Prokuratura Rejonowa w Głogowie przesłuchała w czwartek mieszkankę Radwanic (pow. polkowicki), wobec której zachodziło podejrzenie, że sprzedała własne dziecko. Prawda (jeśli ta wersja zostanie potwierdzona) okazał się makabryczna.
Mieszkanka Radwanic urodziła dziecko w domu, a później wyniosła je do kotłowni. Podczas przesłuchania przez prokuratora opowiedziała, że rodziła na stojąco i noworodek wypadł na podłogę. Nie sprawdzając, czy żyje, wyniosła je z domu. Gdy po dwóch dniach tam poszła, noworodka już nie było. Na podstawie jej wyjaśnień jest wielce prawdopodobne, że jej mąż spalił zwłoki dziecka w kotłowni.
- Kobieta usłyszała zarzut, że będąc osobą, na której ciążył obowiązek opieki naraziła na niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu lub utraty życia noworodka - informuje Barbara Izbiańska, Prokurator Rejonowy w Głogowie. - Po rozpoczęciu akcji porodowej, nie wezwała służb medycznych, nie podjęła żadnych czynności mogących uratować życie dziecku.
W sprawie jest też zatrzymany mąż kobiety. Mężczyzna nie chce odpowiadać na pytania śledczych. Prokurator postawił mu zarzut poplecznictwa i ewentualnego znieważenia zwłok. Wystąpił też do sądu o zastosowanie aresztu zarówno dla kobiety jak i jej męża. W piątek sąd ma podjąć decyzję w tej sprawie.
Katarzyna B. została zatrzymana przez policję we wtorek, 12 lipca, we własnym domu. Funkcjonariusze pojawili się tam z pracownicami GOPS-u po anonimowym donosie z informacją, że 35-latka była w ciąży, a już nie jest. Pracownice opieki wezwały więc policję i weszły do domu kobiety.
Małżeństwo ma troje dzieci, ale ponad rok temu zostały umieszczone w pieczy zastępczej.
Obojgu grozi do 5 lat więzienia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?