Czemu Polacy tak bardzo uciekają od sportu

Paweł Zarzeczny, publicysta sportowy "Polski"
Na tytułowe pytanie odpowiedzieć można jednym zdaniem: bo sport męczy, gdy się go uprawia, frustruje, zaś gdy mu się kibicuje - pisze publicysta sportowy "Polski"

Sport współczesny zawiera w sobie logiczne przeciwieństwo, dostrzegalne nawet dla największego idioty. Wymaga bowiem olbrzymiego wysiłku, natomiast sukces jest cholernie mało prawdopodobny. A zdecydowanie większe szanse niż na zwycięstwo mamy na utratę zdrowia. Fizycznego, gdy chodzi o zawodników, a psychicznego - u trenerów i fanów.

Sport to ciężka praca bez żadnej gwarancji zapłaty, tymczasem jedną z naszych narodowych przywar jest… lenistwo. Zresztą historycznie wytłumaczone i usprawiedliwione! Otóż, najpierw Polak, chłop pańszczyźniany, ani myślał pracować dla szlachcica. Potem ani w głowie było mu zginać kark dla zaborcy przez sto lat z okładem. Potem dla okupanta. Wreszcie pół wieku dla komuny. Polak miał nieliczne okazje wytężać siły dla samego siebie - II Rzeczpospolita i wolność trwała ledwie jedno pokolenie… Jedno na tysiąc lat!

Wspomniane dwudziestolecie międzywojenne pokazało, jak wielkie możliwości i potencjał tkwią w Polakach. Samoistnie powstawały tysiące klubów, a sport - traktowany całkiem słusznie jako najlepszy sposób wychowania zdrowego społeczeństwa - był w rozkwicie.

Marszałek Piłsudski nie tylko myślał o prowadzeniu wojen - to on ufundował Akademię Wychowania Fizycznego, stadion Legii i setki pomniejszych obiektów. Idole tamtych lat weszli do legendy. Wacław Kuchar - czterokrotny mistrz Polski z Pogonią Lwów i król strzelców ligi, medalista mistrzostw Europy w hokeju na lodzie i łyżwiarstwie szybkim, mistrz i rekordzista kraju w ośmiu różnych konkurencjach lekkoatletycznych (!), siatkarz i koszykarz, a zarazem żołnierz. Nagrodzony Krzyżem Walecznych i innymi orderami za obronę Lwowa i udział w wojnie z bolszewikami.

Czy dzisiaj są takie wzory i tacy herosi? Tacy zwycięzcy? Nie ma. Czy dzisiaj polski poeta, tak jak Kazimierz Wierzyński, mógłby zasłużyć na złoty olimpijski medal w dziedzinie… poezji? Czy dzisiaj polska propozycja zorganizowania igrzysk miałaby taką nośną siłę i takie szanse powodzenia, jak ta zgłoszona przez prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego?

Igrzyska. Tak, to one są miarą sportowego potencjału. Jesteśmy pół roku po zawodach w Pekinie, w których startowało 205 państw i z których wracaliśmy sfrustrowani. Bo każdy gdzieś tam coś i z kimś przegrał albo się ośmieszył, albo swej szansy nie wykorzystał. Dziesięć medali zdobytych przez trzystu naszych sportowców to wstydliwie mało, podobnie jak mało chwalebna była 17. pozycja w klasyfikacji medalowej. I sukcesy bądź klęski w dyscyplinach i konkurencjach niepoważnych, jak zapasy kobiet.

Pokazaliśmy tam choćby światu, że nawet nie potrafimy już strzelać. Z łuku. Jeden nasz zawodnik wszedł nawet do antyhistorii tej dyscypliny, mianowicie nie trafił w tarczę. Ale i to nie był jego życiowy rekord. Tym było trafienie w dziesiątkę, tyle że do tarczy… sąsiada.

Wyobraźcie sobie, że stoicie z tym całym łukiem, napinacie cięciwę, mierzycie, a tu - hop! - nagle widzicie strzałę w środku, choć jeszcze przecież nie odpaliliście swojego pocisku! Taa, to potrafią tylko Polacy i modlić się należy, by któryś z tych łuczników nie odpalał kiedyś w ramach wojska rakiet Patriot na przykład. Bo niechybnie trafiłby w Grenlandię, z którą zresztą i tak moglibyśmy przegrać.
No, numerów daliśmy więcej. Jeden gość po czteroletnich przygotowaniach pojechał do Chin popływać na kajaku, a to kajak popłynął na nim. Jeden działacz spał na trawniku, a drugi umarł, wchodząc na stadion. Świat zachwycił się jedynie naszą olimpijką grającą bez ręki. Gdyby spojrzeć szerzej na problem, to jest to właśnie nasza specjalność - piłkarze bez obu nóg, siatkarze bez głowy… Jak skomentował na swoim blogu Wojciech Kowalczyk, ostatni polski medalista w grach zespołowych z ubiegłego jeszcze stulecia (1992, Barcelona, piłka nożna) - dobrze dla biało-czerwonych, że są jeszcze… paraolimpiady.

Florecistka Sylwia Gruchała, tłumacząc swe niepowodzenia, stwierdziła, że problemem jej wieloletniego trenera, a także i prezesa federacji (który rządził od stanu wojennego, niebywałe, a jednak prawdziwe, tak w miejscu stoi sportowa Polska), otóż zawodniczka oświadczyła, że obaj są alkoholikami. Na co oni, z zemsty zapewne, że Gruchała dała ciała, gdyż jej problem to nieuregulowane życie seksualne. To właśnie poziom naszych sportowych, publicznych debat.

Inna nasza gwiazda, Otylia Jędrzejczak, kiepski wynik zrzuciła nie tyle na brak basenów w kraju (co od dawna jest wierutnym kłamstwem), lecz na zbyt ciasne majtki! Ten sam poziom argumentów…

Polskie medale, nieliczne, były dziełem nie tyle zdrowego systemu uprawiania kultury fizycznej, co przypadku. Weźmy pod lupę tegoż dzielnego gimnastyka Leszka Blanika skaczącego przez konia. Otóż wygrał on z dwóch powodów. Po pierwsze - wybrał sobie konkurencję, którą zajmuje się na poważnie kilka osób na świecie (a nasze państwo jeszcze na te fanaberie daje pieniądze). Po wtóre - czego zataić nie sposób - wywalił się świetny, lepszy od Polaka o klasę rumuński skoczek "Dracula" Drăgulescu.

Nasz mistrzowski kulomiot Tomasz Majewski - kolejny przykład fartu. Wygrał z trzema Amerykanami, którzy rzucali (pchali) dwa metry bliżej niż zwykle, ze strachu przed komisją dopingową zapewne.

No i fajnie, tylko jak to przełożyć na zainteresowanie sportem młodzieży nad Wisłą?
Kupić dziecku kulę? No to by trzeba chyba tego dziecka nie kochać! Polskie gry zespołowe? Nie istnieją.

Nie zbawili ich zagraniczni trenerzy, od Leo zaczynając. Raul Lozano przez parę lat zamiast naszych uczyć i ćwiczyć, pasał krowy (dosłownie) na swoim ranczo w Argentynie. Marco Bonitta swym zachowaniem zasłużył na taką oto opinię naszej najlepszej, lecz wyrzuconej z kadry siatkarki Doroty Świeniewicz: "Kawałek gówna!".

Jedyne, co się na tych igrzyskach dało zapamiętać z wolejbalu, to żart trenera Niemczyka w telewizyjnym studio: "Co robią bracia Kaczyńscy na tenisowym korcie? Grają w siatkówkę!" Futboliści? Spadliśmy już do czwartej dziesiątki świata, a w eliminacjach do mundialu wyprzedzają nas takie potęgi jak Słowacja i Słowenia. No, są piłkarze ręczni, medaliści mistrzostw świata - klasyczne odstępstwo od reguły. Czyżby dlatego, że wszyscy kadrowicze grają na co dzień w Niemczech?

W Polsce sportem na serio nie zajmuje się nikt, a właściwe ministerstwo i Polski
Komitet Olimpijski trudnią się głównie rozdzielaniem pieniędzy - na wspomniane zapasy kobiet czy kajaki. Nieliczne, autentyczne sukcesy są dziełem zwariowanych rodziców. Artur Kubica zabrał syna Roberta do Włoch i tam zrobił z niego wyścigowego kierowcę Formuły 1 bez niczyjego wsparcia. Robert Radwański za własne zaoszczędzone pieniądze wyszkolił czołową tenisistkę świata córkę Agnieszkę. Ebi Smolarek, który dał Polsce historyczny awans na zeszłoroczne Euro, to efekt treningów z ojcem Włodzimierzem w Holandii. Bolesna to ocena. Prywatni ludzie skuteczniejsi są od dysponujących milionami złotych organizacji.
Uprawiałem wiele dyscyplin sportu.

Trudno było tego nie robić - urodziłem się tuż przy Legii, kopałem na Gwardii, pływałem i grałem w tenisa ziemnego - na Warszawiance. I mówiąc szczerze, choć zdzierałem kolana, na wielki wyczyn zwyczajnie byłem za słaby. Ale mogłem oglądać go z bardzo bliska. Gdy już po studiach wcielono mnie do wojska, zgłosiłem się do Legii, gdzie zostałem dowódcą kompanii sportowej.
Moja pierwsza myśl wtedy brzmiała: "Jezu, jak tu jest taki burdel, bałagan, niekompetencja, rozrzutność i pijaństwo, i we wszystkim jesteśmy jednak najlepsi w Polsce, no to co musi się dziać wszędzie indziej?". Klub ten miał dwadzieścia kilka sekcji, a każdą czołową w kraju. Wybitnych fachowców - Strejlau i Engel od piłki, Paszczyk od szkolenia… I znakomite warunki finansowe. I obiekty. I nieustanne zgrupowania.

I najzdolniejszą młodzież z całej Polski (zapamiętałem wiecznie naburmuszonego Andrzeja Gołotę, gdy kazałem mu maszerować). I co? I nic. Moi zawodnicy albo się lenili, albo pili, albo jedno i drugie. Zapamiętałem rozmowę z młodziutkim siatkarzem, czemu chodzi wiecznie zawiany, na co on szczerze: "Bo cała liga pije i musi być uczciwie. Jak przed rokiem nie pili tacy jedni ze Szczecina, to po złości wszyscy ich z ligi spuścili!".

W Polsce sport uprawia się dla zabawy, dla pieniędzy czasem, ale bardzo rzadko dla pasji. Jest za to w naszym kraju kult kibicowania - niewymagający większego wysiłku niż obsługa pilota czy otwarcie lodówki. Mieszkam w dość zamożnej okolicy i obserwuję te sportowe zainteresowania sąsiadów. Jeden zbudował kort - cały zeszły rok nikogo na nim nie widziałem.

Inny - boisko do siatkówki, z podobnym efektem. A jeszcze inny - basen, nie pamiętam, czy choć raz napuścił do niego wody! Sport stał się zatem czymś wyłącznie na pokaz, czymś kompletnie nienaturalnym - tak jak ostatnio modne kibicowanie Barcelonie. Na światowej scenie staliśmy się aktorami drugiego i trzeciego planu. Halabardnikami. A dane dotyczące badań zdrowia zgłaszających się do służby wojskowej pokazują, że większość z nas to paralitycy. Mimo tego, że w szkołach wychowanie fizyczne zajmuje już rekordowe pięć godzin tygodniowo.

Cóż, młodzież masowo przynosi zwolnienia lekarskie, a ilość nie przechodzi w jakość. Polacy zwyczajnie nie lubią się męczyć. I choć mają już wolność, samodzielność w podejmowanych decyzjach, względny dobrobyt - nie korzystają z tych dobrodziejstw. Warto byłoby zbadać,
czy nie staliśmy się po prostu społeczeństwem wygodnym. Takim pierwszym pokoleniem na dorobku, które ani myśli tracić energii na cokolwiek, co nie jest zwykłą i łatwą - przyjemnością. Jedzenie, rozrywka… A co ze sportu?

Wspominki, to mamy doskonale opanowane. Wembley, skok Fortuny. Ale nie jest to przecież tylko oskarżenie marności polskiego sportu. Bo przecież nie potrafimy zrobić też porządnego samochodu, równej drogi, że o lotach w kosmos przez grzeczność tylko nie wspomnę…

Polacy w nic nie angażują się też całkowicie, na sto procent - takie można mieć uzasadnione przypuszczenie. Mój przyjaciel, profesor Jan Chmura z AWF, przebadał kiedyś piłkarzy kilku ligowych klubów i doszedł do wstrząsającego odkrycia:
"Boże! Oni schodzą z boiska po meczu i w ogóle nie są zmęczeni!".

Właśnie. Ale czego oczekiwać, jeśli piłkarzy się u nas kupuje, a nie szkoli? Jeżeli piłka jest popularna, ale wcale nie jest powszechna? No, ale to każdy zna chyba na pamięć. Kiedy Polacy masowo wrócą do sportu? Chyba nigdy. Nie mamy nawet narodowej dyscypliny. USA to amerykański futbol,

Anglicy to piłka nożna, Nowa Zelandia ma rugby, Kanada hokej na lodzie, Jamajka biegi, a cała Litwa koszykówką żyje. Skandynawia to sporty zimowe, klasyczne, podobnie Austria, tyle że alpejskie. My, z ręką na sercu, nie mamy nic własnego i jedynego. Skaczemy z grządki na grządkę - a to skoki, a to piłka, a to pływanie, a to Formuła z tenisem, a to kajaki. Wydaje się, że powinniśmy chyba raz wreszcie się określić. Najbardziej kręci nas piłka. Z resztą, i z finansowaniem tej reszty, czas już dać sobie spokój.

Co nas czeka na igrzyskach kolejnych? W Londynie w 2012 r. zapewne będziemy świadkami większej klapy niż w Pekinie. A jedyną niewiadomą będzie dyspozycja nie polskich sportowców, a brytyjskiej królowej. A co myśli o tym przeciętny polski kibic? Dokładnie tak, jak go przez lata uczono. Po pierwsze - jakoś to będzie. A po wtóre - dopóki piłka w grze…
No i włączy telewizor, no i obowiązkowo otworzy lodówkę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl