Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Danuta Stenka: Kompleksy mam już za sobą [WYWIAD]

Anna Gronczewska
Danuta Stenka
Danuta Stenka Krzysztof Szymczak
O swojej książce, dzieciństwie na Kaszubach i o tym, że depresja może dosięgnąć każdego, nawet znaną osobę i dlaczego nie zdradza cudzych tajemnic - mówi Danuta Stenka, jedna z najpopularniejszych polskich aktorek.

Ukazała się książka "Flirtując z życiem". To wywiad rzeka, który przeprowadza z panią Łukasz Maciejewski. Ta książka to rodzaj spowiedzi Danuty Stenki?
Nie wiem czy spowiedzi, raczej refleksji, wspomnień. Spowiedź kojarzy się z potrzebą wyrzucenia czegoś z siebie, wewnętrzną chęcią podzielenia się tym z innymi. Ja tego nie potrzebowałam. Łukasz namówił mnie na tę przygodę i po prostu zabrał w podróż przez moje życie.

Podobno to namawianie zajęło Łukaszowi Maciejewskiemu trochę czasu?
No tak. Kiedy zaproponował mi tę rozmowę stwierdziłam, że się w tym nie widzę. Powiedział, że nie oczekuje natychmiastowej odpowiedzi, żebym sobie jeszcze z tym tematem pobyła. Nie zmieniłam jednak zdania, choć na dnie głowy zaczęła kiełkować ciekawość takiej przygody. Po czym podczas kolejnej rozmowy Łukasz powiedział ważną dla mnie rzecz - nie musimy podpisywać żadnej umowy, zostawimy otwartą furtkę, po prostu spróbujmy. Jeśli uznamy, że ma to sens, pójdziemy dalej, a jeśli po drodze stwierdzimy, że nic nam z tego nie wychodzi, damy sobie spokój. Spotkajmy się przy kawie i po prostu porozmawiajmy sobie. I tak się te spotkania odbywały. A każde zaczynało się moim koronnym zdaniem: "Łukaszu, to jednak nie ma sensu...", on tymczasem twierdził, że ma materiał, po czym zaczynaliśmy rozmawiać o bieżących sprawach, o tym co się u nas dzieje i tak miękko wchodziliśmy w rozmowę, która potem znalazła się na stronicach tej książki. Tak naprawdę największe znaczenie miało to, że ta propozycja padła właśnie od Łukasza. Znam go od dawna i najzwyczajniej mam do niego zaufanie. Wiedziałam, że jeśli uzna, że się nam ta rozmowa nie klei, nie będzie próbował za wszelką cenę zrealizować planu, byle tylko książka się ukazała.

W tej książce o nikim Pani nie plotkuje, nie zdradza tajemnic innych...
Cudzych tajemnic nie zdradzam. To zresztą nie interesuje mojego rozmówcy, nie zadaje takich pytań. Sytuacje, o których opowiadam, nie są tajemnicą, więc niczego nie wyjawiam. Raczej mam okazję coś dla siebie sformułować, odpowiedzieć sobie na pytania, które być może nie padały wcześniej i pewnie sama też ich sobie nie zadawałam.

To, że o nikim nie mówi Pani źle, wynika z jasnej osobowości Danuty Stenki?
Wspominam o tym w mojej książce. Kiedyś zdałam sobie sprawę, że tak właśnie działam, tyle że nieświadomie, ale od pewnego czasu robię to z założenia. Staram się być tamą dla złych przekazów. Jeśli coś nieprzyjemnego dla innych ludzi wpada w moje ucho, to staram się nie posyłać tego dalej.

Ta nieśmiała dziewczyna z Kaszub jeszcze tkwi w pani?
Zdecydowanie tak.

Wybór aktorstwa był dla Pani sposobem na przełamanie tej nieśmiałości?
Nie był sposobem, bo nie taki był mój pomysł na życie. Ja się w tym zawodzie po prostu znalazłam, wpadłam jak śliwka w kompot. Ale on oczywiście uświadomił mi wiele rzeczy. I nadal uświadamia.

Opowiadając o latach młodości, dzieciństwa twierdzi Pani, że była takim "wsiunem".
Tak się czułam, gdy wyjechałam z mojej rodzinnej wsi i znalazłam się w mieście. Dopóki siedziałam w tym moim Gowidlinie, było mi fantastycznie. Miałam wszystko, czego mi było trzeba. To był mój najwspanialszy świat, który dopiero jako dorosły człowiek zaczęłam doceniać i tęsknić do niego.

Kiedyś było inaczej?
Tak. Wstydziłam się. W momencie, kiedy opuściłam moje bezpieczne gniazdo, kiedy wyruszyłam w świat, okazało się, że tak wielu rzeczy nie wiem, nie spotkałam, nie widziałam.

Może to dobrze?
Teraz nie mam z tym problemu, ale wtedy byłam pełna kompleksów. Czułam się niedoróbką.

Miejsce urodzenia Panią ukształtowało?
Miejsce, z którego się pochodzi, gdzie się dorastało i ten czas w życiu, mają niewątpliwe znaczenie. Tam lały się fundamenty człowieka, którym jestem dziś.

Jak Pani wspomina dzieciństwo na Kaszubach?
Fantastycznie. Na wsi otoczonej pagórkami i lasami, w której było piękne duże jezioro z dwiema wyspami, każda pora przynosiła ciekawe propozycje i wyzwania gromadzie dzieciaków. Przede wszystkim był to czas nie dość, że przedinternetowy, to na dodatek z bardzo skromnym udziałem telewizji w naszym życiu - w poniedziałek "Zwierzyniec", w czwartek "Ekran z bratkiem" i w niedzielę "Teleranek" plus dziesięciominutowa Dobranocka. I nawet wtedy, kiedy szły programy dla nas, dzieci, oglądaliśmy je razem, bo ludzie we wsi nie mieli telewizorów. W naszej połowie wioski, na tak zwanym górnym końcu, przez lata telewizor był tylko u nas, więc kiedy szli na przykład "Czterej pancerni", nikt nie musiał się zapowiadać, wpadali nawet dorośli, siadaliśmy gdzie popadło, również na podłodze, a spóźnialscy, którzy się już nie mieścili, musieli oglądać na stojąco. Ale tak to jest ze wspomnieniami z dzieciństwa czy młodości. Myślę, że dla większości są piękne. Nawet - jak w przypadku moich dziadków czy rodziców - jeśli był to czas wojny czy trudnego i biednego powojnia, to na pewnym etapie życia dzieciństwo i młodość jawią się krainą szczęśliwości. Do której nie ma powrotu, jest więc ona tym piękniejsza.
O mały włos nie została Pani nauczycielką, po maturze uczyła Pani rosyjskiego...
Moja mama była nauczycielką, myślałam, że pójdę w jej ślady. Ale w czwartej klasie liceum polonistka posłała mnie na konkurs recytatorski. I w zasadzie od tego się zaczęło. Kiedy okazało się, że wróciłam z nagrodą, zasugerowała mi, żebym zdawała do szkoły teatralnej. Pani profesor wzięła sprawy w swoje ręce. A ja nigdy nie interesowałam się aktorstwem! W teatrze byłam z klasą może ze cztery razy.

Skończyła Pani studium aktorskie w Gdańsku przy Teatrze Wybrzeże. Potem grała Pani w teatrach w Szczecinie, Poznaniu. Serial "Boża podszewka" i rola Marii Jurewiczowej były takim przełomem w Pani zawodowym życiu?
Ten serial był rzeczywiście ważnym czasem w moim życiu. Bądź co bądź kilkanaście godzin filmu kostiumowego. Dla mnie wyjątkowe zadanie - zagrałam kobietę na przestrzeni pięćdziesięciu lat jej życia, od dwudziestki do siedemdziesiątki. Szkoda, że nie powstają już takie produkcje.

Chciałaby Pani jeszcze zagrać w serialu podobnym do "Bożej podszewki?
Byłabym przeszczęśliwa, gdyby tematem takiego serialu była saga kaszubska.

Książka "Flirtując z życiem" bardzo dobrze się sprzedaje. Pewnie wynika to z tego, że jest Pani lubiana przez widzów?
Nie mam pojęcia. Być może.

Gdy teraz w Google wpisuje się nazwisko Stenka, to wyskakuje depresja...
To gorący temat, choć w moim przypadku trochę przykurzony. Powiedziałam o tym już dość dawno, ale wciąż jestem o to pytana.

Każdy myśli, że takiej osobie jak Pani, depresja się nie przydarzy, a tak naprawdę cierpi na nią bardziej lub mniej prawie każdy...
Może nie każdy, ale z pewnością jest wiele osób, które nie uświadamiają sobie tego problemu. Tak było i ze mną. Przez kilka lat nie zdawałam sobie sprawy, że moja bezsenność to sygnał depresji. Sygnał przepalenia, wyczerpania. Nie wiedziałam, że muszę się poważnie wspomóc, żeby móc wrócić do punktu wyjścia.

Mało kto pomyśli, że bezsenność może być objawem depresji...
U mnie trwało to prawie sześć lat. Najdłużej przespana noc trwała trzy godziny. Czasem spałam tylko godzinę. Byłam wyczerpana. A pracowałam wtedy, można by rzec, na trzy zmiany.

Nie żałuje Pani, że przyznała się do tego, że dotknęła Panią depresja?
Kilka lat temu poraziła mnie wieść, że u pewnego znajomego chłopca, rówieśnika mojej córki, licealisty, stwierdzono depresję. A po pewnym czasie usłyszałam w radiu, że na depresję zapadają już nie tylko nastolatki, ale również przedszkolaki! Żyjemy w zawrotnym tempie i w permanentnym stresie. Depresja należy do chorób wstydliwych, ale nie można przecież udawać, że nie istnieje. Otóż istnieje i zatacza coraz szersze kręgi. Moim zdaniem należy o tym mówić, żeby ludzie wiedzieli, że mogą sobie pomóc.

Jest Pani ciągle wierna radiu, dalej gra pani Jolę Jabłońską "W Jezioranach". Co sprawia, że tyle lat gra Pani w tej powieści radiowej?
Mam do "Jezioran" ogromny sentyment. Zżyłam się z moją radiową rodziną. To jedyne miejsce, w którym na własne oczy widzę upływający czas. Nasze radiowe dzieci rosną, dojrzewają, zmieniają się im głosy. Niektórzy starsi aktorzy, do których dołączyłam w 1991 roku, odchodzą. Kilku odeszło na zawsze. Razem z nimi odeszły postacie, które grali w tej powieści.

Będzie dalsza część serialu "Lekarze" z Pani udziałem?
Jeszcze będzie.

Czeka Pani na nową rolę filmową, serialową?
Specjalnie nie czekam. Ale czuję w sobie potencjał, chyba nawet większy niż przed laty i mam nadzieję, że pojawi się rola, w której będę mogła go wykorzystać.

Czego Pani życzyć?
Spokoju ducha.

Rozmawiała Anna Gronczewska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki