Co jeszcze kryją szafy i piwnice ludzi związanych z SB?

Dorota Kowalska
Tomasz Bolt/Polskapresse
Dokumenty z czasów PRL-u, papiery bezpieki, były kopiowane na potęgę. Skupował je ponoć także rosyjski wywiad. Mogą być w rękach różnych ludzi, w bardzo różnych miejscach

Kolejne dokumenty, kolejne papiery zgromadzone przez gen. Kiszczaka, tym razem polscy dziennikarze znaleźli za oceanem. I wcale nie jest powiedziane, że to ostatnie takie odkrycie.

Co jeszcze skrywa willa gen. Czesława Kiszczaka? Jakie papiery ukryte są w jego starych, osławionych już szafach? Po blisko trzech latach od przekazania przez wdowę po generale ważnych dokumentów Instytutowi Pamięci Narodowej okazuje się, że takich historycznych skarbów było w niej znacznie więcej.

Pod koniec ubiegłego roku w Hoover Institution Library & Archives w Stanford dziennikarze „Rzeczpospolitej” i Polskiego Radia odnaleźli nieznane dokumenty, notatki i zdjęcia należące właśnie do szefa komunistycznej bezpieki.

W materiałach, które trafiły do USA, jest m.in. korespondencja Czesława Kiszczaka z Lechem Wałęsa, Adamem Michnikiem i Wojciechem Jaruzelskim, dokumenty służb PRL na temat stanu wojennego, a także dokumentacja procesów, jakie Kiszczak miał po 1989 roku. Najwięcej emocji budzi oczywiście list generała do byłego szefa „Solidarności”.

„Cztery strony, napisane na maszynie, drobnymi literami i z charakterystycznym podpisem generała Czesława Kiszczaka, znajdowały się wśród zbieranych przez niego latami wycinków prasowych. Dziś są przechowywane w Hoover Institution Library & Archives w Stanford w USA. List do prezydenta L. Wałęsy znalazł się właśnie wśród tej części kolekcji dokumentów prawdopodobnie nie przez przypadek. Zawartość kilku grubych teczek pokazuje, że Kiszczak uważnie śledził wszystko, co pisano na temat byłego lidera „Solidarności”. Zarówno w Polsce, jak i na świecie. Pomiędzy wycinkami znalazł się również list, datowany na 31 maja 1993 roku i własnoręcznie podpisany przez Kiszczaka. Adresowany do urzędującego wówczas prezydenta Lecha Wałęsy” - pisała na początku grudnia „Rzeczpospolita”. Dalej jest o tym, co możemy w liście przeczytać. Kiszczak w sposób zawoalowany sugeruje w nim swoją wiedzę na temat agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy, ówczesnego prezydenta. Jednocześnie wskazuje na „lojalność” wobec niego. Wyraża też przekonanie, że tajne służby powinny być chronione, niezależnie od przemian politycznych i ustrojowych zachodzących w Polsce. Jak piszą dziennikarze „Rzeczpospolitej” i Polskiego Radia list powstał w czasie, gdy od ponad roku wyszukiwano i niszczono dokumentację dotyczącą agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy, a także na kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi, które wygrała lewica.

Lech Wałęsa twierdzi jednak, że list nigdy do niego nie dotarł. - Może wysłał na Kancelarię Prezydenta, ale do mnie nie doszedł - mówi. - Nie wiedziałem o niszczeniu dokumentów i nigdy bym się na to nie zgodził. Tym bardziej nie zgodziłbym się na niszczenie dokumentów na mnie. Moja obrona była w dokumentacji. Spalona dokumentacja zawierała moją prawdziwą walkę i dokumenty z tej walki - zaznaczył Wałęsa.

Część z dokumentów znalezionych za oceanem była już znana historykom, ale wiele z nich nie ujrzało jeszcze światła dziennego. Jak dokumenty znalazły się za oceanem? Do końca nie wiadomo, bo Hoover Institution nie udziela informacji na temat daty pozyskania materiałów. Jednak według ustaleń polskich dziennikarzy, część przekazał jeszcze za życia sam Kiszczak. Reszta miała zostać sprzedana po jego śmierci. Wdowa po generale, Maria Kiszczaka, przyznała w rozmowie telefonicznej z autorami tekstu, że ostatnie materiały archiwalne zostały przez nią sprzedane do Stanford zaledwie pół roku temu. Wiele wskazuje też na to, że żona Kiszczaka ich nie przeglądała, bo, jak czytamy w „Rzeczpospolitej”, przekazała np. polisy ubezpieczeniowe domu.

Cofnijmy się jednak w czasie. Jest luty 2016 rok. Prokuratorzy wynoszą z domu gen. Kiszczaka sześć pakietów wielkości worka, z różnego typu dokumentami. Wśród nich są maszynopisy, rękopisy oraz fotografie, a także dwie teczki: personalna i pracy tajnego współpracownika o pseudonimie „Bolek”. W nich m.in. odręcznie napisane zobowiązanie do współpracy z SB podpisane Lech Wałęsa „Bolek” czy odręczne, podpisane pseudonimem „Bolek”, pokwitowania odbioru pieniędzy.
Jak okazało się później, to wdowa po generale zabiegała o spotkanie z prezesem Instytutu. Maria Kiszczak poprosiła o rozmowę na przełomie stycznia i lutego. Doszło do niej dopiero 16 lutego. Wdowa po generale przyniosła na nią odręcznie spisaną notatkę ze spotkania funkcjonariusza SB z tajnym współpracownikiem ps. „Bolek”. Poinformowała, że ma więcej tego typu rewelacji i przekaże je do Instytutu za 90 tys. zł. Pieniędzy nie dostała, zgodnie z przepisami wszystkie dokumenty wytworzone przez Służbę Bezpieczeństwa PRL powinny być przekazane do IPN, a ich ukrywanie jest zagrożone sankcją karną.

W lutym, potem w marcu 2016 roku Instytut Pamięci Narodowej rozpoczął udostępnianie pakietu dokumentów z domu gen. Kiszczaka. Były wśród nich kserokopie zdjęć z czasów Okrągłego Stołu, na których są m.in.: Kiszczak, Wojciech Jaruzelski, Adam Michnik, ks. Henryk Jankowski, Lech Wałęsa i Bronisław Geremek. Teczki z szafy Kiszczaka zawierały także projekty wystąpień Kiszczaka przed sejmową Komisją Odpowiedzialności Konstytucyjnej, która w latach 90. badała odpowiedzialność sprawców stanu wojennego oraz projekty wystąpień Kiszczaka przed TS. Były tam również kopie dokumentów w sprawie działań policji z czerwca 1990 roku w Mławie związanych z likwidacją blokady drogi przez protestujących rolników oraz z odblokowaniem gmachu ministerstwa rolnictwa. Inne dokumenty to: życiorys Mirosława Milewskiego z 1953 roku, kopie akt procesu Wacława Komara z 1953 roku, kopia listu Mieczysława Rakowskiego z 1958 roku, wspomnienia gen. Józefa Kuropieski (więźnia lat stalinizmu), ocena sytuacji politycznej z końca 1980 roku, materiały statystyczne MSW co do przestępczości w latach 1976-1985 oraz notatka w sprawie struktury departamentu IV MSW z 25 października 1984 roku.

Były też fragmenty prywatnego listu Czesława Kiszczaka, w którym ten pisze o śmierci ks. Jerzego Popiełuszki. „Istotnie, zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki przeżyłem bardzo ciężko i nadal przeżywam, bo przecież dokonali tego moi podwładni. Odrzucam Pańskie sugestie idące po linii obrony, jaką przyjęli zabójcy - że księdza porwano z nadgorliwości, że intencją było nastraszenie, a nie zabicie. Przeczą temu fakty, które Pan doskonale zna” - pisał Kiszczak. Dalej następuje szczegółowy opis morderstwa. „13 X 1984 r. zabójcy rzucają dużym kamieniem w samochód księdza jadący z wielką szybkością, co mogło zakończyć się śmiercią, planują wyrzucenie go z pociągu. Od kilku dni gromadzili sznury, kije worki, kamienie” - czytamy w liście.

Najwięcej emocji wzbudziły jednak dokumenty dotyczące Lecha Wałęsy. Temat agenturalnej przeszłości byłego lidera „Solidarności” był już wielokrotnie podnoszony. Jednym z pierwszych, który zarzucał Wałęsie układ z komunistyczną władzą, był Krzysztof Wyszkowski, opozycjonista, inwigilowany przez SB, niezależny obserwator obrad „Okrągłego Stołu”, doradca premierów Jana Krzysztofa Bieleckiego oraz Jana Olszewskiego. Co ciekawe, w 1990 roku, pomimo sporów z Wałęsą, Wyszkowski poparł go w wyborach prezydenckich, uważając, iż nie było lepszego kandydata, który ubiegał się wtedy o to stanowisko. Wszedł nawet w skład sztabu wyborczego Lecha.

O tym, że Wałęsa podpisał w latach 70. zobowiązania do współpracy, pisał prof. Andrzej Friszke. Podnosił w swoich tekstach, że już wcześniej odnaleziono kilka raportów, które dowodzą, że Wałęsa w 1971 roku spotykał się z oficerem SB i rozmawiał o nastrojach w stoczni, groźbie ponownego strajku i „nieodpowiedzialnych” demonstracji. Wałęsa był przeciwny wystąpieniom, zaostrzaniu sytuacji, angażował się w związkach zawodowych, zawierzył Gierkowi. „Te fakty wymagają komentarza” - pisał Friszke w „News-weeku” tłumacząc, że „robotnik Wałęsa dał się przekonać, że on i SB mają wspólny cel: nie dopuścić do ponownego rozlewu krwi. Należy więc przeciwdziałać nieodpowiedzialnym pomysłom, bo problemy socjalne i pracownicze można rozwiązać przez związki zawodowe, a także „sygnalizowanie” problemów SB. Była to naiwność i błąd”.

W latach 1972, 1973 spotkania Wałęsy z oficerem SB miały być już sporadyczne, ten coraz krytyczniej wypowiadał się o działaniach komunistycznej władzy. Notatka z lipca 1974 roku brzmi: „Z Wałęsą wielokrotnie były przeprowadzane rozmowy w związku z jego nieodpowiedzialnym zachowaniem i wypowiedziami. Nie przyniosły one jednak jak dotychczas żadnego skutku”. Wałęsa za swoją działalność związkową został zwolniony ze stoczni w 1976 roku, SB wykreśliła też wtedy TW Bolka ze swojej ewidencji.

Kolejnym głosem w dyskusji o przeszłości byłego prezydenta była wydana przez Instytut słynna książka „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii” autorstwa Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka. Książka stawiała tezę, że Wałęsa był agentem SB w początkach lat 70., a jego proces lustracyjny przeprowadzono w sposób nierzetelny. Sławomir Cenckiewicz w licznych wywiadach podkreślał, że w jego opinii Wałęsa był tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie Bolek, co wynika z „z setek dokumentów, które mimo „pożogi archiwalnej”, która miała miejsce w latach 90., zachowały się”. Cenckiewicz miał znaleźć również osiem donosów agenturalnych TW Bolek. Jego zdaniem Wałęsa brał za swoją „pracę” wynagrodzenie. „Istnieje kilka bardzo ważnych dowodów na potwierdzenie tej tezy, przede wszystkim notatka funkcjonariusza SB Marka Aftyki, który podsumował w 1979 roku kwotę pieniędzy, które wziął Lech Wałęsa, będąc Bolkiem, za doniesienia agenturalne. Wyliczył, że to było 13,100 zł. Głównie w latach 1970-1972. Aczkolwiek zachowało się potwierdzenie odbioru pieniędzy również z roku 1974” - mówił w jednym z wywiadów Cenckiewicz.
Mimo powszechnej nieomal wiedzy na temat przeszłości Lecha Wałęsy, w przestrzeni publicznej rozgorzała dyskusja na temat jego związków z SB. Może dlatego, że były szef Solidarności stanowczo im zaprzecza. Jednak obok Lecha Wałęsy, to Maria Kiszczak momentalnie znalazła się na pierwszych stronach gazet. Tomasz Kubat, dziennikarz programu UWAGA! był w domu generałowej i widział miejsca, w których - jak sama potwierdziła - znajdowały się teczki.

- Wprowadziliśmy się w 72 roku. Sami wybudowaliśmy ten dom - oprowadza reportera UWAGI! - To jest ten pokój męża. To było jego miejsce do spania, do pracy - mówiła dalej.

Pokazywała pawlacz, w którym Czesław Kiszczak trzymał materiały na temat Lecha Wałęsy. - W pewnym momencie mąż wyjął tę teczkę Wałęsy - bo tylko taką teczkę miał, nie miał żadnych innych - powiedział, że jak będę mieć jakieś kłopoty, to mam wziąć i iść do prezesa IPN-u - tłumaczyła.

- Tak powiedział? Takie były jego rady? - dopytywał Kubat.

- Tak powiedział - przytaknęła Maria Kiszczak.

- W tych szafach już więcej tajemnic nie ma? - upewniał się reporter UWAGI! co do większej liczby teczek.

- Tylko ta jedna. Została zabrana. Dla dobra Polski - odpowiedziała Maria Kiszczak.

Maria Kiszczak żałowała tego posunięcia? Faktu, iż poszła do IPN z teczkami zgromadzonymi przez swojego męża?

- Zrobiłam to za wcześnie - twierdziła w rozmowie z reporterem UWAGI! Zaprzeczyła, jakoby ktoś namówił ją do przekazania dokumentów. Jedyną osobą, która o nich mówiła, był Czesław Kiszczak.

- Zawsze wykonywałam polecenia mojego męża. Uważałam, że mąż jest mądry i jego decyzje są słuszne - deklarowała.

W dokumentach była jednak kartka, na której Czesław Kiszczak napisał, aby teczkę ujawnić za jakiś dłuższy czas.

Dlaczego więc Maria Kiszczak przekazała teczki tak szybko po śmierci jej męża?

- Nie doszłam do tej kartki, bo nie przeglądałam tych dokumentów - tłumaczyła żona generała, ale jednocześnie dodała, że na kartce tej Kiszczak wytłumaczył, dlaczego dokumenty, które nie powinny się u niego znajdować, zostały zabrane z miejsca pracy.

- Napisał, że robi to dlatego, żeby zachować Wałęsę w charakterze polskiego bohatera - mówiła Maria Kiszczak. Twierdziła też, że dzieci nie wiedziały o teczkach.

- Nikt o tym nie wiedział - utrzymywała. I zarzekała się, że więcej tajemnic w pawlaczu nie ma.

Okazało się jednak, że były w nim jeszcze inne dokumenty, ale też śledczy z IPN, czy prokuratury nie zrobili w jej domu przeszukania. A przecież Kiszczak był oskarżony za masakrę w kopalni „Wujek”, za stan wojenny. Dlaczego wcześniej nie sprawdzono, co kryją jego stare szafy?

„O to proszę pytać IPN. Wszyscy o to pytali. Ale wątpię, żeby Kiszczak cokolwiek trzymał w domu. Zresztą ostatnie oświadczenie IPN na temat tego, co jest w drugiej transzy tych materiałów, że to jego materiały prywatne, kserokopie zdjęć, które nie mają żadnego znaczenia, świadczy o tym, że ta sprawa nie wygląda tak, że pani generałowa znalazła sobie jakąś teczkę, a ponieważ żyje w jakimś wirtualnym bycie, poszła do IPN-u i chciała 90 tysięcy złotych. To największa bzdura, jaką w życiu słyszałem. Bo co to oznacza? Że taki człowiek trzymał w szafie tylko sfałszowaną teczkę Lecha Wałęsy? Wszystko można powiedzieć o generale Kiszczaku, ale nie to, że był idiotą” - mówił nam były funkcjonariusz SB Piotr Wroński. Wygląda jednak na to, iż gen. Kiszczak miał w swoim domu całkiem spore archiwum.

Wśród materiałów, które trafiły do Stanford, znalazła się także oryginalna wersja listu kaprala Lecha Wałęsy do generała Wojciecha Jaruzelskiego napisana podczas internowania przywódcy Solidarności. Dwadzieścia trzy pudła papierów.

Ile takich, albo podobnych, dokumentów znajduje się po różnych szafach w całej Polsce?

- W mojej ocenie i po szafach i po piwnicach pochowane są kilogramy takich dokumentów. Kopiowali je i ci starzy i ci nowi ludzie służb. Nie jest też tajemnicą, że po 1990 roku rosyjski wywiad skupował takie dokumenty w Polsce - mówi nam były pracownik służb specjalnych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Co jeszcze kryją szafy i piwnice ludzi związanych z SB? - Portal i.pl

Komentarze 5

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

n
normals
to krycie d*** nocnej zmianie ale został tam de facto wepchnięty przez Macierewicza, który był bezwzględny ale finalnie został odsunięty od gabinetów, dekomunizacji nie ma, komuchy poczynają sobie jak chcą. Rozumiem szczytne cele ówczesnej ekipy herbu Olszewski ale pokpili sprawę. Zamiast zadbać o to aby mieć prezydenta po swojej stronie puścili go w ramiona sprzedawczyków więc podpisał co trzeba. Wałęsa się wystraszył a Macierewicz i inni stratedzy zamiast ściągnąć z oczu klapy nienawiści i zrozumieć, że Wałęsa nie miał większych szans w konfrontacji z komunistyczną bezpieką to kopnęli go w dupę. Oczywiście mogli go traktować jak zdrajcę (ale takich zdrajców przy okrągłym stole zasiadła większość) natomiast to Wałęsa miał atuty w ręku w postaci urzędu prezydenta i skoro miał agenturalną przeszłość jakąż głupotą było go wpychać w ramiona spadkobierców tychże agentur.
n
normals
czy mamy w Polsce metody weryfikacji autentyczności dokumentów na takim poziomie jak amerykanie potrafią je preparować. Widzę tu dwie main streamy. Otóż ciężko mi uwierzyć, że Kiszczak podpisuje się własnoręcznie pod szantażem a sam list nie dotarłszy do Wałęsy(był w USA) nie został zniszczony. Druga wersja zdarzeń zakłada jednak, że Kiszczak czuł się tak bezkarny, że na luzie zaszantażował Wałęsę, który co jest logiczne, został wzięty w obroty przez SB bankowo i pewnie współpracował. Nie winię go za to. Nie winię go również za komunizm w Polsce, za stan wojenny czy ruinę gospodarczą i intelektualną tego padołu. Gościa już praktycznie nie ma a wycierają sobie buzię nim cały czas.
G
Gość
chyba że wcześniej ludzie będą mieli dość harówki za grosze na tych ***********.
h
hańba i zdrada
Jedni to zdrajcy bolki, drudzy bandziory a trzeci to takie jarasy pozwalające by gangsterzy przejęli władzę i żrące się między sobą bo ten to głupi moher a tamten jaśnie oświecony światowiec. i obaj zasuwają za jałmużnę na politycznych kacyków niezależnie od sztandaru i na mafiozów.
J
Jaras-Łódź
Idź na wybory ! Bo mochery-oszołomy po mszy pójdą stadnie. Parlament Europejski -bogata emerytura.Polska to władza dla kumpli w spółkach państwowych.
35% to MOCHEROWY beton. Na szczęście gramialnie opuszczający ten ziemski padół. Za kilka lat kościoły będą puste.
Wyrosło pokolenie głupków nie znających wojny, podatnych na manipulacje populistów.

Hanna Stadnik ps. "Hanka" brała udział w Powstaniu Warszawskim. Weteranka była pytana na antenie TVN24, wspomniała ojca Lecha i Jarosława Kaczyńskich, Rajmunda. też powstańca Warszawskiego. Hanna Stadnik przypomniała sytuację, gdy Lech Kaczyński wygrał wybory w Warszawie, środowisko powstańcze gratulowało Rajmundowi.
- Powiedział: "moim dzieciom nie wolno dać władzy, bo zniszczą każdego, kto będzie od nich lepszy, bo są złośliwi" - powiedziała Hanna Stadnik. - Ojciec, jeśli to mówi, to wie, co mówi.

Kazmierz Kutz
Do tego dojść musiało. Po przemianie ustrojowej musiała dojść do głosu długo tłumiona polska głupota. Dochodziła do głosu powoli, w miarę dzielenia się ludzi na demokratów i nacjonalistów. Przybrała na sile po katastrofie pod Smoleńskiem, zwłaszcza że wolnorynkowy liberalizm nie nadał właściwego priorytetu dziedzinom duchowym, także naukom o walce polskiej demokracji. Zaś edukację oddał w ręce kleru.To był kardynalny błąd Tadeusza Mazowieckiego, który teraz wydaje swoje owoce. Szkoła, po indoktrynacji komunistycznej, weszła w indoktrynację katolicką. Laickość systemu edukacyjnego stała się fikcją. Polski zaśmierdły nacjonalizm zaboru rosyjskiego zmieszał się z prymitywnym katolicyzmem i powstała ideologiczna mieszanina potrawy teraz realizowanej pod nazwą „dobrej zmiany".

PO w 2015 roku wydało na cele społeczne ponad 39 mld, PIS około 23 mld na program 500 plus, wprowadzono roczny płatny urlop rodzicielski, odliczanie ulg na dzieci także od składek zusowskich, współfinansowanie opiekunek dzieci i pobytu w przedszkolach, wreszcie program „złotówka za złotówkę”, który zachęcał do podejmowania pracy, bo nie odbierał zasiłku po przekroczeniu progu dochodowego

Prokurator generalny Zbigniew Ziobro przerzucił na W******** Kwaśniaka winę za pobicie, mówiąc, że „być może był zaatakowany właśnie dlatego, że Komisja Nadzoru Finansowego przez długi czas rozzuchwalała przestępców, pozwalając im w sposób bezkarny wyprowadzać miliardy złotych”, jest kuriozum intelektualnym, moralnym i prawnym.

Adam Michnik
Upiory totalitaryzmu powróciły, z całą pogardą dla pluralizmu, państwa prawa, równości, dialogu i gotowości do kompromisu.

Brak kary śmierci w kodeksie karnym jest pogardą dla ofiar
Przeciwnicy wymierzania kary śmierci odnoszą kolejne sukcesy. Wbrew woli społeczeństw kara śmierci znika z kodeksów karnych kolejnych państw.
"Jeśli zaś ktoś posunąłby się do tego, że bliźniego zabiłby podstępnie, oderwiesz go nawet od mego ołtarza, aby ukarać śmiercią.” (Wj 21:14)
Bóg dał przykazanie: „Nie zabijaj” i ustanowił karę za zabicie drugiego człowieka. Powyższy cytat jest jasny - nie ma miejsc ani sytuacji ani stanowisk dających sprawcy ochronę. Zauważmy też, że jedynie w przypadku morderstwa Bóg zezwolił oderwać przestępcę od ołtarza, co czyni przytoczony cytat wyjątkowym (zobacz 1Krl 1:50, 1Krl 2:28).

Ewa Raczko na konferencji prasowej dotyczącej wysokości wynagrodzeń w Narodowym Banku Polskim stwierdziła, że pensje pracowników NBP nie pochodzą z budżetu państwa i nie są też środkami publicznymi, dlatego też bank nie poda wysokości zarobków zatrudnionych tam osób.
Wróć na i.pl Portal i.pl