Dariusz Mioduski o Ricardo Sa Pinto, transferach, prawach TV i współpracy Legii z miastem [WYWIAD]

Tomasz Biliński
Tomasz Biliński
Właściciel i prezes Legii. Rolę pełni od marca 2017 r., gdy odkupił udziały od swoich byłych wspólników Bogusława Leśnodorskiego i Macieja Wandzela.
Właściciel i prezes Legii. Rolę pełni od marca 2017 r., gdy odkupił udziały od swoich byłych wspólników Bogusława Leśnodorskiego i Macieja Wandzela. Bartek Syta/Polska Press
LEGIA WARSZAWA. - Nie ma potrzeby robić tylu transferów, co rok temu, poza tym jesteśmy ograniczeni budżetowo – tłumaczy właściciel i prezes Legii Warszawa Dariusz Mioduski.

Z jakim poczuciem kończy Pan rok, szczególnie z perspektywy złego początku sezonu?
Z jednej strony z poczuciem, że za nami bardzo, ale to bardzo ciężki okres i niebywała praca wykonana przez wiele osób w klubie. Ale też z dużą dozą optymizmu, że jako Legia idziemy w dobrym kierunku. Nie jest tak, że rozwiązaliśmy wszystkie problemy i teraz będzie łatwo i przyjemnie. Przeszliśmy przez ciężki czas i obojętnie z jaką stratą do Lechii, od nowego roku przygotowujemy się do walki o kolejne mistrzostwo Polski.

Jak dużą władzę będzie miał portugalski trener Ricardo Sa Pinto w kwestii transferów zimą?
W Legii trener nie ma władzy w temacie transferów. Jest jedną z osób, obok przede wszystkim dyrektora sportowego, a także szefa skautingu i mnie, które biorą udział w selekcji piłkarzy. Rolą trenera jest ocenienie, który z wybranych graczy najbardziej pasuje do jego koncepcji. Oczywiście ma też prawo kogoś zasugerować lub sprzeciwić się, bo nikogo nie będziemy wciskać do drużyny wbrew jego woli. Z drugiej strony, nie jest tak, że Ricardo Sa Pinto jeździ, szuka i mówi, że chce tego czy tamtego piłkarza. Tak może się zdarzyć, ale to są wyjątki, jak w przypadku Andre Martinsa. Z reguły jednak wspólnie określamy profil, przekazujemy trenerowi swoje sugestie na podstawie choćby budżetu, a on dokonuje wyboru.

W przerwie zimowej poprzedniego sezonu dużo piłkarzy zarówno odeszło, jak i przyszło do klubu. Do pierwszego zespołu trafiło aż siedmiu piłkarzy. Jak będzie teraz?
Pracujemy nad tym. Rekonstrukcja drużyny będzie, ale nie taka, jak rok temu. Po pierwsze nie potrzebujemy jej, po drugie mamy ograniczenia budżetowe. Transfery będą, ale robione z głową, bez szaleństw. Poza tym latem kilku zawodnikom kończą się kontrakty. Wkrótce będziemy rozmawiać na temat ich przyszłości. Nic nie jest jeszcze przesądzone, ale chcemy to zrobić w partnerski sposób, bo mówimy o piłkarzach, z którymi Legia osiągała sukcesy.

Członek zarządu Legii, Łukasz Sekuła, w rozmowie ze sport.pl powiedział, że z własnych środków dołoży Pan 20-30 mln zł do budżetu klubu, by załatać w nim dziurę.
Cieszyłbym się, gdyby tyle wystarczyło.

Jaka kwota jest potrzebna?
To zależy od kilku czynników ale zakładam, że finalnie będzie większa.

Od nowego sezonu Legia na pewno może liczyć na większe wpływy. Choćby z tytułu praw telewizyjnych. Według szacunków, obecna umowa dawała wam ok. 17 mln zł. Nowa, zawarta przez Ekstraklasę SA z nc+ i TVP, to ok. 24 mln zł.
To na pewno pomoże, ale temat budżetu to głównie kwestia innej konstrukcji kontraktów i poziomu kosztów, które ponosimy. One są naszą kulą u nogi, bo dziś nie jesteśmy w stanie z dnia na dzień zejść z kosztów. W przyszłości musimy tak zarządzać budżetem, by był on zrównoważony. Dlatego musimy dożyć do tego, by równocześnie zwiększać przychody i mieć optymalną strukturę kosztową.

Mimo wszystko więcej pieniędzy dla klubu powinno podnieść jego poziom sportowy.
Taką mamy nadzieję i chcę wierzyć, że teraz cała liga nie zacznie przepłacać piłkarzy czy podpisywać nielogiczne kontrakty. Jest mnóstwo innych rzeczy, które musimy zrobić. Jako Legia wydajemy dużo pieniędzy na rzeczy, które nie są związane z drużyną. Głównie po to, żeby budować klub jako markę. Posiadać struktury, które nie są widoczne dla kibica, bo nie przekładają się bezpośrednio na boisko, ale pomagają nam zbudować coś więcej - instytucję, która nie jest zależna tylko od wyników. Mam nadzieję, że pozostałe kluby też będą w ten sposób inwestować.

Jest czym. Kontrakt na pokazywanie ligi jest rekordowy, jego wartość to pół miliarda złotych.
Dzięki temu każdy klub grający w ekstraklasie w dwóch następnych sezonach otrzyma więcej pieniędzy niż dotychczas. Największym sukcesem, że jest to, że udało się podpisać nową umowę na znacznie lepszych warunkach ze sprawdzonym partnerem jakim jest NC+, a jednocześnie rozpocząć współpracę z publicznym nadawcą. Jednak przy kontrakcie z TVP nie tylko pieniądze są istotne. Ważne jest też to, że wejdziemy na inny poziom dostępności produktu. Mówimy o wielomilionowej widowni, która do tej pory nie miała możliwości oglądania polskiej ligi. Co za tym idzie, ogólna dostępność powinna spowodować o wiele większe zainteresowanie sponsorów i partnerów komercyjnych, czyli przełożyć się na większe pieniądze dla klubów. Wierzę, że Legia jako największa marka piłkarska w Polsce będzie miała z tego największy pożytek.

Jako Legia od lat forsujecie pomysł, by procent pieniędzy dla was i innych popularnych drużyn były większe.
Nie chodzi o pieniądze dla Legii tylko dla liderów ligi. Działając w Europie od kilku lat, mam bardzo dobry przegląd tego, w jaki sposób w tej kwestii funkcjonują inne ligi. W rankingach jesteśmy daleko, a inne kraje, mimo na przykład gorszego potencjału gospodarczego, nas wyprzedzają. Wyjątkiem od wszystkiego jest liga angielska. Natomiast w innych krajach są z reguły nie więcej niż dwie do czterech drużyn, w zależności od poziomu rozwinięcia, które odstają od reszty ligi. I one są też na tyle silne, by co roku grać w europejskich pucharach. Z kolei w Polsce mamy bardzo silną i konkurencyjną ligę. Nie dam sobie wmówić, że Ekstraklasa jest słaba. Nie jest! Jest bardzo konkurencyjna. Nie ma meczu, w który można wskazać zdecydowanego faworyta. Każdy może przegrać z każdym. Jeżeli jako Ekstraklasa chcemy awansować w rankingu rozgrywek krajowych, to musimy mieć cztery czy pięć drużyn, które co roku walczą o mistrzostwo kraju. Z kolei te, które zakwalifikują się do eliminacji europejskich pucharów powinny być wystarczająco silne, by je przejść. Bez pieniędzy nie ma na to wszystko szans. Tępię stwierdzenie „pieniądze nie grają”. Grają. 90 proc. sukcesu lub porażki opiera się na środkach finansowych. Później są inne rzeczy, nad którymi też musimy pracować. Ale powinniśmy spowodować, żeby dla tych, którzy mają większe szanse, pieniądze były większe. Tylko taka struktura pozwoli na pociągnięcie ligi do przodu. Wtedy największe kluby będą jeszcze mocniejszymi lokomotywami do tego, by nasze rozgrywki miały większe znaczenie i były częściej oglądane. Wkrótce to też sprawi, że więcej pieniędzy będzie trafiała do drużyn spoza tej czwórki czy piątki. Tak to działa. Wiadomo, że rewolucji nie będzie, ale musimy wykonać krok w tym kierunku. Nie liczy się granie, a wygrywanie. Dzięki temu idzie się dalej. A kto będzie wygrywał, okaże się w praniu.

Jeśli chodzi o transmisje meczów pierwszego wyboru, TVP nie może wskazać jednej drużyny więcej niż dziesięć razy. Zapewne w przypadku Legii ten limit zostanie osiągnięty. Niewykluczone jednak, że będzie ich więcej, o ile NC+ nie wybierze spotkania Legii w ramach pierwszej kategorii, wtedy TVP może je wskazać jako drugi lub trzeci wybór.
Dziś też tak jest, że to telewizja decyduje, w jakich godzinach i kiedy pokazuje mecze danej drużyny. Wszystko opiera się na oglądalności, by była ona jak najwyższa. Nie ma w tym nic dziwnego. Mecze Legii, Lecha, Jagiellonii, Lechii czy Wisły Kraków są oglądane przez więcej ludzi, bo te drużyny mają kibiców nie tylko w swoich miastach. Poza tym na podstawie statystyk oglądalności meczów w kwalifikacjach do europejskich pucharów wiemy, jakie zainteresowanie wzbudzają mecze Legii. I to nawet we wczesnych rundach eliminacyjnych, przeciwko drużynom, o których większość kibiców w Polsce nie ma żadnego pojęcia. Okazuje się, że mimo to, takie spotkanie ogląda dwa miliony ludzi. To pokazuje, jaki jest potencjał. Nie tylko dla Legii, ale też ligi.

Inna sprawa, w maju podpisaliście umowę z władzami Warszawy dotyczącą dzierżawy terenów przy ulicy Czerniakowskiej pod budowę boisk treningowych. Jaka jest sytuacja z jej realizacją?
Wciąż nie jest osiągnięte porozumienie między miastem a sekcją strzelecką, która musi opuścić teren, byśmy mogli przystąpić do budowy. Mam nadzieję, że władze sekcji zrozumieją, że to jest także w ich interesie. Wrócą do strzelnicy na przyjemniejszym, zupełnie innym poziomie infrastrukturalnym. Byłaby ona połączona z boiskami i stadionem. Projekty są naprawdę bardzo fajne.

Co z nazwą stadionu, radni PO chcieliby nowej nazwy, na przykład Warsaw Arena?
Między Legią a miastem jest coraz więcej zrozumienia, w jaki sposób chcemy współpracować. Jest wiele tematów, na które dyskutujemy. Nie ukrywam, że nazwa stadionu jest jednym z nich. Zależy nam na promowaniu Warszawy na różne sposoby, bo w końcu jesteśmy Legią, klubem nierozerwalnie związanym z tym miastem. Na tej bazie można budować rzeczy, które dawałyby obopólne korzyści.

Czego jako właściciel i prezes klubu życzy Pan kibicom Legii z okazji świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku?
Wszyscy jesteśmy kibicami, więc oczywiście życzę nam sukcesów sportowych i kolejnego wspólnego świętowania mistrzostwa Polski. W klubie robimy co w naszej mocy abyście mogli być dumni z Legii, żebyście widzieli, że zawsze walczymy o zwycięstwo. Gdy pięć lat temu podjąłem decyzję o kupnie Legii, miałem różne wyobrażenia, ale przyznam, że nie przypuszczałem, że te pięć lat będzie takie szalone. Faktem jest jednak, że mimo różnych, trudnych chwil, było to najlepsze pięć lat w historii Legii. Życzę sobie i Wam, aby tak było dalej. Wszystkiego dobrego dla najlepszych na świcie kibiców!

Rozmawiał i notował Tomasz Biliński

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na sportowy24.pl Sportowy 24