Chora Polska, czyli pół roku protestów w Polsce. Lekarze ofiarami problemów społecznych: między zdrowiem a ekonomią

Dorota Abramowicz
Tylko 18 grudnia na Pomorzu na zwolnieniach było 800 nauczycieli. Protest L4 poprzedziły m. in. demonstracje uliczne w kraju
Tylko 18 grudnia na Pomorzu na zwolnieniach było 800 nauczycieli. Protest L4 poprzedziły m. in. demonstracje uliczne w kraju Piotr Smolinski/Archiwum
Jesteśmy ofiarami problemów społecznych - mówią lekarze, do których od kilku miesięcy ustawiają się w kolejce pielęgniarki, policjanci, nauczyciele, urzędnicy sądów i prokuratur, by w ramach protestu - zamiast strajku - wziąć zwolnienie lekarskie. I dodają, że pokazuje to chory obraz kraju, w którym jedna z najbardziej obciążonych pracą grup zawodowych została postawiona między młotem a kowadłem. Między zdrowiem a ekonomią.

Doktor L., internistka w jednej z pomorskich przychodni, znała wcześniej pacjentkę, która kilka dni przed świętami zjawiła się w gabinecie z prośbą o zwolnienie lekarskie.

- Miała jakiś czas temu nawracające problemy z gardłem, to choroba zawodowa wszystkich nauczycieli - mówi internistka. - Teraz powiedziała, że jest przemęczona, nie może spać, wszystko ją boli. Skarżyła się na dolegliwości generalnie trudne do sprawdzenia. Nie mogłam jednak wykluczyć, że coś jest na rzeczy. Wypisałam skierowanie na dodatkowe badania krwi i moczu. Oraz oczywiście zwolnienie. Pyta pani, czy skojarzyłam wizytę z protestami środowiska nauczycielskiego? Skojarzyłam, ale podeszłam do tego jak lekarz.

Andrzej Zapaśnik, także przyjmujący w przychodni internista a zarazem wiceprzewodniczący pomorskiego Związku Pracodawców Ochrony Zdrowia, dobrze rozumie koleżankę:

- Temat jest bardzo trudny. Świadomy pacjent jest w stanie przedstawić lekarzowi argumenty uzasadniające wydanie zwolnienia lekarskiego. Kiedy przychodzi do mnie student i od drzwi mówi, że potrzebuje zaświadczenia o chorobie, by uniknąć egzaminu, odchodzi z kwitkiem. Kiedy jednak jesienią, w okresie największego nasilenia protestów służb mundurowych, do gabinetu wszedł policjant, skarżący się na bóle pleców - nie mogłem mu nie uwierzyć. Dostał zwolnienie, bo muszę ufać pacjentom.

Jeśli pacjent w trakcie zwolnienia zostanie przyłapany na wykonywaniu drugiej pracy, remoncie mieszkania lub wypadzie na egzotyczne wakacje, a zamiast zalecanego leżenia będzie biegać po sklepach - mogą, choć nie muszą czekać go konsekwencje ze strony ZUS i pracodawcy. W pozostałych przypadkach „patent na L4” jest rozwiązaniem, pozwalającym grupie zawodowej, często zresztą całkiem słusznie walczącej o podwyżki, postawić pracodawcę pod ścianą. Pomysł zyskuje coraz więcej naśladowców. W ostatnich dniach ubiegłego roku o możliwości pojawienia się epidemii pracowniczej zaczęli mówić głośno następni związkowcy. Z Wód Polskich.

Podstępne pielęgniarki?

Epidemia wybuchła w połowie ubiegłego roku na południowym wschodzie Polski. Pierwsze ze względów organizacyjno-płacowych zaczęły chorować pielęgniarki. W maju i czerwcu odchodzące na zwolnienia pielęgniarki doprowadziły do paraliżu pracy bloków operacyjnych i oddziałów szpitali m.in. w Lublinie. Na początku lipca 2018 roku w największym na Podkarpaciu Klinicznym Szpitalu Wojewódzkim nr 2 im. św. Jadwigi Królowej w Rzeszowie jednego dnia rozchorowało się 118 pielęgniarek, a w Wojewódzkim Szpitalu im. Zofii z Zamoyskich Tarnowskiej w Tarnobrzegu - 217 osób. W szpitalu powiatowym w Mielcu choroba dopadła co trzecią pielęgniarkę. Szpitale musiały ograniczyć przyjęcia pacjentów do przypadków zagrażających życiu.

ZUS zaczął przyglądać się zwolnieniom. Po zawiadomieniach dyrekcji szpitali w Lublinie i w Mielcu tamtejsze prokuratury wszczęły postępowania w sprawie „podstępnego wprowadzenia w błąd lekarzy co do stanu zdrowia oraz bezpośredniego zagrożenia zdrowia i życia pacjentów”. Efekt? 24 grudnia ub.r. lubelska prokuratura umorzyła postępowanie. Nie znaleziono dowodów wskazujących, że zwolnienia były fałszywe.

Dlaczego prokurator nie znalazł dowodów na podstępne działanie strajkujących przy pomocy zwolnień pielęgniarek? Odpowiedź jest prosta - wszystkim coś dolegało.

- Trudno znaleźć w naszej grupie zawodowej w pełni zdrowe osoby - mówi Anna Czarnecka, przewodnicząca Rady Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych w Gdańsku. - Średnia wieku polskich pielęgniarek to 51 lat. Położne są jeszcze starsze.

Na zlecenie gdańskiej Izby Wojewódzki Ośrodek Medycyny Pracy przeprowadził badania stanu zdrowia pomorskich pielęgniarek. Wyniki były alarmujące. Prawie wszystkie uskarżały się na choroby układu kostno-stawowego. Od dźwigania pacjentów wypadały dyski, dochodziło do ciężkich kontuzji.

- Pielęgniarki podkreślały, że mają, jak inni pacjenci, problem z dostępem do rehabilitacji. Skarżyły się na długi okres oczekiwania na zabiegi - dodaje Anna Czarnecka.

Badania stanu zdrowia pielęgniarek przeprowadziła także dr hab. Aleksandra Gaworska-Krzemińska, prodziekan Wydziału Nauk o Zdrowiu Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Wynika z nich, że wysoki poziom stresu związany z wykonywanym zawodem prowadzi do obniżenia odporności. Z kolei praca zmianowa, z dyżurami nocnymi, oraz bardzo częste branie dodatkowych dyżurów w innych szpitalach (to skutek nie tylko braku pielęgniarek, ale także potrzeba dorobienia do niskich pensji) powodują zaburzenia zegara biologicznego.

- Łączy się to z ryzykiem zachorowania m.in. na raka. Nieprzypadkowo w naszym województwie wyraźnie widać u pielęgniarek wyższą, niż w innych zawodach, zapadalność na choroby nowotworowe - podkreśla Anna Czarnecka.

Skoro jest tak źle, to dlaczego dopiero protest pielęgniarek w kilku województwach zwrócił uwagę na fatalny stan zdrowia pracowników służby zdrowia?

- Przez lata pracy w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku zauważyłam pewną prawidłowość - mówi szefowa pomorskiej Izby Pielęgniarek i Położnych. - Pielęgniarki leczą się same. Zamiast brać zwolnienie, łykają tabletki przeciwbólowe na korytarzu. Albo proszą o poratowanie znajomego lekarza.

Nie ma się więc co dziwić, że większość polskich pielęgniarek po osiągnięciu wieku emerytalnego odchodzi z pracy. I że te, które zdecydowały się na „zdrowotny protest”, bez problemu dostawały zwolnienia lekarskie.

Policyjny wirus atakuje

Jeśli jeszcze zestresowane i przemęczone pielęgniarki po pięćdziesiątce traktowane były przez opinię społeczną ze zrozumieniem i nie mogły budzić zastrzeżeń prokuratury, to już wirus, który zaatakował masowo silnych i o wiele młodszych policjantów stał się przedmiotem wielu memów i dowcipów. Sami policjanci nazwali go wirusem „psiej grypy”.

W pierwszym tygodniu listopada ubiegłego roku epidemia osiągnęła apogeum - na niespełna 100 tysięcy polskich funkcjonariuszy co trzeci dostarczył swoim przełożonym zwolnienie lekarskie.

Dlaczego mundurowi wybrali taką formę protestów? Wcześniejsze akcje policjantów (ograniczenie wypisywania mandatów, masowe oddawanie krwi), domagających się m.in. wzrostu uposażeń i przywrócenia niższego wieku emerytalnego, nie przyniosły spodziewanych efektów. Bo policjanci , podobnie jak strażnicy graniczni i osoby zatrudnione w organach władzy państwowej, administracji rządowej i samorządowej, sądach oraz prokuraturze zgodnie z artykułem 19 ustawy o sporach zbiorowych, nie mają prawa do strajku. Pozostała więc choroba.

I choć Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Policjantów oficjalnie poinformował, że masowe dostarczanie zwolnień nie jest elementem oficjalnej akcji protestacyjnej, wszyscy wiedzieli, że to nieprawda. Poza tym, w przeciwieństwie do pielęgniarek, policjanci czuli się...bezpieczniej. Wiadomo było, że cierpiących funkcjonariuszy nie odwiedzą kontrolerzy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych - rzecznik ZUS Wojciech Andrusiewicz publicznie oświadczył, że jego firma nie ma uprawnień do kontroli policji.

Ostatecznie widmo paraliżu polskiej policji przed warszawskimi obchodami stulecia niepodległości Polski zmoblilizowało kierownictwo resortu spraw wewnętrznych i administracji do podpisania porozumienia satysfakcjonującego protestujących.

Równocześnie do poszczególnych jednostek trafiło pismo zespołów ds. medycyny pracy komend wojewódzkich informujące o „warunkach przerwania ważności zwolnienia lekarskiego”. Pozwoliło to na zgodny z przepisami powrót chorujących policjantów do pracy.

Policyjny wirus ze względu na wyjątkową skuteczność okazał się szczególnie zaraźliwy. Cudowne i nagłe ozdrowienie ponad 30 tys. policjantów - bez żadnych konsekwencji - nie mogło przejść bez echa. Do kolejnych, walczących o podwyższenie dramatycznie niskich pensji grup społecznych dołączyli więc niebawem przedstawiciele administracji w sądach i prokuraturach (ich zarobki brutto sięgają 2,5-3 tys. zł) oraz domagający się podwyżek nauczyciele. Przed Bożym Narodzeniem trzeba było odwołać lekcje w wielu polskich szkołach.

Tuż przed sylwestrem „Dziennik Gazeta Prawna” poinformowała, że także związkowcy Wód Polskich, wobec fiaska rozmów o waloryzacji płac w gospodarce wodnej, nie wykluczają, że konflikt skończy się protestami i L4.

ZUS mówi - sprawdzam

O ile policjantów potraktowano ulgowo, o tyle w przypadku urzędników sądowych władza postanowiła zareagować stanowczo. Zwłaszcza że ma do tego odpowiednie narzędzia.

Po wprowadzeniu od 1 grudnia ub. r. elektronicznych zwolnień lekarskich pracodawca otrzymuje natychmiastową informację o chorobie pracownika. Prezesi sądów w całym kraju wystąpili więc do ZUS o sprawdzenie, czy zwolnienie zostało wydane zasadnie. Z takim wnioskiem do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych zwrócili się także niektórzy dyrektorzy szkół. Tylko na Pomorzu, jak już informowaliśmy w „Dzienniku Bałtyckim”, przed świętami wpłynęło blisko 100 takich wniosków dotyczących pracowników sądów i trzy dotyczące nauczycieli.

- W stosunku do połowy poprzedniego miesiąca, liczba grudniowych wniosków o przeprowadzenie kontroli zasadności zwolnień lekarskich pracowników sądów i lekarzy od pracodawców wzrosła o ponad 70 proc. - mówi Krzysztof Cieszyński, regionalny rzecznik prasowy ZUS województwa pomorskiego.
Jakie są uprawnienia wysłanego na taką kontrolę lekarza orzecznika Zakładu Ubezpieczeń Społecznych? Krzysztof Cieszyński wylicza: może on przeprowadzić badanie lekarskie ubezpieczonego (w wyznaczonym miejscu lub w miejscu jego pobytu), skierować ubezpieczonego na badanie specjalistyczne przez lekarza konsultanta Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, zażądać od wystawiającego zaświadczenie lekarskie udostępnienia dokumentacji medycznej dotyczącej ubezpieczonego stanowiącej podstawę wydania zaświadczenia lekarskiego lub udzielenia wyjaśnień i informacji w sprawie, zlecić wykonanie badań pomocniczych w wyznaczonym terminie.

Ponieważ okazało się, że większość sprawdzanych zwolnień wystawiona była na nie więcej, niż 4-7 dni, to kontrolerom ZUS pozostawało sprawdzenie dokumentacji medycznej, a w razie stwierdzenia jakichś braków na wyjaśnienie sytuacji z lekarzem.

- Część z osób korzystających ze zwolnień została wezwana na badania przez naszych lekarzy orzeczników - dodaje rzecznik pomorskiego ZUS. - Trzeba jednak pamiętać, że wszystko musi odbywać się z zachowaniem ustawowych terminów.

Zakład Ubezpieczeń Społecznych w ubiegłym roku na Pomorzu zakwestionował łącznie 2259 zwolnień. Tylko w Gdańsku przez pierwsze trzy kwartały 2018 roku cofnięto zasiłki na ponad pół miliona złotych. To dużo? Niekoniecznie. Tylko od 1 do 30 grudnia 2018 r. do obu pomorskich oddziałów ZUS (Gdańsk i Słupsk) wpłynęło blisko 118 tys. zwolnień lekarskich. Wygląda na to, że nadużycia na linii pacjent-lekarz to rzadkość.

Młot, doktor, kowadło

I tu możemy już wrócić do gabinetu lekarskiego, czyli miejsca, gdzie najpierw może pojawić się pacjent, walczący o godną pensję, a następnie - choć nie zawsze - kontroler ZUS i prokurator.

Wizyta u lekarza pierwszego kontaktu trwa z reguły dziesięć minut. Czy to wystarczający czas, by nawet świetny fachowiec z dyplomem uczelni medycznej i wieloletnim doświadczeniem, ale bez bezpośredniego dostępu do dobrej aparatury medycznej był w stanie odróżnić dobrze przygotowanego symulanta od osoby naprawdę chorej?

- Jeśli pacjent zgłasza na przykład objawy depresji, a jest to częsta choroba, która dotyka jednego na dziesięciu Polaków, lekarz nie ma wyjścia - mówi dr Leszek Trojanowski, psychiatra, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Psychiatrycznego na gdańskim Srebrzysku. - Muszę dać mu zwolnienie, przepisać leki i potraktować go poważnie, bo jeśli tego zaniecham, a coś się stanie, poniosę odpowiedzialność jako lekarz. Czy mogę się pomylić? Podczas krótkiego wywiadu nie jestem w stanie wykluczyć depresji. Ewentualnie powinienem poddać takiego pacjenta 24-godzinnej obserwacji szpitalnej, sprawdzając go dzień i noc.

W podobnym tonie wypowiada się dr Andrzej Sokołowski, internista, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Szpitali Prywatnych, przez lata szef Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy na Pomorzu:
- Jak lekarz może udowodnić pacjentowi kłamstwo? Jedynym wyjściem jest wysłanie go na trzy dni do szpitala na kompleksowe badania. Zapominamy o jeszcze jednej kwestii - w międzynarodowym spisie chorób pojawiają się takie jednostki, jak chroniczne przemęczenie, wypalenie zawodowe, powodujące niezdolność do pracy. I nie ma w tym żadnego oszustwa.

Doktor Roman Budziński, Okręgowa Izba Lekarska w Gdańsku:
- Lekarz przy wystawianiu zwolnienia powinien każdą sytuacje potraktować indywidualnie. W myśl zasady - jestem gotów, by pomóc, ale mogę to zrobić jedynie w granicach prawa.

Były szef gdańskiej OIL przyznaje, że w zawodzie lekarza, jak w każdym innym, mogą znaleźć się „czarne owce”, gotowe nielegalnie wystawiać zwolnienia. Jak często się to zdarza?

Doktor Budziński pamięta tylko jedną taką osobę, która miała kłopoty z prokuraturą. Została odsunięta od zawodu lekarza.

Obecna sytuacja budzi jednak wśród lekarzy poważny niepokój. Obawiają się, że w wojnie płacowej, z użyciem jako broni zwolnień lekarskich, zwyczajnie oberwą rykoszetem. W końcu ktoś wpadnie na pomysł, że warto wskazać winnego...

- Trzeba zadać sobie pytanie, czy normalną sytuacją jest, że podczas prowadzenia walki o prywatne interesy obywatele swoje ryzyko przerzucają na barki lekarza? - zastanawia się doktor Budziński.

- W ten sposób lekarze stali się ofiarami problemów społecznych - krótko komentuje dr Andrzej Zapaśnik.

Dr Andrzej Sokołowski przypomina, że wystawianie tzw. L4 nigdy nie było w interesie lekarzy.
- Nie chcieliśmy ich wypisywać - podkreśla. - To dodatkowa praca, za którą nikt nam nie płacił i nie płaci. Tymczasem w niektórych krajach europejskich wypisywanie zwolnień jest odpłatne.

Według Andrzeja Sokołowskiego przy okazji „protestów chorobowych” borykamy się z problemem, który z winy kolejnych ekip rządzących narastał przez lata. - Zabrakło planu wzrostu wynagrodzeń w poszczególnych grupach zawodowych - mówi szef OSSP. - Niektóre z nich uwłaszczyły się przed kilkudziesięcioma laty na majątku publicznym, inne nauczono, że tylko poprzez tego typu akcje, wyrywające władzy pieniądze, można coś uzyskać.

Przypadek pacjentki

Jest jeszcze jeden problem, o którym w ferworze walki o godne pensje wszyscy zapominają. Do rozwiązywania problemów płacowych wykorzystuje się i tak już ledwo dyszący system opieki zdrowotnej. I chociaż osoby, które zjawiają się w przychodniach po „strajkowe L4” giną w tłumie naprawdę chorych, zakatarzonych i zagrypionych ludzi, to jednak zawsze ten tłum powiększają.

- Zwłaszcza ostatnio, w okresie okołoświątecznym i noworocznym, było bardzo ciężko - twierdzi Andrzej Zapaśnik. - A tu doszły jeszcze urlopy, zwolnienia. Od dawna bijemy na alarm, że brakuje lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej, w zawodzie pozostają osoby coraz starsze.

- Pod koniec dnia ledwo widzę na oczy - przyznaje doktor L. - Codziennie oprócz zapisanych pacjentów przyjmuję tych, którzy muszą dodatkowo skorzystać z pomocy. W niektórych sytuacjach nie mogę odmówić.

Nie odmówiła także pacjentce proszącej ponownie o pilne przyjęcie. Tej samej, zatrudnionej w oświacie, która przed kilkunastoma dniami przyszła do niej po zwolnienie, a wyszła z pakietem zleconych badań. Ich wyniki potwierdziły, że niepokój lekarki był w pełni uzasadniony.
- Szybko rozpoczynamy leczenie - mówi dr L.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl