Cała prawda o generale Petelickim - część pierwsza. "Zdobył mnie swoją determinacją"

Rozmawiały Anita Czupryn i Dorota Kowalska
Generał Petelicki z żoną Agnieszką, synem Kacprem i córką Emilką
Generał Petelicki z żoną Agnieszką, synem Kacprem i córką Emilką Fot. archiwum prywatne / wydawnictwo Czarna Owca
O zaskakującym początku znajomości i o tym, czego musiała się nauczyć, obcując na co dzień z tak silną osobowością - opowiada Agnieszka Petelicka, żona twórcy jednostki GROM, w książce "Ostatni samuraj. Rozmowy o gen. Sławomirze Petelickim".

***
Rozmowa z Agnieszką Petelicką jest pierwszym z cyklu artykułów "Cała prawda o generale Petelickim". Kolejne części zostaną opublikowane w serwisie PolskaTimes.pl w sobotę (18 maja) oraz niedzielę (19 maja)
***

Wśród warszawskich taksówkarzy żywa jest opowieść o generale Petelickim, który pewnego wieczoru, idąc ulicą, natknął się na dwóch chuliganów zaczepiających młodą, piękną kobietę. Generał natychmiast przystąpił do działania, aby uratować ją z rąk łobuzów. Spacyfikował ich, a wówczas ta piękna kobieta, pełna podziwu dla jego skutecznej interwencji, miała powiedzieć: "Teraz to już musi się Pan mną zaopiekować". Przyjął wyzwanie i się z nią ożenił. Tak się zaczęła historia Państwa miłości?
Nie, nie. Takie słowa wtedy nie padły. Choć reszta jest prawdziwa.

Nie chodzi o to, czy te słowa padły wtedy, czy później, czy też w ogóle nie zostały wypowiedziane. Chodzi o to, że zarówno generał, jak i Pani staliście się bohaterami legendy, jaką opowiadają swoim klientom warszawscy taksówkarze. A jak było w rzeczywistości?
Był letni wieczór, centrum Warszawy. Chwilę wcześniej pożegnałam się z koleżanką, którą odwiedziłam. Przechodziłam ulicą Marszałkowską i wtedy zaczepiło mnie dwóch ulicznych awanturników. To była klasyczna zaczepka. Nie wiem, czym by się to skończyło, gdyby nagle nie wkroczył mój przyszły mąż, wtedy jeszcze nieznajomy. Okazał się niezwykle męski. Szarmancko zaproponował, że odwiezie mnie do domu. I właściwie ta pierwsza jazda taksówką w jego towarzystwie była początkiem fascynującej podróży, która trwała przez prawie dwadzieścia lat. Wtedy, gdy się spotkaliśmy, on miał już za sobą rozwód, akurat tworzył jednostkę GROM. Był pełen energii, niesłychanych sił witalnych i entuzjazmu. No i - o czym jeszcze wtedy nie wiedziałam - miał taką naturę, że tylko czekał na sposobność, aby wziąć udział w jakiejś utarczce. Nie tylko słownej. Skorzystał więc z okazji albo pretekstu. Umówiliśmy się na kawę. A że świetnie nam się rozmawiało, to zaczęliśmy się spotykać. Przyznam jednak szczerze, że ta cała sytuacja lekko mnie wtedy przerosła i na osiem miesięcy wyjechałam do Londynu.

Sławek zabrał mojego ojca na wódkę i się dogadali. Obiecał, że będzie się opiekował jego córką. Miał bardzo poważny stosunek do naszego związku

Co Panią przerosło?
No... Sławek był prawie w wieku mojego taty.

A Pani ile miała lat?
Dwadzieścia.

Dwadzieścia?!
Byłam w zasadzie dzieciakiem i dopiero zaczynałam dorosłe życie.
Uciekła Pani przed tym uczuciem?
Próbowałam uciec, bo życie pokazało, że przed przeznaczeniem nie można uciec. W Londynie pracowałam i uczyłam się języka angielskiego. Miałam koleżankę, która była stewardesą, i raz w miesiącu przylatywała do Londynu. Nie było wtedy telefonów komórkowych i mój przyszły mąż wysyłał mi przez nią liściki. Po ośmiu miesiącach wróciłam więc do Polski. Nawet nie poinformowałam rodziców, że przylatuję, zamieszkałam od razu ze Sławkiem. Do rodziców poszłam dopiero tydzień później.

Co generał pisał Pani w tych liścikach?
Że nie może beze mnie żyć.

I tym przekonał Panią do siebie?
Przekonał mnie niewyobrażalną wręcz determinacją. To jego powszechnie znana cecha. Ujął mnie też tym, że był inny. A przecież byłam już zaręczona, miałam wyjść za mąż za bardzo przyzwoitego, spokojnego chłopaka. Skrzywdziłam go, niestety. Pierścionek zaręczynowy oddałam jego rodzicom i wybrałam człowieka, który mi zaimponował. Sławek miał w sobie pasję i olbrzymią nieustępliwość w realizacji swoich pomysłów i celów. Był szalony i inny niż wszyscy moi rówieśnicy. Barwnie opowiadał o swoim poprzednim życiu zawodowym, kiedy pracował w wywiadzie. W tamtych dość jeszcze siermiężnych czasach był człowiekiem niezwykle obytym. Dziś świat się zmienił i nawet moje dzieci już go trochę poznały. Podróżują, chodzą do restauracji, biegle znają język angielski. Ale dwadzieścia lat temu rzeczywistość bardzo się różniła od tej, w której żyjemy dzisiaj.

Już podczas tego pierwszego spotkania przedstawił się Pani: "Jestem Petelicki, twórca GROM"?
Ależ on wtedy był no name! Nazwisko Petelicki niewielu osobom coś mówiło. Jednostka była tajna, nikt nie wiedział, co Sławek robi. Ja wiedziałam tyle, że biega po poligonie i przeprowadza selekcje. Potem już sama w jednej uczestniczyłam. Pojechałam z nim na obóz w Bieszczady, kiedy przyjechali kooperanci ze Stanów Zjednoczonych. Asystowałam przy pierwszych treningach żołnierzy. Oczywiście jako obserwatorka.

Nie wybrała się Pani z chłopakami w trasę?
Nie, to było nierealne. Te trasy były zabójcze. Ale Diabeł, mój ulubieniec, robił wszystko, aby mi wydłużyć krok, bo chodziłam, drobiąc małe kroczki. Wciągali mnie ze Sławkiem na najwyższą górę w Bieszczadach, aby mi się ten krok wydłużył. Kiedy już się wspięłam na szczyt, mogłam w nagrodę oddać strzał z pistoletu.

Generał, zabierając Panią ze sobą, chciał pokazać swój świat, podzielić się nim z Panią?
Tak. Byłam z nim w Herefordzie w Wielkiej Brytanii, w bazie sił specjalnych SAS. Jeśli tylko było można, uczestniczyłam w jego życiu zawodowym. Pojechałam z nim i grupą żołnierzy do Oberndorfu, gdzie mieści się fabryka broni Heckler & Koch. Wprowadzał mnie w swój świat. W świat, którym żył dzień i noc. Gdy przyjechali amerykańscy kooperanci, akurat przytrafiła mu się gorączka. A on musiał zjeżdżać na linie, pokazać żołnierzom, jak to robić, musiał być pierwszy. Lekarz postawił go na nogi za pomocą kroplówek. To był facet niezniszczalny!
Nauczył Panią strzelać?
Oczywiście.

I spodobał się Pani ten świat?
Tak. Chyba mam w sobie męski pierwiastek, jakąś ilość testosteronu, bo ten świat bardzo mi pasował. Dla mnie to też była przygoda życia.

No, ale generał nie dość, że był od Pani znacznie starszy, to na dodatek był mężczyzną z przeszłością, po rozwodzie. To Pani nie przeszkadzało?
Dwudziestoletnia dziewczyna o tym nie myśli. Teraz jestem zupełnie innym człowiekiem, zupełnie inaczej patrzę na życie, inaczej myślę o przyszłości. A wtedy? Młoda dziewczyna myśli bardziej o przygodzie życia niż o tym, co będzie za dziesięć czy dwadzieścia lat.

I co na ten Pani afekt rodzice?
Och! Nie tylko rodzice, ale też cała rodzina próbowała wyperswadować mi Sławka. Proszę pamiętać, że do tej pory nie sprawiałam rodzicom żadnych kłopotów wychowawczych, byłam wręcz przykładem dla innych. A tu taka historia! Oficer wywiadu, była żona, dziecko i kolejne enigmatycznie zajęcie związane z niebezpieczeństwem, bronią. Na stabilizację i spokojny, tradycyjny związek się nie zanosiło.

Jeśli Pani słowa przeczytają scenarzyści, zapewne zgłoszą się do Pani, bo to świetny materiał na film.
Pewnie wiele jest takich historii. Wystarczy popytać żony czy partnerki chłopaków z sił specjalnych lub innych formacji.

W którym momencie sama Pani poczuła, że to jest facet, z którym chce Pani iść przez życie?
Myślę, że wiedziałam to od początku.

Na początku to Pani od niego uciekła!
Ale wróciłam i było po wszystkim. Sprawa przesądzona. Ucieczka do Londynu była jedynie próbą walki z przeznaczeniem. Nieudaną próbą.

Jak Pani wytłumaczyła się rodzicom z tego zauroczenia?
Sławek zabrał ojca na wódkę i się dogadali. Obiecał tacie, że będzie się opiekował jego córką. Moich rodziców z pewnością przekonało też to, że bardzo poważnie podszedł do naszego związku. Wzięliśmy ślub kościelny w katedrze Wojska Polskiego, w pięknej oprawie, w wojskowej tradycji, pod szablami. Katedra była zamknięta, bo jednostka tajna, ale uroczystość była wielkim, wspaniałym ceremoniałem. Ślubu udzielał nam biskup Sławoj Leszek Głódź, który potem żegnał męża podczas ceremonii pogrzebowej. Tym ślubem mąż zdobył moich rodziców, mimo że miał już wcześniej żonę, bo oczywiście pojawiła się taka wątpliwość: "Jedną żonę z dzieckiem już zostawił, to może i ciebie zostawić". Ale on był wpatrzony we mnie jak w obraz. Na każdym przyjęciu, na którym zawsze otaczały go kobiety, opowiadał tylko o miłości do mnie, a kiedy urodziły się nasze dzieci - o swoim uczuciu do nich. Jego zaborcza miłość w zasadzie usprawiedliwiała ufność, jaką go darzyłam.
Była go Pani po prostu pewna?
Nie miałam żadnych wątpliwości.

Po jakim czasie znajomości był ten wspaniały ślub?
Po dwóch latach. A może po półtora roku? Zaraz... Miałam dwadzieścia dwa lata, a zatem po prawie dwuletniej znajomości.

Docieraliście się przez te pierwsze dwa lata?
Początki były bardzo burzliwe. Ja - młoda i naiwna, on - samiec alfa, były oficer wywiadu, świetnie manipulujący uczuciami. Byłam za młoda, żeby poradzić sobie z tak trudnym charakterem. Tak wymagającym i apodyktycznym. Oczywiście popełniłam parę błędów i parę razy płakałam w kącie, ale potem zebrałam się w sobie i wyznaczyłam granice. Wypracowałam mechanizm obronny, dzięki czemu mogłam zachować swoją odrębność, swoją tożsamość, i mąż zaczął to bardzo we mnie szanować. Po skończeniu studiów pracowałam zawodowo, założyłam własną firmę, on bardzo mnie wtedy wspierał. Urodziłam dzieci i wszystko spokojnie się ułożyło, staliśmy się partnerami. Wcześniej musiałam się nauczyć, jak z nim postępować. Instrukcja postępowania była jednak prosta, bo to żołnierz.

Musiała Pani pokazać, że jest równie silna jak on?
Właśnie tak.

W czym się z generałem nie zgadzaliście?
To były banalne sprawy, nie chodziło o tematy zasadnicze. Na pewno nie byłam przyzwyczajona do takiego życia, jakie prowadził mój mąż. On był w grupie, z żołnierzami i to oni stanowili dla niego większą wartość niż jego partnerka. Myślę, że do tej pory tak właśnie jest w związkach chłopaków z GROM czy z innych sił specjalnych. Ich łączą ze sobą bardzo silne relacje, oni są w zespole, wyjeżdżają na misje, życie jednego jest w rękach drugiego. Takie więzi mogą być naprawdę silniejsze od tych, które mają ze swoimi żonami czy dziećmi. Trudno było mi się pogodzić z tym, że Sławek lepiej się czuł w towarzystwie kolegów, że potrafił spędzać z nimi dni i noce. Nad ranem zawsze przychodził z Diabłem jako żywym dowodem na to, że z nim spędził całą noc. Z jednej strony, miało to swoisty urok, ale z drugiej - było dla mnie niełatwe. Musiałam się nauczyć, że mój mężczyzna ma swój świat i że ja też muszę mieć swój, aby zachować autonomię i sprawnie funkcjonować.

***
Rozmowa z Agnieszką Petelicką jest pierwszym z cyklu artykułów "Cała prawda o generale Petelickim". Kolejne części zostaną opublikowane w serwisie PolskaTimes.pl w sobotę (18 maja) oraz niedzielę (19 maja)
***

"Ostatni samuraj. Rozmowy o gen. Sławomirze Petelickim", wyd. Czarna Owca. Premiera 22 maja 2013 r.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl