Dawno temu na Wybrzeżu, czyli żywot gangstera poczciwego. Recenzja filmu "Jak pokochałam gangstera"

Mariusz Leśniewski
Mariusz Leśniewski
Maciej Kawulski, po sukcesie filmu "Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa" z 2019 roku, poszedł za ciosem i postanowił zaserwować nam drugi film tego typu, czyli "Jak pokochałam gangstera", oparty na życiu legendy wybrzeżowego półświatka, Nikodema Skotarczaka - Nikosia. Było do przewidzenia, że produkcja bazować będzie na sprawdzonych przez reżysera schematach i pomysłach – w powtórkach z rozrywki nie ma, zresztą, nic złego, o ile są dobre. "Jak pokochałam gangstera" ta zasada jednak nie dotyczy. Powstał bowiem nużący trzygodzinny wideoklip, pokazujący żywot "chłopaka z miasta", który stał się królem Wybrzeża, działając niczym niedorobiony Robin Hood, czyli odbierał samochody bogatym Niemcom, a sprzedawał biednym Polakom. Po kolei jednak...

Na pewno życie Nikosia to materiał na film. Tak samo jak barwne, mimo szarzyzny PRL, życie trójmiejskiego półświatka. Ba, mógłby o tym powstać film epicki. Same dzieje gdyńskiego Maxima to materiał na produkcję w stylu "Cotton Clubu" Coppoli z 1984 roku. W legendarnym gdyńskim lokalu przecinały się losy wielu ludzi, którzy mieszali w przestępczym świecie Trójmiasta. Jak wiadomo, i Nikoś miał w swoim życiu epizod związany z Maximem. Skotarczak był – o ile w ogóle można użyć tego słowa – gangsterem niebanalnym, podobnie jak niebanalnym lokalem był Maxim. W filmie Kawulskiego, niestety, więcej jest banałów niż dobrej mocnej historii o człowieku, który – nawiązując do innego Nikodema, Nikodema Dyzmy – brał życie za grzywę i walił po pysku. Wymieńmy te banały po kolei...

Trwa głosowanie...

Czy podobał ci się film "Jak pokochałam gangstera"?

Banał pierwszy. Schematyzm postaci. Nikoś to gangster od urodzenia. Już w podstawówce było wiadomo, że nie nadaje się do normalnego życia i będzie szumiał na mieście. Cała trzygodzinna filmowa droga Nikosia to historia człowieka, który wie, czego chce, umie to zdobyć i w sumie nie ma żadnych dylematów. Jest, używajmy już tego określenia, gangsterem, ale gangsterem poczciwym. Takim, który w sumie krzywdy nikomu nie robi. Jest jak wspomniany już Robin Hood, który zabiera bryki Niemcom i sprzedaje je Polakom. Głupi niemiecki szeryf, oczywiście, Robina – Nikosia, nigdy nie złapie. Rolę Nikodema ratuje Tomasz Włosok, ale ten aktor zasłużył na coś więcej, niż tylko odwalanie schematów. Schematyczne są też inne postaci, a zwłaszcza postaci kobiece, i mamy banał drugi.

W polskich filmach gangsterskich kobiety są seksowne, wierne i głupie. Kawulski podniósł ten schemat do arcydzieła, zatrudniając nie tylko Krystynę Jandę (narratorka filmowej historii), ale też Agnieszkę Grochowską, Magdalenę Lamparską i Julię Wieniawę. Wszystkie kobiece postaci uwielbiają ostry seks, marzą, by uprawiać go z Nikosiem, a i w filmie istnieją w sumie po to, by pokazywać rozbierane sceny. Jest ich sporo, są sprawnie nakręcone, ale kompletnie niczego nie wnoszą. Po prostu ma być pieprznie albo – jeśli ktoś woli to określenie – seksi... No nie jest seksi – jest głupio i wulgarnie. Rozumiem, że Grochowska czy Wieniawa to nie aktorki na miarę Michelle Pfeiffer, a film Kawulskiego to nie jest nawet cień "Człowieka z blizną", ale ratujmy jakieś pozory! Toż kobiety nie służą tylko do jednego celu, jak to pokazuje reżyser. Ewentualnie mogą później płakać na cmentarzu po ukochanym...

Sentymentalizm to kolejna słabość filmu o Nikosiu. Jest słodko i wzruszająco. Dawno temu na Wybrzeżu życie gangusów i ich kobiet toczyło się w sumie landrynkowo. Milicja była głupia, celnicy też, wrogów nie było, a niemieckie auto brało się z lekkością i humorem. Są tragedie, ale bez przesady. Nikoś daje radę, choć ma tam jakieś chwile załamania i gorszej formy. Banalny sentymentalizm nie wywołuje łezki w oku, tylko śmiech. Chwilami obraz życia Nikosia bawi jak parodia w stylu "Strasznego filmu". W sumie dobrze, bo trzy godziny bez humoru byłyby nie do zniesienia, nawet jeśli jest tu banalny humor niskich lotów.

O ile to można jakoś znieść, to nie do zniesienia jest kolejny banał, czyli banalna mitologizacja życia gangstera. Nikoś – jako gangster poczciwy – prowadził życie niczym artysta z paryskiej bohemy. Jest kolorowo, jest seksownie – wóda i whisky leją się strumieniami, kobiety są chętne, a samochody szybkie. Nie ma krwi, nikt nikomu krzywdy nie czyni. Nikoś to nie jest Tony Montana, daleko mu do "Chłopców z ferajny", a i do prawdziwego "Kasyna" nie zachodzi – to nasz polski miód-cud, nasz ganguś kochany, nasz król życia: Nikoś, którego wszyscy kochamy i życia barwnego mu zazdrościmy. Kiedyś Sergio Leone zrobił arcydzieło "Dawno temu w Ameryce", Kawulski zrobił teledysk "Dawno temu na Wybrzeżu", czyli jak fajnie było być gangsterem za czasów PRL. Faktycznie, można powiedzieć, że Nikoś był kimś w rodzaju celebryty, lubił kolorowy styl, ale nie zapominajmy: był przede wszystkim przestępcą, a nie dobrym Robinem z Trójmiasta (choć jego ucieczka z niemieckiego więzienia przypominała wyczyny rodem z filmów przygodowych).

Wszystkie banały byłyby do zniesienia, gdyby film był wciągający, ale – niestety – jest nudny. Za długi, zbyt jednostajny, zbyt landrynkowy i kolorowy. Najlepsze fragmenty są na końcu. Nikoś u progu upadku jest najbardziej przekonujący, a Tomasz Włosok – aktor świetny – wyciska z tej papierowo napisanej postaci wszystko, co może. Nikoś ładujący do nosa kokainę wagonami i mający świadomość, że jego dni muszą być już policzone, staje się postacią tragiczną. Trafnie zauważa reżyser, że musi zginąć, bo nie pasuje do lat 90-tych, kiedy nie ma już gangsterskich kolorowych ptaków, tylko mafia z Pruszkowa i Wołomina. Szkoda, że Włosokowi nie dorównują inni aktorzy, którzy zdają się dobrze bawić, ale grać tylko na pół gwizdka.

Nieznośnie powtarzalny i banalny jest Janusz Chabior. Eryk Lubos kolejny raz pokazuje, jak zakapiora gra Eryk Lubos. Antoni Królikowski jest uroczo drewniany, a w Agnieszce Grochowskiej jest zdecydowanie za mało seksapilu. Gra kochankę Nikosia, Czarną, i można nucić pod nosem: "Bo męska rzecz być daleko, a kobieca - wiernie czekać. Aż zrodzi się pod powieką inna łza, radości łza". Aż dziwne, że Kawulski hitu Alicji Majewskiej nie umieścił na ścieżce dźwiękowej filmu.

Promocja Dziennika Bałtyckiego

Z kolei Julia Wieniawa – jak zawsze – seksu ma w nadmiarze, ale nigdy nie będzie seksbombą, tylko nastolatką z "Rodzinki.pl". Nie zapominajmy też o Sebastianie Fabijańskim, który z postaci psychopatycznego Silvia zrobił komika, bo szarżuje po bandzie jak nigdy dotąd. Dobre są role drugoplanowe: Rafał Mohr jako Czuły Roman czy Dawid Ogrodnik jako Andrzej Kolikowski, pseudonim "Pershing".

Obejrzyjcie – jeśli ktoś ma Netfliksa i wolne trzy godziny – film o życiu Nikosia dla kilku dobrych scen, dla Tomasza Włosoka i kilku obrazków z Trójmiasta (ja szczególnie poczułem klimat dawnego stadionu Lechii przy ulicy Traugutta). A potem, jeśli znajdziecie, obejrzyjcie "Reich" Pasikowskiego z 2001 roku. To też nie jest arcydzieło, ale czuć różnicę...

Rozpędzony Maciej Kawulski już pewnie myśli o kolejnej historii w stylu "Jak podziwiałem gangstera". Netflix przyjmie to, wzbogacając swoją filmową papkę o kolejne lekkostrawne danie. A my nadal czekamy na film albo - jeszcze lepiej - na mocny serial o polskiej mafii. Węgrzy mieli swoje "Złote życie", Rumuni "W cieniu", a my dalej niczym dobranockę oglądamy historie o gangsterach poczciwych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl