Cyrograf dla specjalisty. Nie ma już kto nas leczyć, a będzie jeszcze gorzej

Dorota Abramowicz
Lekarze dobrze wiedzą, jak poważnym zagrożeniem dla zdrowia jest równoczesne występowanie wielu chorób.To zagrożenie przekłada się dzisiaj na system opieki zdrowotnej w Polsce. Do zadłużenia szpitali (pod koniec ub. roku wyniosło ono 13 mld zł w 500 placówkach) dochodzą coraz poważniejsze problemy kadrowe. Krótko mówiąc - już teraz nie ma kto nas leczyć. A może być jeszcze gorzej.

Im mniejszy szpital, tym gorzej. Odejście jednego, dwóch specjalistów w szpitalu powiatowym może doprowadzić do zamknięcia całego oddziału.

W Szpitalu Powiatowym w Sławnie nie funkcjonują oddziały dziecięcy i ginekologiczno - położniczy z porodówką. Oba są zawieszone od połowy czerwca tego roku. Powód? Brak lekarzy - tzw. lokomotyw. Czyli ordynatorów. Wcześniej oddział dziecięcy wymagał remontu ze względu na wytyczne sanepidowskie i ten remont postanowiono wykonać w trzy miesiące. Liczono, że w październiku sytuacja wróci do normy i uda się znaleźć obsadę. Nic z tego.

- Rozmawiamy, negocjujemy z lekarzami, ale nie są to łatwe rozmowy - komentuje Tomasz Walasek, dyrektor Szpitala Powiatowego w Sławnie. - Wszystko rozbija się o to, że na rynku jest mało lekarzy oraz o pieniądze. W ciągu ostatnich miesięcy wymagania lekarskie poszły w górę i to jest dla nas kłopotem.

To nie koniec problemów szpitala w Sławnie. W pobliskim Darłowie w czasie wakacji nie funkcjonowała pracownia RTG. Problemy zaczęły się, gdy zwolnił się pracownik obsługujący aparat RTG. W tym przypadku szpital poradził sobie połowicznie, bo udało się zatrudnić jednego technika, ale też kłopoty były z obsadą RTG w szpitalu w Sławnie. I zdecydowano, że RTG w Darłowie będzie funkcjonował dwa razy w tygodniu. Jakby tego było mało, to problemem są też dyżury lekarskie podczas tzw. nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej. Czyli po godzinie 18 oraz w soboty, niedziele i święta. We wrześniu pacjenci w Darłowie byli jednego dnia np. odsyłani do szpitala w Sławnie. A i tutaj zdarzało się, że grafik też był „dziurawy”.

- Sytuacja jest daleko lepsza od tego, co było jeszcze dwa - trzy miesiące temu - mówi dyrektor Walasek. - W październiku mieliśmy nieobsadzone tylko trzy dyżury. Stale jest kłopot z lekarzami. Czasem też zdarzają się sytuacje losowe i jeśli mamy szybko informację o takim przypadku, to jesteśmy w stanie znaleźć zastępstwo.

Ważą się również losy oddziału położniczo-ginekologicznego Szpitala Miejskiego w Miastku, który przyniósł 1,8 mln zł straty. Wszystko przez ryczałt. Szpital musi mieć wykonanie na poziomie 98 proc., żeby otrzymać pełne finansowanie. Po ostatnich regulacjach wykonanie jest na poziomie 500 tys. zł czyli 500 tys. punktów. Ginekologia i położnictwo nie wykonały ryczałtu na 300 tys. zł. Sytuację pogarsza fakt, że z pięciu lekarzy na oddziale, trzech odchodzi na emeryturę lub do innego szpitala.

Byle nie urlop

W wielu innych pomorskich szpitalach mamy do czynienia z tzw. kruchą stabilizacją.

- Jest ciężko, ale nie kryzysowo - mówi Paweł Chodyniak, prezes Powiatowego Centrum Zdrowia, spółki samorządu powiatu malborskiego zarządzającej miejscowym szpitalem . - Interna się trzyma, nie najgorzej jest na OIOM-ie, najtrudniejszą sytuację mamy na chirurgii, gdzie z końcem listopada odejdzie ordynator, a pod koniec grudnia kolejny z chirurgów, obaj do tego samego szpitala w Gdyni. Musimy spiąć grafik dyżurów i grafik gotowości. Z końcem roku zostanie nam 4-5 chirurgów na dyżurach, a powinno być przynajmniej o jednego więcej. Dla porównania, są szpitale, gdzie na stałe dyżuruje 2-3 chirurgów. W tej chwili najważniejsze dla nas jest zatrudnienie nowego ordynatora. Prowadzimy rozmowy, ale one nie są łatwe .

Na malborskiej chirurgii powstał nowy blok operacyjny. Trzeba go jeszcze doposażyć i w ciągu miesiąca powinien być oddany do użytku.

- Blok operacyjny będzie potrzebny, bo obecny nie spełnia standardów, a ja nie dopuszczam myśli, że mielibyśmy zamknąć chirurgię. Może być problem przejściowy, gdy miejscowa kadra będzie zmniejszona, ale wtedy będziemy się posiłkować lekarzami z zewnątrz - mówi Paweł Chodyniak.

Jeśli chodzi o inne oddziały, to jak mówi szef PCZ, przydałby się jeszcze jeden lekarz do częściowej współpracy na ginekologiczno-położniczym (obecnie jest 5-6 ginekologów), a na pediatrii „teoretycznie wszystko jest w porządku”. - Bo mamy dwoje lekarzy i trzech rezydentów, ale oni rozjechali się po stażach, więc zostają dwie osoby. Dają radę, natomiast jeśli jedna wypada, np. ma urlop, to rzeczywiście jest problem - dodaje Paweł Chodyniak i tłumaczy: - Sytuacja z lekarzami i pielęgniarkami wygląda tak w całej Polsce. Nie ma szpitala, w którym funkcjonowanie jakiegoś oddziału nie byłoby zagrożone, chyba że mówimy o klinikach specjalistycznych i dużych szpitalach w dużych miastach.

Z kolei o „drobnych brakach kadrowych, które na pewno nie skutkują koniecznością zamknięcia jakiegokolwiek oddziału, czy choćby ograniczenia liczby przyjęć pacjentów” mówi Maciej Bieliński, prezes zarządu Szpitali Tczewskich SA.

Z terenu docierają również informacje o kłopotach z obsadą karetek.

W szpitalach marszałkowskich, podległych zarządowi województwa, najbardziej palące problemy występują w oddziałach ratunkowych oraz na psychiatrii. - Tam działamy na granicy ryzyka - wystarczy, że zwolnią się jedna lub dwie osoby, by pojawiło się zagrożenie - podkreśla Tadeusz Jędrzejczyk, dyrektor departamentu zdrowia Urzędu Marszałkowskiego.

Na ratunek

Podczas dzisiejszego posiedzenia Wojewódzkiej Rady Dialogu Społecznego, poświęconej aktualnym problemom pomorskiej służby zdrowia, jednym z tematów będzie kwestia braków kadrowych. I to w oddziałach , gdzie codziennie trwa dramatyczna walka o życie.

- Z materiałów przedstawionych przez departament zdrowia Urzędu Marszałkowskiego wynika, że we wszystkich szpitalnych oddziałach ratunkowych występuje niedobór kadry medycznej - mówi dr Jerzy Karpiński, pomorski lekarz wojewódzki. - Pracownicy SOR-ów są nadmiernie obłożeni pracą, co pogłębia poziom ich stresu. Mimo wysokich stawek wynagrodzenia dla lekarzy za dyżury na SOR nie ma chętnych do pracy. Z drugiej strony ratownicy medyczni mogą uzyskać wyższą stawkę za pracę w pogotowiu ratunkowym lub w oddziałach szpitalnych, gdzie praca jest lżejsza niż na SOR.

Dariusz Kutella, prezes Izby Lekarskiej w Gdańsku potwierdza, że na pierwszym miejscu deficytów jest medycyna ratunkowa. - Mamy do czynienia z całkowitym fiaskiem pomysłu oddziałów ratunkowych - mówi. - Kolejne miejsce zajmują choroby wewnętrzne. Dużo ludzi w podeszłym wieku, z problemami zdrowotnymi zaniedbywanymi w warunkach ambulatoryjnych trafia do szpitali. To skutek całkowitej niewydolności opieki ambulatoryjnej i braku opieki długoterminowej. Specjalizacja w tym kierunku jest trudna i mało satysfakcjonująca.

Kolejne braki występują w chirurgii ogólnej, gdzie na lekarzy spadają konsekwencje nieudanego leczenia ambulatoryjnego, a węższe specjalności (naczyniówka, chirurgia onkologiczna, kardiochirurgia) odbierają im pacjentów.

- Brakuje również specjalistów intensywnej terapii i anestezjologii - słyszę w Izbie Lekarskiej. - Mówi się o nich „polski towar eksportowy”, konkurencją dla szpitali publicznych jest też sektor prywatny, oferujący dobre warunki pracy bez konieczności dyżurowania. Następne na liście są choroby zakaźne. Dyscyplina, wiążąca lekarzy pracą tylko w szpitalach skonstruowana jest staromodnie. Lekarz nie widzi perspektyw na przyszłość, stąd niechęć do tej specjalności. I na końcu listy mamy endokrynologię, gdzie niedobór dotyczy świadczeń ze środków publicznych, gdyż rynek prywatny wyssał większość lekarzy.

Na razie do Urzędu Wojewódzkiego spływają doniesienia z poszczególnych szpitali. Dokładne dane dotyczące liczby brakujących na Pomorzu specjalistów będą znane w ostatnich dniach października. Wtedy lekarz wojewódzki zamierza przedstawić szczegółowy raport.

Praca u podstaw

Problemy z kadrą lekarską nie pojawiły się wczoraj, to skutek wielu czynników, w tym lat zaniedbań. Średnia wielu lekarzy specjalistów w Polsce to już 54 lata. Niedługo kolejne roczniki, których nie ma kto zastąpić, zaczną odchodzić na emeryturę.

Musimy więc czekać na wykształcenie następców. Samo zwiększenie liczby miejsc na uczelniach medycznych i dla rezydentów deficytowych specjalności nie oznacza, że sytuacja się poprawi. Jak bowiem na przykład namówić absolwenta medycyny, by został specjalistą chorób zakaźnych, skoro oznacza to w przyszłości związanie się z publicznym szpitalem bez możliwości dorabiania w prywatnym gabinecie?

Jak przekonać anestezjologa, by zgodził się dyżurować w publicznym szpitalu?

- Szansą na rozwiązanie problemu jest wprowadzenie systemu umów cywilnoprawnych ze studentami ostatnich lat medycyny - przekonuje dr Karpiński. - Taki „cyrograf” gwarantowałby młodym ludziom zarówno godne stypendium, jak i konkurencyjne zarobki pod warunkiem wybrania deficytowej specjalności.Środki na stypendia i pensje powinny iść z budżetu państwa. W skali 5 mld zł budżetu NFZ wydatek kilkuset tys. złotych to nie jest zbyt dużo. Zaręczam, że to nie będą wyrzucone pieniądze, ale szansa na zapewnienie bezpieczeństwa zdrowotnego obywatelom. Również samorządy mogą rozważyć kwestię zapewnienia „swojemu lekarzowi” służbowego mieszkania.

Część samorządów już, jak za dawnych czasów, kusi mieszkaniami lekarzy.

- Pomysł ten pod postacią stypendium lub pożyczki refundowanej pojawiał się już wcześniej w różnych miejscach - dodaje dyr. Tadeusz Jędrzejczyk. -Mówił o tym także prezes Wielkopolskiej Izby Lekarskiej. Konieczna jest jednak inicjatywa centralna - bez wsparcia rządu samorządy tego nie będą mogły przeprowadzić.Rezydentury są obecnie finansowane w większości ze skarbu państwa. Z kolei przy zagwarantowaniu określonego wynagrodzenia specjaliście, nie zaszkodziłoby wsparcie NFZ. Do tego niezbędne są jednak zmiany legislacyjne.

Pomysł jest. Potrzebne jest jeszcze odpowiednie prawo przede wszystkim pieniądze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polski smog najbardziej szkodzi kobietom!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Cyrograf dla specjalisty. Nie ma już kto nas leczyć, a będzie jeszcze gorzej - Plus Dziennik Bałtycki

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl