Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chcieli kupić mieszkania półdarmo, zostali bez pieniędzy

Beata Marcińczyk
Jedno z mieszkań, które za połowę ceny miało trafić do nowego właściciela mieści się w wojskowych blokach na Głuszynie, jego lokator został eksmitowany, a lokal zaplombowano.
Jedno z mieszkań, które za połowę ceny miało trafić do nowego właściciela mieści się w wojskowych blokach na Głuszynie, jego lokator został eksmitowany, a lokal zaplombowano. Marek Zakrzewski
Co najmniej kilkanaście osób dało się wciągnąć prawdopodobnie w kolejną aferę mieszkaniową w Poznaniu. Pani P. oferowała zainteresowanym kupnem mieszkania lokale dłużników, które można było dostać za połowę ich wartości. Kupcy zostawali bez mieszkań i swoich pieniędzy.

Inwestorzy mieli spłacić długi lokatora, zapłacić za lokal zastępczy dla niego, dać pieniądze lokatorowi na wykupienie starego mieszkania - od miasta Poznania, PKP albo od wojska.

Czytaj także:
Wielkopolska: Załatwiali kredyty na mieszkania
Poszkodowani klienci Mariusza T. i poznańskiej notariusz kontratakują

Wydając ok. 150 tysięcy złotych można było mieć mieszkanie warte na rynku dwa razy tyle! Z oferty pani P. skorzystali prawnicy, bankowcy, księgowa, biznesmen, makler. Nie przyszło im do głowy, by sprawdzić, czy dłużnicy - za ich pieniądze - będą w ogóle mogli mieszkania wykupić. Przelewali dziesiątki tysięcy na konta Stowarzyszenia Pomocy Eksmisyjnej, które rzekomo miała wówczas reprezentować P. albo na jej własne. Jak obiecywała kobieta - za jej pośrednictwem przejęcie mieszkań za połowę ceny miało być możliwe. Mieszkań nie dostali, bo dłużnicy nigdy nie starali się o ich wykup albo mieli już orzeczone wyroki eksmisyjne. Wiedziała o tym P. - pełnomocniczka zadłużonych lokatorów.

Troje z pięciu poszkodowanych inwestorów zgłosiło sprawę policji już rok temu. Jednak dopiero w lipcu prokurator postawił P. zarzuty oszustw i fałszerstwa dokumentów, ale nie zdecydował się na zatrzymanie.

- P. jeszcze kilka tygodni temu zdołała naciągnąć inne osoby. Możemy przypuszczać, że nadal nabiera kolejne - denerwują się Jarek i Artur*. - Trafiliśmy do niej przez tak zwanego naganiacza. Chodził po biurach nieruchomości i mówił, że może pomóc w kupnie taniego mieszkania. My mieliśmy pieniądze, a pani P. znała osoby z problemami finansowymi, bo przecież same przychodziły do stowarzyszenia.

P. przyjmowała od dłużnika pisemną prośbę o pomoc. Potem zostawała jego pełnomocnikiem.

- Poszłam do siedziby stowarzyszenia kilka dni przed sprawą w sądzie o eksmisję. Zapewniła, że jest w stanie pomóc. Miał pojawić się inwestor, który spłaciłby moje długi - opowiada Agnieszka, mieszkająca w bloku komunalnym. - Mimo że otrzymałam wyrok eksmisyjny z prawem do lokalu socjalnego, to jednak ta oferta była dla mnie atrakcyjna. Trafiłabym co prawda do prywatnej kamienicy, ale nie miałabym wielu tysięcy długów. Okazało się, że dwaj zainteresowani inwestorzy zostali oszukani. Zresztą ja też. Żadnych pieniędzy nie dostałam.
- Pani P. ostrzegała, że procedura może potrwać nawet pół roku. Wydawała się być osobą wiarygodną. Jeździła autem z emblematem stowarzyszenia z patronami miasta, straż miejska nie zwróciła jej uwagi, gdy zaparkowała na zakazie, co nas przekonywało, że jest osobą znaną - mówi Jarek, prawnik. - Wiedziałem, że lokator, który wykupi mieszkanie od miasta z przysługującą mu bonifikatą, nie może go zbyć przez 5 lat. Pani P. jednak powoływała się na specjalne porozumienie stowarzyszenia z Zarządem Komunalnych Zasobów Lokalowych. Nigdy go nie zobaczyłem, podobnie, jak statutu stowarzyszenia. Przyjmowała mnie jednak w jego siedzibie, miała wizytówkę, że jest jego rzecznikiem i mediatorem. Jej kontakty z miastem uwiarygodniła lista lokali z danymi najemców, ich adresami i wysokością zadłużenia.

- Sprawa przeciągała się w czasie. Były zapewnienia, że dłużnik już wykupił mieszkanie, że już jest podpisanie aktu notarialnego, ale pani P. nie stawiała się u notariusza, u którego miał być podpisany kolejny akt - z nami. W sierpniu ubiegłego roku przestała odbierać telefon - opowiada Artur. Swoje straty oblicza na 180 tys. zł. - W tym czasie już jeden z pierwszych inwestorów, Janusz, dowiedział się, że został oszukany.

"Naganiacz", który kontaktował zainteresowanych kupnem mieszkań z P. - może dlatego, że jak dzisiaj mówi, nic o oszustwie nie wiedział - poinformował innych inwestorów o tym fakcie.
W tym czasie prezes Stowarzyszenia Pomocy Eksmisyjnej już informował urzędy - m.in. ZKZL, że P. nie ma prawa reprezentować jego organizacji.

Wspomniany Janusz spłacił - jak myślał - dług lokatorów, "kupił" mieszkanie komunalne, przeprowadził dłużników do wyremontowanego, swojego dawnego lokum. Jednak komornik nadal zabierał tamtej rodzinie pieniądze z pensji. Dług więc nie został uregulowany!

Taki sam scenariusz działań P. powtórzyła w tym roku, już z pomocą innego naganiacza - Anny. - Szukaliśmy mieszkania. Trafiliśmy do pani P. Słowo do słowa i zaproponowała mi współpracę. Jest mi wstyd, że dałam się tak wmanewrować - mówi Anna, która w połowie lipca, razem z inwestorem bezskutecznie czekała u notariusza na panią P. i dowód, że lokator - do niedawna dłużnik - mieszkanie wykupił. - Ona nie odbierała telefonów. Potem ktoś zadzwonił, że miała zawał. Szukaliśmy jej. Znaleźliśmy w prywatnej lecznicy, z której potem uciekła. Wtedy wszystko się wydało.

Z naszych informacji wynika, że w ubiegłym roku policja podjęła działania dotyczące P. W kwietniu tego roku śledztwo wszczęła wildecka prokuratura.
- P. podejrzana jest o popełnienie pięciu przestępstw, między innymi o oszustwa i podrabianie dokumentów. Działała w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, wprowadzała w błąd, co do posiadania uprawnień do reprezentowania Stowarzyszenia Pomocy Eksmisyjnej i podejmowała się pośrednictwa w pomocy w nabyciu lokalu w zamian za spłatę zadłużenia. Wprowadzała w błąd, że posiada pełnomocnictwo osób, które lokal użytkowały. Zawierała umowy z osobami trzecimi, które wpłacały jej pieniądze i miały wejść w posiadanie lokalu będącego w gestii ZKZL - referuje Magdalena Mazur-Prus, Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. - Wpływają kolejne doniesienia.

Wobec P. zastosowano dozór policji , zakaz opuszczania kraju (zatrzymanie paszportu) oraz poręczenie majątkowe w wysokości 10 tys. zł.

Pani P. nie skontaktowała się z nami, choć jej prawnik zapewniał, że to uczyni.

*Imiona zostały zmienione

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski