Czerwona, stuletnia podróż Kazimierza Mijala

Wiktor Świetlik
Archiwum
Był przybocznym Bieruta, potem wypowiedział władzom PRL wojnę, bo chciał w Polsce prawdziwego komunizmu a la Mao Zedong. Zmarł w wieku stu lat. O Kazimierzu Mijalu pisze Wiktor Świetlik

Dziś pochowany zostanie Kazimierz Mijal, były szef kancelarii Bolesława Bieruta, postać znana tylko osobom mocno interesującym się historią PRL. Zresztą i im też mgliście, bo Mijal nie dorobił się biografii ani większego opracowania poświęconego sobie, co najwyżej paru notek biograficznych. Spore przeoczenie, bo choć nie był może najważniejszą postacią w historii minionego ustroju, to z powodzeniem może walczyć o pierwsze miejsce w rankingu na najbarwniejszego polskiego komunistę.

Mijal był zresztą komunistą do końca. Historyk, doktor Piotr Gontarczyk przypuszcza, że ostatnim nad Wisłą. Kiedy kilka lat temu zawitał do mieszkania Mijala i przez kilka godzin rozmawiali, sędziwy pan sprawnie odpowiadał na każde pytanie cytatem z Marksa lub wykładnią doktryny marksistowskiej. Mło-dy człowiek skrupulatnie notował, a zawarta w jego pytaniach wiedza na temat PZPR i przeszłości polskiego komunizmu zrobiła na starym idealiście tak wielkie wrażenie, że zaproponował mu wspólną odbudowę Komunistycznej Partii Polski. Gontarczyk kulturalnie odmówił.

Z kolei dziennikarz Robert Mazurek przed dekadą przeprowadził z Mijalem wywiad dla nieistniejącego już tygodnika "Nowe Państwo". Kazimierz Mijal zwracał się do Mazurka per wy, towarzyszu. I zdecydowanie uważał, że doktryna marksowsko-leninowska świetnie adaptuje się do nowych czasów. Zwracał uwagę, że komunizm zwycięży, bo internauci zapytani przez brytyjską BBC uhonorowali tytułem Myśliciel Tysiąclecia nie św. Tomasza czy Woltera, a Marksa. A przecież, jak podkreślał, "w tym internecie to głupki nie pracują".

Bo Mijal komunizmu w wersji hard nigdy nie zdradził. To PRL, Gomułka i jego następcy zdradzili Mijala. A obecne czasy są jego zdaniem tylko okresem przejściowym. W rozmowie z Mazurkiem mówił: - Mówi się, że komunizm przegrał, nie zdał egzaminu, że marksizm na półkach historii i inne takie głupstwa, teoretyczne bzdury! W rzeczywistości toczy się podskórna walka rewolucyjna, wybuch jest nieunikniony. Kapitalizm jest na drodze do upadku i to dla mnie nie ulega żadnej wątpliwości. I komunizm zwycięży.

Walka Mijala o zwycięstwo komunizmu zaczęła się we wsi Wilki pod Grójcem, w czasach, gdy świat przeżywał rozwój bezprzewodowego telegrafu, a bracia Wright znajdowali coraz więcej naśladowców. Ale rodzina Mijali raczej nie żyła tymi sensacjami. Rodzice byli niepiśmienni i bardzo ubodzy, za to nader płodni. Mijal był ich 18. dzieckiem. Znienawidzona potem burżuazyjna II Rzeczpospolita dała młodemu, zdolnemu Kazimierzowi całkiem niezły awans społeczny. Skończył szkołę i zdał maturę, która wówczas oznaczała więcej niż dziś dyplom wyższej uczelni. Miał niezłą posadę w kasie oszczędnościowej, gdzie poznał żonę - panienkę z dobrej rodziny, młodą komunizującą malarkę Jadwigę Gniew-kowską, później Mijal. Zaczął wieczorowe studia, które skończyłby, gdyby nie wybuch wojny.

W czasie wojny zaangażował się w podziemną działalność komunistyczną. I zaczął dokształcać w pismach klasyków: Marksa, Engelsa, Lenina. Poznał całe towarzystwo z tzw. "pierwszej grupy inicjatywnej" zrzuconej na spadochronach, by tworzyć komunistyczne podziemie - Marcelego Nowotkę, Pawła Findera, Bolesława Mołojca. A także przybyłego potem swojego przyszłego szefa Bolesława Bieruta oraz "krajowego" komunistę i przyszłego wroga Władysława Gomułkę. W domu matki Jadwigi Mijal odbywały się zebrania komunistycznej siatki.
Gdy w 1944 nowa władza instalowała się w Polsce, Mijal został prezydentem Łodzi. Ponoć ocalił ulicę Piotrkowską, stanowiącą kręgosłup miasta, przed przemianowaniem na: Stalina. Dokonał manipulacji polegającej na nazwaniu imieniem generalissimusa mniejszej ulicy o nazwie Główna. A Łódź tej operacji zawdzięcza anegdotę o dzielnym konduktorze, który na przystanku krzyczał do pasażerów: "Proszę wysiadać, Główna Stalina".

Ale pozostały dorobek Mijala nie był już tak sympatyczny. W latach 1947-1950 był szefem Kancelarii Prezydenta Bolesława Bieruta, a potem - w okresie najbardziej krwawego stalinizmu - szefem Urzędu Rady Ministrów. To jego podpis widniał pod dokumentem, na mocy którego uwięziono prymasa Stefana Wyszyńskiego, zresztą z pogwałceniem PRL-owskiego prawa.

Jeśli uznać dużą grupę komunistów za betonowych, to Mijal był komunistą tytanowym, diamentowym - przy nim tamci byli mięczakami. Do końca życia cenił Stalina, bronił kolektywizacji, walki z kułactwem, uzasadniał czystki. A odwilż 1956 dla niego była klęską i początkiem zdrady. Sowieckie dowództwo - twierdził - zawahało się w obliczu zagrożenia i gdy zabrakło Wielkiego Wodza, nie było w stanie podjąć stanowczych decyzji. A przecież Lenin pisał, że "nie ma rewolucji bez plutonów egzekucyjnych".

Równocześnie Mijal zaczął coraz ostrzej atakować Gomułkę. Wydawał broszurki, w których krytykował zdradę ideologii. Jak pisał na łamach "Rzeczpospolitej" dr Gontarczyk, książeczka Mijala "W walce o zwycięstwo bierność i milczenie to zguba" została wydana w nakładzie 10 tys. egzemplarzy i zrobiła sporo szumu. Sponsorował ją i drukował Enver Hodża - przywódca Albanii ostatniego prawdziwie komunistycznego kraju w Europie, permanentnie przygotowującego się do starcia z resztą kontynentu. Dzięki albańskim pieniądzom Mijal zaczął gromadzić wokół siebie grupę wyznawców.

Gomułka stosunkowo długo tolerował egzotycznego opozycjonistę, ale w końcu miarka się przebrała, Mijal stracił swoją ówczesną pracę w banku, a wokoło jego grupy zaczęła kręcić się bezpieka. W odpowiedzi mijalowcy zeszli do podziemia na całego. Założyli nielegalną Komunistyczną Partię Polski, która miała przeciwstawić prawdziwy komunizm kunktatorom z PZPR. Mieli swój własny Komitet Centralny i Biuro Polityczne. Zaczęli wydawać ulotki. Coraz większe znaczenie w ich propagandzie odgrywały wątki antysemickie, które zresztą współgrały częściowo z poglądami partyjnej grupy natolińczyków, a później "partyzantów" generała Mieczysława Moczara. Sam Mijal po latach nie mógł się nadziwić, że rozmawiający z nim Robert Mazurek uważa go za antysemitę. Przecież z punktu widzenia nauki marksistowskiej było to niemożliwe: - Ja jestem marksistą, a według marksizmu wszystkie narody są równe, także naród żydowski. Jestem tylko przeciwnikiem burżuazji żydowskiej - tłumaczył.

"Wiesław" Gomułka zwlekał z decyzją o aresztowaniu Mijala, bo wokoło niego kręciło się wielu ważnych towarzyszy, a ich zamknięcie byłoby źle odebrane przez aparat partyjny. W końcu Mijal go ubiegł. W lutym 1966 roku z albańskim paszportem dyplomatycznym w dłoni wyjechał sam, bez rodziny, do Tirany. Stał się bohaterem propagandy Hodży, a także Chińskiej Republiki Ludowej. Mijal znalazł się wreszcie w komunistycznym raju wiedzionym zgodnie ze wskazówkami Marksa - Lenina, ale los polskich towarzyszy nie przestał mu być obcy. Zaczął walkę z wygnania i wtedy stał naprawdę znany. Nie tylko przez albański wywiad utrzymywał kontakt ze swoją dawną partią KPP, która de facto stała się placówką chińsko-albańskiej agentury, nie tylko zaczął wydawać nielegalną gazetę "Czerwony Sztandar", ale nadawać audycje do Polski z albańskiego Radia Tirana. Jak wspominał publicysta Antoni Zambrowski, Mijal próbował wprowadzić zamęt w szeregi partyjne, podając fałszywe informacje, np. kłamał, iż żona peerelowskiego marszałka Mariana Spychalskiego wybrała się do krewnych w Izraelu, imputując jej żydowskie pochodzenie.
Partia Mijala, choć udało się jej zbudować sieć w kilku miastach, w ciągu kilku lat została zinfiltrowana i rozbita. A on zaczął popadać w konflikty z także odstępującymi od zasad marksizmu-leninizmu towarzyszami z Tirany. W poszukiwaniu prawdziwego komunizmu w 1977 wyjechał do Chin, które świeżo co osierocił towarzysz Mao. Przez chwilę czuł się tam jak ryba w wodzie, ale kolejni towarzysze pozbawieni przywództwa nie byli w stanie utrzymać linii ideologicznej i zaczęli myśleć o flircie ze zgniłym kapitalizmem.

Mijal znalazł się na Zachodzie, a potem w 1983 wrócił do Polski - po raz pierwszy od 17 lat zobaczył się z rodziną. Posługiwał się paszportem dyplomatycznym jednego z zachodnich państw. Przywiózł ze sobą sporo amerykańskich pieniędzy. Przy ich pomocy znowu zaczął walkę o komunizm. Potępiał wojsko strzelające do robotników, ale i "reakcyjną" Solidarność. Ukrywał się i odtwarzał swoją podziemną organizację. W listopadzie 1984 dzięki donosowi znalazła go bezpieka. Przez kilka miesięcy był w areszcie, ale ludzie Jaruzelskiego, tak jak niegdyś Gomułka, nie wiedzieli, co zrobić ze starym komunistą. Mijal w rozmowie z Mazurkiem twierdził, że była koncepcja, by wrobić go w zabójstwo ks. Popiełuszki. Ale w końcu go puścili. A on dalej toczył swoją walkę o prawdziwy komunizm bez odchyleń. Esbecy Czesława Kiszczaka próbowali go przekonywać, że to, co robi, grozi mu więzieniem, że szkodzi komuni- zmowi. Ale 80-letni Mijal był nieugięty i odpowiadał Marksem.

Przy Okrągłym Stole i w czerwcu 1989 na oczach Mijala dokonała się ostateczna zdrada, ku której od 1956 zmierzała PZPR. W dużym stopniu stało się to pod wpływem syjonistów. Jaruzelski, Rakowski i inni powinni za to zapłacić głowami.

Już po 1989 roku radykalne poglądy Mijala, także ich antysemicki rys, przyciągały marginalne organizacyjki, a to skrajnej lewicy, a to prawicy. Był zagorzałym przeciwnikiem NATO i UE. Próbował reaktywować swoją KPP, ocierał o różne środowiska, ale wszędzie natrafiał na zdrajców doktryny, którą zawartą w wielu tomach Marksa, Engelsa i Lenina miał zawsze pod ręką i znał prawie na pamięć. Do swoich ostatnich dni mówił, że wierzy, iż kapitalizm zbankrutuje i rewolucja znowu ogarnie świat.

Choć Kazimierz Mijal nie miał przekonania co do dostatecznych przekonań ideowych swoich dzieci, to byłby pewnie bardzo zadowolony z nekrologu, który na łamach "Gazety Wyborczej" dali jego synowie i wnuki: "Po długim barwnym życiu, spełnionym w walce o realizację ideałów komunizmu, równości i rozwoju społeczeństwa, które dziś nawet nie przypomina tego, w którym się urodził, zasnął w pokoju i oczekiwaniu 100-lecia urodzin."

W "długiej i barwnej" walce Kazimierza Mijala o komunistyczne ideały równie ciekawe jest to, co nieznane. Skąd wracając do Polski w 1983 roku, Mijal miał ze sobą dolary? On sam twierdził, że pomagały mu zachodnie partie komunistyczne, zapewne maoistyczne, silne szczególnie w krajach Beneluksu. Ale skąd Mijal miał zachodni paszport dyplomatyczny? Czy 100-letnia podróż w poszukiwaniu prawdziwego marksizmu Kazimierza Mijala miała podwójne dno? Doktor Gontarczyk w polskich archiwach nie znalazł odpowiedzi. Kazimierz Mijal zabrał ją ze sobą do nieistniejącego piekła lub nieba niosąc tam zasady prawdziwego, nieskażonego odchyleniem, naukowego marksizmu - leninizmu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 2

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

M
Mao zeodong
Siema
a
andys
Napisano przecież-pieniądze były amerykańskie.
Wróć na i.pl Portal i.pl