18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Bomboniarz z Brady, czyli nasz 101-letni dziadek Józef Braszczok na czołówkach gazet

Monika Krężel
Prawnuk Józefa Stanisław Braszczok z żoną Heleną, córką Grażyną i wnuczką Wiktorią
Prawnuk Józefa Stanisław Braszczok z żoną Heleną, córką Grażyną i wnuczką Wiktorią Marzena Bugała-Azarko
Przedwojenna gazeta "Polonia" publikuje w 1935 roku tekst o 101-letnim Józefie Braszczoku, najstarszym mieszkańcu na Górnym Śląsku. Pochodził z kolonii Brada należącej do Łazisk Górnych. Odnaleźliśmy jego rodzinę. W domu, który wybudował, mieszka już piąte pokolenie. O tej rodzinnej, śląskiej historii pisze Monika Krężel

Dziennikarz "Polonii", wydawanej przez Wojciecha Korfantego, wybrał się specjalnie do Łazisk, by porozmawiać z Józefem Braszczokiem. Tekst ukazał się 13 października 1935 roku, na dwa tygodnie przed 101. urodzinami jubilata.

"W Łaziskach Górnych i okolicy stary Józef Braszczok znany jest niemal wszystkim mieszkańcom pod przezwiskiem "bomboniarza". Znają go wszyscy jako bardzo wesołego i przez wszystkich lubianego staruszka, który nie tak dawno jeszcze zwoził z dworca w Bradzie do sklepów w Łaziskach i Wyrach różne towary. Dzieci często zachodziły mu drogę, bo wiedziały, że stary Braszczok chętnie się przy nich zatrzyma i będzie rozdzielał cukierki. Stąd też przezwisko "bomboniarz". Również starsi lubili starca i chętnie słuchali jego piosenek, deklamacyj oraz przysłów" - pisał dziennikarz.

140 jego potomków przyszło na urodziny

- To prawda, co napisano o pradziadku - mówi Stanisław Braszczok, prawnuk najstarszego mieszkańca Górnego Śląska w latach 30. XX wieku. - Gdy pradziadek był na emeryturze, miał konika i furmankę. Mój tata opowiadał, że na Bradzie była tzw. ekspedycja, koleją przywożono towary i przesyłki. I pradziadek rozwoził towar do sklepów Radka, Turczyka i Lipińskiego, w ten sposób sobie dorabiał. Gdy dzieci wracały ze szkoły, on częstował je cukierkami.

Stanisław Braszczok mieszka z rodziną na Bradzie. - Wielu potomków Braszczoków tutaj żyje, choć nazwisko częściowo wyginęło. W męskiej linii jestem najstarszym je noszącym - mówi.

Tymczasem w domu, w którym urodził się bohater tekstu w "Polonii", mieszka jeszcze jego wnuczka, 91-letnia Helena Jaśniok.

- Ciocia Lejna dobrze pamięta swojego dziadka, nosiła mu mleko i masło. A nie pamięta własnego ojca, bo ten zmarł, jak miała sześć tygodni - opowiada Stanisław Braszczok.

Ruszamy więc do pani Heleny, którą opiekuje się jej bratanica Renata Czechowska. Jak to jest, gdy pamięta się kogoś, kto urodził się w 1834 roku!? Niesamowite, ale możliwe!

Pani Helena, drobna staruszka, choć ma kłopoty ze słuchem, powoli odpowiada na pytania. - Dziadek był wesoły - wspomina. - Jak przychodziło się do niego, to zawsze opowiadał jakieś legendy. No i "bomboniarz" na niego wołali. Zawsze też coś śpiewał. Pamiętam jedno z jego przysłów: "Jak będziesz mieć kapsa jak ciela, to będziesz mieć przyjaciela".

Na Bradzie mieszka jeszcze jedna wnuczka Józefa Braszczoka. Anna Ucka ma 97 lat.
Gdy Józef Braszczok kończył 100 lat, pierwszy raz w życiu... jechał samochodem. - Auto zawiozło go na mszę do kościoła w Łaziskach, to była trzykilometrowa trasa - śmieje się Stanisław Braszczok. Na 100-lecie urodzin odnotowano krótko w prasie, że jubilat miał ośmioro dzieci, z czego troje zmarło, ale "obecnie posiada 44 wnuków, 56 prawnuków, 3 praprawnuków". Gdy obchodził 101. urodziny, przyszło go odwiedzić 140 potomków.

Uczono go po polsku

Józef Braszczok przyszedł na świat - według dokumentów - 30 października 1834 roku, choć twierdził, że urodził się we Wszystkich Świętych, w zaborze pruskim oczywiście. Na Bradzie mieszkało wówczas zaledwie sześć rodzin. Dzisiaj jest ich około 125. W dokumentach parafii św. Wojciecha w Mikołowie (bo w Łaziskach nie było jeszcze kościoła) zapisany jest jako Josef Brasczok.

"Ojciec jego był górnikiem. W domu była straszna bieda. Choć było ich trzech braci, ojciec nie mógł ich wyżywić. Zarabiał tylko siedem tzw. "czeskich" na miesiąc. Ojciec Braszczoka był poddanym księcia pszczyńskiego, który miał swych inspektorów na dworze w Wyrach. Pracować musiał więcej dla pana, jak dla siebie. Jak ktoś coś przeskrobał, tego brano do dworu i tam karano chłostą" - pisał dziennikarz w 1935 roku.

"Całe życie ciężko pracował. Skończył trzy klasy szkoły w Orzeszu, gdzie uczono po polsku, a rechtór też był Polakiem. Gdy miał 12 lat, opuścił dom, by sam zarabiać na kawałek chleba. Dostał się na dwór w Mysłowicach. Tutaj był świadkiem, a nawet sam uczestniczył, w przemycie bydła z byłej Kongresówki na Śląsk. B. Kongresówkę lud na Górnym Śląsku zwał Polską".

Mając 13 lat, Józef Braszczok został górnikiem. Fedrował węgiel na Bradzie, ale tym samym sposobem, jak dziś fedrują biedaszybowcy. Na prawdziwą kopalnię dostał się, gdy miał 15 lat. Pracował wówczas na kopalni w Chropaczowie, a później dostał się na kopalnię "Ferdynand" w Katowicach, gdzie pracował blisko 50 lat.

W szpitalu jak pielęgniarz

- Nasza Brada nazywana była Bradegrube. Rodzina pradziadka miała tutaj dziewięć mórg. I rzeczywiście była tu kopalnia, gdzie fedrowano jak w biedaszybach - mówi Stanisław Braszczok. - Pradziadek Józef do pracy w Katowicach szedł piechotą, to było około 20 kilometrów w jedną stronę. Chodził tak raz w tygodniu, bo nie było wtedy jeszcze kolei. Potem, gdy ją wybudowano, to już normalnie jeździł - dodaje. Na kopalni pracowało się wtedy po 12, a nawet i 16 godzin.

Pod koniec życia stulatek mieszkał u jednej ze swoich córek. Dostawał rentę ze Spółki Brackiej. Z tej renty utrzymywał córkę, wnuki i prawnuki.
U współczesnych Braszczoków pamięć o dziadku jest bardzo głęboko przechowywana. - Mamy wyciągi z ksiąg parafialnych kościoła w Mikołowie, w których rodzina figuruje jeszcze jako Brasczok. Nie wiadomo, kiedy pojawiło się Braszczok - mówi pan Stanisław, który ma akty urodzenia dziadków i pradziadków, archiwalne zdjęcia i wycinki z gazet, które pisały o słynnym pradziadku.

W czasie pracy na katowickiej kopalni pradziadek miał dwa wypadki. Raz został zasypany, uratowali go koledzy. To było w latach 70. XIX wieku. Dziennikarz zanotował, że przez cztery miesiące leżał w szpitalu w Siemianowicach. Po drugim wypadku był leczony w szpitalu w Orzeszu. - Opowiadał później, że nie chcieli go wypisać ze szpitala, bo był niezwykle życzliwy i miał dobry wpływ na innych pacjentów. Nie bał się chorób zakaźnych, opiekował się innymi. Lekarze byli z niego bardzo zadowoleni - mówi Stanisław Braszczok.

Katowice - staw i trzęsawiska

Niewiele tekstów, a tym bardziej reportaży dotyczy tego, jak wyglądały Katowice w XIX wieku. Przy okazji wywiadu ze 101-latkiem dziennikarz wypytuje go o Katowice. Józef Braszczok wszystko świetnie pamiętał. "Tam, gdzie jest dzisiaj rynek katowicki, był staw i trzęsawiska. Domów murowanych nie było wiele. Wszystkie domy były budowane z drzewa. Węgiel z kopalni "Ferdynand" dowożono na dworzec furmankami. Tam, gdzie jest dziś ulica Piłsudskiego (dzisiaj ul. Warszawska - przyp. red.) były pola zasiane zbożem" - tak zapamiętał Józef Braszczok lata 60. XIX wieku. I dalej: "Kościołów w Katowicach nie było. Na mszę trzeba było chodzić do Bogucic. Istniały natomiast w Katowicach trzy cynkownie, a mianowicie na Koszutce, Karbowie i Katowickiej Hałdzie" - relacjonował reporterowi. Dodał, że na kopalni "Ferdynand" początkowo płacili bardzo marnie. Ale gdy później wybudowano kolej, nadeszły również dla górników złote czasy. "Braszczok chwali sobie te czasy, bo zarabiał wówczas dużo marek i mógł sobie wybudować domek na Bradzie" - doniósł dziennikarz.

Skąd tutaj przyszliśmy?

Domek, który wybudował Józef Braszczok, stoi do dzisiaj, choć został rozbudowany i otynkowany. Mieszka w nim jedna z jego prawnuczek - Renata Czechowska z rodziną. Opiekuje się 91-letnią ciocią Lejną, wnuczką Józefa. - Tata opowiadał o swoim dziadku, że musiał paść z nim krowy - wspomina Renata Czechowska.

Józef Braszczok ożenił się z Marią z domu Mendetzki w 1858 roku. - Pradziadek był o 10 lat starszy, prababcia była kilkunastoletnią dziewczyną, gdy wychodziła za mąż. Dziecko się urodziło, a ona od czasu do czasu chodziła na zabawy do restauracji "U Suchonia". Dziadek raz zabawił się w ducha, nałożył prześcieradło i wystraszył wracające z zabawy dziewczyny. Maria po powrocie opowiedziała mężowi, co ją spotkało i że już nigdy nie pójdzie na zabawę - śmieje się Stanisław Braszczok.

Żona Józefa zmarła w 1922 r. Pradziadek przeniósł się wtedy ze swojego domu do jednej z córek i tam mieszkał do śmierci. Ale członkowie rodziny mieli przykazane, by go utrzymywać. Dlatego ciocia Lejna nosiła mu mleko i masło. - A co więcej, dziadkowi trzeba było też dostarczać węgiel - mówią jego potomkowie.
Pole, które należało do rodziny Braszczoków, było w okolicy dzisiejszej ul. Torowej. Za czasów życia Józefa w Bradzie żadna ulica nie miała nazwy.

- Zastanawialiśmy się nieraz, skąd pochodzi nasza rodzina, a jesteśmy Ślązakami od pokoleń. Tata wspominał, że być może jesteśmy potomkami Niemców, którzy przyszli tu znad Wołgi - mówi Renata Czechowska. - A ja z kolei słyszałem, że pochodzimy spod Berlina. Nie było tam pracy i rodzina wędrowała na wschód, doszła aż do Brady, gdzie mężczyźni pracowali w cegielni. Była taka nieopodal dzisiejszej ulicy Torowej - mówi Stanisław Braszczok.

Józef w wojsku nie służył

- Gdzieście służyli w wojsku? - spytał dziennikarz Józefa Braszczoka. - A czy ja był głupi? Mnie nie schwycili. A jeżeli kogo schwycili i zaprowadzili do Gliwic, to i tak im uciekł - wyjaśnił.

"Wynika z tego, że górnoślązacy po wsiach nie- mało kłopotu sprawiali Niemcom chcącym ich wymusztrować na żołnierzy. Ze starych górnoślązaków nikt się nie spieszył służyć w armji pruskiej, by walczyć i ginąć za Prusy w wojnach z Duńczykami, Austrjakami czy Francuzami" - skomentował dziennikarz. "Stary Braszczok pamięta wojnę austriacką w roku 1866, w czasie której - jak pisał dziennikarz - "austrjackie wojsko maszerowało przez Bradę w stronę Tych".

Józef Braszczok zmarł 19 marca 1936 roku, pół roku przed 102. urodzinami. "Polonia" odnotowała, że zmarł najstarszy człowiek na Górnym Śląsku.

Jak faja pojechała do chrztu...

W wojsku służył za to syn Józefa Braszczoka - Franciszek. - To był mój dziadek, a służył, jak to się mówiło, "u Wilusia" - opowiada Stanisław Braszczok. - Służba trwała długie lata. A jak szoł do cywila, to dostał tak zwano "faja". To była piękna pamiątka z porcelanowym kubkiem, rzeźbionymi w kości elementami, z wypisanym jego nazwiskiem i nazwiskami wojaków z całego plutonu. Faja ma metr dwadzieścia długości, jest przepiękna. Dziadek w testamencie zapisał, że ma ją dziedziczyć pierwszy syn w rodzie. Mój ojciec ją odziedziczył, bo był pierwszym synem.

No, a potem faja wyjechała do Lubina, bo w rodzinie przychodziły na świat córki i dopiero mojemu najmłodszemu bratu, który mieszka w Lubinie, urodził się syn Wojciech. Jak był chrzczony, to do chrztu faja też pojechała - śmieje się Stanisław Braszczok. - Choć dla mnie największą bohaterką w rodzinie jest babcia Ana, żona Franciszka. Została sama z dziewięciorgiem dzieci, najmłodsze miało sześć tygodni, a jest to wspomniana ciocia Lejna. I ta nasza babcia potrafiła wychować wszystkie dzieci i jeszcze pomagała słynnemu pradziadkowi.

Pan Stanisław ma dwie córki Bogusławę i Grażynę. I troje wnuków: Wiktorię, Adama i Marcina, którzy są już prapraprawnukami Józefa Braszczoka, najstarszego człowieka na Górnym Śląsku. Mają coś bezcennego - wiedzę, gdzie są ich korzenie i kim byli ich przodkowie.


*Strajk generalny 26 marca w woj. śląskim
*Bandycki napad na sklep w Mysłowicach ZOBACZ WIDEO
*ZOBACZ luksusowe samochody prezydentów miast. Po co im to? ZOBACZ ZDJĘCIA
*Serial Anna German [STRESZCZENIA ODCINKÓW]

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Bomboniarz z Brady, czyli nasz 101-letni dziadek Józef Braszczok na czołówkach gazet - Dziennik Zachodni

Wróć na i.pl Portal i.pl