Cofanie liczników w autach nielegalne, ale… bezkarne. Oszuści wykonują "usługi" za granicą. Liczba starych gratów o małym przebiegu rośnie

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
fot. Krzysztof Kapica
Za cofnięcie licznika w samochodzie grozi od zeszłego roku aż 5 lat więzienia. Z początkiem 2020 r. w życie weszło rozporządzenie pomagające ścigać ten proceder i drogówka ochoczo przystąpiła do kontroli. Każdego dnia dowiadujemy się o kolejnych kuriozalnych rekordach. Jeden z „lepszych” policjanci wyłapali w Małopolsce: 8 stycznia wieczorem na autostradzie A4 w Targowisku (powiat wielicki, gmina Kłaj) zatrzymali Iveco z przebiegiem 5802 km - tyle wskazywał drogomierz. A stan licznika z ostatniego badania technicznego w 2017 roku wynosił 371 246 km, czyli – bagatela - ponad 365 tys. km więcej! Sprawę wyjaśnia Komisariat Policji w Niepołomicach. Eksperci są jednak sceptyczni: do Polski nadal będą trafiać katastrofalnie zajeżdżone graty z licznikami cofniętymi o setki tysięcy kilometrów.

WIDEO: Barometr Bartusia. Doradcy podatkowi przeciw zawiłemu prawu i deptaniu tajemnic

Od chwili wejścia do Unii Europejskiej do Polski trafiło ponad 13 mln aut używanych. Ich średni wiek przekracza grubo 10 lat. Tylko w 2019 roku sprowadziliśmy ponad milion takich samochodów, rok wcześniej – prawie tyle samo. 97 proc. z nich przywiozły nad Wisłę (na kołach lub lawecie) osoby prywatne, a tylko 3 proc. firmy. Według specjalistów AAA AUTO, 80 proc. importowanych w ten sposób pojazdów może mieć zaniżony przebieg. Inni eksperci szacują, że może to być nawet 90 proc.

W praktyce więc fałszywe mogą być wskazania liczników około 11 milionów pojazdów jeżdżących po polskich drogach. To prawie połowa wszystkich, jakie u nas zarejestrowano! Jak je skontrolować – i czy da się to zrobić skutecznie, to znaczy – wyłapując sprawców i wymierzając im kary? Eksperci mocno wątpią.

Liczniki cofane bezkarnie: za granicą, przed rejestracją w Polsce

Wprawdzie od maja zeszłego roku za cofanie licznika grozi w Polsce nawet 5 lat więzienia, ale odpowiednie służby nie miały dotąd wystarczających narzędzi, by ścigać proceder, który rozwinął się u nas na niespotykaną gdzie indziej skalę. Dzięki nowym przepisom od stycznia 2020 roku funkcjonariusze policji, Straży Granicznej oraz Służby Celno-Skarbowej i Żandarmerii Wojskowej, a także inspektorzy Inspekcji Transportu Drogowego, muszą każdorazowo sprawdzić przebieg zatrzymanego do kontroli pojazdu. Wynik takiego odczytu jest umieszczany w Centralnej Ewidencji Pojazdów.

Teoretycznie więc łatwo wyłapać teraz wszelkie nieścisłości i nieprawidłowości. Ale – po pierwsze – w kontrolach są wyjątki. Np. nie ma obowiązku odczytywania i spisywania liczników w przypadku zorganizowanych policyjnych akcji masowego badania trzeźwości kierowców. Obowiązek nie obejmuje też pojazdów holowanych lub przewożonych na lawecie.

Zgodnie z nowymi regulacjami, właściciel pojazdu, w którym dokona została wymiana licznika, ma obowiązek przedstawić go w stacji kontroli pojazdów w ciągu 14 dni, w przeciwnym wypadku może liczyć się z karą od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia. Stacje kontroli mają obowiązek przekazywania do Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców stanu licznika wskazanego podczas obowiązkowego przeglądu technicznego pojazdu oraz informacji o wymianie licznika i jego przebiegu podczas odczytu przez diagnostę.

Eksperci AAA AUTO zwracają jednak uwagę, że nowe prawo obowiązuje wyłącznie w Polsce i dotyczy aut zarejestrowanych po raz pierwszy w naszym kraju.

- Dlatego używane samochody nadal będą sprowadzane z zagranicy z wymienionymi licznikami lub zmienionym (czytaj: drastycznie cofniętym) przebiegiem - ostrzega Karolina Topolova, dyrektor AURES Holdings, operatora międzynarodowej sieci autocentrów AAA AUTO, która rocznie kupuje i sprzedaje około 86 tys. używanych aut, z czego 15 tys. w Polsce.

Zwraca uwagę, że prawie wszystkie auta importowane są z Zachodu na Wschód. Wystarczy, że licznik zostanie cofnięty lub wymieniony w kraju pochodzenia (np. w RFN). Jeśli sprawca je tam później zarejestruje - legalizuje przestępstwo, za które w kraju odbiorcy, np. w Polsce, faktycznie nic mu już nie grozi.

- Większość państw stworzyła własne systemy walki z tymi oszustwami. Działają one jednak tylko przy założeniu, że pojazd znajduje się cały czas w państwie pierwszej rejestracji. Standardową praktyką oszustów stała się więc sprzedaż za granicę – właśnie wtedy najczęściej dochodzi do manipulacji historią pojazdu. Dlatego teraz należy nawiązać współpracę na poziomie europejskim, dzieląc się historią liczników ze wszystkimi krajami, aby żadne samochody nie mogły być poddawane machinacjom podczas handlu międzynarodowego – postuluje dyrektor Topolova.

Eksperci wskazują, że za oszustwo polegające na zmianie wskazań stanu licznika, ingerencji w prawidłowość pomiaru, wymianie licznika przebiegu całkowitego pojazdu wbrew przepisom ustawy odpowiada zarówno ten, kto je zleca, jak i wykonawca, na przykład mechanik w warsztacie. Trzeba to jednak najpierw delikwentom udowodnić. Tymczasem importerzy dogadują się coraz częściej „na gębę” z mechanikami poza Polską.

Czynność jest banalnie prosta, a potencjalne zyski do podziału – olbrzymie. Na jednym aucie sięgać mogą nawet 30 procent jego realnej wartości. Wielu Polaków wciąż nabiera się na „garażowane autko igła użytkowane przez 80-letnią emerytkę z Amsterdamu, która jeździła tylko na niedzielne msze i czasem do sklepu”. Na portalach ogłoszeniowych aż roi się od ogłoszeń typu „Audi A4 rocznik 2005, przebieg 97.000”. Równie często znaleźć można kilkuletnie samochody o przebiegu do 100 tys. km, które należały wcześniej do jakieś firmowej floty i/lub którymi jeździli wcześniej przedstawiciele handlowi.

Miłość Polaków do gratów nie słabnie. 650 tys. aut w Krakowie!

Autorzy nowych przepisów przyznają, że nie chodzi o ściganie przestępstw dokonanych w przeszłości – bo jest to w praktyce niemożliwe – lecz powstrzymanie szkodliwego procederu. Tak naprawdę czarny rynek „picerów”, czyli również mechaników gotowych cofać liczniki, będzie jednak działał dopóty, dopóki przytłaczająca większość Polaków będzie chciało kupić auto używane mające więcej niż 10 lat. A – mimo wyraźnego bogacenia się społeczeństwa – zainteresowanie starymi gratami wcale w Polsce nie słabnie.

Widać to m.in. w Krakowie – metropolii, w której nastąpił w ostatnich pięciu latach najszybszy wzrost średnich zarobków i dochodów na głowę. Nie przełożyło się to na liczbę nowych aut kupowanych przez osoby prywatne – choć liczba rejestrowanych samochodów rosła lawinowo. W 2015 r. zarejestrowanych pod Wawelem było 538,8 tys. pojazdów, a w kolejnych latach przybywało po ok. 27, a nawet 30 tys. rocznie i teraz mamy ich już prawie 650 tys. Średni wiek przekracza mocno 10 lat. Noworejestrowane mają po 12-13 lat, „nówki” kupują przede wszystkim firmy.

W zgodnej opinii ekspertów, w 2020 r. Polacy nie rzucą się nagle do kupowania nowych aut i wciąż na topie będą samochody używane.

- Sprzedaż nowych modeli aut zaczyna nawet spadać z powodu znaczących podwyżek cen, na które wpływają ograniczenia w produkcji pojazdów z silnikami spalinowymi oraz kosztowne dla producentów inwestycje w hybrydy oraz auta elektryczne – wyjaśnia Jacek Fijołek, twórca CarForFriend.pl,

Zwraca uwagę, że w tej sytuacji nawet dealerzy nowych aut otwierają u siebie działy sprzedaży pojazdów używanych, aby utrzymać się na rynku, a producenci coraz chętniej stawiają na sprzedaż on-line. Według danych CarForFriend.pl, w tym roku przeważały modele ze średniej klasy rynkowej takich marek, jak Ford, Volkswagen, Audi, Opel, Toyota, Nissan czy koreańskie KIA i Hyundai.

Wzrosła kwota, jaka przeciętny nabywca gotów jest przeznaczyć na zakup auta: jeszcze dwa – trzy lata temu było to ok. 20 tys. zł, teraz już 30 tys. zł. Zmieniły się też preferencje: podobnie jak w przypadku aut nowych, popularnością cieszą się crossovery i SUV-y, tracą rynek limuzyny i kombi. Pojawia się też coraz więcej pytań o hybrydy, ale też w cenie 30, góra 40 tys. zł. Tymczasem coraz trudniej kupić w polskich salonach nawet najmniejsze nowe auto w tej cenie.

Ceny najgorzej wyposażonych miejskich osobówek zaczynają się od 32 tys. zł („goła” Dacia Sandero); za te popularniejsze, jak Skoda CitiGo czy Toyota Aygo, trzeba już dać minimum 38 tys. zł, najtańsze crossovery, jak Mitsubishi ASX, kosztują od 70 tys. zł w górę (wyjątkiem jest spartańska Dacia Duster, dostępna od 50 tys. zł) , a SUV-y – od 90 tys. zł w górę. Za tyle można mieć sześcioletnie Audi Q5 lub BMW X3 o przebiegu do 150 tys. km. Teoretycznie…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl