Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ćwiczył na narysowanej przez siebie klawiaturze

Rozmawiał: Mateusz Borkowski
Stefan Kisielewski
Stefan Kisielewski fot. ja fryta from strzegom/wikipedia
Rozmowa. - Udało mu się osiągnąć rozpoznawalność w muzyce - mówi Jerzy Kisielewski, który wspomina swego ojca STEFANA KISIELEWSKIEGO w 25. rocznicę jego śmierci.

- „Wiesz, nie wiedziała, że Kisiel także komponował” - to zdanie, które przytacza w monografii Pańskiego ojca Małgorzata Gąsiorowska. A przecież Stefan Kisielewski komponował całe życie, prawda?

- Od tego się zaczęło. Muzyka była jego pasją od zawsze, mimo, że w domu dziadków nie było tradycji muzycznych. Podobno ojciec narysował sobie kiedyś klawiaturę na stole i na niej ćwiczył. Na szczęście ktoś zauważył jego zdolności i szybko wsiąkł w muzykę. Komponować zaczął już przed wojną. W konserwatorium warszawskim studiował kompozycję, teorię muzyki i fortepian. Równocześnie chodził na wykłady na uniwersytet m.in. do prof. Tatarkiewicza. Miał apetyt na wiedzę i oczywiście szczególnie na muzykę. W jednym z ostatnich wywiadów na pytanie co by było, gdyby nie wybuchła wojna, odpowiedział „pewnie bym komponował”. Przed wojną ojciec zaczyna również zajmować się pisaniem. Polecony przez Czesława Miłosza Jerzemu Giedroycowi został recenzentem muzycznym w redagowanym przez niego „Buncie młodych”, a niedługo potem wszedł w publicystykę polityczną.

- Po wojnie osiadł w Krakowie.

- Rodzice spędzili tu niespełna 17 lat. Jak na całe życie wydaje się to niewiele, jednak okres krakowski, bez podlizywania się, był dla ojca szalenie ważny. Sam zresztą jestem niejako produktem tych spędzonych w Krakowie lat, bo urodziłem się właśnie w tym mieście. Jednym z najważniejszych adresów dla nas była Krupnicza 22, gdzie trafiliśmy z rodziną podobnie jak Różewicz, Szymborska i Mrożek. To była niezwykła oaza literatów, którą Gałczyński nazwał „Domem 40 Wieszczów”.

Kolejnym ważnym miejscem był budynek drukarni przy ul. Manifestu Lipcowego, dziś Piłsudskiego - tam ojciec wylądował w 1945 roku po tym, jak zaproponowano mu pracę korektora z prawem pisania do „Przekroju”. Tego samego roku Miłosz poznał go z Jerzym Turowiczem, który wraz z ks. Janem Piwowarczykiem zakładał „Tygodnik Powszechny”. Tak narodził się „Kisiel” i jego felietony. W tym samym czasie powstaje Polskie Wydawnictwo Muzyczne, najpierw kierowane przez prof. Tadeusza Ochlewskiego, a potem z genialną postacią prof. Mieczysława Tomaszewskiego, który był przyjacielem domu. Powstaje też „Ruch Muzyczny”, w którym ojciec został redaktorem naczelnym, zanim w piśmie pojawił się Zygmunt Mycielski. Wreszcie ojciec trafia jako wykładowca do Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej. Po listach, tekstach i opowieściach widać, że okres krakowski był dla ojca odreagowaniem czasu wojny. To była istna eksplozja dowcipu, mimo, że rzeczywistość nie jawiła się szczególnie ciekawie. Jak wojsko sowieckie szło przez Kraków, ojciec napisał „nie bardzo widziałem w nich kandydatów do zawładnięcia naszymi mózgami, ale rzeczywistością - tak”.

- Myśli Pan, że gdyby nie działania cenzury, muzykę ojca częściej wykonywano by w filharmoniach?

- To jest pytanie, które ojciec sobie zadawał. Przybliża nas ono do tego, jakie jest jego miejsce w muzyce polskiej. Nie trzeba być przesadnie osłuchanym, żeby zauważyć w jego muzyce wpływy Strawińskiego, Ravela. Z drugiej strony to okres poszukiwania. Ojcu udało się osiągnąć jedną rzecz - rozpoznawalność w muzyce. Parę razy byłem świadkiem w salach koncertowych tego jak słuchacze zaczynali się uśmiechać, dostrzegając w tej muzyce przekorę. Jako kompozytor ojciec puszczał oko do nich. W ostatnich dniach życia, kiedy był już w szpitalu, na Warszawskiej Jesieni odbyło się prawykonanie jego Koncertu na fortepian. Na drugi dzień retransmitowała to telewizja, więc zaniosłem telewizor do szpitala i razem z innymi pacjentami oglądaliśmy ten koncert. W pewnym momencie ojciec powiedział: „To jest taka muzyka, która może kiedyś chwyci”. W swoim dzienniku Leopold Tyrmand wspomina, że kiedy narzekał na to, że cenzura odrzuciła jego tekst, Kisiel odparł, że najważniejsza jest energia twórcza. Przekonywał Tyrmanda, że trzeba mimo wszystko dalej pisać, dając za przykład wielkich kompozytorów, którzy za życia nie mieli okazji brać udziału w wykonaniach swoich utworów i nie doświadczyli splendoru od słuchaczy. Energia twórcza była siłą napędową ojca.

- W tamtych czasach zakopywał podziały między kulturą wysoka a masową?

- To był taki konik ojca, jego idée fixe. Nigdy nie miał poczucia przynależności do elit. Kiedy mój nieżyjący już brat Wacek wsiąkł w krakowski jazz , ojciec to szalenie popierał. To był jeszcze jazz piwniczny, przed 1956 rokiem, czasy Kurylewicza i Jazz Klubu Helikon na ulicy św. Marka, w którym Wacek również się udzielał. Właśnie z powodu poparcia dla piano jazzu, decyzją ministra Sokorskiego, ojca usunięto z w wyższej szkoły muzycznej. Na jakimś gremium wywołał awanturę, mówiąc, że jazz wykonywany był przez ciemnoskórych ludzi, którzy byli przecież ciemiężeni, więc choćby przez solidarność z nimi powinien być wykonywany. No, ale jak wiadomo, jazz, dżinsy i coca--cola oznaczały wówczas czysty imperializm.

- Ojciec nie bał się piętnować ówczesnej polityki. Jego ostre słowa o „dyktaturze ciemniaków” powracają do nas i dziś?

- Zauważam, że to zdanie pojawia się w ostatnim czasie w wielu artykułach i wpisach na face-booku. Trochę ojca kosztowały te słowa. Wszystko żyje jednak własnym życiem, tak jak „gruba linia” Mazowieckiego, która stała się „grubą kreską”. Słowa te padły w marcu 1968 roku na spotkaniu warszawskiego Związki Literatów Polskich. Walcząc z cenzurą ojciec upomniał się o kulturę i powiedział, że mamy do czynienia z dyktaturą ciemniaków w kulturze. Ale Gomułka wziął to do siebie i tak już się przyjęło.

-Teksty Kisiela są więc ciągle na czasie?

Ile razy ktoś pyta mnie „a co by Pana ojciec dziś powiedział”, to sam też zostaję z tym pytaniem. Wolę uniknąć jednak syndromu Matthew Tyrmanda, który z przekonaniem mówi, o tym, co powiedziałby jego ojciec. Mogę się domyślać, że pewnie miałby dystans, pewnie by się nie zacietrzewiał. Ale w którą stronę i jak? Musimy zostać z tymi pytaniami i wrócić do jego tekstów. To jednak wzruszające, że mija właśnie 25 lat od jego śmierci, a on funkcjonuje i jest pamiętany. To zwycięstwo zza grobu.

Pamięci Kisiela - Koncert w Filharmonii Krakowskiej

W tym roku przypada 105. rocznica urodzin i 25. rocznica śmierci znakomitego kompozytora, publicysty i krytyka muzycznego Stefana Kisielewskiego. Z tej okazji Filharmonia Krakowska przygotowała w niedzielę specjalny koncert, na którym przypomniane zostaną jego kompozycje. Usłyszymy m.in. Koncert na orkiestrę kameralną, Koncert fortepianowy, „Perpetuum mobile” na orkiestrę oraz suitę baletową „Wesołe miasteczko”. Orkiestrą Filharmonii Krakowskiej zadyryguje Sławek Adam Wróblewski, na fortepianie zagra Maciej Grzybowski, a recytatorem będzie Radosław Krzyżowski. Początek o godz. 18.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski