Dariusz Orłowski: Pomówienie wyrwało mi z życia 10 lat. Siłą wplątano mnie w aferę z galerią

Magdalena Kuźmiuk
Magdalena Kuźmiuk
Dariusz Orłowski długo zmagał się z depresją. Na nowo musiał odbudować swój biznesowy wizerunek.
Dariusz Orłowski długo zmagał się z depresją. Na nowo musiał odbudować swój biznesowy wizerunek.
Dariusz Orłowski, białostocki biznesmen, usłyszał właśnie uniewinniający wyrok sądu. Jest prawomocny. Czekał na to wiele lat. Choć od samego początku odpierał korupcyjne oskarżenia

Do dziś pamiętam posiedzenie odnośnie zastosowania tymczasowego aresztowania. Najpierw do sali wszedł prokurator, ja czekałem. Po 15 minutach wyszedł i wezwali mnie. Sędzia odczytał zarzut i pyta, czy zrozumiałem. Odpowiedziałem, że tak. Pada kolejne pytanie: czy chciałbym dzisiaj wrócić do domu? Ja na to, że cóż to za pytanie, bo to chyba naturalne, że tak. Wtedy sędzia stwierdził, że akurat ma inne zdanie i zostanę aresztowany na trzy miesiące - wspomina dziś Dariusz Orłowski.

To był 28 czerwca 2006 roku. Dariusz Orłowski, odnoszący sukcesy białostocki biznesmen działający w branży związanej z nieruchomościami, spędził w jednym z najcięższych aresztów śledczych w Polsce sześć miesięcy. Okazało się, że niesłusznie. Bo jest niewinny, choć ciążyły na nim korupcyjne zarzuty. Przed tygodniem Sąd Apelacyjny w Białymstoku wydał prawomocny wyrok w sprawie kilku oskarżonych w aferze sprzed dekady.

Historia dotyczyła rzekomych nieprawidłowości przy budowie Galerii Biała (ówczesna nazwa). Śledztwo lubelskiej prokuratury zakrojone było na szeroką skalę. Zarzuty, jakie postawiono podejrzanym osobom, dotyczyły przyjmowania i wręczania korzyści majątkowych, przekroczenia uprawnień, fałszowania dokumentów, nawet prania brudnych pieniędzy.

Prokurator nie chciał słuchać

Filarem oskarżenia były wyjaśnienia Zbigniewa K., białostockiego architekta, z którym przed laty współpracował biznesowo m.in. Dariuszem Orłowskim.

- Zbigniew K. był obiektem działań ABW. 10 lat temu rozstrzygały się kwestie związane z budową Galerii Biała. Prawicowi politycy chcieli ten proces zablokować. Ktoś wpadł na pomysł, by rozkręcić z tego wielką aferę. Prezes firmy budującej galerię zostanie aresztowany, prezes firmy projektującej galerię zostanie aresztowany, a z nimi po drodze na ławie oskarżonych zasiądą wszystkie osoby, które miały z galerią coś wspólnego lub popierały pomysł jej budowy. Zadaniem K. było wskazanie osób, które powołują się na wpływy albo mogą coś załatwić w mieście - mówi mecenas Jakub Radlmacher, adwokat reprezentujący Dariusza Orłowskiego.

Zbigniew K. zeznał w prokuraturze, że za jego pośrednictwem Orłowski domagał się 150 tysięcy złotych łapówki od prezesa firmy budującej Galerię Biała, jeśli chce, by inwestycja była realizowana bez żadnych przeszkód. Orłowski działał bowiem w branży zajmującej się m.in. pośrednictwem w inwestycjach.

Kiedy media opublikowały rewelacje Zbigniewa K., zaczęto mówić, że zatrzymanie Dariusza Orłowskiego jest tylko kwestią czasu. W rozmowie z dziennikarzem „Porannego” on sam mówił, że się tego nie obawia, a Zbigniewa K. określał mianem kłamcy. Dzień później zatrzymali go funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

- Załatwiałem akurat jakieś sprawy w spółdzielni mieszkaniowej. Na parkingu podeszło do mnie dwoje funkcjonariuszy z ABW, pokazali legitymacje. Podjechały dwie nyski, wyskoczyło kolejnych 14 funkcjonariuszy z bronią i w kominiarkach. Pani zapytała, czy będę grzeczny. Powiedziałem, że nie będę robił żadnych komedii. Założono mi kajdanki, przewieziono do domu, gdzie było przeszukanie - opowiada Dariusz Orłowski.

Biznesmen spędził noc w policyjnym areszcie, a następnego dnia o świcie konwój ruszył do Lublina, do prokuratury. Tam Orłowski usłyszał dwa korupcyjne zarzuty.

- Prokurator zaczął od razu tak: z kim się kontaktowałem w urzędzie miejskim, co chciałem załatwić i komu. Chcieli wymusić na kimkolwiek z nas - z osób pomawianych - że ktokolwiek cokolwiek w urzędzie miał załatwiać, proponować, dawać - opowiada Dariusz Orłowski. - Takie sugestie padały, prokurator naprowadzał, prowadził grę słowną, żeby gdzieś na jakimś słówku mnie złapać. Odpowiedziałem mu, że nie wiem, o czym rozmawiamy. Że taka galeria to nie jest kiosk z bananami i z dnia na dzień coś się załatwia. To trwa latami. Prokurator się zdenerwował i stwierdził, że jeszcze się spotkamy.

Orłowski nie przyznał się do winy. Dopiero potem dowiedział się, że filarem oskarżenia w jego przypadku była jedna podsłuchana przez operacyjnych rozmowa telefoniczna z pomawiającym go Zbigniewem K.

- Pan Dariusz zapytał rozmówcę: „Zbyszek, kiedy będziesz miał pieniądze?” Na co K. odpowiedział: „Dobrze Dareczku, dobrze. Oddam ci pieniądze wtedy, kiedy podpiszę tę dużą umowę, wiesz jaką? - mecenas Jakub Radlmacher cytuje materiał dowodowy z akt sprawy.

- Od początku podkreślałem, że Zbigniew K. był mi winien pieniądze z pożyczek, z nierozliczonych wspólnych projektów. Jakieś 130 tysięcy złotych... Wszystko było udokumentowane. Nie zobaczyłem ich do dziś - mówi Dariusz Orłowski.

Wiedział, że jest niewinny, ale bał się, jaki będzie wyrok sądu

W sześcioosobowej celi lubelskiego aresztu Dariusz Orłowski spędził pół roku. Schudł 20 kilogramów, popsuł mu się wzrok i zęby.

- Co było najgorsze? Tam wszystko jest najgorsze. To inny świat. Człowiek jest poniżany na każdym kroku. Już pierwszy kontakt z opiekunem w areszcie i pytanie: czy chcę grypsować czy nie? Zamiast próby wprowadzenia mnie w ten nienormalny świat. W celi sprawdzali mnie, kto jestem, z jakim aktem oskarżenia przyszedłem. Wiadomo, że światek grypserski rządzi. To była walka o przetrwanie. Nawet to, że przez dwa miesiące drażnili się ze mną, że okulary, o które poprosiłem, jeszcze nie dotarły. Choć one już na mnie czekały - wspomina Dariusz Orłowski.

Przez dwa miesiące pobytu w celi nie widział bliskich. Potem z żoną mógł rozmawiać tylko przez szybę. Na wolność wyszedł 19 grudnia 2006 roku. Żona musiała wpłacić 200 tysięcy złotych poręczenia.

- Kiedy szedłem ulicą, miałem wrażenie, że każdy się za mną ogląda. Byłem napiętnowany. Ludzie - choćby sąsiedzi mojej 80-letniej matki - tak naprawdę nie mieli pojęcia o tym śledztwie. Dopowiadali, że to pewnie jakaś mafia, bo dobrze mi się powodziło. Że na pewno za darmo nie siedziałem - przyznaje Orłowski.

Śledztwo zakończyło się w 2007. Rok później w sądzie w Ostrołęce zaczął się proces, który trwał do ubiegłego tygodnia. Razem z Orłowskim na ławie oskarżonych zasiadał m.in. Mirosław Hanusz, były białostocki radny. Też został uniewinniony.

Dariusz Orłowski przypłacił tę sprawę depresją. Stracił wielomilionowy kontrakt. Musiał na nowo odbudować wizerunek swojej firmy, który został mocno nadszarpnięty. - Jak przychodził list z powiadomieniem o rozprawie, to już sama ta czerwona pieczątka, że to z sądu, wywoływała olbrzymi stres - mówi.

Czy mimo przekonania o swojej niewinności, obawiał się, że może zostać skazany? - Oczywiście! To były czasy, gdzie w kraju mieliśmy kilka podobnych przykładów - posłanka Sawicka, Weronika Marczuk-Pazura... Manipulowano i zeznaniami, i wyrokami. Strach przybrał na sile, kiedy w mowie końcowej prokurator zażądał dwóch lat i czterech miesięcy więzienia - mówi Orłowski.

- Sąd apelacyjny stwierdził, że nie było jakichkolwiek podstaw do oskarżania Dariusza Orłowskiego, podobnie jak i innych osób w tej sprawie. Wyjaśnienia Zbigniewa K. - w ocenie sądu - były zupełnie niewiarygodne. Zresztą on sam już na pierwszej rozprawie się z nich wycofał. Przepraszał. Powiedział, że powiedziałby wszystko w prokuraturze, bo chciał wyjść na wesele syna. Jest niesmak, bo po 10 latach okazuje się, że nie było w ogóle podstaw, by ten proces rozpoczynać - mówi mecenas Jakub Radlmacher.

Uniewinniony prawomocnie biznesmen rozważa teraz skierowanie do sądu pozwu o odszkodowanie za niesłuszne aresztowanie, za cierpienia psychiczne i straty materialne.

Były radny też uniewinniony

Razem z Dariuszem Orłowskim Prokuratura Apelacyjna w Lublinie oskarżyła jeszcze dziesięć osób, trzy na początku dobrowolnie poddały się karze. Na ławie oskarżenia zasiadło ośmiu. W sprawie były zarzuty o przyjmowanie i wręczanie korzyści majątkowych, przekroczenia uprawnień, fałszowania dokumentów, a nawet prania brudnych pieniędzy. Większość z oskarżonych po latach opuściła sąd z wyrokami uniewinniającymi. Dziś mówią, że z wielkiej afery korupcyjnej została kompromitacja organów ścigania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dariusz Orłowski: Pomówienie wyrwało mi z życia 10 lat. Siłą wplątano mnie w aferę z galerią - Kurier Poranny

Komentarze 7

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

T
T
Jesli podpadł PiS-owi, dlaczego rządząca od 2007 roku partia PO go nie uniewinniła, ani nic nie zrobiła? Dlaczego wypuszcza go pisowski sędzia, niecały rok po dojściu do władzy? Nie jesteśmy niemyślącymi czytelnikami internetu. Coś tam pamietam, ze 8 lat rządziła partia, która nie spełniła większości z obietnic, ale dzięki której pozostały ch..., d...i kamieni kupa.
a
antygona
podpadl pisowi i poszedl w nicosc!! norma to byla
I
Infomat

I jeszcze jedno. W sprawie galerii Białej bardzo aktywnie działał "zielony Rafał". Ciekawe, jaki był jego wkład w pomawianie bieznesmena.

I
Infomat

Jestem wielkim zwolennikiem wysokich odszkodowań za zniesławianie.

Ten Pan powinien otrzymać, co najmniej 10-letnią pensję za niszczenie mu życia.

Ponadto kwotę niezbędną do odbudowania firmy do stanu takiego, jakim była przed pomówieniami. 

Nade wszystko zadośćuczynienie za lata poniżania, co powinno mieć wielkość kończącą się 6 zerami.

Pytanie czy do zadośćuczynienia dołożą się dziennikarze i ich redakcje, które tak chętnie sensację opisywali, pogrążając tego pana. Bo jeden artykuł podsumowania to za mało dziennikarze!!!

Jakby nie patrzeć, również ten artykuł traktujecie jak sensację, na której jeszcze chcecie dodatkowo zarabiać. 

M
Moni
W Polsce za błędy urzędników i sądów płacą wszyscy podatnicy . Dlatego wielu przedstawicieli tych zawodów zachowuje się bezczelnie.
z
zenon

NAZWISKA TY funkcjonariuszy publicznych czyli sedziego i prokuratora co mieli INNE ZDANIE ,

czyli tych złodzieji ,PROSZE OBUBLIKOWAC i skazac bo wydajac wyrok narazili POLSKE NA ODSZKODWANIE dla tego gościa za areszt. Nie rozumiem dlaczego sedzia co wydaje wyrok pod zamowienie podlega imunitetowi i nie płaci kary ? Wszak nikt mu w sądzie mordy nie obił.

Za komuny był taki paragraf że kradziez mienia państwowego powyżej 500 zł jest zbrodnią i podlega karze od .....chyba roku do ..............kary smierci.

Na podstawie takiego paragrafu np skazano ojca aktora Wawrzeckiego.

Niech ci co skazali i wnioskowali  zaplacą ODSZKODOWANIE Z WŁASNEJ KIESZENI.

KTO ZA  SEDZIEGO I PROKURATORA ZAPŁACI.

Sedzia do pierdla.

G
Gość
Sprawność sądów zerowa, aby wyrok zapadał po 10 latach. Paranoja.
Wróć na i.pl Portal i.pl