Czy ludzkość przetrwa, czy zginie?

Antoni Libera
Liczne pytania o zagrożenia, jakie stwarza współczesna cywilizacja środowisku naturalnemu, nie ujmują istoty rzeczy. Bez względu bowiem na to, jak im zaradzimy, poniesiemy stratę. Dlatego nie należy dyskutować o tym, co należy robić, ale zastanowić się, co jest dziś mniejszym złem.

Tocząca się już od dobrych kilkudziesięciu lat debata wokół zagrożeń, jakie stwarza cywilizacja techniczna dla środowiska naturalnego, sprowadza się z grubsza do następujących pytań i dylematów:
- Czy podzielona politycznie, gospodarczo i kulturowo ludzkość w ogóle może się w tej kwestii porozumieć?
- Gdyby takie porozumienie dało się nawet osiągnąć, czy podjęte działania okazałyby się skuteczne?
- Czy, z jednej strony, interesy wielkiego biznesu, a z drugiej, rozwinięte potrzeby konsumpcyjne społeczeństw, wbrew deklarowanej woli ograniczenia produkcji lub odejścia od szkodliwych technologii, nie okazałyby się silniejsze i w rezultacie nie zablokowałyby prób terapii?

- Czy w ogóle nie jest tak, że nie ma już możliwości odwrotu? Że rozpędzonej machiny technologicznej, trującej otoczenie, nie da się już zatrzymać, bo takie zatrzymanie spowodowałoby inną wprawdzie, niemniej równie totalną katastrofę?

- Na czym polega instynkt samozachowawczy gatunku? Na tym, że potrafi on naprzód zapanować nad naturą, a następnie nad dziełem własnych rąk, czy raczej na tym, że co pewien czas doprowadza do takiej czy innej katastrofy i dopiero po niej odradza się jak Feniks z popiołów, choć pewnie już w innej postaci?

Sztandarowym modelem ukazującym fundamentalne sprzeczności w tej mierze jest symulacja tzw. mutacji energetycznej, czyli zmiany źródeł pozyskiwania energii z ropy naftowej na rzecz... wody morskiej. Chodzi o to, że według pewnych gremiów naukowo-opiniodawczych technologia uzyskiwania energii z wody morskiej jest nie tylko możliwa, lecz także wręcz daleko zaawansowana, a nawet opanowana i gotowa do wdrożenia. Trudno orzec, czy i na ile jest to prawda, bo sprawa przedstawiana jest przez media w otoczce tajemnicy i licznych niedopowiedzeń, lecz z pewnością zupełną fantazją nie jest, konsekwencje zaś, jakie z niej płyną, są wielce pouczające, jeśli nie wstrząsające.

Otóż autorzy modelu "mutacji" (znów trudno powiedzieć, w jakim celu to robią: czy gwoli prawdy, czy w czyimś interesie i na czyjeś zlecenie?) uzmysławiają, co by się stało, gdyby w ciągu krótkiego czasu dokonać globalnej rewolucji energetycznej, czyli z zasilania na ropę przejść na zasilanie na wodór, pozyskiwany z wody morskiej.

Zaczęłoby się od euforii: świat zaawansowany technologicznie, czyli Zachód, w mgnieniu oka uniezależniłby się od krajów arabskich i Rosji, zmalałby prawdopodobnie terroryzm, utrzymywany za wielką kasę tychże krajów, Ziemia odetchnęłaby świeżym powietrzem, niezatruwanym odtąd przez spaliny. Jednocześnie jednak całe rejony świata, żyjące dotychczas z wydobycia gazu i paliw płynnych, straciłyby główne, jeśli niejedyne źródło utrzymania i doznałyby zapaści ekonomicznej.

Tylko naiwni mogą sądzić, że te wielomilionowe społeczności pogodziłyby się pokornie z nową sytuacją. Walcząc o swoje "być albo nie być", nie zawahałyby się użyć najdrastyczniejszych środków, aby przywrócić status quo.

Innym czynnikiem blokującym korzystną dla ludzkości i środowiska naturalnego przemianę są aktualne interesy państw wysoko uprzemysłowionych (czyli tych, którym obiektywnie najbardziej zależy na realizacji projektów ekologicznych) w utrzymaniu systemów i mechanizmów powodujących per saldo zanieczyszczenie. Błyskawiczne czy nawet stopniowe przejście z paliw płynnych na wodór morski pozbawiłoby setki tysięcy ludzi pracy i zrujnowałoby wiele gałęzi przemysłu.

Kontrargumentem w tej debacie jest model ewolucyjny. No dobrze, powiadają przeciwnicy "magów" od czarnych scenariuszy, a co się stanie za kilkanaście lub kilkadziesiąt lat, gdy złoża ropy i gazu się wyczerpią, tak jak wyczerpały się lub wyczerpują złoża węgla kamiennego?

Czyż katastrofa, do jakiej wówczas dojdzie, nie będzie stokroć gorsza, bo dotknie cały świat naraz? A wtedy na szybką przemianę nie będzie już możliwości, bo do jej przeprowadzenia potrzebny jest okres przejściowy, wciąż jeszcze "zasilany" przez ropę. Lepiej więc już, od razu, choćby małymi kroczkami, rozpocząć wdrażanie technologii opartych na nowym surowcu, którego jest pod dostatkiem. Lepiej świadomie poświęcić coś teraz, niż stracić wszystko potem.

Która racja zwycięży? Egoizm czy roztropność i zdolność przewidywania? Rzecz w tym, że żadna z tych racji nie jest jednoznaczna. Wola życia ludzkości jest ślepa i sprzeczna wewnętrznie. Doraźne potrzeby i żądze bywają destrukcyjne. Niemożność pohamowania się może prowadzić do zguby. Siłowe wyhamowanie może zgubić od razu. Jeszcze nigdy w historii nie było takich problemów. Zagrożenia szły z "zewnątrz", konflikty były prostsze. Wybija godzina ofiary. Co się poświęci i kiedy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl