Bunt przedsiębiorców. Walka o przetrwanie czy łamanie prawa? "Jest legislacyjny chaos. Obywatele stracili zaufanie do państwa"

Aleksander Król
Aleksander Król
Jedni otwierają lokale walcząc o przetrwanie, inni są zamknięci bo nie chcą walczyć z systemem. "Obywatele stracili zaufanie do Państwa"Zdjęcia z otwarcia Żółtego Młynka w Rybniku
Jedni otwierają lokale walcząc o przetrwanie, inni są zamknięci bo nie chcą walczyć z systemem. "Obywatele stracili zaufanie do Państwa"Zdjęcia z otwarcia Żółtego Młynka w Rybniku Aleksander Król
W województwie śląskim coraz częściej restauratorzy, właściciele burgerowni lub dyskotek decydują się na otwarcie swoich biznesów, mimo trwającej pandemii i obowiązującego ich branże lockdownu. Mówią, że to ich szansa na przetrwanie, bo pomocy ze strony państwa nie otrzymali. Jednak zdecydowana większość lokali gastronomicznych jest zamknięta i sprzedaje tylko na wynos. I choć właściciele tych restauracji dawno przestali liczyć na pomoc państwa, po prostu nie chcą łamać prawa i obostrzeń wprowadzonych w związku z epidemią. Czy mamy znów do czynienia z falandyzacją prawa i balansowaniem na jego granicy? - Obywatele, w tym przedsiębiorcy, stracili zaufanie do państwa. A jeśli nie mamy zaufania do państwa, nie będziemy szanować ustanawianego przez nie prawa – mówi dr hab. Michał Kaczmarczyk z Wyższej Szkoły Humanitas w Sosnowcu.
  • Bunt przedsiębiorców przybrał niepokojące rozmiary. Jest nie tylko buntem wobec władzy.
  • Czy mamy znów, jak w latach 90., do czynienia z falandyzacją prawa i balansowaniem na jego granicy?
  • "Nie chcemy walczyć z rządem, po prostu nie mamy wyjścia i musimy otwierać biznesy, aby przetrwać".
  • Od pewnego czasu zarówno rządzący, jak i rządzeni, interpretują przepisy i wybierają te, które bardziej im pasują.
  • "Obserwujemy legislacyjny chaos i deptanie procedur. Obywatele, w tym przedsiębiorcy, stracili zaufanie do państwa".
  • Kto ponosi odpowiedzialność za łamanie antycovidowych przepisów przez właścicieli lokali gastronomicznych czy dyskotek?

Jedni otwierają lokale walcząc o przetrwanie, inni są zamknięci, bo nie chcą walczyć z systemem

W poniedziałek, 1 marca, otworzyła się się pierwsza restauracja na popularnej Mariackiej w Katowicach, słynącego z knajp, klubów i restauracji katowickiego deptaku. Właściciel Zdrowej Krowy, bo o niej mowa, wcale nie walczy z systemem, ale - jak mówi - wyjścia nie ma.

- Nie chcemy walczyć z rządem, po prostu nie mamy wyjścia – mówił w poniedziałek w rozmowie z "Dziennikiem Zachodnim" Mariusz Dziadowicz, dodając, że zwlekali z decyzją o otwarciu, bo czekali na pomoc z rządu, ale ta okazała się znikoma.

Przyznał, że liczy się nawet z karami, ale jak wyjaśnia - gastronomia jest tak pokrzywdzona, że musi w końcu otworzyć. - I pokazać, że też istniejemy w tym państwie, że płacimy podatki i należy nas zauważyć – mówił Dziadowicz.

Natalia Sobiech, właścicielka klubokawiarni Żółty Młynek w Rybniku, swój lokal otworzyła 12 lutego. Już pierwszego dnia zapukała do nich policja i sanepid. Wizyta szybko się skończyła, a właściciele Żółtego Młynka byli na nią przygotowani. Wiedzieli, że nie będzie to kontrola żywności, a każda inna kontrola sanepidu musi być zapowiedziana. Ale na tej jednej kontroli się nie skończyło. Otwartym lokalem zainteresowała się później też Izba Celno-Skarbowa. Kontrolowano kasy fiskalne i na szczęście dla właścicieli - skończyło się na upomnieniu.

Takich lokali jak Zdrowa Krowa i Żółty Młynek jest w regionie coraz więcej. Coraz częściej właściciele restauracji czy dyskotek decydują się świadomie złamać prawo zakazujące im działalności w czasie pandemii. Co więcej, swojego działania nie postrzegają jako nagannego. Balansują na granicy prawa, naginając prawo zależnie od doraźnych potrzeb. I nawet jeśli przepisy stworzone przez rząd są sprzeczne, niespójne, albo zwyczajnie niesprawiedliwe dla różnych branż, to przecież znaczenie ma nie tylko litera, ale także duch prawa.

Czy otwarcie restauracji mimo zakazów, z narażeniem się na nieprzyjemności – zarówno te ze strony kontrolujących instytucji, jak i części mieszkańców, właścicielom Żółtego Młynka się opłaciło? Czy gra była warta świeczki i ten bunt nie poszedł za daleko?

- Jeśli chodzi o finanse, to nie żałujemy. Na starcie było dużo osób, teraz wszystko wróciło do normalności. Tłumów nie ma, ale przynajmniej opłacić możemy bieżące rachunki, choć na zaległości nie wystarcza – mówi nam Natalia Sobiech, właścicielka Klubokawiarni Żółty Młynek.

Ale finanse to nie wszystko.

- Na razie nie żałujemy. Nie dostaliśmy kary. Pod względem finansowym nie jest źle, choć zachwycająco też nie jest.
Ale przyznaję, nie śpimy już spokojnie, a raczej na szpilkach. Na każdy telefon podrywamy się, by myślimy, że do kawiarni przyszła policja albo sanepid. To nas bardzo męczy psychicznie – przyznaje Natalia Sobiech.

Dodaje, że nerwy wynagradzają im słowa klientów, którzy przychodząc, dziękują im za to, że się otworzyli, że dali im namiastkę normalności.

- Przychodzi do nas jedna pani, która przyznaje, że bardzo cierpiała z powodu braku kontaktu z innymi ludźmi, że dotąd otaczała się innymi, a nagle wszystko się skończyło. Z tego powodu miała problemy z psychiką. U nas w końcu znalazła to, czego jej brakuje. I to nas motywuje – mówi Natalia Sobiech.

Jednocześnie przyznaje, że mieli też telefony z pogróżkami. Właściciele lokali, którzy decydują się na otwarcie narażają się też na hejt w internecie, słyszą, że otwierając, narażają innych na zakażenia, choć raczej większość internautów im kibicuje.

Zobacz koniecznie

Nie wszystkim pasuje rola buntowników

Jednak nie wszystkim restauratorom i właścicielom pubów pasuje rola buntowników. Nie wszyscy chcą łamać, jeśli już nie literę prawa, bo jego stanowienie – jak zauważają wspierani przez polityków buntujący się przedsiębiorcy - budzi wątpliwości - to przynajmniej ducha prawa, zasady wprowadzane na czas epidemii, z którą nikt sobie w kraju nie radzi.

Ludmiła Student, właścicielka Kulturalnego Clubu w Rybniku, przyznaje, że nie otworzyła lokalu, bo nie chciała walczyć z rządzącymi.

- Nie chciałam przeciwstawiać się i łamać wprowadzonych zasad, choć to nie jest proste. Wydaje mi się, że powinno zostać wprowadzone rozgraniczenie, bo czym innym jest pub, restauracja czy dyskoteka. O ile w przypadku dyskoteki, gdzie ludzie tańczą i na siebie chuchają, trudniej zachować reżim sanitarnym, w przypadku pubu, taki jak nasz, nie ma z tym problemu. Spokojnie można zachować wszelkie procedury, dystanse dwóch metrów między szerokimi stołami, obsługa za barem… Przetestowaliśmy to już w ubiegłym roku latem. W wakacje mieliśmy ogródki, działające z zachowaniem reżimu – mówi Ludmiła Student, dodając, że to działało i było bezpieczne.

Dlatego teraz – tak jak co roku – złożyła wniosek do rybnickiego magistratu o zajęcie kawałka płyty rynku pod ogródek letni, mając nadzieję, że będzie mogła go w ogóle otworzyć. Urzędnicy z Rybnika próbując pomóc restauratorom, zdecydowali się na obniżenie kwoty czynszu do 1 złotówki za metr kwadratowy powierzchni ogródka na rynku.

Ludmiła Student ma nadzieję, że będzie mogła na wiosnę zaprosić klientów do ogródka KC, by mieć jakiekolwiek przychody – puby z reguły nie prowadzą działalności na wynos?

- Dopiero w zeszłym tygodniu dostaliśmy rządową pomoc, a jesteśmy zamknięci od października. Już bałam się, że pracownicy odejdą – mówi Student.

Czy nigdy nie kusiło jej, by – tak jak niektórzy – iść pod prąd, dogadując się z jakąś polityczną grupą reprezentującą strajkujących i mimo wszystko otworzyć?

- Oczywiście, że to rozważałam. Przyznaję, że kontaktowałam się nawet z Romanem Fritzem z Konfederacji, która pomaga przedsiębiorcom w lockdownie, ale zrezygnowałam. Także dlatego, że tym, którzy się przeciwstawią, mogą odebrać wcześniejsze pomoce finansowe, a wówczas byłoby po nas. Nie mogę ryzykować – mówi Ludmiła Student.

Falandyzacja prawa. Nikt w Polsce nie szanuje już prawa

Zjawisko balansowania na granicy prawa wyrażona w tzw. buncie przedsiębiorców przybrało niepokojące rozmiary. Czy mamy zatem ponownie, jak w latach 90., do czynienia z falandyzacją prawa? Zarówno rządzący, jak i rządzeni, interpretują przepisy i wybierają te, które bardziej im pasują. Dr hab. Michał Kaczmarczyk z Instytutu Nauk Prawnych Wyższej Szkoły Humanitas w Sosnowcu przyznaje, że obserwujemy legislacyjny chaos, przez co nikt nie ma już szacunku do prawa.

- Jeśli władza wprowadza obostrzenia, które w sposób oczywisty naruszają prawo i są niekonstytucyjne, trudno się dziwić przedsiębiorcom, że szukają sposobów, by te obostrzenia omijać. Mało kto ma dziś poczucie, że kolejne decyzje rządu podejmowane w ramach walki z pandemią są przemyślane, racjonalne i zgodne z przepisami. Przeciwnie, obserwujemy legislacyjny chaos i deptanie procedur. Obywatele, w tym przedsiębiorcy, stracili zaufanie do państwa. A jeśli nie mamy zaufania do państwa, nie będziemy szanować ustanawianego przez nie prawa – mówi dr hab. Michał Kaczmarczyk.

Dodaje, że w Polsce wystąpił stan nadzwyczajny, organy władzy działają zgodnie z logiką zdarzeń, wynikającą z warunków klęski żywiołowej, ale bez formalnego wprowadzenia stanu nadzwyczajnego, a zatem wbrew obowiązującemu porządkowi prawnemu.

Zobacz koniecznie

- Do tego zakazy prowadzenia działalności gospodarczej są ustanawiane w rozporządzeniach, a nie w ustawie, jak nakazuje Konstytucja - mówi.

To jawne lekceważenie prawa przez władzę. A kto sieje wiatr, ten zbiera burze – mówi dr hab. Kaczmarczyk.

Dodaje, że przedsiębiorców z branży gastronomicznej pozostawiono bez realnej pomocy.

- Państwo zamknęło ludziom firmy, odbierając tysiącom Polaków możliwość zarobkowania i nie dało niczego w zamian. Do tego nikt nie tłumaczy restauratorom, dlaczego ich lokale muszą być zamknięte, skoro otwarte są galerie handlowe, kasyna, kościoły czy hotele. W działaniach rządu brak elementarnej logiki i konsekwencji, brak też komunikacji i konsultacji. Władza działa jak monarcha absolutny, metodą faktów dokonanych, uznając, że posiada monopol na rację – podkreśla Michał Kaczmarczyk.

Dodaje, że w tych okolicznościach rozumie bunt przedsiębiorców, którzy walczą o przetrwanie. - Łamanie obostrzeń antycovidowych to nie ich odpowiedzialność. To odpowiedzialność rządzących – kończy.

Współpraca: LOTA

Na filmiku powyżej: właściciel restauracji w Cieszynie liczy, że sąd uchyli mu karę 30 tysięcy złotych nałożoną przez sanepid.

Musisz to wiedzieć

Bądź na bieżąco i obserwuj

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Bunt przedsiębiorców. Walka o przetrwanie czy łamanie prawa? "Jest legislacyjny chaos. Obywatele stracili zaufanie do państwa" - Dziennik Zachodni

Wróć na i.pl Portal i.pl