Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chora na alzheimera pacjentka, w koszuli nocnej sama wychodzi ze szpitala i nikt o nic nie pyta

AAG
Pogotowie Ratunkowe przywiozło panią Lucynę do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego. Lekarze zdecydowali, że kilka dni zostanie na obserwacji na oddziale kardiologii. Stąd uciekła
Pogotowie Ratunkowe przywiozło panią Lucynę do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego. Lekarze zdecydowali, że kilka dni zostanie na obserwacji na oddziale kardiologii. Stąd uciekła Fot. Janusz Wójtowicz / Polskapresse
Rodzina 84-latki, która błąkała się po ulicy w koszuli nocnej, ma pretensję do szpitala przy Borowskiej. Córka pacjentki: - Uprzedzałam personel, że mama czasem nie wie, co robi. Prosiłam, by ją pilnowali

Pani Danuta Stasiak z Wrocławia ma żal do personelu Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. W poprzednią sobotę jej mama, 84-letnia pani Lucyna, zasłabła w kościele. Pogotowie zawiozło ją na Borowską. Po zbadaniu starsza pani została przyjęta na obserwację na oddział kardiologiczny. Leczenie nie budzi zastrzeżeń pani Danuty. O co więc ten żal?
- O to, że od razu mówiłam im, najpierw lekarzowi w karetce, a potem na izbie przyjęć, że moja mama jest chora na alzheimera i że czasami nie wie, co robi i że trzeba jej pilnować - opowiada wrocławianka. - I co? Omal nie doszło do tragedii, bo mama wyszła sobie ze szpitala w samej koszuli i cieniutkiej podomce, w klapkach i przez godzinę wędrowała po okolicy. Policja odnalazła ją w sklepie, trzy kilometry od szpitala. Dobrze, że nie upadła i nie połamała się. Przecież padał śnieg, było ślisko i bardzo zimno.

Kobieta nie chce snuć gorszych scenariuszy. Cieszy się, że jej mama odnalazła się cała i zdrowa. Nie może się jednak uspokoić. - Trzeba coś zmienić w tym szpitalu. Niby jest ochrona, a nikt nie zwraca uwagi na chorą, starszą osobę, która wychodzi sama, przechodzi przez wielki parking i gdzieś idzie. Po niej widać, że wymaga opieki - opowiada pani Danuta.
Pretensję ma nie tylko o to, że nie upilnowano starszej pani. Opowiada, że matki pomagał jej szukać tylko jeden pielęgniarz.
- Reszta się tym jakoś specjalnie nie przejęła. Lekarka to nawet mi powiedziała, że chorzy na alzheimera tak mają, że uciekają. Też mi pocieszenie - dodaje Danuta Stasiak. - Najbardziej się zdenerwowałam, gdy policja już mamę znalazła i pytała lekarkę, czy może ją przywieźć, czy potrzebna jest karetka, a ona nie bardzo chciała zdecydować na odległość. To co? Ja miałam podjąć decyzję?
W środę, gdy ogólny stan pani Lucyny był dobry, lekarz prowadząca ją uznała, że chora może zostać wypisana. "Z uwagi na brak współpracy z pacjentką wynikający z jej choroby i ogólny dobry stan pacjentki nie było uzasadnienia do aktualnego pogłębiania dalszej diagnostyki kardiologicznej" - wyjaśnia Monika Kowalska, rzeczniczka USK. Jednocześnie zapewnia, że pani Lucyny szukało więcej osób.
- W środę w godzinach południowych poinformowano rodzinę o planowanym wypisie i przekazaniu pod jej opiekę pacjentki - mówi Kowalska. - Ok. godz. 13 stwierdzono nieobecność pacjentki w sali i natychmiast rozpoczęto poszukiwania w obrębie oddziału oraz na korytarzach. Powiadomiono ochronę oraz Lokalne Centrum Nadzoru szpitala.
Rzeczniczka podkreśla, że to w wyniku tych działań pani Lucyna została znaleziona ok. godz. 14. - Lekarz prowadzący po zbadaniu pacjentki podtrzymał możliwość wypisania chorej do domu - tłumaczy Kowalska. - Pacjentka została przekazana pod opiekę rodziny ok. godz. 15 z zaleceniem kontynuacji dotychczasowego leczenia.
Danuta Stasiak zastanawia się nad jednym. - Zadzwonili do mnie w południe, że mama wychodzi. Czy nie mogli jej popilnować przez tę godzinę, aż dotarłam?

Michał Hajtko, dyrektor Ośrodka Badawczo-Naukowo-Dydaktycznego Chorób Otępiennych im. Księdza Henryka Kardynała Gulbinowicza Ośrodka Alzheimerowskiego w Ścinawie, rozumie, że rodzina oczekuje, że osoba chora na alzheimera będzie w szpitalu pilnowana. Z drugiej strony rozumie również personel szpitala.
- Dopóki pacjent nie jest ubezwłasnowolniony, może wyjść, kiedy chce, bo jest wolny. U nas jednak nie wychodzi - mówi Michał Hajtko.
- To jest specyficzna choroba otępienna, w której pacjent traci poczucie czasu i przestrzeni. W naszym ośrodku drzwi są zamknięte, nasi pacjenci nie mogą wychodzić. To jest jedyny taki ośrodek. Może jest to trochę wbrew przepisom, ale charakter tej choroby wskazuje na to, że chory wyjdzie, ale już nie wróci ani do domu, ani do szpitala. Rozumiem szpital we Wrocławiu, bo przecież oni chorych na alzheimera pewnie mają mało. Doskonale znają tę chorobę, ale upilnować takich chorych, gdy sale nie są monitorowane, gdy wszystko jest otwarte, jest ogromnie trudno. A szpitala zamknąć nie mogą. Pacjentów chorych na alzheimera należy traktować inaczej, wyjątkowo, tak jak u nas, gdzie są pilnowani, monitorowani. To są pacjenci szczególnej troski, którzy na przykład mówią, że nie mogą spać, jeść, a to nieprawda, bo śpią i jedzą. Ta choroba tak właśnie działa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska