Co ukrywał Pan Samochodzik?

Bożydar Brakoniecki
Nie dość, że pojazd Pana Samochodzika miał silnik Ferrari...
Nie dość, że pojazd Pana Samochodzika miał silnik Ferrari... tvp
Przynajmniej dwóm pokoleniom Polaków letni wypoczynek kojarzy się z pisarstwem Zbigniewa Nienackiego, wyjątkowo tajemniczej postaci polskiej literatury. O autorze "Pana Samochodzika" pisze Bożydar Brakoniecki

Zacznijmy od tego, że nie zawsze nazywał się Nienacki. Do końca lat 50. nosił nazwisko Nowicki. W życiu, prócz pisania, imał się najróżniejszych zajęć, nie zawsze godnych naśladowania. I aż dziw, że do dziś nie doczekał się rzetelnej biografii. Co prawda w 2009 r. ukazała się demaskatorska w założeniu książka Piotra Łopuszańskiego "Pan Samochodzik i jego autor", ale niewiele wniosła światła do spowitego całunem tajemnicy CV pisarza.
Z bronią w ręku

Pochodził z Łodzi i - jeśli wierzyć jego własnym słowom - pierwszą książkę napisał w wieku 17 lat. Był rok 1946, a powieść nosiła tytuł "Związek poszukiwaczy skarbów" i była drukowana na łamach tygodnika "Przyjaciel". Można powiedzieć, że pisarz zaczął z grubej rury, bo w tym samym czasie drukował też poezję m.in. w "Kuźnicy" i "Szpilkach".

Współpraca Nienackiego z SB i ataki na Solidarność to koronny dowód, że pisarzowi rzeczywistość PRL najwy-
raźniej przypadła do gustu

Tu pierwsza tajemnica - w latach 80., w piśmie "Warmia i Mazury" ukazały się wspomnienia Nienackiego, jak to walczył z bronią w ręku z przeciwnikami nowej władzy. "Była to walka z prawdziwym wrogiem i orężna, i polityczna" - pisał, a w wywiadach nieskromnie dodawał, że podziemie wydało nawet na niego karę śmierci. "We wczesnej młodości byłem ortodoksyjnym komunistą, ze wszystkimi tego konsekwencjami". Niekiedy przechwalał się, że walczył ramię w ramię z osławionym Mieczysławem Moczarem, "utrwalał władzę ludową" i parcelował dwory.

Jednak w oficjalnej biografii próżno szukać tego epizodu. Po maturze w 1948 r. miał wyjechać do Szklarskiej Poręby jako wychowawca TPD, a zaraz potem rozpoczął studia w Szkole Filmowej w Łodzi i w Instytucie Kinematografii w Moskwie. Już w 1950 r. cofnięto go do Polski z opinią "antystalinowca" i wstrzymano druk jego książki "Chłopcy". Szykany poszły dalej, wyrzucono go ze studiów, a jego ojca z pracy.

Ale czy to prawda? Świadkowie mówią raczej o tym, że powrót z Moskwy miał raczej charakter obyczajowy (Nienacki wdał się tam w głośny romans z dziewczyną od siebie starszą, pracownicą ambasady włoskiej). Odesłano go do Polski profilaktycznie, nie chcąc dopuścić do międzynarodowego skandalu.
Sprawa kpt. Warszyca

Po pewnym czasie nazwisko Nienackiego pojawiło się w składzie redakcji łódzkiego "Głosu Robotniczego". Redagował, pisał teksty do działu rolnego, co może trochę dziwić u niedoszłego filmowca. Sporo czasu spędzał na prowincjonalnych bezdrożach, sławiąc z pasją dokonania spółdzielni mleczarskich. Ktoś w resorcie dostrzegł jego zaangażowanie i zaproponowano mu pracę w Tygodniku "Odgłosy". Przez lata kierował tam działem reportażu.

Rok 1957 przyniósł mu dalszą porcję uznania zwierzchników. Nienacki, pod pseudonimem Ewa Połaniecka, ogłosił wówczas cykl reportaży "Warszyc!", opartych głównie o spreparowane akta SB dotyczące ujęcia i zamordowania legendarnego dowódcy Konspiracyjnego Wojska Polskiego Stanisława Sojczyckiego. W 1961 r. wrócił do tematu w książce "Worek Judaszów". Pisał wtedy: "Warszyc został słusznie rozstrzelany, a okoliczności schwytania dowódcy bandy były w rzeczywistości o wiele bardziej sensacyjne, niż to opisałem". Naprawdę wierzył w oficjalną wersję wydarzeń, czy przemawiał za nim zwykły cynizm?
Jakkolwiek było, właśnie sprawą Warszyca Nienacki wypłynął na szerokie wody. Doceniany na salonach partyjnych, zasiadał w Wojewódzkiej Radzie Narodowej w Łodzi. Ułożył sobie także życie osobiste: ożenił się, doczekał syna, a wreszcie pod koniec lat 60. przeprowadził do Jerzwałdu, niedaleko Iławy, gdzie mieszkał do śmierci w 1994 r. Ostatnie 27 lat spędził w bigamii u boku znacznie młodszej od siebie kochanki.

Jedzie Pan Samochodzik
"Specjalizowałem się w literaturze przygodowej" - wyznawał po latach pisarz i trzeba przyznać, że robił to doskonale. Seria o Panu Samochodziku, przenikliwym detektywie z Ministerstwa Kultury, narodziła się w 1957 r. powieścią "Uroczysko" (późniejszy tytuł "Pan Samochodzik i święty relikwiarz"). Główny bohater serii jeździł amfibią, znajdował skarby, gromił imperialistycznych szpiegów i czynił spory zamęt w niewieścich głowach.

W kilkunastu powieściach o zmotoryzowanym detektywie bez trudu można odnaleźć elementy życiorysu Nienackiego: członkostwo w strukturach władzy (Nienacki należał do partii) i aktywu ORMO (pisarz najpierw pełnił tam funkcję inspektora ruchu drogowego, a później ścigał kłusowników), predylekcję do płci pięknej (Nienacki nie ukrywał się z kolejnymi romansami). "Mój bohater jest taki, a nie inny, ponieważ właśnie ja mam taką postawę wobec życia" - tłumaczył pisarz w 1978 r., w wywiadzie dla organu MO i SB "W służbie narodu".

W siermiężnym PRL-u cykl o dzielnym muzealniku z niezwykłym autem cieszył się niebywałym powodzeniem, mierzonym milionowymi nakładami. Na podstawie powieści kręcono filmy, realizowano spektakle teatralne i słuchowiska. Do dziś ukazało się też ponad sto książkowych kontynuacji przygód Pana Samochodzika. Ostatnia powieść z 2012 r. nosi tytuł "Skarb UB", a napisał ją Ireneusz Sewastianowicz. Można mieć wątpliwości, czy Nienackiemu podobały by się zarówno tytuł, jak i zawartość.

Sekrety szafy SB
Tajna współpraca ze Służbą Bezpieczeństwa była największą tajemnicą Nienackiego. Co ciekawe, pisarz został zarejestrowany jako źródło Departamentu I SB dopiero w 1984 r., choć nie brak historyków, którzy dowodzą, że mogło się to stać znacznie wcześniej. Z akt wynika, że współpraca trwała do 1990 r., kiedy to zniszczono kilka tomów donosów kontaktu operacyjnego "Eremity".

Trudno dociec, po co popularnemu pisarzowi była potrzebna sztama z policją polityczną. Wszystko wskazuje na to, że do współpracy popchnęła go raczej ideologia, wiara w socjalizm i niechęć do "Solidarności", o której nieraz mówił i pisał z budzącą zdziwienie u czytelników nienawiścią. Wcześniej popierał wprowadzenie także stanu wojennego, należał do PRON. W zamian nakłady jego powieści skoczyły do poziomu 200 tys. egzemplarzy, co nawet w przypadku pieszczochów władzy było ewenementem i tłumaczenia na kilkanaście języków.

Należał do tzw. twardogłowych w utworzonym po rozprawie z "Solidarnością" olsztyńskim oddziale Związku Literatów. Na zebrania demonstracyjnie przychodził uzbrojony w pistolet. Ale za poprawnie ideową postawę został jego przewodniczącym, a na jego piersi zawisł Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.

Pornografia dla mas
Listę sekretów Nienackiego można uzupełnić o napad swoistej grafomanii seksualnej, której ofiarą padł w połowie lat 80. Porzuciwszy Pana Samochodzika, zajął się tworzeniem opasłych, na wpół pornograficznych, na wpół fantastycznych powieścideł rewidujących historię Polski. Jedno z takich dokonań - trzytomowy cykl "Dagome iudex" pisarz uznał nawet za najważniejszą rzecz w swoim dorobku literackim.

Dla miłośników skautowskich w duchu przygód Pana Samochodzika zetknięcie z erotycznym rozpasaniem Nienackiego musiało być sporym szokiem. Ale powieści sprzedawały się świetnie. Na przekór krytykom, którzy odsądzali autora od czci i wiary. On sam deklarował w wywiadach, że chce być tym, który literaturę połączy z historią. Ale srogo się rozczarował. Nawet w życzliwej "Polityce" dostało mu się od Daniela Passenta. Nienacki wpadł we wściekłość i poskarżył się samemu Wojciechowi Jaruzelskiemu. Ten, o dziwo, upomniał w liście ówczesnego redaktora naczelnego Mieczysława Rakowskiego, czy pismo nie ma innych zmartwień, niż wykpiwanie zasłużonego dla władzy pisarza.

Ale jego pikującej literackiej pozycji niewiele to mogło pomóc. Nienacki coraz bardziej izolował się od świata. W domu kazał zainstalować kraty w oknach, zaś do ogrodu wpuścił brytana. Z twórczą niemocą walczył głównie za pomocą kieliszka. Nieskutecznie, czego dowodem próba wskrzeszenia Pana Samochodzika w realiach kończącej się komuny, która okazała się nieporozumieniem.

Ponoć ostatnią książką, do której zasiadł Nienacki był zjadliwy pamflet na "Solidarność". Nigdy jej nie dokończył, pokonany przez zawał. Tym samym festiwal jego życiowych zmyśleń i konfabulacji dobiegł końca. Odziedziczyliśmy po nim jednak Pana Samochodzika, wciąż żywy symbol beztroskiej kanikuły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl