Caryca mediów, Nina Terentiew, nie zna słowa "emerytura"

Anita Czupryn
Mocny charakter, nieprzeciętna osobowość. Jest dworska, elitarna i ma w nosie egalitaryzm. Cechują ją błyskotliwa inteligencja, szalone poczucie humoru i ogromna pracowitość - sylwetkę Niny Terentiew kreśli Anita Czupryn

Siedziba telewizji Polsat przy ul. Ostrobramskiej 77 w Warszawie. Zbliża się dziesiąta rano, więc na parkingu imponującego biurowca zatrzymuje się eleganckie czarne Volvo. Wysiada - ona! Kobieta instytucja, caryca Nina (to określenie wymyślił Tomasz Raczek). Jak co dzień czeka na nią w jej gabinecie na 14. piętrze świeżo zaparzone podwójne espresso, na talerzyku pokrojona marchewka i jabłko posypane cynamonem. W porze lunchu jej znakomita asystentka Kasia Wajda, która prowadzi zeszyt spotkań dyrektor programowej Polsatu, przyniesie jej ekologiczny posiłek.

Gabinet dyrektorki programowej Polsatu jest kolorowy, bo - jak sama opowiadała - przeniosła do niego kawałek swojego domu. Są więc obrazy jej przyjaciółki Hanny Bakuły czy Czarna Madonna namalowana przez Korę Jackowską. Są zdjęcia syna i innych przyjaciółek od serca.

Nina Terentiew zaczyna dzień pracy od spotkań, które nigdy nie chcą się skończyć, i spraw, które wciąż trzeba rozwiązywać. Czasem potrzebuje chwili tylko dla siebie, wtedy przepędza z gabinetu całe zebrane tam towarzystwo. Lubi sobie wtedy przejrzeć tabloidy i w skupieniu przeczytać, kogo z celebrytów złapali paparazzi "Faktu", a z czego aferę robi "Super Express". Nawet nagłe pukanie do drzwi nie przerywa jej koncentracji. Tymczasem w drzwiach ukazuje się głowa jej współpracowniczki i zarazem wieloletniej przyjaciółki Agaty Młynarskiej.

- Nina, mogę… - zaczyna, ale zderzając się z kompletną ciszą, Agata Młynarska z głową wystawioną między drzwiami a futryną milknie. Czeka. Naraz Nina Terentiew, nie podnosząc wzroku znad gazety, rzuca: - No, "Mały"? Zawiesiłeś się? Dlaczego nie mówisz dalej? - Wydawać by się mogło, że Nina nie słucha, a ona nieustannie zachowuje czujność - śmieje się Agata Młynarska. Charakterystyczna dla Niny Terentiew jest ta jej niezwyczajna maniera do nazywania kobiet "po męsku". Stąd na Agatę Młynarską mówi Mały. Do mnie, gdy zadzwoniłam kiedyś z prośbą o wywiad, powiedziała: "Anita, chłopie! Zadzwoń za tydzień, bo zarobiona jestem". Od razu mnie tym ujęła!

Ale wracajmy do gabinetu na 14. piętrze. Jest późny wieczór. Nina podnosi głowę znad papierów. Zmęczone oczy rejestrują coś, co niespodziewanie ją ożywia. - "Mały" - mówi, zwracając się do Agaty Młynarskiej. - Też chciałabym mieć taką apaszkę, jaką ty masz. Chciałabym się w końcu wybrać do sklepu.

Bo Nina Terentiew ma też słabość do ładnych, fajnych ciuchów, wysokich szpilek i oryginalnych okularów. Od zawsze. W młodości, jak opowiadała w wywiadach, ubierała się w znanym i kultowym miejscu - "na ciuchach" w Rembertowie, bo tam w czasach siermiężnej komuny można było znaleźć prawdziwe i oryginalne cacka rodem z USA. - A ja wtedy widzę w niej taką małą dziewczynkę, która chce, żeby się nią zaopiekować - zdradza Agata Młynarska. I dodaje, że Nina Terentiew jest kobietą o dwóch twarzach: inną w pracy, inną prywatnie. Ale zawsze serdeczną dla ludzi.

Kiedy w 2006 roku, po 35 latach pracy w telewizji publicznej, złożyła rezygnację, złośliwi, bo takich nie brakuje, plotkowali, że to koniec kariery długoletniej dyrektorki i władczyni TVP 2. Miesiąc wcześniej nowym prezesem został Bronisław Wildstein. Jak mówiła, nowy prezes nie mieścił się w jej wizji telewizji. Ale ci, którzy wróżyli jej, że nikim już nie będzie, srodze się pomylili. Rynek szybko ją zweryfikował. Jeden telefon od Zygmunta Solorza i w październiku 2006 roku została doradcą programowym właściciela Polsatu. - Jak sobie uświadomię, że już nigdy nikomu nie muszę się tłumaczyć z tego, jak wydaję pieniądze podatnika, to jestem strasznie szczęśliwa - mówiła wtedy.
Była jedyną kobietą w ścisłym męskim gronie władz stacji. Kilka miesięcy później awansowała na dyrektora programowego. Robi wszystko: wprowadza na antenę znakomite seriale, nadzoruje pracami różnych zespołów, jest odpowiedzialna za kanały tematyczne, za rozrywkę, za wielkie programy rozrywkowe, jak "Got to dance" i "Must be the music". Zmieniła sposób prezentowania Polsatu i uczyniła z niego stację, która osiąga rekordowe wyniki oglądalności i w tyle zostawia konkurencję.
Ale Agata Młynarska w rozmowie z "Polską" opowiada, że po przejściu do telewizji Polsat Nina Terentiew musiała się odnaleźć w zupełnie nowej rzeczywistości, na zupełnie nowym terenie, wśród nieznanych jej ludzi. - Siedziałyśmy razem w jednym pokoju, jak dziś pamiętam, na 15. piętrze biurowca. Na jej biurku ustawiłam obrazek Matki Bożej Niezawodnej Nadziei, który dostałam od ojca Jana Góry, postawiłam też nasze zdjęcie z Tunezji, gdzie byłyśmy na wspólnej wyprawie. Ona przywiozła swoje drobiazgi. Spojrzałyśmy na siebie i Nina powiedziała: - "Mały", czy my tu sobie damy radę? - i zaraz sama sobie odpowiedziała: - A kto, jak nie my!

Jak sama mówiła w jednym z wywiadów, u niej proces adaptacji w nowej sytuacji trwa trzy sekundy! Rzuciła się więc w wir pracy, ucząc się tego nowego terenu, i odcięła jak toporem całą przeszłość związaną z telewizją publiczną. Raz Agacie Młynarskiej zebrało się na wspominki: "Nina, pamiętasz, jak to było, kiedy robiłyśmy »Bezludną wyspę«"? - Nina Terentiew spojrzała na przyjaciółkę okrągłymi oczami i odpowiedziała: "My?! »Bezludną wyspę«?! Nie przypominam sobie". Innym razem Agata zapytała: "Nina, a pamiętasz, jak robiłyśmy festiwal kultury kresowej?" - jej szefowa zareagowała ostrzej: "»Mały«, a co ty jesteś kombatantem? Masz na czole wypisane »II wojna światowa«? Wyrzuć to z głowy. Teraz się liczy i ważne jest, co teraz robisz!".

- Kocham ją za to - śmieje się Młynarska i dopowiada: - To jest jej sekret - zero kombatanctwa. Tego się od niej nauczyłam - nie należy zaciągać przeszłości w nadmiarze, nie chwytać się wspomnień, bo one osłabiają siłę. Nina żyje tu i teraz. Dla niej najważniejsze jest to, co robi w danym momencie. To klucz, tajemnica jej młodości. Nina nie uprawia kombatanctwa. Nie bierze udziału we wspomnieniach. Kocha ludzi młodych, a ludzie młodzi kochają ją. Dlatego tak bardzo dobrze rozumie czas, w którym jest.

Zdaniem współpracowników Niny Terentiew ich szefowa zbudowała swoją pozycję w Polsacie na pracowitości, intuicji do ludzi i w uczciwości postępowania w relacji z nimi. Wbrew plotkom o tym, że tworzy dwór, którym się otacza, gdy szła do Polsatu, nie pociągnęła za sobą nikogo z tego dawnego dworu w TVP. Agata Młynarska do Polsatu przyszła miesiąc przed Niną Terentiew, potem dołączyło do zespołu tylko kilka osób z TVP.

- Nina mogła metodą wielu dyrektorów również w Polsacie budować dwór ludzi składający się z tych, których zna i którym ufa. Nie zrobiła tego. Zmierzyła się z tym zestawem ludzi, który otrzymała niejako w schedzie, respektując zasady gry i zasady prowadzenia firmy obowiązujące w Polsacie. Nauczyła się w drugiej połowie swojego życia menedżerowania w komercyjnej stacji, gdzie naprawdę układy polityczne nie mają żadnego znaczenia. Liczy się przede wszystkim wynik komercyjny i to jest ta brzegowa różnica - mówi Agata Młynarska.
Nina Terentiew, nadal posiłkując się swoją legendarną już intuicją, ma niezwykle celne strzały, jeśli chodzi o diagnozę sytuacji. Ludzie chodzą do niej z projektami różnych programów, wystarczy, że spojrzy, by natychmiast, jednym słowem ocenić: "To jest dobre" albo "To słaby projekt, do kosza!". Ale i w pracy bywa, że ta jej prywatna twarz bierze czasem górę. Jak wtedy, gdy zaaferowana, korzystając z krótkiej przerwy na posiedzeniu zarządu, idzie do łazienki. To okazja, żeby złapać ją na korytarzu. I nierzadko zdarza się, że wtedy ją łapią. I mówią: - Nina, ludzka sprawa, muszę do lekarza, bo… (dziecko chore, mama złamała nogę, mąż wyjechał, opiekunka nie dojechała itp.). Nina Terentiew reaguje natychmiast i oczywiście w swoim stylu: - Co ty więc tu jeszcze robisz? Szoruj natychmiast do domu, już cię nie ma - mówi, bo ona życiowe problemy chwyta w lot, rozumie i… daje dyspensę od pracy.

- Jest niesłychanie wymagająca, nawet bezwzględna, ale w ludzkich zdarzeniach potrafi pochylić się nad nieszczęściem - potwierdza Wiesław Walendziak, były prezes TVP. Zauważa coś jeszcze: - Nina nie sprzedaje swojej prywatności. W tym sensie nie jest celebrytką.

Niestety, luzu, jaki daje czasem pracownikom, nie potrafi dać sobie samej. Pracownicy Polsatu mówią, że Nina pracuje dużo i ciężko, bo kocha tę pracę i posiada niezwykle silny organizm. W telewizyjnej branży jest od lat 70. ubiegłego wieku, no i w końcu ma już swoje lata. 14 marca Nina Terentiew skończyła już 67 lat. Jednak ludzie wokół niej nie odczuwają tych jej lat.
- Zdarza się, że zebrania trwają godzinami i niektórzy nie biorą pod uwagę tego, że poza pracą pani dyrektor ma jeszcze jakieś inne życie. Są więc sposoby, by jej o tym czasem przypomnieć - mówi Agata Młynarska.

I tak któregoś dnia, podczas ważnego posiedzenia, Nina odsiaduje kolejną godzinę. Za oknami od dawna ciemno. Nagle wchodzi Agata Młynarska i oznajmia: - Nina, Felek dzwoni. Powiedział mi, że jeżeli nie wrócisz szybko do domu, to się na ciebie obrazi. Nina podniosła się z krzesła, zelektryzowana wiadomością, i z uśmiechem zwróciła się do poważnych menedżerów: - Panowie wybaczą, ale dzwoni mój pies, więc muszę was zostawić - i wyszła. Bo Felek, jej ukochany jamniczek, jest chyba, zaraz po pracy i synu, największą miłością jej życia. Sprawiła mu nawet obrożę wysadzaną kryształkami! Znajomi Niny Terentiew śmieją się, że pies Niny ma lepiej niż ich własne dzieci. Ale jej miłość do zwierząt jest ogólnie znana. Nic jej tak nie porusza, jak los naszych mniejszych braci. A to świadczy też o jej dobrym i miękkim sercu. Taka była od dziecka - już wtedy znosiła do domu różne psie i kocie przybłędy, a nawet myślała o weterynarii.

- Zauważam w końcu, że Nina coraz bardziej rozumie, iż musi dzielić czas na pracę i prywatność. I coraz lepiej jej to wychodzi. Potrafi już nie odbierać telefonów w weekend, wyjechać na dłuższe wakacje, spacerować rano po Polu Mokotowskim, gotować pyszne obiady. Jest szansa, że kiedy będzie miała 95 lat, z pracy będzie wychodzić punktualnie o 16 - żartuje Agata Młynarska.

Prywatnie i tak mówią o niej wszyscy, którzy ją znają, że dyrektorka programowa Polsatu jest ciepłą, serdeczną i fantastycznie ogarniającą życie domowe kobietą. Troskliwie opiekuje się swoją sędziwą mamą, dla której zawsze była ukochaną córeczką. Jak opowiada mi jedna z licznych przyjaciółek Niny, wychowała się ona w cudownym domu. Takim, w którym rodzice zawsze byli wpatrzeni w swoją jedynaczkę, dla których zawsze była najpiękniejsza, najmądrzejsza, najwspanialsza. Wyposażona w takie cechy - miała świetny start w życiu - bez lęku, traum czy biadolenia, że zaprzepaściła jakąś życiową szansę.
Dwa razy była mężatką. Jej pierwszym mężem był Robert Terentiew, z którym ma syna Huberta - dziś znanego radcę prawnego. - Mama? - uśmiecha się Hubert Terentiew, gdy do niego dzwonię, aby podpytać go o matkę. I ucina: - Mamy taką umowę, że ja się o mamie nie wypowiadam. Ona jednak o synu i synowej wypowiada się chętnie i z dumą mówi o przyjaźni z synem i jego żoną Kasią.

To dla pierwszego męża, zaraz po studiach polonistycznych w Warszawie, opuściła rodzinny dom i wyjechała do Kołobrzegu. Tam rozpoczęła karierę medialną - w Radiu Koszalin. Jednak już po roku wróciła do stolicy, do telewizji, i zaczęła pracować przy "Pegazie". Małżeństwo nie wypaliło, ale do dziś jest z byłym mężem w życzliwych, przyjacielskich stosunkach, a on zawsze wyraża się o byłej żonie z uznaniem.

Drugim jej mężem został dziennikarz Tadeusz Kraśko - ojciec znanego dziennikarza telewizyjnego Piotra Kraśki. Ale to telewizja na Woronicza okazała się dla niej na długie lata wielką pasją i największą miłością. Wspinała się po szczeblach odważnie, na sam szczyt. Kiedy została szefową Dwójki, kanał pod jej rządami święcił największe triumfy. A ją okrzyknięto też łowczynią talentów i matką chrzestną wielu polskich gwiazd show-biznesu. Ona sama jednak konsekwentnie przeczy słowom, że ma dar stwarzania gwiazd. - Ja nie stworzyłam żadnej gwiazdy, ponieważ gwiazdy stwarza Pan Bóg - odpowiadała.
Ale to dzięki niej Polska usłyszała o Michale Wiśniewskim i Ich Troje, Justynie Steczkowskiej, Macieju Maleńczuku czy Agnieszce Popielewicz. Zresztą, z Maleńczukiem była ciekawa historia. Nina Terentiew spotkała go w Krakowie, na benefisie Kory w Teatrze Stu. Po benefisie, na bankiecie, a była to już chyba godzina 3 rano, podszedł do niej Maleńczuk i zapytał, czy nie chciałaby zobaczyć scenariusza na program telewizyjny, jaki wymyślił. I wyciągnął wymięty zeszyt z odręcznymi gryzmołami. Nina zaprosiła go do Warszawy. Myślała, że nie przyjedzie, ale zjawił się z tym zeszytem, w którym poukładał sobie swój pierwszy telewizyjny występ.

- Powiadano wtedy o niej z przekąsem, że w różnych warunkach, przy różnych telewizyjnych zawirowaniach, zmianach prezesów, ona trwała niezmiennie i potrafiła sobie dawać radę. W każdej sytuacji potrafiła znaleźć sobie dobre miejsce i dobrą rolę dla siebie. Ja uważam, że ta jej zdolność adaptacji to jej wielka zaleta, a nie wada - mówi w rozmowie z "Polską" Wiesław Walendziak, były prezes Telewizji Polskiej. I wymienia: - W każdych warunkach Nina Terentiew potrafiła robić fajne rzeczy. Czymś takim był w czasach telewizji reżimowej program "XYZ" - żywe rozmowy z ludźmi kultury. Niesztampowe, wyraźnie inne od PRL-owskiej rzeczywistości.
Wiesław Walendziak wspomina, jak z Maciejem Grzywaczewskim udali się do niej z projektem programu "Bez znieczulenia". - Powiedzieliśmy, że chcemy go prowadzić bez cenzury. Był 1991 rok. Podjęła ryzyko. Być może wyczuła ten historyczny moment, ale ja to też traktuję jako jej wielki atut, nie zarzut. "Bez znieczulenia" było wtedy eksperymentem telewizyjnym. Wiem, że musiała stoczyć niejeden bój, aby program w ogóle ruszył, a potem - aby nie spadł. Miała nosa!
To Walendziak, będąc już prezesem telewizji, zaproponował Ninie, aby została wicedyrektorką, a następnie dyrektorką Dwójki. Miała obiekcje. - Jak ja się zmieszczę w tej ekipie pampersów? - powiedziała. Wiesław Walendziak odparł: - Jak to? Jesteś młodym, dobrze zapowiadającym się menedżerem. Kiedy po latach otrzymała propozycję w Polsacie, przekonywał ją podobnie: - Nina, znowu będziesz młodym, dobrze zapowiadającym się menedżerem. I tam też odniosła sukces. Wystarczy popatrzeć na słupki, na pozyskiwanie widza i czas reklamowy. To wszystko jej zasługa. Pogłoski o jej wypaleniu można między bajki włożyć - podkreśla Walendziak.

Kiedy z kolei on sam szedł do Polsatu, to kiedy Nina Terentiew się o tym dowiedziała, popadła w złość. Powiedziała mu: "No, nie, koteczku! Po to cię hodowałam na własnych nogach, żeby teraz jakiś łotr pieścił twoje futerko?!". No, ale cokolwiek by mówić o jej talentach, to nie obyło się też bez porażek. Za taką uważa się "Gwiezdny Cyrk", który spadł z ekranu po protestach obrońców zwierząt, no i miał marną oglądalność - ledwo 2,1 mln widzów. Ona sama też przyznała w rozmowie z "Vivą", że odrzuciła program "Jaka to melodia" czy "Ananasy z naszej klasy". W innym wywiadzie dla magazynu "Party" ujawniła, że nie poznała się na zespole Blue Café. "Gdy przesłuchałam ich demo, wydali mi się nijacy. Rok później wożono ich helikopterami z koncertu na koncert" - opowiadała. Odebrała to jako lekcję - teraz uważnie przygląda się młodym artystom, aby nie przegapić diamentu.

Nina Terentiew cieszy się wiernym i oddanym gronem przyjaciółek. Raz w roku, w jej imieniny, które wypadają w grudniu, organizuje babski wieczór. Przyjaciółki, wśród których są m.in. i Justyna Steczkowska, i Hanna Bakuła, czekają na tę imprezę cały rok, aby tego dnia zrobić osobiste podsumowanie swoich życiowych dokonań i tego wszystkiego, co było w ich życiu dobre. I to jest ich prywatna strefa, a jej "Bezludna wyspa" wciąż trwa, już poza ekranem telewizji i poza światłem kamer.
Na emeryturę nie ma zamiaru przechodzić. - Emerytura?! - dziwi się Agata Młynarska. - W słowniku Niny takie słowo nie występuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl