18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Czy ksiądz prałat Jankowski zasłużył na pomnik w Gdańsku? [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

Marcin Mindykowski
Pomnik ks. Jankowskiego stanął w Gdańsku bez śladu debaty społecznej na ten temat. Nad tym, czy w takich wypadkach powinny wystarczyć pieniądze i wola miasta, a także komu warto stawiać pomniki - zastanawia się Marcin Mindykowski.

Od tygodnia przed kościołem św. Brygidy stoi pomnik ks. Henryka Jankowskiego, kapelana Solidarności i długoletniego proboszcza tej parafii. Postaci wciąż wywołującej skrajne emocje, mającej w swojej biografii piękną i niepodważalną kartę opozycyjną, ale też tę zapisaną już w wolnej Polsce, która dawnych towarzyszy z podziemia żenowała czy wręcz gorszyła. Mimo niejednoznaczności oceny prałata, w gdańskiej przestrzeni publicznej postanowiono wynieść go na cokół. Budowa pomnika była co prawda inicjatywą społeczną, ale władze miasta szybko ten pomysł zaakceptowały. Nie uznały jednak, że warto postawić w debacie publicznej pytanie, czy ks. Jankowski na pewno na pomnik zasługuje.

Pomogła "Wyborcza"

Na pomysł budowy pomnika wpadł piekarz Grzegorz Pellowski. - Na 20-leciu święceń biskupich abp. Głódzia, czekając na mszę w katedrze oliwskiej, zapytałem prezydenta Adamowicza, co sądzi o tym, aby na skwerze noszącym już imię prałata postawić jego pomnik. Prezydent uznał to za świetny pomysł, a przewodniczący Rady Miasta Bogdan Oleszek zapewnił mnie, że nie powinno być problemu z uchwałą, bo wśród radnych ksiądz cieszył się uznaniem - opowiada. Wkrótce zawiązał się społeczny komitet budowy pomnika. - Liczyłem się z problemami, a tymczasem cała droga urzędnicza - zgoda konserwatora, uchwała Rady Miasta, opinia Wydziału Architektury Urzędu Miasta - została załatwiona od ręki! Sam byłem zaskoczony! - nie kryje pomysłodawca.

Tymczasem nie wszyscy byli równie chętni do przyznawania prałatowi najwyższych honorów. Kiedy tuż po jego śmierci na sesji Rady Miasta Starogardu Gdańskiego - rodzinnego miasta ks. Jankowskiego - stanął pomysł przyznania mu honorowego obywatelstwa, uchwała przepadła w głosowaniu. - Staramy się honorować osoby niekontrowersyjne - tłumaczył dyplomatycznie wiceprzewodniczący rady Rafał Neumann (PO).

Dla gdańskiego komitetu większym problemem niż wola miejskich decydentów okazało się zebranie pieniędzy. Rzeźbiarz Gien-nadij Jerszow zrzekł się honorarium, ale odlanie pomnika kosztowało 130 tys. zł. - Na początku szło ciężko, wątpiliśmy, czy uda nam się zebrać tę kwotę - przyznaje Pellowski. - Wszystko zmieniło się po artykule "Gazety Wyborczej", która napisała, że nie ma pieniędzy na pomnik ks. Jankowskiego. To była najlepsza reklama - nagle wpłaty się posypały!

Pierwszy datek - 3 tys. zł - przelał już dzień po założeniu konta Paweł Adamowicz, przed laty ministrant w parafii św. Brygidy. - Ks. Jankowski nie był postacią prostą, czarno-białą. Miał chwile wielkości i małości - jak każdy z nas. Ale ważne, by przywary i śmieszność nie przysłoniły ewidentnych zasług. A prałat był przede wszystkim postacią wybitną. W naszej gdańskiej pamięci pozostanie za dobro, którego dokonał, i za odwagę - bilansuje prezydent Gdańska.

Drugi po Lechu Wałęsie

Gdańszczanie rzeczywiście nie mają problemu ze wskazaniem zasług prałata. - Ks. Jankowski, wbrew oporowi ówczesnych władz, uratował kościół św. Brygidy, który po wojnie był w kompletnej ruinie - podkreśla dr Jacek Fredrich, historyk sztuki.
- Dziś nie pamiętamy, co znaczyło odprawienie mszy w stoczni, podczas sierpniowego strajku, kiedy na ulicach stały czołgi - mówi Pellowski. - Ksiądz kładł swoje życie na szali. Kto wie, czy gdyby nie tacy ludzie jak on, nie rozmawialibyśmy dziś po rosyjsku.

- Parafia św. Brygidy była naszą mekką, tam czuliśmy się wolni. A kiedy siedzieliśmy w więzieniach, prałat opiekował się naszymi rodzinami, załatwiał lekarstwa, dowoził żywność - mówi Jerzy Borowczak, jeden z inicjatorów strajku w Stoczni Gdańskiej, dziś poseł PO. - W zasługach dla Solidarności ks. Jankowski jest drugi po Lechu Wałęsie. I za to stawiamy mu pomnik.

W sercach wielu parafian prałat zapisał się też jako darczyńca z hojnym gestem, wykorzystujący swoje rozległe kontakty do prowadzenia działalności charytatywnej.

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

UW i SLD krzyżują Jezusa

Lata 90. i początek nowego tysiąclecia utrwaliły jednak obraz prałata jako zapalczywego, doraźnego politykiera i miłującego luksus biznesmena, dbającego o swój wizerunek w stopniu nielicującym z powagą i skromnością duchownego. To wtedy z wygłaszanych w św. Brygidzie kazań czy "Odezwy do Narodu Polskiego" można było się dowiedzieć, którzy politycy szkodzą Polsce, a na których warto głosować. Prałat przekonywał też, że "nie wolno tolerować mniejszości żydowskiej w rządzie".

Osobną sensacją stały się przygotowywane przez księdza wystroje wielkanocnych Grobów Pańskich. W 1995 roku przy grobie Chrystusa, obok swastyk, sierpa i młota, napisów SS, NSDAP, NKWD i PZPR pojawiły się symbole SLD, PSL i UW. W 2004 roku prałat, jako zadeklarowany przeciwnik integracji Polski z Unią Europejską, złożył grób z broczącego krwią orła, figury Jezusa owiniętej w polską flagę i haseł "Polska - tak, Unia - nie".

Rozpolitykowane duszpasterstwo prałata potęgowało jego publiczny konflikt z ówczesnym arcybiskupem gdańskim Tadeuszem Gocłowskim. W 1997 roku arcybiskup wydał prałatowi roczny zakaz głoszenia kazań - za "czynienie z ambony trybuny politycznej". W 2004 roku odwołał go zaś z probostwa św. Brygidy. Dziś arcybiskup nie chce komentować ani tamtych decyzji, ani inicjatywy budowy pomnika ks. Jankowskiego. Tuż po śmierci prałata odprawił za jego duszę mszę, w której apelował, by zapamiętano go jako kapelana Solidarności.

Pod koniec życia prałat zaskakiwał pomysłami biznesowymi - szampanem, winem i wo-dą z własnym wizerunkiem. Planował założyć sieć klubokawiarni i telefonię komórkową, a także zbudować ołtarz z bursztynu. - Wiele razy nawoływałem publicznie, żeby tego nie robił - mówi Jerzy Borowczak. - Ale on uważał, że musi poruszać ludzkie sumienia. Wtedy wszyscy się od księdza odsunęli: "Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść". To nasza wina, że musiał tak szokować. Czuł się osaczony, niepotrzebny. Gdybyśmy go dalej wspierali, jak on nas za czasów Solidarności, byłoby inaczej.

Biografia pisana na nowo?

Po śmierci prałata Jankowskiego narracja o "pękniętej na pół biografii" ustępuje nowej, najklarowniej wyłożonej na mszy pogrzebowej celebrowanej przez abp. Głódzia. Msza zbiegła się z buzującymi po katastrofie smoleńskiej emocjami, podgrzanymi walką o krzyż pod Pałacem Prezydenckim. Stała się też okazją do pokazu siły grup definiujących się jako niepodległościowe i patriotyczne. I o ile zrozumiałe byłoby tu respektowanie zasady "O zmarłym tylko dobrze" (a więc wspominanie o chlubnych kartach prałata i spuszczenie życzliwej zasłony milczenia na te późniejsze), o tyle trudniej zrozumieć to, że podjęto próbę usprawiedliwienia i rozgrzeszenia całej działalności księdza. Wszelkie kontrowersje tłumaczono wyrywaniem słów prałata z kontekstu i manipulacją mediów.

- Bądźmy ostrożni z dzieleniem człowieka na pół - zaczął homilię abp Głódź. W dalszej jej części "okazało się", że wytykane prałatowi zaangażowanie wynikało z nieulegania poprawności politycznej, troski o ojczyznę i piętnowania ludzi, którym brakowało kultury i politycznej skromności. - Z powodu bardziej urojonych niż prawdziwych win i przywar próbowano zadać ks. Jankowskiemu śmierć cywilną, zakopać go żywcem - mówił Jacek Kurski. Dodał, że przywracając prałata pod koniec życia do głoszenia kazań, abp Głódź dokonał jego rehabilitacji i "aktu dziejowej sprawiedliwości".

Czy pomnik nie jest próbą przypieczętowania tej spiżowej wersji biografii księdza? - Nie podobał mi się ton niektórych wypowiedzi na pogrzebie prałata, bo wszystkiego usprawiedliwić się nie da i nie należy. Pamiętam wiele z jego późniejszych kazań, które zawierały bardzo niesprawiedliwe, często emocjonalne oceny. Przyjmowałem to z bólem - przyznaje Aleksander Hall, działacz opozycyjny. - Ale na ks. Jankowskiego możemy już dziś spojrzeć z dystansu. I w moich oczach ten bilans jest pozytywny. Poza tym pomnik nie zamyka dyskusji. Nie ma postaci, która stałaby na cokole i o której by nie dyskutowano.

Komu i za co pomniki?

Rodzi się jednak pytanie, czy stawianie za wzór postaci niejednoznacznej jest właściwe.
- Postawienie na cokół jest pewnego rodzaju namaszczeniem, dlatego pomniki zawsze wiążą się z kontrowersjami. Zwłaszcza kiedy upamiętniają ludzi aktywnych w najnowszej historii Polski, bohaterów politycznych. Dlatego pewna ostrożność jest tu wskazana - uważa dr Friedrich. - Pytanie, czy tylko postaci bez skazy mogą stać na cokole. Ja uważam, że mogą to być osoby nie wzorowe, ale znaczące, zasłużone w jakiejś dziedzinie.

Ten ton podziela Aleksander Hall: - Józef Piłsudski przeprowadził zamach majowy, w którym zginęło kilkaset osób. Roman Dmowski był jednym z twórców niepodległości, ale w latach 30. podsycał w Polsce nastroje antysemickie. Gdzie są więc ci rycerze bez skazy i zmazy, którzy mieliby stać na pomnikach?

Jolanta Banach, gdańska radna SLD, mimo że wstrzymała się od głosu w sprawie budowy pomnika ks. Jankowskiego, też nie jest przeciw. - Rzeczywista biografia bohatera historycznego zawsze różni się od jego legendy, która żyje własnym życiem. Pomniki stawiamy za rzeczy najważniejsze, które służą naczelnym wartościom kraju, a nie za ludzkie, czasem nawet niegodne zachowania. Osobiście miałabym rozterkę, czy ks. Jankowski zasługuje na pomnik. Ale to nie znaczy, że należy walczyć z jego legendą czy oddolną inicjatywą. Jestem przeciwna wojnie pomnikowej - deklaruje.

Dr Friedrich uważa, że pytania, które mogą pojawić się przy prałacie Jankowskim, nie są niczym wyjątkowym. - Prędzej czy później stanie też pomnik Jacka Kuronia - także postaci zasłużonej. Ale pewnie znajdzie się grupa, która nie bez racji będzie wtedy przypominać niechlubne karty jego historii, choćby udział w czerwonym harcerstwie za młodu czy niszczenie ZHP. A za jakiś czas to samo będziemy przeżywać z Lechem Wałęsą - argumentuje.

Może więc sposobem na to, by minimalizować te kontrowersje, jest poddawanie decyzji o stawianiu pomników - które stają się przecież symbolami w naszej wspólnej przestrzeni - pod debatę społeczną? - Powinno tak być, tym bardziej że w Polsce w ogóle brakuje kontroli nad przestrzenią publiczną - zgadza się dr Friedrich. - Myślę, że gdyby konsultacjom społecznym poddano np. ostatni pomysł zawieszenia Lenina na bramie stoczni, uniknęlibyśmy tej całej gorszącej awantury. Ale wszystkie pomniki musiałyby być wtedy konsekwentnie konsultowane w tej samej procedurze. W przeciwnym razie będzie można używać tego narzędzia, by "odstrzelić" jakąś postać, a to mijałoby się ze zdrowym rozumieniem demokracji - zastrzega.

Jolanta Banach uważa, że problem leży gdzie indziej. - Ks. Jankowski jest kojarzony z tą najbardziej skrajną polską prawicą - głośną, nieskłonną do kompromisu, kategoryczną i zdeterminowaną w kwestiach polityki historycznej. Środowiska centrowe nie chcą otwierać z nią wojny symbolicznej, więc ustępują. Nikt nie lubi się przecież dowiadywać, że jest zdrajcą, nie kocha ojczyzny i depcze bohaterów - zauważa. - Problemem jest więc pewien przechył - to, że bohaterów, w zależności od ich poglądów i biografii politycznej, traktujemy nierówno. Niestety, polska rewolucja miała charakter antylewicowy, a nie antypeerelowski. I dlatego postaci związane z lewicowym systemem wartości nie są równoprawnymi bohaterami, są eliminowane ze sfery legendy. Ja uważam, że w Gdańsku powinien stać pomnik ks. Jankowskiego, ale też Jacka Kuronia, prof. Bronisława Geremka czy Eugeniusza Węgrzyna - kończy.

Na jeszcze inną rolę pomników wskazuje dr Friedrich. - W społeczeństwie nie ma consensusu co do oceny większości osób publicznych. Trzeba pogodzić się z tym, że przestrzeń publiczna, symboliczna, taka całkowicie uwspólniona, nie istnieje. Pytanie, czy powinniśmy więc w ogóle zakazać stawiania pomników, czy odwrotnie: pozwolić na to, by w przestrzeni publicznej manifestowały się różne opcje. Takie pomniki, będące wyrazem pluralizmu społecznego, niektórzy będą mijać z entuzjazmem, inni obojętnie, jeszcze inni ze zdecydowaną niechęcią. Ale to może być też lekcja demokracji, współżycia i tolerancji: zwolennik ks. Jankowskiego będzie musiał przejść koło pomnika Jacka Kuronia i powstrzymać się przed obrzuceniem go jajami. I odwrotnie.

Marcin Mindykowski

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl