Czarzasty, Biedroń i Zandberg, czyli trzej tenorzy polskiej lewicy

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
Adrian Zandberg, Włodzimierz Czarzasty i Robert Biedroń zostali nazwani przez prasę „tercetem egzotycznym”. Jednak ich współpraca przeczy temu stwierdzeniu
Adrian Zandberg, Włodzimierz Czarzasty i Robert Biedroń zostali nazwani przez prasę „tercetem egzotycznym”. Jednak ich współpraca przeczy temu stwierdzeniu Dobuszynski
Liderzy Lewicy mocno się między sobą różnią, nie tylko wiekiem, czy sposobem bycia, ale także doświadczeniem politycznym, co nie przeszkadza im stać dzisiaj w jednym szeregu. Ale małżeństwa z rozsądku, także w polityce, nie są przecież niczym wyjątkowym i to nie tylko na naszym rodzimym podwórku

No i stało się: jedno z najważniejszych głosowań już za Prawem i Sprawiedliwością - Sejm przyjął ustawę wyrażającą zgodę na ratyfikację decyzji o zwiększeniu zasobów własnych UE. Lewica, tak jak Prawo i Sprawiedliwość, poparła ustawę. Od głosu wstrzymał się jedynie Andrzej Rozenek. „Za” zagłosowała też Koalicja Polska i Porozumienie. Ale to na Lewicę od kilku dni sypią się gromy. Powód? Pod koniec kwietnia jej politycy spotkali się w Sejmie z premierem Mateuszem Morawieckim oraz przedstawicielami rządu i klubu PiS, dyskutowali o Krajowym Planie Odbudowy i dogadali się.

Po spotkaniu, Robert Biedroń, jeden z liderów Lewicy, chwalił się, co też udało im się z rządem wynegocjować i wprawdzie nie powiedział otwarcie, jak Lewica zagłosuje w sprawie Funduszu Odbudowy, ale wiadomo było, że pójdzie na rękę Prawu i Sprawiedliwości. - To jest wielki sukces. Nie nasz, ale wielki sukces tych ludzi, którzy czekają na to, żeby politycy w końcu zaczęli się zajmować ich problemami, a nie sami sobą - mówił.

Tyle tylko że co niektórzy politycy opozycji głośno mówili o zdradzie. Michał Kamiński, wicemarszałek Senatu z PSL, stwierdził nawet, że „w Polsce urodziła się lewica Kaczyńska, a była ogromna szansa, że rząd Mateusza Morawieckiego upadnie”. - Nie ma nic złego w siadaniu do stołu z premierem. Ale jest sytuacja, w której rząd, którego polityka może doprowadzić do utraty środków unijnych z powodu łamania praworządności, a Lewica nie podniosła ani jednej sprawy związanej z praworządnością. Politycy Lewicy nie podnieśli spraw mniejszości seksualnych, wolności, demokracji. A to za to możemy stracić te pieniądze - grzmiał senator Kamiński.

W każdym razie Włodzimierz Czarzasty, Robert Biedroń i Adrian Zandberg, liderzy polskiej Lewicy, musieli się tłumaczyć ze swoich ostatnich decyzji.

- Cóż, panów Czarzastego, Biedronia i Zandberga łączy to, że przyznają się do tożsamości lewicowej i ta tożsamość jest w tarapatach, bo rozjechała jej się baza społeczna i rozumienie sensu lewicowości - mówi dr Jarosław Flis, politolog. I dodaje, że ta trójka mocno się różni, a Robert Biedroń pełni rolę takiego katalizatora między Włodzimierzem Czarzastym a Adrianem Zandbergiem, który swego czasu nie szczędził cierpkich słów pod adresem Sojuszu Lewicy Demokratycznej.

- Wszyscy trzej chcą być przedstawicielami lewicy, łączy ich oprócz tego bezideowość i progresywny sposób myślenia. Zandberg jest najbardziej socjalny, Biedroń światopoglądowy, Czarzasty, to pragmatyk - ocenia z kolei prof. Kazimierz Kik, politolog. - A co ich dzieli? Doświadczenie życiowe i polityczne. Oni są tak naprawdę z różnych światów - dodaje prof. Kik.

I trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić.

Włodzimierz Czarzasty, to na pewno postać nietuzinkowa. Inteligentny, błyskotliwy, świetnie wypada w mediach. Nie daje zapędzić się w kozi róg, choć bywa przy tym dość bezpośredni, najdelikatniej mówiąc. Jest też Czarzasty dość charakterystyczny i nie chodzi tu o rodzaj okularów, czy fryzur, które nosi, ale o swetry. Ma ich cały zestaw, preferuje dwa: te w kolorach czerwonym i żółtym. I tak w studiu telewizyjnym od razu rzuca się w oczy, bo siedzi w nim oprócz niego kilku panów w smutnych garniturach, albo pań w grzecznych garsonkach, a Czarzasty w sweterku w kolorze bijącym po oczach.

- Włodzimierz Czarzasty, to niewątpliwie człowiek bardzo ambitny, chociaż ja osobiście w polityce boję się ludzi nadmiernie ambitnych. Inteligentny, błyskotliwy. Sprawny komentator sceny politycznej, dobrze wypada w mediach. Bardzo dużą wagę przykłada do czytania, ocenia ludzi po tym, ile przeczytali książek, zazwyczaj dla niego przeczytali ich za mało - opowiadała mi swego czasu Katarzyna Piekarska.

To prawda, Czarzasty zwykł mawiać: „Ludzie, którzy czytają książki, rządzą tymi, którzy oglądają telewizję”. I pewnie sporo w tym racji. Sam Czarzasty zalicza się do grona polityków czytających: chętnie, dużo, z zacięciem. Kiedyś opowiadał mi o tym swoim czytaniu.

- Chciałbym, żeby czytających polityków było jak najwięcej. Są grupy zawodowe, które mają obowiązek czytania, i politycy, moim zdaniem, do takiej grupy należą - mówił. I tłumaczył, że jest zawodowym wydawcą, więc ma nawyk czytania. Właściwie od liceum. - Książki kształtują charakter, zmuszają do myślenia. Dwie rzeczy mnie w życiu niosły: liczba książek, które przeczytałem, i liczba ludzi, których poznałem - opowiadał.

Czyta kilka książek naraz: czasami pięć, sześć. Przeżywa kilka historii równolegle. Wybiera pozycje zależnie od nastroju, stanu ducha. Jak ma zawrót głowy, kłopoty, sięga po książki z dzieciństwa. W czasie afery Rywina śledził na przykład przygody Tomka w książkach Alfreda Szklarskiego. Zawsze chętnie wraca do „Małego księcia” i „Kubusia Puchatka”. Dalej: literatura iberoamerykańska. Miał, jako wydawca, swój wkład w to, że po raz kolejny zakochali się w niej Polacy. Wraca do Marqueza: „Sto lat samotności”, „Miłość w czasie zarazy”, „Kronika zapowiedzianej śmierci” - leżą od wielu lat na półkach w pokoju. Z Marguezem spotkał się osobiście, Llosę, świetnego peruwiańskiego pisarza, laureata Literackiej Nagrody Nobla, przyjmował w Warszawie. To właśnie przywilej wydawcy. Oprócz powieści lubi książki, które niosą pewną wiedzę historyczną, lubi zbeletryzowane biografie. I tak wszystkim poleca opowieści o Darwinie, Freudzie, czy chociażby historię impresjonizmu pióra Irvinga Stone’a.

Czarzasty szefował Sojuszowi Lewicy Demokratycznej, zanim ta połączyła się w Lewicę z Wiosną Roberta Biedronia, wcześniej przewodził mazowieckim strukturom SLD, działał w Zrzeszeniu Studentów Polskich i w PZPR. Od wielu lat jest przewodniczącym Zarządu Głównego Stowarzyszenia „Ordynacka”, skupiającego byłych działaczy ZSP.

- Sprawny gracz na scenie politycznej, bardzo inteligentny. Przy tym sprawny organizator, zrobił dużo dobrego dla „Ordynackiej”, która była w zapaści. Kiedy zaczął jej szefować, zdecydowanie odżyła. Jego występy medialne oceniam pozytywnie. Kreacja sweterkowa, to także dobry pomysł, bo wyróżnia go z tłumu. Fajny towarzysko, można z nim spędzić czas bardzo ciekawie - mówił mi swego czasu Andrzej Rozenek, który Czarzastego zna jeszcze z czasów ZSP.

Przez cztery lata, od roku 2000 do 2004 Czarzasty był sekretarzem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Według przyjętego przez Sejm w 2004 r. raportu z prac komisji śledczej badającej aferę Lwa Rywina autorstwa Zbigniewa Ziobry, Czarzasty miał być członkiem „grupy trzymającej władzę”, która wysłała Lwa Rywina z korupcyjną propozycją do „Gazety Wyborczej”. Nie potwierdził tego sąd, ale polityczna kariera Czarzastego się załamała, choć nie grał wtedy na politycznej pierwszej linii frontu.

Rozmawiałam kiedyś z Włodzimierzem Czarzastym o tym, co decyduje, że człowiek podnosi się i idzie dalej.

- Afera Rywina zrobiła mi dużo dobrego - stwierdził wtedy. - Bo wiem, co to znaczy być na dole. Takie zdarzenia w życiu człowieka uczą pokory, cierpliwości, czekania, uczą dystansu do siebie - wyliczał.

Opowiadał mi wtedy, że o tym, jak człowiek odnajduje się poza polityką, jeśli wcześniej dość mocno w niej siedział, decyduje podejście do życia. On ma takie: jak straciłby pracę, to otworzyłby stragan z warzywami. Kupowałby te warzywa taniej, a na straganie sprzedawał z zyskiem. Jak trzeba, to od 3 rano. I bardzo dbałby o ten stragan, tak by na targowisku być w końcu najlepszym. Bo, jak powtarzał, żadna praca nie jest zła, trzeba się tylko przykładać.

- Najgorsi faceci to tacy, którzy jak przestają być ministrami, to następne pięć, sześć lat czekają, aż nimi zostaną ponownie - zauważył.

On do takich nie należy. Był szklarzem w zakładzie szklarskim, kierownikiem na budowie, na przełomie lat 80. i 90. zajmował się handlem: kupował towar w Chinach, a potem sprzedawał go w Rosji. A obok tego: był też dyrektorem Akademickiego Biura Kultury i Sztuki Alma-Art, na początku lat 90. wraz z żoną zaangażował się w działalność oficyny wydawniczej Muza. Było też miejsce w radzie nadzorczej spółki producentów Euromedia, radzie nadzorczej Polskiego Radia, no i w końcu prezydent Aleksander Kwaśniewski powołał go w skład Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Od marca 2000 r. do sierpnia 2004 r. zajmował stanowisko sekretarza KRRiT. No a potem wiadomo, Lew Rywin przyszedł do Adama Michnika.

Czarzasty przeczekał. W 2012 roku wziął udział w wyborach na przewodniczącego wojewódzkich struktur SLD na Mazowszu i wygrał z Katarzyną Piekarską.

- Ma opinię człowieka politycznego sukcesu. Chociaż o sile partii decyduje także wynik wyborów samorządowych. Kiedy Czarzasty został szefem struktur na Mazowszu, mieliśmy siedmiu radnych w Sejmiku, teraz zostałam sama - opowiadała Piekarska. - Jeśli chce, potrafi być czarujący, ale potrafi także pokazać miejsce w szeregu - dodała.

Czarzasty miał też w Sojuszu wrogów, głównie ludzi młodych.

- Włodek ma trudny, konfliktowy charakter. Bywa arogancki, wręcz chamski. Jak czegoś potrzebuje, jest „do rany przyłóż”, jak ktoś nie jest mu do niczego potrzebny, traktuje go z góry - mówi nam jeden z polityków byłego już Sojuszu. - Potrafi mieć swoje zdanie i go bronić. Czasami bywa szorstki, ale taka jest polityka, to nie jest miejsce dla ludzi rozmemłanych - dodaje nasz rozmówca.

Dobry organizator, operatywny działacz, pragmatyk, politycznie potrafi walczyć o swoje - taką ma opinię.

Był w sztabie wyborczym Magdaleny Ogórek, nie zgadzał się na kampanię prowadzoną tak, jak chciała Ogórek. Nie słuchała go, więc dał sobie z kampanią spokój.

W 2016 roku wystartował w wyborach na przewodniczącego SLD. W I turze głosowania wśród członków partii zajął pierwsze miejsce, w II turze, w której wzięli udział delegaci na kongres SLD, pokonał Jerzego Wenderlicha.

Był jednym z liderów Koalicji Europejskiej zawiązanej przez partie opozycyjne przed majowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego w 2019.

Jego polityczny towarzysz - Robert Biedroń, oprócz tego, że sympatyczny i miły, był swego czasu uznawany za nadzieję lewicy. Przez długi czas uchodził za polityka skutecznego i niesłychanie pracowitego.

Pochodzi z Podkarpacia, skończył Technikum Hotelarskie w Ustrzykach Dolnych, potem studia z zakresu politologii na Uniwersytecie Warmińsko--Mazurskim w Olsztynie. Odbył także kurs w Szkole Praw Człowieka organizowanej przez Helsińską Fundację Praw Człowieka. Rzeczywiście od lat angażował się w walkę o prawa człowieka i osób LGBT. Swego czasu związał się z Lambdą. Był pomysłodawcą powołania, współtwórcą Kampanii przeciw Homofobii. Potem wszedł w skład rady programowo-konsultacyjnej przy Pełnomocniku Rządu ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn. Wielokrotnie wyróżniany przez organizacje LGBT, honorowy członek stowarzyszenia Pracownia Różnorodności.

- Potrafi zorganizować świetnych ludzi wokół siebie, tworzy dobre zespoły. Współpracują z nim mądrzy ludzie, na których może liczyć - mówił mi Andrzej Rozenek, polityk Lewicy.

Ma charyzmę, stwarza wokół siebie atmosferę. Jaką? Atmosferę pracy.

Słowo „pracowity” pada najczęściej podczas rozmów ze znajomymi Biedronia. I chyba coś w tym jest, bo Biedroń, kiedy był jeszcze posłem, znalazł się w 2014 roku wśród najlepszych 10 posłów corocznego rankingu tygodnika „Polityka”.

„Trudno zliczyć podkomisje, w których pracował nad projektami ustaw. Poseł wniósł bardzo duży wkład w pracę komisji sprawiedliwości, jako jeden z niewielu polskich polityków wykorzystuje szansę, jaką daje obecność w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy. Potrafił »rozruszać« wiele spraw w komisji spraw zagranicznych. Jeden z najbardziej pracowitych posłów w Sejmie, odgrywa często większą rolę i więcej wnosi do pracy parlamentu niż cały jego klub. Ponadto wielka kultura osobista, życzliwy stosunek do ludzi” - tłumaczyła ten werdykt na łamach „Polityki” Janina Paradowska.

Bo Biedroń prowadząc tak aktywną działalność społeczną, szybko wszedł do polityki. W wyborach samorządowych w 2002 roku kandydował z listy SLD-UP do Rady Miasta Stołecznego Warszawy. Trzy lata później bez powodzenia startował w wyborach parlamentarnych z listy Sojuszu Lewicy Demokratycznej, po tej politycznej porażce wystąpił z SLD. W 2011 roku otworzy listę wyborczą powstałego krótko wcześniej Ruchu Palikota, zdobył mandat. Został tym samym pierwszą osobą wybraną do polskiego parlamentu, otwarcie deklarującą orientację homoseksualną.

Biedroń udowodnił, że potrafi być skuteczny, jeszcze jako twórca i działacz organizacji pozarządowych, podobnie było w polityce.

- Zawsze, kiedy go spotykałem, właśnie nad czymś pracował. Jeśli jechał na jakieś spotkanie, to nie po to, żeby się przejechać, ale po to, aby wziąć udział w dyskusji. Zawsze przygotowany - wspominał Rozenek.

Nawet, kiedy ma chwilę wolnego czasu, nie pozwala sobie na nudę. Andrzej Rozenek opowiadał, że Biedroń uparł się, aby doszlifować język francuski (po angielsku mówi ponoć bardzo dobrze). Więc jeśli miał trochę czasu, dzwonił po swoją panią lektor, miłą, przesympatyczną osobę, która przyjeżdżała i konwersowała sobie z Biedroniem w języku francuskim. Jak trzeba było, przyjeżdżała nawet do Sejmu.

- Okazał się niezwykle utalentowanym politykiem, zaangażowanym w szeroko rozumianą sferę polityki społecznej i międzynarodowej. On potrafi robić politykę, umie dogadać się z ludźmi, wznieść poza różnice światopoglądowe - mówiła mi swego czasu Wanda Nowicka. Będąc posłem, czuł się odpowiedzialny, otworzył biuro poselskie w Słupsku.

Jakieś wady? Tu nasi rozmówcy wskazują, że Robert Biedroń chodzi własnymi drogami, co nie zawsze ułatwia pracę w zespole. Czasami też bywa zbyt frywolny, filuterny. Tyle.

W 2014 roku wystartował w wyborach na prezydenta Słupska i wygrał je. Cztery lata później nie ubiegał się o reelekcję, udzielił poparcia swojej dotychczasowej zastępczyni Krystynie Danileckiej-Wojewódzkiej. 3 lutego 2019 w warszawskiej Hali Torwar oficjalnie ogłosił powstanie partii Wiosna. Tego samego roku zapowiedział, że zamierza kandydować w wyborach do Parlamentu Europejskiego, ale jeśli wygra, nie przyjmie mandatu bądź się go zrzeknie. Twierdził, że jego kandydatura ma na celu jedynie zwiększyć szanse na osiągnięcie przez jego partię zadowalającego wyniku, a on sam zamierza kandydować do parlamentu w tym samym roku. Dostał się do Brukseli, ale mandatu się nie zrzekł, czym naraził się na mocną krytykę także osób związanych z lewicą.

W styczniu 2020 roku został kandydatem Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Lewicy Razem i Wiosny, w wyborach prezydenckich, ale nie przeszedł do II tury.

Z kolei Adrian Zandberg, jeden z liderów partii Razem, był objawieniem ostatnich dni kampanii w 2015 roku. Na wyborczej debacie przyćmił stare, polityczne wygi. Spokojny, skupiony, konkretny, merytorycznie przygotowany do odpowiedzi na pytania dziennikarzy, zostawił daleko w tyle Ewę Kopacz, panie kandydatki i panów kandydatów na urząd premiera. W dość małym politycznym światku powiało nagle świeżością, a wyborcy uświadomili sobie, że nie trzeba siedzieć całymi dniami w telewizyjnym studiu, żeby błyszczeć. Twitter rozgrzał się do czerwoności. Tomasz Lis pisał: „Pan Zandberg z Partii Razem - całkiem udany debiut na dużej scenie”. Marek Migalski: „Teraz serio - Zandberg jest niezły”. Kamila Biedrzycka: „Zandberg z @partiarazem bardzo sprawnie. Bardzo! #debata”.

Zachwytom nie było końca. W każdym razie Adrian Zandberg stał się z dnia na dzień medialnym bohaterem numer jeden. Dziennikarze dość szybko ustalili, że Zandberg rocznik 1979, z wykształcenia jest historykiem, ale pracuje jako programista w Polsko-Japońskiej Wyższej Szkole Technik Komputerowych. Nie jest jednak w polityce osobą zupełnie nową. W przeszłości współpracował z Federacją Młodych Unii Pracy i z Piotrem Ikonowiczem podczas kampanii prezydenckiej 2000 r. Jak pisał tygodnik „Polityka”, Zandberg był też jednym z założycieli portalu Lewica.pl. Po rozłamie w FMUP odszedł wraz z grupą działaczy, zakładając Młodych Socjalistów. Wspólnie z Jackiem Kuroniem napisał list „Do przyjaciół alterglobalistów”, który Kuroń odczytał w 2004 r. przed Europejskim Forum Gospodarczym, podkreślając, że w rękach młodych jest przyszłość świata. W 2009 roku zrzeszona wokół Zandberga grupa Młodych Socjalistów próbowała wystartować, jako Polska Partia Socjalistyczna w eurowyborach, ale nie udało się młodym podbić Brukseli. Potem była partia Zielonych, wreszcie partia Razem. Założyli ją z Marceliną Zawiszą i Maciejem Koniecznym. Zandberg odpowiadał w niej za media społecznościowe, stronę internetową oraz tworzenie memów.

W wyborach parlamentarnych w 2015 kandydował do Sejmu z pierwszego miejsca na liście partii Razem w okręgu warszawskim, „zrobił” siódmy wynik w stolicy, ale nie zdobył mandatu, ponieważ Razem nie przekroczyło progu wyborczego. Cztery lata później nie dostał się do Brukseli, ale został posłem.

Wcześniej SDL, Wiosna i Razem ogłosiły, że w wyborach parlamentarnych w 2019 wystawią wspólne listy wyborcze. Włodzimierz Czarzasty spotkał się z Robertem Biedroniem i Adrianem Zandbergiem w jednej z warszawskich restauracji.

- Zdecydowaliśmy, że zrobimy wielki krok. W Polsce lewica zawsze wygrywa wybory, kiedy jest zjednoczona. To wielki krok dla polskiej lewicy, ale jeszcze większy dla polskiej demokracji. Udało się zjednoczyć - mówił potem Robert Biedroń na konferencji prasowej, na której ogłoszono wspólny start trzech partii pod szyldem „Lewica”.

- Ja się bardzo cieszę, że zrobiliśmy wielki krok, by dostać się do parlamentu. W sobotę powołujemy wspólny sztab. Nasze programy są sobie bliskie, są spójne. Chcemy zbudować w Polsce nowoczesne państwo dobrobytu, które nikogo nie zostawia z tyłu. Będziemy przedstawiać państwu kolejne filary naszego programu - obiecywał Adrian Zandberg.

Jako trzeci przemawiał Włodzimierz Czarzasty. Jak to Czarzasty, stwierdził, że przemawia jako ostatni, ale jest najładniejszy.

- Dogadaliśmy się po to, żeby wygrać. Bo chcemy wygrać z PiS-em. Chcemy przedstawić lewicową wizję Polkom i Polakom. W przyszłym tygodniu zaprosimy do współpracy wszystkie partie polityczne lewicowe. Do każdego dotrzemy. Do każdego zadzwonię ja, Adrian albo Robert. Przed każdym się pokłonię, każdego jak będzie trzeba przeproszę i będę przekonywał do tego, że nasza wizja dojścia do celu jest najlepsza - tłumaczył.

Lewica znowu weszła do Sejmu. A w marciu 2021 roku Sojusz Lewicy Demokratycznej przeszedł do historii. Sąd zatwierdził zmianę statutu partii, która od teraz będzie nosić nazwę Nowa Lewica. Wkrótce też połączy się z Wiosną Roberta Biedronia.

Cóż, nawet jeśli trzej liderzy lewicy różnią się od siebie, bo tak zapewne jest, czasami trzeba różnice partnerów zaakceptować. W polityce małżeństwa z rozsądku wcale nie są rzadkością.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl