Cały ten zgiełk: Matematyka na maturze, czyli pokoloruj drwala

Liliana Sonik
W podstawówce fatalna nauczycielka nie nauczyła nas wiele. Braki boleśnie ciągnęły się za mną w Nowodworku. Z matematyką byłam więc na bakier aż do chwili, gdy rewelacyjna prof. Jasieńska sprawiła, że wszystko stało się klarowne. Zwłaszcza logika, która dominowała w ostatniej klasie liceum. Na maturze zdawałam matematykę, bo była obowiązkowa.

A potem wybrałam studia humanistyczne i o cosinusach skutecznie zapomniałam. Do dzisiaj jednak przy sklepowej kasie zdarza mi się w pamięci policzyć należną sumę szybciej niż maszynka. To jednak są rachunki, a nie „prawdziwa” matematyka. Wydawać by się więc mogło, że ucząc się matematyki traciłam czas. Czyżby?

W epoce kultury obrazkowej, chaosu informacyjnego i opinii opartych na emocjach, matematyka uczy dyscypliny myśli i żelaznej logiki. Po prostu oliwi mózgi, jak smar, bez którego najlepszy silnik nie będzie działał poprawnie. Treningu, do jakiego zmusza matematyka, nic nie jest w stanie zastąpić. Kiedyś podobną gimnastykę umysłową niosła znienawidzona (bo też źle uczona) gramatyka, zmuszająca do poznania logiki języka. Z tego jednak już dawno w Polsce w zasadzie zrezygnowano, choć np. we Francji dzieci nawet w niższych klasach podstawówki muszą się ćwiczyć w gramatyce. Rodzic, któremu zależy, żeby jego dziecko w dorosłym życiu umiało logicznie myśleć, powinien docenić rolę „królowej nauk”. I wcale nie chodzi o codzienne rozwiązywanie zadań z dwiema niewiadomymi.

Dawno nie słyszałam czegoś równie bezsensownego, jak opinia Najwyższej Izby Kontroli zalecająca „zawieszenie” egzaminu maturalnego z matematyki, ponieważ wyniki są marne, a poziom nauczanie szwankuje. Podejrzewam, że autorów tego pomysłu nikt matematyki nie uczył, bo popisali się argumentem w stylu „Stłucz termometr, a nie będziesz miał gorączki”. To prawda, że poziom matematyki w polskich szkołach pozostawia wiele do życzenia. Prawdopodobnie dlatego, że długie lata matematyka była lekceważona. Krótkowzroczni rodzice (i szukający ułatwień pedagodzy) wychodzili z założenia, że dzieci męczyć nią nie warto, bo i tak w dorosłym życiu „się nie przyda”. Jest dokładnie odwrotnie: sensowne nauczanie matematyki wyposaża na całe życie.

Jak ewoluowało nauczanie matematyki? Odzwierciedla to stary dowcip. W roku 1970 uczniowie rozwiązywali następujące zadanie: „Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Koszty uzyskania przychodu wyniosły 4/5 tej kwoty. Jaki procent stanowił zysk drwala?”

W roku 1990: „Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa na to drewno kosztowało go 4/5 tej kwoty. Ile zarobił drwal?”

W roku 2000: „Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa kosztowało go 4/5 tej kwoty - czyli 80 zł. Ile zarobił drwal?”

A w roku 2020? „Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Pokoloruj drwala.”

Czy naprawdę takiego stanu rzeczy chcemy?

POLECAMY - KONIECZNIE SPRAWDŹ:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Cały ten zgiełk: Matematyka na maturze, czyli pokoloruj drwala - Dziennik Polski

Wróć na i.pl Portal i.pl