Dawid „Cygan” Kostecki. Burzliwe życie i tajemnicza śmierć rzeszowskiego boksera

Andrzej Plęs
Dawid „Cygan” Kostecki, nadzieja polskiego pięściarstwa, uwikłał się w nielegalne interesy i nie potrafił się z tego półświatka wydobyć.
Dawid „Cygan” Kostecki, nadzieja polskiego pięściarstwa, uwikłał się w nielegalne interesy i nie potrafił się z tego półświatka wydobyć. Marcin Radzimowski
"Cygan" nie tylko na ringu potrafił przywalić. Kiedy agenci CBŚ rozbili mu night-biznes, skontrował tak, że rozwalił rzeszowski CBŚ. Zza krat. Uwikłany w szereg ciemnych interesów, a niepokorny, mający wiedzę o półświatku, a mało dyskretny. Teorie spiskowe mówią, że śmierć Dawida Kosteckiego nie była samobójstwem. I wcale nie są takie bezpodstawne.

Okrzyknięty nadzieją polskiego pięściarstwa, interkontynentalny mistrz WBA w wadze półciężkiej, młodzieżowy mistrz świata WBC i mistrz kilku innych federacji bokserskich. Był w drodze na szczyt tej dyscypliny, był już blisko szczytu, kiedy runął na dno.

W ciemnych interesach nie był dość ostrożny, w życiu jakby żył zasadą, że gwiazdom wolno więcej, a sława chroni. Przeceniał przyjaciół, sądząc po efektach interesu na kradzionych samochodach i nie doceniał wrogów, sądząc po efektach jego interesów „na panienkach”. Na kilka lat znikł za kratami, dziś znów jest o nim głośno, bo nie do końca jest jasne, czy w Areszcie Śledczym w Warszawie-Białołęce odebrał sobie życie, czy też życia pozbawili go inni.

Pokusy nieodparte

Trzeba było być mocnym w pięści i karku, żeby wybić się na rzeszowskiej Baldachówce. Kostecki znał ten świat od małego. Skazano go za rozbój, kiedy miał ledwie 17 lat. Trochę go ten epizod otrzeźwił, tym bardziej, że odkrył w sobie, że potrafi lać po pyskach, więc wszedł na ring i wspinał się po szczeblach sportowej kariery.

Przyszła sława, pieniądze i poczucie bezpieczeństwa. Bo z jednej strony wciąż tkwił towarzysko i mentalnie w półświatku, a z drugiej czapkowali mu możni tego świata, bo był sławą sportową. Postanowił w półświatku robić pieniądze, pod ochroną sławy i możnych.

I ponoć kiedy otwierał klub nocny Velvet na ul. Przesmyk w Rzeszowie, dostawał ostrzeżenia, że wkracza na już ściśle podzielony lokalny rynek usług nocnych. A że Velvet uruchomił w eksponowanym miejscu tuż przy Rynku, musiało to konkurencję dodatkowo drażnić, jak prowokacja.

W piwnicach sala z rurką dla profesjonalistek, na parterze klub „Koc-out”, a - nieoficjalnie - na piętrze - pokoje na godziny. Velvet był mocnym wejściem w świat seksbiznesu, bo rok wcześniej „Cygan” uruchomił Venus przy ul. Wyspiańskiego (od 2003 roku), a jeszcze wcześniej Przystanek Alaska w Lutoryżu. A ten miał już swoją renomę, bo jeszcze w latach 90. świadczył usługi specjalne, dopóki w 2002 r. nie zastrzelono przed nim wuja „Cygana”, który Alaskę prowadził. Sprawcy do dziś nieznani.

Nie Kostecki prowadził swoje lokale, ale jego przyjaciel i ciotka, on był tylko „twarzą” interesu i udziałowcem, ale i tak wszyscy wiedzieli, czyj to interes. Na reakcje nie musiał długo czekać: agenci Centralnego Biura Śledczego wparowali do wszystkich trzech lokali, interesy zostały zamknięte, za czerpanie korzyści z nierządu poszli siedzieć Rafał W., ciotka i siostra „Cygana”, a i on sam na 2,5 roku.

Plotka głosiła, że to niekoniecznie inicjatywa CBŚ, a Żeni i Alexa, dwóch braci Ukraińców, którzy dorobili się na rzeszowskich bazarach i zainwestowali w night-kluby, a Kostecki wszedł im w szkodę. Kostecki zza krat odwinął się tak, że pogruchotał rzeszowskie CBŚ i obu braci.

Na Facebooku pojawił się wpis: „Z biednych chłopców z bazaru rzeszowskiego Alex i Żenia stali się milionerami, których chroni skorumpowany układ urzędników i funkcjonariuszy w Rzeszowie”. Było też o „IMPERIUM czerpania korzyści z prostytucji”. I że centralą tego interesu jest lokal Imperium w Świlczy.

Dalej coś, co nie mogło ujść uwadze tajnych służb: „Co najmniej kilkunastu świadków podaje, że po pieniądze do Alexa i Żeni, systematycznie przyjeżdża funkcjonariusz CBŚ w Rzeszowie, Daniel Ś. Ten sam oficer Daniel Ś., w celu odwrócenia uwagi od prowadzonego przez Alexa i Żenię procederu, wmontował mnie w czerpanie korzyści z nierządu (...) Właśnie dzięki medialnemu odwróceniu uwagi na moją osobę, IMPERIUM jeszcze bardziej rozkwita!”

Wpis szybko znikł z portalu, „Cygan” przeczył, że był jego autorem, miał rację, bo długo potem do autorstwa wpisu przyznał się żądny zemsty na braciach R. rzeszowski biznesmen, ale w rzeszowskim CBŚ się zatrzęsło, ABW zatrzymała Krzysztofa B., ówczesnego szefa rzeszowskiego CBŚP i Daniela Ś., ówczesnego naczelnika wydziału gospodarczego służby.

W tym samym czasie ABW wpadło do należącego do braci klubu nocnego Olimp w Budziwoju, Żenia i Alex poszli siedzieć. Wszyscy za korupcję bierną i czynną, funkcjonariusze jeszcze za pomocnictwo, a bracia za czerpanie korzyści z nierządu. A Kostecki zyskał w świecie mrocznych interesów opinię człowieka, który może sporo wiedzieć i w krytycznej sytuacji nie zawaha się tej wiedzy użyć. A gadulstwa ta branża nie wybacza.

Kiedy w listopadzie 2015 r. „Cygan” trafił do szpitala, spekulowano, czy stało się to w wyniku próby samobójczej, czy zamachu na jego życie. To był pierwszy niejasny epizod w więziennym etapie życia „Cygana”. Drugi dotyczył Żeni i Aleksa: za sutenerstwo, handel ludźmi i korumpowanie funkcjonariuszy jeden dostał rok, drugi półtora roku więzienia, choć tylko za korupcję grozi co najmniej trzy lata.

Trefny interes na kółkach

Jak nie był mózgiem lewego interesu z panienkami, tak też nie był mózgiem interesu na kradzionych samochodach, ale oba firmował nazwiskiem i na obu zarabiał. A interes był wręcz prostacki: jeden bokser, jedna księgowa, jeden celnik i szef operacji.

Zaczęło się od poznańskiej wypożyczalni samochodów: wszedł „słup”, pożyczył wóz, auto trafiło do „dziupli”, gdzie przebito mu numery VIN i na nowych papierach zostało sprzedane. Ten numer wyszedł Krzysztofowi K. i Dawidowi Kosteckiemu, więc poszli dalej: ukraść bmw i to takie z wyższej półki, w Niemczech, w Polsce przebić mu numery VIN i zarejestrować na lewych papierach, po czym sprzedać.

Operacją kradzieży zajmował się Krzysztof K.: na oryginalnych blankietach niemieckich dowodów rejestracyjnych wpisywano nowe dane samochodu, dołączano fikcyjną umowę kupna-sprzedaży. Że niby wóz został kupiony np. w Niemczech. Dbano o to, by numery VIN nie były fikcyjne, bo rejestry natychmiast by to wychwyciły. Toteż VIN-y pochodziły zwykle od samochodów zaginionych, albo „spalochów”, jak określali to między sobą.

Legalizacją zajmował się głównie „Cygan”: kradzionego w Niemczech bmw X6M zarejestrował w rzeszowskim urzędzie miasta na podstawie sfałszowanego niemieckiego dowodu rejestracyjnego i sfałszowanej umowie kupna. Wóz wyceniono na 420 tys. zł. W podobny sposób zarejestrował w warszawskim ratuszu kradzione bmw 560L za 220 tys. zł. Bmw 330D zostało ukradzione w Belgii, „Cygan” zarejestrował je w Rzeszowie. Kradziony w Niemczech ciężarowy MAN TGA10, wyceniono na 400 tys. Nie gardzono wyższej klasy mercedesami i terenowymi KIA.

Pozostało jeszcze wyprać setki tysięcy złotych z nielegalnego zysku, toteż spółka zaangażowała kilkunastu ludzi, którzy spółki już mieli, albo zgodzili się je założyć. Rzeszowska księgowa Zofia B. dbała o to, by faktury i przelewy między kontami tych firm krążyły nieustannie i w takim nasileniu, żeby skarbówka się pogubiła. Gotówkę pobierano z kont firm za pośrednictwem bankomatów, albo przy kasach bankowych. Ulubionym bankomatem był ten przy ul. Okulickiego w Rzeszowie, był dzień, że panowie wyssali bankomat na 60 tys. zł.

Interes kwitł jeszcze chwilę po tym, jak „Cygan” trafił do więzienia za czerpanie korzyści majątkowych z cudzego nierządu. Już za kratami dostał przekaz od swojego samochodowego wspólnika na tysiąc złotych. „Dla Dawida” - Krzysztof K. dołączył adnotację do przekazu słanego do ZK Załęże.

Kiedy „Cygan” kończył odsiadkę za panienki, lubelska prokuratura zaczynała śledztwo w sprawie nielegalnego interesu na samochodach, fałszowaniu dokumentów, udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, praniu brudnych pieniędzy, wyłudzaniu VAT. Kiedy skończyła, CBŚ dopadło Kosteckiego w Lublinie, ledwie dwa lata cieszył się wolnością po 2,5 letnim wyroku.

Prowadzący śledztwo prokurator przyznawał wówczas, że Kostecki „złożył obszerne wyjaśnienia, na podstawie których ustalono znaczną część stanu faktycznego”. Jego wspólnik Krzysztof K. zarzucił mu, że „sypnął kumpla”. Za kratami - niewybaczalne, tymczasem „Cygan” nie pierwszy raz udowadniał, że dyskrecja nie jest jego atutem: wpisem na Facebooku rozsypał interesy Alexa i Żeni i przetrącił kręgosłup rzeszowskiemu CBŚ.

Dwa lata do życia

Gwiazda sportowa Kosteckiego zgasła, świat o nim nieco zapomniał. Do 2 sierpnia br., kiedy media ujawniły, że w Areszcie Śledczym w Warszawie-Białołęce popełnił samobójstwo, wieszając się na ukręconej z prześcieradła linie, leżąc na łóżku pod kocem. Przywieziono go tu z ZK Rzeszów-Załęże, by zeznawał w procesie o rozbój sprzed 11 lat, w którym oskarżonym był Tomasz G.

Zeznań nie było, adwokat oskarżonego nie pojawił się na sali sądowej, oskarżony nie zgodził, by rozprawa toczyła się pod nieobecność jego mecenasa. Następne posiedzenie sądu wyznaczono na 14 sierpnia. Kostecki jej nie doczekał, 2 sierpnia został znaleziony w celi martwy. Komunikat Służby Więziennej głosił, że nic nie wskazuje na to, by do śmierci „Cygana” przyczyniły się osoby trzecie, co sugerowało, iż było to samobójstwo.

Na taką treść komunikatu zareagowała rodzina: to nie było samobójstwo, żądamy śledztwa i wyjaśnienia okoliczności śmierci Dawida. Media zaczęły się tym okolicznościom bliżej przyglądać, „Rzeczpospolita” dotarła do informacji, że Kostecki dzień przed śmiercią rozmawiał telefonicznie z żoną, umawiał się z nią na kolejną rozmowę dzień później.

Na jaw wychodziły kolejne rewelacje: wyjaśniający tajemnicę tej śmierci prok. Wojciech Kapuściński zaznaczył w notatce z oględzin ciała, że na szyi denata znaleziono odległe od siebie o 0,5 cm dwa ślady przypominające ślady po nakłuciu. I jeszcze jego znaczący wpis w notatce o „możliwym zbrodniczym charakterze śmierci”. Tym dziwniejsze było, że protokół z sekcji zwłok wcale nie wyjaśniał, skąd te dwa ślady na szyi „Cygana”, kiedy i jak powstały.

Zaczęły się medialne spekulacje: dwie iniekcje środkiem farmakologicznym mogły Kosteckiego pozbawić przytomności, bezwolnego człowieka łatwo powiesić, nie pozostawiając „śladów ingerencji osób trzecich”.

Druga wersja mówiła o porażeniu paralizatorem, którego skutek dla organizmu był niemal taki sam. Reprezentujący rodzinę zmarłego mec. Roman Giertych złożył wniosek o śledztwo z par. 148 kk (zabójstwo), ponowną sekcję zwłok i przesłuchanie świadków, którzy być może wskażą motywy potencjalnych zleceniodawców zabójstwa.

Bo jak to się stało, że w czteroosobowej celi, w której umieszczono Kosteckiego, nikt nie zauważył tego, co się dzieje w nocy. Dlaczego więźnia nie objęto specjalnym dozorem? Bo nie zdradzał symptomów wskazujących, że chce popełnić samobójstwo - natychmiast ripostowała rzeczniczka Służby Więziennej.

Śledczy nie znaleźli powodów do ponowienia sekcji zwłok, tłumaczono, że to strupki po dawnych rankach. Na to zareagowali mecenasi rodziny zmarłego: „zupełnie niezrozumiały jest opór przed ponowną sekcją zwłok zmarłego, w sytuacji, gdy dotychczasowa nie odpowiedziała na podstawowe pytanie o mechanizm rzekomego samobójstwa oraz mechanizm powstania śladów na ciele mogących wskazywać na udział osób trzecich”. Każde następne oświadczenie i komunikat z obu stron sporu mnożyły wątpliwości, a i spekulacje. I już nie tylko - jak zmarł Kostecki, ale i - dlaczego.

Kto skorzystał na tej śmierci?

Zostały mu dwa lata odsiadki po i tak już spędzonych w sumie 4,5 roku za kratami. Dla 38-latka to niewiele, mógł wyjść i żyć. Na poranek po nocy śmierci umawiał się z żoną na rozmowę telefoniczną. Co mogło go skłonić w ciągu kilku godzin po tej rozmowie to tak desperackiego czynu?

Więc jeśli nie samobójstwo, to może zabójstwo, kto miałby chcieć jego śmierci? I zaczęło się grzebanie w przeszłości „Cygana”, za mało prawdopodobną wersję przyjęto, że jego zeznań obawiał się Tomasz G.

Choć tę teorię wzmocnił przypadek sprzed kilku dni innego więźnia, który miał zeznawać w tej samej sprawie co Kostecki. Podobnie jak on miał zostać przewieziony na rozprawę do aresztu w Białołęce, ale 9 sierpnia w rzeszowskim zakładzie karnym próbował odebrać sobie życie pętlą wykonaną ze sznurówki. Został powstrzymany przez współwięźniów.

Na pierwsze strony gazet wróciła afera sprzed kilku miesięcy, kiedy były agent CBA ujawnił, że jego przełożeni ukryli jego notatkę o tym, iż wielu polityków „z najwyższej półki” korzystało z uprzejmości podkarpackich agencji towarzyskich. I są na to tysiące godzin nagrań.

Miały one być w posiadaniu braci R., którym Kostecki rozbił sprośny interes, a dla których mogły być „polisą na życie”. O ile istnieją. I Kostecki mógł o tym coś wiedzieć, a do milczących nie należał.

Ministerstwo Sprawiedliwości natychmiast „sprostowało”, że Kostecki zeznawał już w sprawie braci R. w 2012 i nie wspominał o aktywności polityków w ich nocnych lokalach. Zdementowało też pogłoski, że prokuratura „ma wiedzę o tysiącach godzin nagrań” erotycznych polityków.

Nie rozwiało to jednak wątpliwości. Bo dlaczego bracia R. za ciężkie przestępstwa dostali króciutkie wyroki? Zwyczaj prawny jest taki, że skazanych obcokrajowców deportuje się do kraju pochodzenia, dlaczego braci nie deportowano na Ukrainę? Bo ponoć zrzekli się ukraińskiego obywatelstwa? Tymczasem Kancelaria Prezydenta nie chce potwierdzić, czy nadano im obywatelstwo polskie.

Śmierć Kosteckiego miała zapobiec ujawnieniu jego wiedzy o polityczno-seksualnej aferze podkarpackiej w lokalach braci R? Ta teoria przypomina o samobójczej śmierci Grzegorza W. i Macieja G., dwóch świadków zeznających przed kilku laty o powiązaniach braci R. z CBŚ. Już po ich śmierci niektórzy kwestionowali, by były to akty samobójcze.

Nie brakuje głosów, że ujawniona przed 4 miesiącami seksualna afera podkarpacka wymaga dogłębnego wyjaśnienia, bo „haki” na polityków najwyższego szczebla to kwestia bezpieczeństwa narodowego. Tymczasem dogłębne wyjaśnienie nie leży w interesie uczestników tej afery.

I dziwi opór warszawskiej prokuratury okręgowej przed ponowieniem sekcji zwłok „Cygana” i ciągłe zapewnienia, że to z pewnością samobójstwo, że nie było ingerencji osób trzecich. Bez wyjaśnień nie ustaną wątpliwości: samobójstwo, zemsta służb lub braci R., czy skuteczne zamknięcie ust „Cyganowi”? A być może jego wiedzy mogli obawiać się i bracia R., i służby, i polityka?

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Dawid „Cygan” Kostecki. Burzliwe życie i tajemnicza śmierć rzeszowskiego boksera - Plus Nowiny

Wróć na i.pl Portal i.pl