanym małżeństwem.

Kilka lat temu szefowa programowa stacji TVN Style zwróciła uwagę, że jej koleżanka ma słabość do domowych gadżetów. Chętnie je kupuje – i w pomysłowy sposób wykorzystuje przy różnych okazjach. „Ile ja się od ciebie uczę” – powiedziała do niej. I wpadła na pomysł, aby stworzyć dla koleżanki program, w którym będzie prezentować tego rodzaju przydatne wynalazki. Tak narodziła się „Pani Gadżet”, w którą wciela się Anna Nowak-Ibisz. Dziś program ma już kolejny sezon, a nawet odsłonę dla dorosłych – „Pani Gadżet erotycznie”.

- Staram się opowiadać o gadżetach babskich, jeśli są fajne depilatory, odkurzacze, sprzęty AGD, specjalistyczne kremy, rzeczy na biwak, rowery, kurtki zimowe, narty to jest to wszystko dla nas kobiet szalenie interesujące. Bardzo często dostaję SMS z pytaniem: Gdzie ja to wszystko mogę kupić, co pokazywałaś?”. Stałam się skrzynką kontaktową dla kobiet, które poszukują różnych gadżetów – śmieje się w „I Magazine”.

Jej dzieciństwo nie było szczęśliwe. Kiedy miała siedem lat, rodzice się rozstali. Mama wyprowadziła się i zostawiła córkę z tatą. Mało tego: potem poważnie zachorowała i zmarła, gdy Ania miała jedenaście lat. Tata dwoił się i troił, by zastąpić córce mamę. Dziewczynka mocno przeżyła wszystkie te trudne doświadczenia. Niespecjalnie dobrze się uczyła, za to od małego lubiła pisać i fotografować. Dlatego to ona dokumentowała wszystkie rodzinne uroczystości.

- W kategorii ojcostwo miałam bardzo wysoko ustawioną poprzeczkę. Mój tata wykonał w tym zakresie mistrzostwo świata. Wychował mnie sam. Prowadził mnie do krawcowej, żeby uszyć dla mnie nową sukienkę, zawoził na basen, do Gawędy, na próby. Tak naprawdę starał się być ojcem i matką. I to jemu właśnie w Dniu Matki kupowałam kwiaty – tłumaczy w „Gali”.

Sytuacja zmusiła Anię, by szybko stać się samodzielną. Kiedy potrzebowała pieniędzy na swoje zachcianki, potrafiła sama na nie zapracować. Jeździła po okolicznych wsiach i najmowała się do zrywania czereśni lub wyrywania marchewek. Być może dlatego wolała towarzystwo chłopaków niż dziewczyn. Szybko nauczyła się radzić również z różnymi drobnymi naprawami czy pracami w domu. Po prostu podpatrywała tatę.

- Działałam jak facet: pracowałam w polu, nawet dwanaście godzin. Albo żeby zarobić – wyjeżdżałam. Jak mnie odbierały rówieśniczki? Szczerze? Miałam to w dupie. Chodziłam swoimi drogami. Męski świat jasnych, prostych zasad był mi najbliższy. Nie znosiłam babskich plotek i gierek. To było mi obce – podkreśla w serwisie Polki.pl.

Ponieważ jako dziecko śpiewała i tańczyła w harcerskim zespole Gawęda, w naturalny sposób zdecydowała się po maturze zdawać do szkoły aktorskiej. Wybrała Łódź – i już na drugim roku zagrała pierwszą epizodyczną rolę. Na studiach poznała młodych Niemców, którzy potem załatwili jej pracę w Berlinie. Jeździła tam słać łóżka w hotelu, dorabiając w ten sposób do stypendium.
Przy okazji wprawiała się w niemieckim, którego uczyła się wcześniej w liceum.

Po studiach Ania trafiła do prestiżowego Teatru Studio w Warszawie. Pewnego dnia przyjechał tam niemiecki producent serialu „Lindenstrasse” – nadreńskiego odpowiednika polskiego „Klanu”. Szukał młodej aktorki, która sprawnie posługuje się tamtejszym językiem. Ania nie miała wielkiej konkurencji. Zgłosiła się – i pomyślnie przeszła zdjęcia próbne. Tak zaczęła się jej osiemnastoletnia przygoda z „Lindenstrasse”, w którym grała polską emigrantkę Urszulę.

- Producenci namawiali mnie, żebym zamieszkała w Niemczech. A ja wydawałam fortunę na samoloty i kolej. Jeździłam nocnymi pociągami i w przedziale urządzałam swój kąt – stawiałam misia, kubeczek, ulubione zdjęcie na serwetce. Tak samo było w każdym pokoju hotelowym, w którym nocowałam. Robiłam sobie tam namiastkę domu – wspomina w „Gali”.
Kiedy w 2008 roku skończył jej się kontrakt, postanowiła skoncentrować się na karierze w Polsce. Tymczasem szybko okazało się, że nie ma tutaj dla niej zajęcia. Próbowała sił w różnych castingach – ale bez większych rezultatów. Szczególnie żal jej było tego, że nikt nie dostrzegł w niej komediowego talentu – bo uważa, że świetnie by się sprawdzała właśnie w takich rolach. „Moja uroda niespecjalnie pobudza w Polsce wyobraźnię reżyserów” – podkreśla z przekąsem.

Kiedy Ania miała szesnaście lat, rozpoczynała swą aktorską przygodę w młodzieżowym kołku teatralnym przy Teatrze Ochota. Tam po raz pierwszy spotkała starszego od niej o rok Krzysztofa Ibisza. Kiedy go zobaczyła, pomyślała: „Koniec. Matko Boska, to jest ten”. Z czasem sytuacja się jednak zmieniła. Gdy Ania zdała do łódzkiej filmówki, Krzysztof był już na drugim roku i zgodnie z uczelnianą tradycją, zafundował jej „fuksówkę”. Tak ją dręczył, że przestał jej się podobać.

- Potem trafiliśmy do jednego teatru, to ja dalej nie byłam już nim zainteresowana. Pewnego dnia na korytarzu Teatru Studio stanął i powiedział: „Kiedy będzie znowu taki czas, że ja nie będę nikogo miał i ty nie będziesz nikogo miała i znowu będziemy razem?”. Ja tak popatrzyłam na niego i pomyślałam: „Kretyn. Przecież ja już nigdy z tobą nie będę”. Nie powiedziałam mu tego, co pomyślałam – śmieje się w programie „W roli głównej”.

Sytuacja szybko się jednak zmieniła: kiedy jakiś czas potem Ania i Krzysztof spotkali się przypadkiem w czasie wakacji w Juracie, miłość wybuchła wielkim płomieniem. Pobrali się w 2005 roku. Krzysztof z trudem namówił żonę na dziecko – ale udało się. Ania urodziła Vincenta, kiedy miała 40 lat. Niestety: dwa lata później świat zawalił się jej na głowę. „Była inna kobieta” – wyznała potem podsumowując swój rozwód z Krzysztofem.

Początkowo było jej bardzo trudno. Pomogły jej znajome kobiety – dzięki jednej z nich została „Panią Gadżet” i jest dziś gwiazdą TVN Style. Z czasem przebaczyła Krzysztofowi. Zrobiła to dla dobra ich syna, o którym mówi, że okazał się najwspanialszą przygodą jej życia. Były mąż odwiedza często Anię, by spędzić wspólnie czas z nią i z Vincentem. Czy nadal tak będzie? Nie wiadomo – bo właśnie gruchnęła wiadomość, że Krzysztof Ibisz żeni się z byłą modelką Joanną Kudzbalską. Jak wpłynie to na jego relację z Anią?

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Dla Anny Nowak-Ibisz najważniejszy jest syn Vincent - Plus Gazeta Krakowska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl