Cennik władzy. Ile trzeba zapłacić za spotkanie z ministrem

Marcin Rybak
30 tysięcy złotych. Tyle musi zapłacić biznesmen za zorganizowanie mu spotkań z najważniejszymi urzędnikami w państwie. Na przykład takimi, którzy mogą pomóc w załatwieniu rządowych zamówień na produkt jego firmy. Dziennikarze portalu GazetaWroclawska.pl i Superwizjera TVN dotarli do cennika takich spotkań. Jego twórcą miałby być niedawny prominentny polityk Prawa i Sprawiedliwości. Co ciekawe, ów polityk i dolnośląski biznesmen zaprzeczają, by taki cennik w ogóle istniał. Tyle że my go mamy na piśmie!

Cennik powstał na przełomie 2015 i 2016 roku. Przedsiębiorca z Jawora Szymon Brocki rozkręcał właśnie nowy biznes – konserwy samopodgrzewające się. Wystarczy przebić kilka otworów w puszce i gotowe. Biznesmen miał już fabrykę wody mineralnej. Produkował i sprzedawał napój energetyczny. Samopodgrzewające się jedzenie było nowym pomysłem. Chciał z nim trafić do służb mundurowych. Bywał na targach wojskowych w Kielcach i Bydgoszczy.

Po raz pierwszy usłyszeliśmy o panu Szymonie jesienią 2016 roku. Wtedy to na stoisku jego firmy na wojskowych targach w Kielcach, zatrzymany został Krzysztof M. - znany przed laty wrocławski biznesmen, a dawno temu poseł Kongresu Liberalno – Demokratycznego. Był poszukiwany przez sąd, bo miał odsiedzieć wyrok za wyłudzanie pieniędzy z banków. Współpracował z firmą z Jawora.

Niedługo potem zaczęły docierać do nas informacje a nawet skargi na biznesową działalność pana Szymona. Próbowaliśmy je weryfikować. Dowiedzieliśmy się, że jakiś czas temu sąd skazał go za groźby karalne. Trafiliśmy też na historię z byłym politykiem w roli głównej.

Był rok 2015. Szymon Brocki sponsorował survivalową imprezę w Karpaczu - „Kill de Devil Hill”. To wyścig na szczyt starej, nieczynnej skoczni narciarskiej. Tu w 2015 roku poznał jednego z zawodników - Mariusza Antoniego Kamińskiego - parlamentarzystę PiS poprzedniej kadencji, wyrzuconego z tej partii po słynnej „aferze madryckiej”, związanej ze służbową podróżą trzech posłów PiS w 2014 roku. Ich żony wywołały wówczas awanturę na pokładzie samolotu.

Polityczna kariera Mariusza Antoniego Kamińskiego była skończona. W 2015 roku założył firmę: Warszawskie Centrum Legislacyjne. „Doradza firmom, jak projekt ustawy, nad którym pracuje rząd albo Sejm, wpłynie na ich branże, ile czasu potrwa proces legislacyjny, jakie mają perspektywy i jaką strategię powinni przyjąć wobec tych zmian". - Przygotowuję analizy prawne, wyjaśniam, jak wygląda praktyka sejmowa, monitoruję prace legislacyjne - mówił tygodnikowi „Polityka” o swoim biznesie.

Czy polityk oferował coś więcej? Mamy kopię dokumentu zatytułowanego „Oferta doradztwa strategicznego”. Przeznaczona jest dla firmy produkującej puszki samopodgrzewające się. Zaczyna się od przedstawienia Mariusza Antoniego Kamińskiego. Są tam m.in. szczegółowe informacje o jego politycznej karierze i zajmowanych stanowiskach.
Oferta obejmuje stworzenie strategii zawierającej m.in. przygotowanie „mapy drogowej sprzedaży produktu dla służb mundurowych”. Owa strategia miałaby być realizowana m.in. poprzez „prowadzenie dialogu na poziomie rządowym (MON, MSWiA), parlamentarnym (posłowie i senatorowie z Komisji Obrony Narodowej oraz Administracji i Spraw Wewnętrznych) i administracji wojskowej”. Mowa jest też o „przekazywaniu decydentom materiałów klienta dotyczących produktu”. I wreszcie najważniejsze - o organizowaniu spotkań z decydentami. Rzecz jasna nie za darmo.

Jeśli klient zdecydowałby się na umowę o stałej współpracy przez minimum 3 miesiące, w cenie 45 – 55 tys zł netto miałby zapewnioną organizację minimum trzech spotkań z decydentami miesięcznie. Gdyby chciał płacić za różne usługi osobno, za każde spotkanie z ważnym politykiem musiałby wyłożyć od 5 do 30 tysięcy złotych „w zależności od pozycji i znaczenia danej osoby.”

Jak miałoby to działać? Firma podaje cenę za spotkanie z konkretną osobą, klient akceptuje, firma zaczyna załatwiać spotkanie.

- I ktoś to napisał w ofercie? - Szymon Brocki uśmiecha się, odpowiadając pytaniem na nasze pytania o dokument, którego kopię mamy. W jego wersji zaproponowano mu „stałą obsługę promowania produktu”. Było spotkanie w Warszawie ale strony nie doszły do porozumienia. Wszystko. „Nie dogadaliśmy warunków finansowych do naszych oczekiwań” - mówi.

Mariusz Antoni Kamiński koresponduje z nami mailowo. Niedoszłą współpracę z firmą od puszek przedstawia inaczej. To on odmówił. „Przedstawiłem ogólną ofertę przygotowaną przez pracownika, dotyczącą wsparcia produktowego. Do współpracy jednak nie doszło. Odmówiłem przyjęcia zlecenia i podpisania umowy. Powodem był fakt, że miałem już kilka innych kontraktów i obawiałem się, że nie podołam czasowo” - napisał nam. Zaprzecza, by jego „oferta” zawierała opisywany przez nas „cennik”. „Jeżeli posiada Pan jakąkolwiek wersję ofert przygotowywanych przez mojego pracownika, dla jakichkolwiek potencjalnych klientów, nawet roboczą (tylko w takiej mogłyby się znaleźć jednostkowe szacunki cenowe), to informuję, że stanowią one tajemnicę handlową naszej spółki ze wszystkimi tego prawnymi konsekwencjami” - napisał były poseł w odpowiedzi na pytania dziennikarza Superwizjera.

Ale na kopii dokumentu, który mamy, wyraźnie napisane jest, że jest on adresowany do firmy od puszek. - To była oferta lobbingowa – opowiada nam były współpracownik Szymona Brockiego. - On mi o niej mówił.
Ale nie podaje konkretów.

Tak czy siak do współpracy nie doszło. Ale dlaczego? Szymon Brocki i Mariusz Antoni Kamiński przedstawiają dwie sprzeczne wersje. W tej sprawie wciąż jest znacznie więcej pytań niż odpowiedzi.

I ta historia wcale nie jest jeszcze skończona.

Czy rzeczywiście to tylko lobbing? O „ofertę” zapytaliśmy Bartosza Kwiatkowskiego, dyrektora Fundacji Frank Bold, zajmującej się przejrzystością życia publicznego i regulacjami prawnymi dotyczącymi lobbingu mówi nam
- To nie jest oferta lobbingowa w rozumieniu polskiego prawa – mówi nam. - Lobbing to wpływanie na proces stanowienie prawa, a nie jego stosowania. Lobbysta zawodowy raczej reprezentuje swojego klienta za pieniądze niż umawia spotkania. Polskie przepisy o lobbingu nie są doskonałe. Jedyną ich zaletą jest to, że w ogóle są.

Niemniej każde spotkanie o charakterze zawodowo-lobbingowym musi być zarejestrowane, a następnie informacja o nim powinna być opublikowana w Biuletynie Informacji Publicznej odpowiedniego organu. W informacji tej podaje się m. in. jakiego przepisu czy aktu prawnego dotyczyło spotkanie i czy doprowadziło do jego zmiany.

- Oferta, o której rozmawiamy brzmi dość dziwnie. Przecież instytucje państwowe zakupów dokonują w oparciu o przepisy Prawa Zamówień Publicznych. Ktoś najpierw za pieniądze organizuje spotkanie z urzędnikiem, a potem instytucja, którą on reprezentuje, organizuje przetarg? Formułując warunki, jakie spełnić musi zamawiany towar? Ja się z tego typu ofertami w branży lobbingowej nie spotkałem - mówi Kwiatkowski.

Nasz rozmówca z fundacji Frank Bold zwraca uwagę na jeszcze jeden problem. To oferta firmy założonej przez byłego polityka. W wielu krajach są bardzo surowe przepisy regulujące zasady przechodzenia z polityki do uprawiania zawodowego lobbingu. Są kraje, w których były polityk musi odczekać nawet pięć lat, jeśli chce zostać lobbystą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Cennik władzy. Ile trzeba zapłacić za spotkanie z ministrem - Gazeta Wrocławska

Wróć na i.pl Portal i.pl