Czy koronawirus trafi do popkultury? Czego możemy dowiedzieć się ze słynnych filmów, seriali, książek i spektakli teatralnych o epidemiach?

Mariusz Grabowski
Gdy w styczniu w Europie zaczęto diagnozować koronawirusa z chińskiego Wuhan u pierwszych zakażonych, platforma Netflix wypuściła serial dokumentalny „Pandemia”
Gdy w styczniu w Europie zaczęto diagnozować koronawirusa z chińskiego Wuhan u pierwszych zakażonych, platforma Netflix wypuściła serial dokumentalny „Pandemia” fot. Netflix
Wirus SARS-CoV-2 nęka nas dopiero od połowy stycznia. Ale w popkulturze wątek człowieczego strachu przed błyskawicznie postępującą pandemią istnieje od dziesięcioleci i ma się całkiem nieźle.

Wszelkiego rodzaju pandemie, będące poprzedniczkami szalejącego dziś w świecie koronawirusa, upodobały sobie zwłaszcza kino. Z oczywistych względów – na ekranie dobrze widać przerażające skutki choroby. Co nie znaczy, że nie pojawiły się też w literaturze, czy w teatrze.

Przyjrzymy się zatem pokrótce popkulturowym dziejom wirusologii. Czego możemy się z nich dowiedzieć o sobie samych?

Filmy o epidemiach raczej rzadko napawają optymizmem. To przede wszystkim katastroficzne wizje, które najczęściej mają nam uświadomić, że ludzkość może kiedyś całkowicie zniknąć z powierzchni Ziemi. Przyczyny są różne: niepohamowany postęp techniczny, katastrofa ekologiczna, eksperymenty wojskowe. Wtedy pojawia się zabójczy wirus, który zaczyna dziesiątkować ludzkość. Na końcu mamy oczywiście nutę nadziei: być może nie jest jeszcze wszystko stracone i człowiek uniknie zagłady. Czy koronawirus zainspiruje również artystów do nakręcenia filmu?

Koronawirus. Epidemie od dawna inspirowały filmowców. Czy po...

Złowieszczy bakcyl

Gdy w styczniu w Europie zaczęto diagnozować koronawirusa z chińskiego Wuhan u pierwszych zakażonych, Platforma Netflix wypuściła serial dokumentalny „Pandemia”, dając tym samym dowód zdolności profetycznych swoich speców od PR.

Mini serial dokumentalny opowiada o ludziach, którzy w różnych krajach świata zapobiegają epidemiom, lub walczą z tymi, które już wybuchły. Seria składa się z 6 odcinków, w których przedstawione są między innymi epidemia grypy i odry w Stanach Zjednoczonych, epidemia ptasiej grypy w Indiach czy Eboli w Afryce. Co najciekawsze, w „Pandemii” pojawiają się wypowiedzi naukowców, którzy przewidują iż niebawem „jakaś epidemia z pewnością rozpocznie się w Chinach”.

Ale to, co dla twórców „Pandemii” było oczywiste, dla dziesiątków producentów i reżyserów, którzy przez dziesięciolecia tworzyli filmy o skutkach śmiertelnych epidemii wcale takie nie było. Weźmy oto „Szaleńców”, klasyczny film katastroficzny, wyreżyserowany w 1973 r. przez Georga A. Romero. Tu nic nie jest pewne prócz tego, że amerykański rząd w tajnym eksperymencie o kryptonimie „Trixie” wyprodukował biologiczną broń powodującą śmierć lub obłąkanie. Kiedy wirus zostaje uwolniony, w małej mieścinie Evans City w Pensylwanii dostaje się do wody pitnej. Niewielka lokalna społeczność nękana przez sąsiadów zamienionych w odrażających morderczych maniaków, staje się elementem strefy wojennej wraz ze strwożonym wojskiem i zdesperowanym sztabem badawczym. Mała grupka obywateli ucieka ze strefy kwarantanny na peryferie miasteczka i rusza do walki ze złowieszczym bakcylem.

Procedury i technologia

Porównanie straceńców z Evans City do rzeszy rządowych speców walczących dziś z koronawirusami ukazuje całą anachroniczność filmu Romero. Ale podobnie jest z „Epidemią” Wolfganga Petersena z roku 1995. Przenosimy się w niej do Zair, gdzie nieznany ludzkości wirus dziesiątkuje ludność w dolinie rzeki Motaba. Zaraza zostaje niby opanowana, by 27 lat później zaatakować na terenie USA, siejąc naturalnie przerażenie i rodząc mordercze instynkty.

Przerażenie to cecha wszystkich filmów katastroficznych – ludzkość bowiem lubi się bać nieznanego. Niewidoczne dla oka wirusy świetnie nadają się do podgrzewania emocji. Nawet jeśli zajmują się nim pierwszorzędni fachowcy, jak to miało miejsce choćby w „Tajemnicy Andromedy” (1971 r, reż. Robert Wise ). W podziemnym laboratorium zespół naukowców bada satelitę, który spadł na ziemię i spowodował nagłą śmierć mieszkańców małej miejscowości. Pełen profesjonalizm, wszelkie procedury zachowane, a jednak wirus tylko czeka, by wysmyknąć się na świat. A gdy już tak się stanie, doprowadza ludzkość do skraju zagłady.

To kolejna prawda płynąca z oglądania pandemicznych ramot: pojedynczy człowiek z starciu z wirusem nie ma szans. Przegrywa nim zdąży zdać sobie sprawę z powagi sytuacji. Jedyny ratunek to działanie zorganizowane, technologia i przestrzeganie zasad. Tak jak w brytyjskim dziele z 2002 r. „28 dni później” Danny'ego Boyle’a. Młody chłopak wybudza się w nim ze śpiączki w opustoszałym szpitalu. Odkrywa, że większość mieszkańców miasta została zarażona śmiertelnie niebezpiecznym wirusem, który powoduje u ludzi niekontrolowaną agresję. Gdyby nie radykalne działanie tzw. czynników rządowych, filmową ludzkość czekałaby jedynie ostateczna katastrofa.

Rządowy wirus

O ile w filmie pandemie, epidemie i wirusowe apokalipsy można pokazać bez niedomówień, o tyle literatura ma zadanie znacznie trudniejsze. Wiedział o tym zapewne Albert Camus, klasyk katastrofizmu, skoro swoją najgłośniejszą powieść - „Dżumę” ubrał w kostium etyki. A przecież jej tematyka niczym się nie różni od tego, co proponowali wspomniani wyżej Romero czy Petersen. Tu i tam pojawia się śmiertelna choroba, tu i tam są ludzie, którzy nawet reagują podobnie – boją się. A strach zwiększa się proporcjonalnie do liczby zarażonych. Camus napisał „Dżumę” w 1947 r. i słusznie uważany jest za analityka ludzkich stanów apokaliptycznych. Te bowiem są zawsze podobne.

Ci którzy pisali później, szybko zrezygnowali z wątków filozoficznych i skupili się na sensacji. I tak na przykład Dan Brown w tomie „Inferno” z 2013 r. dowodzi, że zagrożenia biologiczne są dwojakiego rodzaju: naturalnego (vide nasz koronawirus) i celowo wywołanego przez człowieka, zwykle złego. Albo wręcz grupę złych ludzi - w tym wypadku rząd USA.

Oto bohater, światowej sławy specjalista od symboli czyli Robert Langdon, budzi się na szpitalnym łóżku w zupełnie obcym miejscu. Nie pamięta, jak i dlaczego znalazł się w szpitalu. Wszystko wskazuje na to, że tylko od niego zależy, czy straszliwa biologiczna zaraza unicestwi gatunek. Szybko rusza do akcji i już po 680 stronach jego niebywałych wysiłków wiemy, ze pandemia nam nie grozi.

Jednak prawdziwym mistrzem w straszeniu bliźnich wirusami okazuje się już od lat Robin Cook, co potwierdza tezę, że pierwszeństwo mają fachowcy. Cook jest bowiem medykiem po Uniwersytecie Columbia i Harvardzie, a w swojej twórczości wykorzystuje najnowszą wiedzę medyczną oraz doświadczenia z własnej praktyki lekarskiej. Jego najlepsza powieść - „Pandemia” z 2018 r. - traktuje o tym, o czym słyszymy w mediach codziennie od kilku tygodni.

A zaczyna się tak: młoda kobieta traci nieoczekiwanie przytomność w nowojorskim metrze i umiera w karetce wiozącej ją do szpitala. Istnieje podejrzenie, że zmarła była nosicielką niebezpiecznego wirusa. Podczas sekcji zwłok Jack Stapleton odkrywa, że kobieta miała przeszczepione serce, którego DNA, wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu, jest identyczne z jej własnym. Kiedy umierają kolejne dwie osoby, Jack podejmuje wyścig z czasem. Musi odkryć przyczynę zgonu, zanim śmiercionośny wirus zacznie zbierać swoje żniwo...

Pożytki z pandemii

Gwoli uczciwości trzeba wspomnieć, że tuż przed „Pandemią” Cooka była „Pandemia” innego Amerykanina – A.G. Riddle’a. Ten z kolei akcję swojej sensacji umieścił w Kenii, gdzie dwóch Amerykanów zaraziło się patogenem przypominającym zabójczy wirus ebola. Zegar zagłady zaczyna tykać, a dr Shaw Peyton (największa ze sław naukowych) staje na czele zespołu, który dołączy do personelu WHO oraz miejscowych lekarzy. To, co odkryją w odludnej afrykańskiej wiosce, „przejdzie ich wszelkie wyobrażenia”, jak lubią pisać autorzy zajawek an okładkach książek.

Dodajmy do tego dwie książki z poważniejszej półki. Pierwsza to „Epidemia. Od dżumy, przez HIV, po ebolę”, esej naukowy autorstwa Sonii Shah z 2017 r., w którym analizuje ona dzieje ludzkie pod względem pasowych chorób. I co ciekawe, potrafi dostrzec w dawnych pozytywne skutki. „W skutek występowania pandemii ludzkość zdobyła się na wprowadzenie zmian w budownictwie, zarządzaniu wodą pitną i odpadami. Reorganizacji uległy również stosunki międzynarodowe, działalność służby zdrowia. Zdecydowanie podniósł się również poziom wiedzy o zdrowiu i chorobach” - pisze Shah. Druga z kolei książka to „Czarna śmierć” duetu William Naphy i Andrew Spicer, próba analizy zachowań naszych XIV-wiecznych antenatów, na których spadła zaraza czarnej dżumy. Naphy (wykładowca uniwersytetu Aberdeen) i Spicer (pracownik naukowy uniwersytetu w Exeter) zwięźle i zarazem przejmująco opisują dzieje dżumy, która okazała się dramatyczną cezurą w historii całego kontynentu, a dalekosiężne skutki tej pierwszej epidemii i kolejnych nawrotów wywarły trwały i istotny wpływ na losy świata.

Teatr i idee

Z czytelni przenieśmy się do sali teatralnej. Tu także, choć rzadziej, także analizowane są zjawiska ze sfery medycyny. Jeśli chodzi o teatr nadwiślański, próby wypadają dość ciekawie.

W 2016 r. Teatr OKO wystawił na deskach Teatru Ósmego Dnia w Poznaniu „Czekając na ptasią grypę, czyli pandemie”, autorstwa Antoine’a Jaccouda.

Warto wspomnieć o tej sztuce głównie dlatego, że jest to – wedle słów reżysera - „czarna farsa, w której balansuje między groteską, a poczuciem strachu przed śmiercią”. A zatem dobrze pasuje do naszych dzisiejszych strachów przez wirusem z Chin. „Ta historia opowiada o naszej psychicznej słabości w obliczu katastrofy. To wszystko widziałem w tym spektaklu. Podobał mi się także polski akcent. Lubię Polskę, ale martwię się teraz o nią. Cieszę się, że był wątek lokalny, mimo, że nie mogłem go dokładnie ocenić” - mówił dalej Jaccoud.

Lęk przez ptasią grypą mamy już szczęśliwie za sobą, ale lęk przed AIDS wciąż jest żywy. O nim właśnie traktują „Anioły w Ameryce” Tony’ego Kushnera (otrzymał za nich Nagrodę Pulitzera), wyreżyserowane przez Małgorzatę Bogajewską w Teatrze Ludowym. Mówić najkrócej to historia o amerykańskim społeczeństwie lat 80. XX wieku, które w czasach administracji republikańskiego prezydenta Ronalda Reagana stanęło w obliczu... pandemii AIDS.

To nie był pierwszy spektakl, który poruszał temat strachu przez zagrożeniami płynącymi ze środowisk mniejszości seksualnych. W 2005 r. w Teatrze Polonia grano „Miss HIV” Macieja Kowalewskiego, spektakl głośny głównie z tego, że kostiumy zaprojektował doń Tomasz Jacyków. Kowalewski napisał zainspirowany wyborami Miss HIV/AIDS Stigma Free odbywającymi się w Gaborone, stolicy Botswany, a jego zamiarem było „oswojenie społecznego lęku przed HIV i AIDS”. Po kilkunastu latach można stwierdzić, że próby te zdały się na nic, bowiem - wobec braku zainteresowania mieszkańców Warszawy – spektakl najpierw został przeniesiony do innego teatr, a potem zszedł ze sceny.

Z czego też płynie stosowny wniosek: straszyć pandemiami, a tym bardziej neutralizować ten strach, też trzeba umieć. Niech pamiętają o tym ci, którzy już teraz myślą o tym, by koronawirusa zamienić na kasowy popowy hit.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl