Czy Niemcy pracowali w Książu nad "latającymi talerzami"? (ZDJĘCIA)

Artur Szałkowski
Skonstruowane przez Niemców "latające talerze" zostały ukryte w zamaskowanej komorze pod zamkiem Książ? Brzmi nieprawdopodobnie. Są jednak osoby, które twierdzą, że to prawda.

W drugiej połowie lat 90. stacja telewizyjna TVN emitowała cieszący się wielką popularnością wśród widzów program pt. "Nie do wiary". Był prowadzony przez redaktora Macieja Trojanowskiego i poświęcony głównie zjawiskom paranormalnym oraz różnego rodzaju teoriom spiskowym. Jeden z odcinków programu był poświęcony zamkowi Książ, a właściwie jego mrocznym tajemnicom z okresu II wojny światowej.

Po emisji programu, do redakcji został nadesłany list z intrygującymi informacjami. Jego autorką była pani Elżbieta R. z Warszawy. Kobieta twierdziła, że posiada sensacyjne informacje dotyczące wojennych tajemnic zamku Książ i opisała je w liście. "Uprzejmie informuje, że w sprawie Książa - jego tajemnic, oraz innych spraw poniemieckich związanych z Dolnym Śląskiem posiadam dużo danych, może nawet tajemnic powierzonych mi przez mojego stryja, który jako specjalista chemik zabezpieczał Niemcom już uciekającym z wyżej wymienionych terenów różne ich tajemnice" - napisała kobieta w liście do redakcji.

Pani Elżbieta twierdziła, że po zakończeniu wojny wielokrotnie towarzyszyła stryjowi w wyprawach na Dolny Śląsk. Odwiedzali wówczas m.in. zamek Książ, a stryj ujawniał kobiecie tajemnice związane z obiektem. Z informacji przekazanych przez panią Elżbietę wynika, że jej stryj - Ludwik P., urodził się w 1900 lub 1901 r. w Krakowie i był absolwentem Politechniki Berlińskiej na wydziale chemii. Uzyskał specjalizację związaną z konserwacją dokumentów papierowych.

W trakcie powstania warszawskiego był ranny i jako oficer trafił do niewoli. Po tym jak Niemcy odkryli na kopercie zegarka Ludwika P. wygrawerowany napis informujący o tym jaką ukończył uczelnię i dowiedzieli się o jego specjalizacji, mężczyzna został przeniesiony najpierw do jakiejś kancelarii, a następnie przewieziony do Książa. Z informacji Elżbiety R. wynika, że jej stryj w Książu miał trafić do jakieś pracowni chemicznej, która znajdowała się w podziemiach. Tam Niemcy zlecali mu wykonywanie konserwacji różnego rodzaju dokumentów. Kobieta twierdzi, że informacje pochodzące od jej stryja miały dotyczyć m.in. zamaskowanych w podziemiach pod zamkiem komór, do których dostęp zabezpieczono płytami pancernymi. W komorach tych miała zostać ukryta dokumentacja dotycząca prac, prawdopodobnie nad bronią nuklearną oraz zaawansowanymi konstrukcjami lotniczymi oraz ich modele.

OBIEKTY LATAJĄCE W ZAMKU KSIĄŻ? CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE

"Na zamku pracowała elita konstruktorów niemieckiego lotnictwa. Obiekty latające były takie, które były wypuszczane i nigdy nie wróciły i były przypuszczenia, że oni je lokowali w Górach Sowich - tam (na zamek) przychodziły gotowe elementy, gdzie produkujący nie zdawali sobie sprawy co produkują. Niemcy chcieli uruchomić jakiś przejazd (łączność?) pomiędzy pojazdami. Stryj opuszczał zamek z ostatnią grupą zabezpieczającą. W podziemiach pozostały hale pełne konstrukcji, takie obiekty (zakonserwowane i zabezpieczone)..." - opisała relację stryja Elżbieta R.

W dalszym ciągu relacji czytamy, że 10 dni przed wejściem do Książa wojsk radzieckich (8 maja 1945 r. - dop. red.) prowadzone były w podziemiach tylko prace murarskie i maskujące.

Intrygujący jest również opis dwóch komnat wewnątrz zamku, które mają kryć wielką tajemnicę. "Są dwie komnaty, w których trzeba odbić stiuki, trzeba zdjąć pierwszą warstwę tynku. Tam są piękne lustra w tej sali, nie jest to sala Maksymiliana. Po odbiciu warstwy tynku, pod nią będzie zabezpieczenie takich klamer i za tymi klamrami będzie jeszcze tynk, a tam dalej są rury. Duże rury może przekroju rynny. Tam są wsadzone tuby zabezpieczone przed pożarem. Tam są jakieś dokumenty , muszą być bardzo cenne skoro są one w ten sposób zabezpieczone i to mi stryj pokazał, bo on to chował. On mi powiedział - tam są dokumenty, tam są nawet mikrofilmy" - wyjaśniała w liście Elżbieta R.

Sensacyjnie brzmi również treść listów, które kobieta otrzymała pod koniec lat 60. od stryja, mieszkającego wówczas we Wrocławiu. W jednym z nich pojawia się np. informacja o pojazdach latających. do listu został dołączony szkic na bibule, który przedstawia oba pojazdy (na zdjęciu obok). Pojazdy do złudzenia przypominają "latające talerze" nazywane popularnie UFO. Oto treść listu Ludwika P. "Elżbietka mam trochę wolnego czasu, więc Ci uzupełniam Książ. Odszukaj w RFN (mojego byłego) majora armii niemieckiej Rudolfa L. - dogadasz się na pewno z nim (na podstawie koneksji Pszczyna von Plessen). On był w Książu, on znał plany tzw. brakującego skrzydła. Osobiście z nim rozmawiałem kilkakrotnie - tęga głowa jako inżynier, wspaniałe pomysły, realizacja szybka, bardzo ceniony przez "górę" niemiecką. Jakieś informacje techniczne podobno sprzedał armii USA? Były takie wersje. Nikt nie wie czy to prawda, czy plotka. Na bibułce załączam Ci szkic pojazdu jaki gotowy czeka w Książu. Myślę, że Ty pierwsza jego dotkniesz. Tylko co ktoś da Ci w zamian?Każdy liczy na nagrodę, forsę, szczególnie ci, których wkład jest prawie żaden (…) Hale, w których stoją "pojazdy" są bardzo wysokie - 3 lub 4 kondygnacje. Stropy specjalnie konstruowane, wyliczone, aby nie groziły zawaleniem. Wiem, że to widziałem, część mogłem sam sprawdzić na wyliczeniach. Boję się, że sama nie dasz rady wejść tam, nawet przy pomocy wojska. Wiele musisz".

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE:

Ludwik P. zmarł w 1973 r. we Wrocławiu. Nie wiadomo, czy żyje Elżbieta R. Jeśli tak, to ma obecnie 80 lat. Cała historia brzmi jak scenariusz filmu science fiction i budzi wiele wątpliwości. Nie brakuje jednak zwolenników teorii o nazistowskich "latających talerzach" tzw. V7, którzy prace nad ich konstrukcją wiążą właśnie z zamkiem Książ w Wałbrzychu.

W obecnych czasach i przy obecnej technologii część informacji pochodzących od Elżbiety R. można bez trudu zweryfikować.
Wnikliwe prześwietlenie ścian, stropów i posadzek w komnatach zamku Książ, z użyciem specjalistycznych urządzeń pomiarowych, bez trudu pozwoliłoby namierzyć ukryte w nich metalowe rury, czy płyty pancerne. Pozostaje tylko pytanie, czy ktoś zechce kiedyś poprowadzić takie poszukiwania i wyłożyć pieniądze na ich realizację?

Pozostaje również pytanie, czy w przypadku namierzenia w ścianach metalowych konstrukcji, konserwator zabytków wyda zgodę na dostanie się do ich wnętrza? To mało prawdopodobne.

Kilka lat temu ekipie eksploratorów udało się namierzyć zamaskowaną komnatę w pobliżu baszty Jerzego. Konserwator nie wyraził jednak zgody na demontaż fragmentu posadzki, by eksploratorzy mogli wejść do wnętrza tajemniczej komnaty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Czy Niemcy pracowali w Książu nad "latającymi talerzami"? (ZDJĘCIA) - Gazeta Wrocławska

Komentarze 25

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

s
spokojny
Napiszcie lepiej o kręgach zbożowych w Wylatowie, będzie jeszcze śmieszniej.
Te „latające” talerze to szkice nowych pojazdów opancerzonych i czołgów, które tam testowano.
Nie róbcie z tego sensacji.
P
Papaja
Fruwały więc talerze i butelki.
T
Tadeusz
Tego nie wiemy czy się nie zainteresowało.Poza tym w Polsce i na Dolnym Śląsku działało masę szpiegów i Radzieckich i Amerykańskich.Większość tych szpiegów zostało.Dodatkowo Niemcy zostawili sporą siatkę szpiegowską.Ci ludzie powojnie wtopili się z szarą rzeczywistość,dostali się na kierownicze stanowiska itp.Cień tego ciągnie się do tej pory.Dlatego tak wiele spraw jest blokowanych odgórnie.Od ponad 10 lat B.Wołoszański stara się o zgodę na prace eksploracyjne w podziemiach zamku Książ.Posiada informacje iż tam ukryto archiwa głównego urzędu bezpieczeństwa rzeszy.Właśnie te dokumenty są niewygodne po dziś dzień.Zarówno dla Niemców jaki i Anglików i Amerykanów
B
Były pracownik zamku Książ
Jak się chciało iść do WC, to trzeba zgłaszać - bo może akurat rurą kanalizacyjną UFO z podziemi wylatywało. 50% turystów zwiedzających zamek to funkcjonariusze ABW, a 48% - BNB (Bundesnachrichtendienst -wywiad niemiecki). Pozostałe 2% to badacze tajemnic III Rzeszy, których ścigają agenci obu służb.
m
motocyklista
dlaczego panią doris po wojnie nie zainteresowali się rosjanie i UB ?
t
tes
Dobre, to tak jak pod placem Grunwaldzkim we Wrocku sa ukryte podziemia i tajne tunele...
1 sprawa: jedynie co ludzi moze jeszcze na powaznie interesowac to ukryte skarby zrabowane na naszych ziemiach, jesli sa tam obrazy to i tak oficjalnie juz sie nimi malo kto nacieszy, gdyz wiekszosc jest poszukiwana, co do innych precjozów to jak to stamtad wywiezc? ukrywanie w nieskończoność nikomu nie przyniesie zadnych korzysci. zeby wywiezc to trzeba by sporo rumoru zrobic - nie da sie wywiezc nic niepostrzezenie, chyba ze w gorach cos zakopane jest to co innego.
2. jesli chodzi o technologie to Amerykanie i Ruskie wywiezli wszystko co mieli wywiezc i rozwineli na skale jaka mamy obecnie. Zadne ufo z ksiaza nie wyleci chyba ze w psychiatryku...
P
Praconica
Pracowałam na zamku Książ, widziałam niby "turystów" co dziwne oni stale się kręcili koło zamku, widziałam też jak niektórzy próbowali coś węszyć szukać, ale zaraz pojawiali się jacyś ludzie i odganiali ich. Ci niby turyści robili im zdjęcia a później jak gdyby nic, tych co fotografowano i odganiano po jakieś chwili przypadkowo byli spisywani, przez osoby po cywilnemu. Zauważyłam kilka takich akcji. Nawet nie wszyscy pracownicy mają pozwolenia na wchodzenie do wszystkich miejsc, za każdym razem jak jest jakieś plan to trzeba zgłaszać, że np gdzieś się idzie.
b
bardzo iwarygodne :D
bardzo iwarygodne :D
G
Gość
Śmiedzisz mi gebelsem.....Jeszcze do tej pory nie rozliczliście się z zagrabionego złota.Ale sprawiedliwość Was dopadnie
G
Gość
Zrozumcie drodzy Wrocławianie i Dolnoślazacy , że w Polsce nie było nigdy nagrody Nobla z fizyki , chemii i innych nauk technicznych tylko z literatury a w nauce jak w piłce nożnej wywalicie na Legię Warszawa 120 mln rocznie to i tak gra w lidze Europy jak Śląsk Wrocław z budżetem 20 mln czyli sześć razy mniejszym. Idę na ligę zobaczyć co przeinwestowane popierdułki z Warszawy dzisiaj zagrają we Wrocławiu
p
polinisze wariaten
po wojnie. Amerykanie połapali niemieckich naukowców, wywieźli na swój kontynent i pozwolili pracować. To czego nie dokończyli w czasie wojny dokończyli w czasie pokoju na amerykańskiej ziemi
P
Paweł
... zanim zniszczy Ci ostatnie szare komórki w mózgu.
T
Taz
Niestety lub stety ale z naszych wypraw pod książ definitywnie wnioskujemy że coś tam ktoś tam chowa. Po okolicy kręcą się dziwni ludzie niby turyści ale nas jako penetrujacych bardzo dobrze nam się przyglądali. Instytut PAN jasne ściema po całości że niby co ruchy górotwórcze tylko prawda jest taka że potrzebne jest to po to że jak staniesz nogą nie tam gdzie trzeba to zaraz wiedzą o tym na dole. Spróbujcie na wycieczce zadawać niezręczne pytania odnośnie podziemi i samego instytutu zobaczycie jak skutecznie potrafią się z nich wywinąć. Na dole w kilku korytarzach stoją szafy które zasłaniają jakies wejścia wystarczy przyłożyć rękę do szafy i ściany żeby poczuć ciąg powietrza a na zadane pytanie co tam jest w odpowiedzi od przewodnika usłyszycie że idziemy dalej zwiedzać i że tam nic nie ma.Żeby cokolwiek tam zrobić trzeba sie najpierw pozbyć samych niemców (zobaczcie kto jest w zarządzie PAN) i oczywiście samego zarządce zamku wtedy można wejść głębiej. Pamiętacie x lat temu ekipę która w jednej z sal georadarem znalazła pomieszczenie pod posadzką do którego nie było żadnego wejścia. Oni mieli wszystkie dokumenty i pozwolenia. Zabrakło 2 cm do ukończenia odwiertu gdy nagle wpadali jacyś goście z dziwnymi odznakami i kazali się wszystkim zwijać. W nocy kręciliśmy się tam z noktowizorami to się roiło od dziwnych osobników po całej okolicy i na pewno to nie byli turyści o 2 w nocy. Na milion procent pod zamkiem coś jest tego się nie da wynieść w kieszeni czy walizce dlatego tak skutecznie tego pilnują.
P
Paweł
A do kogo rząd PRL występował w owych latach 80. - do "dobrych Niemców" - towarzyszy z SED w NRD czy do "zachodnioniemieckich rewizjonistów z Bonn"?

W tym wątku naczytałem się już tylu mądrości, że więcej mi naprawdę nie trzeba.
G
Gość
Widzisz dalej nie znasz tematu i piszesz bzdury.Jeszcze raz wyraźnie napisze ze do lat 80 Niemcy twierdzili ze nic nie budowali w Górach Sowich.Jakiekolwiek zapytanie np GKBZH lub rządu Polskiego do strony Niemieckiej o temat Riese było odsyłale z odpowiedzią ze nie ma żadnych dokumentów oraz ze Niemcy nic tam nie budowali.Ty przytaczas wspomnienia Niemców a nie oficjalne stanowisko rządu Niemieckiego.Proponuję poczytać dostępne dokumenty w tej sprawie a nie siać swoje mądrości.
Wróć na i.pl Portal i.pl