Czy ta tragiczna śmierć zjednoczy ludzi, czy pogodzi Polaków? Piotr Adamowicz: Chciałbym, żeby dobra energia w nas przetrwała [ROZMOWA]

Ryszarda Wojciechowska
Piotr Hukało
Zanim zaczniemy rozmawiać, chcę wszystkim, którzy byli z nami w tamtych dniach, podziękować za tę pozytywną energię, która narodziła się z tego niewyobrażalnego dla mnie zła. Chciałbym, żeby ta dobra energia w każdym z nas przetrwała - mówi Piotr Adamowicz, brat zamordowanego prezydenta Gdańska.

Gdańsk stracił prezydenta, ale ty straciłeś brata. Jakim Paweł Adamowicz był bratem?
- Był dobrym człowiekiem i jeszcze lepszym bratem. Ale ostatnio coraz bardziej stawał się pracoholikiem. To narastało z wolna, lecz systematycznie. Przez ten jego pracoholizm spotkania rodzinne trzeba było planować z dużym wyprzedzeniem. Mój syn też ma na imię Paweł. I zawsze mówiliśmy, że jest „duży” Paweł i „mały” Paweł. A teraz jest tylko jeden Paweł.

Powiedziałeś bratu kiedyś: - Paweł, daj sobie spokój z polityką, prezydenturą?
- Było inaczej. To on mniej więcej rok temu chciał zrezygnować. Byłem wtedy w lesie na Kaszubach. W sobotni wieczór Paweł zadzwonił do mnie. Był bardzo zmęczony i mówił, że ma już wszystkiego dość i że najprawdopodobniej w poniedziałek wyda oświadczenie, że nie będzie kandydować i chce się wycofać z życia publicznego. Tego samego wieczoru, w rozmowie z żoną powiedziałem, że ja też mam już tego dość. I niech Paweł robi to, co uważa za stosowne.Ale potem zaczęliśmy się zastanawiać. A może to nie jest dobry pomysł?Pomyślałem - rozumiem, że jest zmęczony, że leje się na niego straszny hejt. Ale niech nie pęka. Niech wytrzyma. Zadzwoniłem do naszego przyjaciela Olka Halla, relacjonując mu rozmowę z Pawłem. Porozmawiaj z nim - poprosiłem. I Olek porozmawiał. A w niedzielę wieczorem Paweł zadzwonił i powiedział, że wycofuje się z tego, co powiedział i nie zrezygnuje.

Ostatnie trzy lata były dla Niego ciężkie. Jego żona, Magda Adamowicz opowiadała, jak wyglądało to grillowanie męża i rodziny.
- To Paweł używał tego określenia - grillowanie. Mnie to jego grillowanie żywcem bolało niejako podwójnie. Jestem dziennikarzem od 1988 roku. Pracowałem zawsze w poważnych mediach i czuję ten zawód. Ale też znając ten fach, jestem wyczulony na manipulowanie obrazami i informacjami. Kilka dni temu mój przyjaciel, znany fotoreporter, przysłał mi mejla. „Wracam właśnie z Moskwy. Widziałem uroczystości (pogrzebowe - dop. aut.) za pośrednictwem internetu. Jednocześnie oglądałem transmisję w TVN i TVP. Za komuny operatorzy TVP mieli takie same wytyczne, jak teraz. Smutne, że tak się dzieje w „demokratycznym” państwie” - zakończył. Więc o czym my mówimy? Tak to, niestety, wygląda w tak zwanych mediach publicznych.

Twoja mowa podczas pogrzebu była niezwykle przejmująca.
- To była moja osobista refleksja. Mówiłem to, co czułem. Że kiedy nie tak dawno grupa Wszechpolaków wydała akty politycznych zgonów mojego brata i dziesięciu innych prezydentów miast Polski, uznano, że nic się nie stało, to mogłem sobie wyobrazić wiele. Ale nie to, że wkrótce odbiorę prawdziwy akt zgonu mojego brata. To bardzo mocno bolało.

Byłeś z bratem do końca w szpitalu.
- To były chwile niezwykle ciężkie. Ale boję się, że najgorsze chwile dopiero przede mną. Wtedy telefon grzał się od rozmów i esemesów. Wiele osób przyjeżdżało do szpitala, żeby nas wspierać. Pawła operowano, a ja miałem gorącą linię z naszym przyjacielem lekarzem, który mieszka w Missouri. I to on analizując informacje, które mu przekazywałem, przygotowywał mnie na to, że stan Pawła jest nie tylko ciężki, ale krytyczny. Myślałem o tym, że nie mogę się poddać. Że muszę być silny. Wiedziałem, że to ja będę musiał zająć się rodzicami, powiadomić Magdę, która jest z dziewczynkami w Stanach Zjednoczonych. Musiałem działać zadaniowo. I liczyć się nawet z najgorszym. A skoro tak, to trzeba było myśleć też o pogrzebie.

Wspominałeś, że obecność zaprzyjaźnionego z wami księdza Ireneusza Bradtke, była dla ciebie wsparciem.
- Był przy mnie, kiedy przychodzili lekarze, informując o stanie Pawła. O tym, że ma cztery rany: serca, przepony, jamy brzusznej i przedramienia. Że przetoczono mu 41 jednostek krwi. Wtedy nie wiedziałem, co to znaczy. Dopiero ktoś mi wyjaśnił, że to mniej więcej dwadzieścia litrów. Jakaś niewyobrażalna ilość. Ta krew się wlewała i wylewała. Nie można było zahamować tego krwotoku. A po operacji usłyszałem od lekarzy, że to będzie cud, jeśli Paweł przeżyje do rana. I że o ten cud należy się modlić.

Modliłeś się?
- Żona pojechała o czwartej rano do moich rodziców, z którymi wcześniej była nasza córka. A my zostaliśmy z księdzem Bradtke. I wtedy Irek mnie pyta - czy będziemy się modlić? Powiedziałem tylko: - Słuchaj, ja teraz nie mogę, bo się całkowicie rozkleję. A muszę panować nad sytuacją. Kolejne spotkania z lekarzami tej nocy już niewiele nadziei zostawiały. Neurolog stwierdził, że jeszcze nie do końca, ale już praktycznie nastąpił zanik funkcji mózgu. Wtedy zatelefonowałem do żony, żeby przywiozła moich i Pawła rodziców. Dalej nie chcę opowiadać o naszych przeżyciach.

Który moment był najcięższy?
- Wszystkie były złe. Ale przez to, że cały czas coś robię, organizuję, załatwiam, nie mam czasu myśleć o tym, co się stało. Najgorsze jest to potworne fizyczne zmęczenie. Pamiętam chwile podczas mszy pogrzebowej. W połowie nabożeństwa zacząłem się straszliwie trząść z tego zmęczenia, nerwów, emocji. Magda, która siedziała obok, objęła mnie. Żona z synem siedzący z tyłu, próbowali mi rozcierać plecy. Ale byłem tak rozdygotany, że musiałem wyjść z ławki i pójść do zakrystii, żeby ten dygot opanować. Miałem też z synem nieść urnę. Taka symbolika - bratnie siły. Ale kiedy do niej podeszliśmy, ksiądz Irek szepnął mi, że ona waży 60 kilogramów. Dasz radę? - spytał. Odparłem, że nie.

Magda Adamowicz to zabójstwo męża nazwała wprost mordem politycznym.
- Ona ma prawo tak myśleć i mówić. Natomiast ja nie chciałbym się teraz wypowiadać w tej kwestii.

W uzasadnieniu Nagrody Orła Jana Karskiego dla twojego brata napisano: „aby śmierć Pawła Adamowicza nie poszła na darmo i wydała ziarno opamiętania”. Wierzysz w to ziarno?
- Zadzwonił do mnie kilka dni temu Pavel Novak z Radio Praha w Pradze. Rozmawialiśmy długo i on też mnie pytał, czy ta tragiczna śmierć zjednoczy ludzi na dłużej, skoro na ulicach widać tak wielką solidarność. Czy to pogodzi Polaków? Przypomniałem mu śmierć naszego najwybitniejszego na świecie Polaka papieża Jana Pawła II. Wtedy mieliśmy wielką, narodową żałobę. Symbolem tego pojednania miało być pogodzenie się zwaśnionych kibiców dwóch krakowskich klubów. Widzieliśmy, jak bratali się, jak padali sobie w ramiona, palili wspólnie świeczki i mówili razem „wieczny odpoczynek...”. A kilka tygodni później zaczęli ze sobą znowu rozmawiać przy pomocy noży i maczet. Ten czeski dziennikarz zapytał wtedy: - Czy to znaczy, że jest pan pesymistą? Odpowiedziałem mu: - Proszę pana, nie jestem pesymistą. Ja staram się być realistą. Mogę mieć nadzieję, że tak będzie. Ale skoro nawet śmierć najwybitniejszego Polaka niewiele zmieniła, to dlaczego miałaby to zmienić śmierć Pawła?

Myślisz o człowieku, który zabił twojego brata? Jego matka zwróciła się z apelem o przebaczenie.
- A moja mama już następnego dnia powiedziała, że jej bardzo współczuje, jak matka matce. Że rozumie jej tragedię, chociaż to tragedia innego rodzaju. Ja, na razie, staram się nie oglądać telewizji, nie czytać gazet, nie przeglądać internetu i nie myśleć o tym człowieku.

Dużo się mówi o samej ceremonii pogrzebowej. O tym, jak bardzo była wzruszająca. Ale też komentuje się obecność prezydenta i premiera. I o tym, że posadzono ich dopiero w piątej ławce.
- Od początku było wiadomo, mimo różnych sugestii, że pogrzeb nie będzie miał charakteru państwowego. Że organizatorem uroczystości jest urząd miejski w porozumieniu z rodziną. Zwróciłem się tylko z prośbą o skromną asystę wojskową. Prowadzone były jednak różne rozmowy ze strony władzy państwowej. Poczyniono więc pewne ustalenia, żeby pogodzić oczekiwania rodziny, Kościoła i przyjąć fakt, że władza też chce być na pogrzebie Pawła obecna. Zastanawialiśmy się nad ich obecnością. Rozważaliśmy to w tym sensie - czego by sobie życzył Paweł. On nigdy nie powiedział, kto miałby być na jego pogrzebie, bo ani on, ani nikt z nas o tym nie myślał. Ale ustaliliśmy, że mimo iż władza jest taka jaka jest, to pochodzi jednak z demokratycznego wyboru. Paweł był zawsze propaństwowcem. Zresztą zaproszenia wysyła się na śluby i chrzciny. Ale na pogrzeby może przyjść, kto chce. Rozmawiałem z panem premierem kilka razy. Powiedziałem, że sytuacja jest trudna, bo wywodzimy się z różnych środowisk politycznych. Ustaliliśmy też zasady obecności. I wszystkie ze strony rządowej zostały uszanowane. Ojciec powiedział, że nie głosował na ten obóz polityczny, ale oczekuje, że pan premier podejdzie i złoży mu kondolencje. I premier złożył kondolencje.

Z prezydentem było gorzej?
- Nie rozmawiałem z prezydentem i nie chciałbym tego komentować.

Teraz jest już trochę lżej?
- Nie. Chciałbym choć na trochę stąd wyjechać. I zacząć wreszcie przeżywać żałobę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl