Bogusław Leśnodorski: Nie mam już życia prywatnego...

Tomasz Dębek
Tomasz Dębek
Bartek Syta/Polskapresse
- Mam taką naturę, że gdybym miał kreować swój wizerunek, to by mnie to męczyło. Jeśli coś się robi, to trzeba być w zgodzie ze sobą. Ciągle słyszę, że reguły mediów są takie, że dziś mnie kochają, ale czekają tylko, aż się potknę - o męczącej popularności, stosunkach z Mariuszem Walterem oraz ITI, wizji Legii w Lidze Mistrzów i sensacyjnych doniesieniach transferowych z Bogusławem Leśnodorskim, prezesem mistrza Polski, rozmawiają Tomasz Biliński i Tomasz Dębek.

Bliżej Panu do bycia celebrytą czy do chronienia swojej prywatności?
Zdecydowania to drugie. Popularność jest męcząca. Tylko jak to można zrobić? To chyba niemożliwe.

Dużo się o Panu mówi, ale nie widać, żeby paparazzi Pana męczyli.
(śmiech) Jestem im za to wdzięczny. Trochę już miałem do czynienia z mediami, funkcjonuję bardziej publicznie niż wcześniej. To jest słabe. Nic nie można zrobić. Wchodzisz na Foksal i już 40 osób relacjonuje, co kto zrobił. Prezes, piłkarz, wszystko jedno. Nie wchodząc w szczegóły, wydaje mi się, że to wynik ogromnego zapotrzebowania społeczeństwa i mediów na informacje o sporcie. Tego, jak wiele ludzi chciałoby, żeby działo się tam coś pozytywnego. Piłka nożna to chyba najważniejsza rzecz w Polsce, jeśli chodzi o zrywy społeczne. A Legia już w ogóle jest klubem, wobec którego wszyscy mają duże oczekiwania.

Pytamy o prywatność, bo kiedy został Pan prezesem, pojawiło się kilka artykułów - o Panu, ale bez Pana. Czytał je Pan?
Tak. Jeden gość, chyba z NaTemat, coś pojechał, ale poza tym to prawda. Ja się z tego cieszę, bo prywatnie nie jestem męczony. Całe szczęście, ludzi bardziej interesuje sfera sportowa. Czasem powie się coś mniej lub bardziej ciekawego, ale dla kibiców najważniejsza jest piłka i to, co dzieje się w klubie. To dobrze. Gdyby wszyscy odpuścili sobie wyniki drużyny i zajęli się moim życiem prywatnym, to by była jakaś tragedia. (śmiech)

Mimo to w mediach ma Pan wizerunek osoby dość kontrowersyjnej.

Nie za bardzo to rozumiem. Na początku zdziwiłem się, że jest takie zainteresowanie. Miałem kilka rozmów na temat tego, że może powinno się tego unikać. Z drugiej strony - jakim klubem mają się zajmować media, jeśli nie Legią? Zbiegło się to też z tym, że słabiej idzie np. Wiśle. Poza tym mam taką naturę, że gdybym miał kreować swój wizerunek, to by mnie to męczyło. Jeśli coś się robi, to trzeba być w zgodzie ze sobą. Ciągle słyszę, że reguły mediów są takie, że dziś mnie kochają, ale czekają tylko, aż się potknę. W związku z tym nie powinienem z niektórymi rozmawiać. To już w ogóle jakiś absurd. Nie rozmawiać, bo źle o nas piszą? Chyba wręcz odwrotnie, żeby przekonać, że wcale nie jest tak źle.

Innych prezesów klubów ekstraklasy trudno jednak zobaczyć w mediach…

Może nie mają tyle wolnego czasu co ja? (śmiech)

Ma Pan czas na pracę dla kancelarii prawniczej?
Odkąd zostałem prezesem Legii, kompletnie się odsunąłem. Staram się pomagać swoim wspólnikom i kancelarii, ale codzienne funkcjonowanie jest niemożliwe. Ale myślę, że to się zmieni. Legia będzie stawała się organizacją coraz bardziej stabilną, która będzie sobie sama radziła.

A na nartach kiedy był Pan ostatnio?
Już nie pamiętam, teraz na pewno nie ma na to żadnych szans. Moje życie prywatne legło w gruzach.

W jednym z pierwszych tekstów o Panu, w "Newsweeku", jest napisane, że imprezował Pan do rana, a później szedł na trening pływacki.
Dlatego nie odnalazłem się w sporcie. Ale to, że tak bywało, nie znaczy, że to była norma. Nigdy nie byłem mocno skoncentrowany na jakiejś konkretnej dyscyplinie sportu. W Stanach Zjednoczonych trenowałem futbol amerykański, wcześniej chodziłem do szkoły pięcioboju nowoczesnego i pływałem. Tak czy inaczej chyba każdy młody człowiek robił takie rzeczy jak imprezowanie. Może byliśmy bardziej żywi i mieliśmy więcej szalonych pomysłów, ale nie mam poczucia, że odbiegało to jakoś od normy.
Interesuje się Pan też sportami ekstremalnymi. Nie brakuje Panu adrenaliny z nimi związanej?
Adrenalinę czuję na co dzień w klubie. (śmiech)

Dużo Pan spędza w nim czasu?
Praktycznie non stop, od rana do wieczora. Ale to nie tylko mnie dotyczy.

Legia ostatnio mocno odmłodniała. Są młodzi piłkarze, jest młody prezes, który dobiera sobie młodych współpracowników, jak nazywany Pana prawą ręką Dominik Ebebenge czy nowy rzecznik prasowy Izabela Kuś. To jakaś zaplanowana akcja wizerunkowa? W innych klubach raczej ciężko jest się przebić osobom bez znajomości czy dużego doświadczenia.
Są młodsi i mniej młodzi. Pan Lucjan Brychczy do młodzieniaszków przecież nie należy. To nie kwestia wieku, ale kompetencji i zapału. Nie było więc jakiegoś zaplanowanego stawiania na młodzież. Piłka nożna jest przedsięwzięciem, zarówno pod względem sportowym, jak i biznesowym, w którym bardzo liczy się doświadczenie. A jeśli chodzi o inne kluby… Chyba w całym polskim sporcie wciąż rządzi, jak to mówią media, "beton". Ci ludzie trzymają się stołków za wszelką cenę, przez długie lata. Jeśli to się nie zmieni, będzie słabo. Ale w piłce sytuacja chyba się poprawia. Patrząc na ekstraklasę, jest duża zmiana jakościowa, jeśli chodzi o podejście do młodych ludzi. To napawa optymizmem.

To co zaważyło na tym, że zdecydował się Pan zostać na stanowisku dłużej? Gdy rozmawialiśmy w maju, mówił Pan, że musi się Pan nad tym zastanowić.
Wierzę, że uda się coś tu zrobić. Głównie w dłuższej perspektywie. Wątków jest mnóstwo. Od Akademii, opieki medycznej, pedagogicznej, przez współpracę z wielkimi klubami w Europie, do aspektów z kibicami i współpracy z miastem. Przed przyjściem do Legii dużo sobie wyobrażałem, ale niewiele wiedziałem. Po ponad pół roku mój poziom świadomości wzrósł.

Franciszek Smuda twierdzi, że jest inaczej. Pewnie czytał Pan jego wypowiedź na Pana temat?
(śmiech) Mało co się nie popłakałem ze śmiechu. Komiczne, ale świetne. W ogóle jestem za tym, żeby w życiu było kolorowo, ciekawie. A taki Smuda dodaje lidze kolorytu. Moja wypowiedź nie była żadnym atakiem personalnym w jego stronę. Mam swoje zdanie i tyle. Ktoś się zapytał, ja odpowiedziałem. Jeśli ktoś decyduje się na pracę selekcjonera kadry, to powinien wiedzieć, że to dla Polaków ważna sprawa i ludzie będą wyrażać na jego temat swoje opinie. Nie chodzi nawet o porażki na Euro 2012, ale o ich styl. Wyglądało to, jakbyśmy w ogóle nie mieli trenera. Chłopaki kopali piłkę do przodu i liczyli na to, że Lewandowski coś zrobi. Jeśli buduje się nie wiadomo jakie oczekiwania, to trzeba też znaleźć moment na autorefleksję.

Były właściciel Legii Mariusz Walter namawiał Pana, by został na dłużej?
Nie no, skąd? Pan Mariusz nie jest żadną ze stron. Prywatnie też nie mamy ze sobą kontaktu, jedynie na meczach rozmawiamy. Ja kiekolwiek negocjacje na temat mojej przyszłości toczyły się między osobami, które zarządzają ITI, czyli Wojciechem Kostrzewą, Aldoną Wejchert i Piotrem Walterem.

Chyba Mariusz Walter jest osobą najbardziej emocjonalnie związaną z Legią. W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" nie mógł się Pana nachwalić.
Nie wiem, czy to dobrze. (śmiech) Jego konikiem jest Akademia Piłkarska i fajnie, że teraz może się trochę pocieszyć. Kurczę, facet wziął na siebie naprawdę kosmiczne inwestycje. Do tego był wytrwały i nie rzucił tego wszystkiego w kąt, gdy coś poszło nie tak. Stracił przez to bardzo dużo zdrowia i emocji. Ja natomiast się cieszę, że mogę korzystać z jego ogromnej wiedzy oraz doświadczenia.
Mówił też, że jest Pan materiałem na bardzo dobrego prezesa przez wiele lat.
To miłe, bo on już kilku widział. (śmiech)

Po kilku niewypałach mogło mu być ciężko zaufać kolejnemu prezesowi.
Pan Mariusz jest silną osobowością. Każdy członek rady nadzorczej czy prezes klubu bierze czy brał na siebie odpowiedzialność. Późniejsze tłumaczenia, że ktoś komuś coś kazał, to dziecinada. Jeśli nie chcesz podejmować decyzji, to zrezygnuj.

Ponoć gdyby nie poparcie Aldony Wejchert, to nie zostałby Pan prezesem.
Jest akcjonariuszem, zasiada w zarządzie, więc musiała się zgodzić na ten wybór, a nie mnie popierać. Znam ją, Wojtka Kostrzewę i kilka innych osób z zarządu, głównie z Polskiej Rady Biznesu. Aldona była akurat przy tym, jak pod koniec sezonu 2011/12, w którym Legia fatalnie przegrała mistrzostwo, powiedziałem, że to jakaś masakra i moja noga więcej nie postanie na meczu Legii. Odpowiedziała, że skoro jestem taki mądry, to żebym sam został prezesem. Ktoś to usłyszał, później był konkurs, w którym wystartowałem, i tak dostałem tę pracę.

ITI rzuca Legii kłody pod nogi?
Absolutnie nie. Współpraca układa nam się bardzo dobrze.

Krążyły jednak plotki, że koncern chce się z klubu wycofać.
Nie ma dzisiaj takiego pomysłu. Zawsze jest tak, że jakaś formuła się wyczerpuje i taki temat się pojawia. Szczególnie, gdy wydaje się mnóstwo prywatnych pieniędzy i ma się z tego pasmo rozczarowań i nieszczęść. Dochodzi nawet do takich paradoksów, że najlepsza inwestycja w tym kraju z pieniędzy państwowych i prywatnych, czyli stadion Legii, też jest nieszczęściem. Przecież w Polsce nic lepszego nie powstało. W terminie, bez usterek, stosunek wartości do ceny. Nie ma takich rzeczy u nas. Ale i tak słychać narzekania. Ręce można załamać. A to przecież ITI zapłaciło za projekt, kilkanaście milionów złotych z prywatnych pieniędzy. Łatwo się mówi, że miasto.

Pieniądze z praw do nazwy stadionu idą jednak do klubu, a nie do miasta.
Ale to i tak jest ułamek wobec kosztów. Bo oprócz podatku od nieruchomości, czynszu, to my utrzymujemy ten stadion.

Tymczasem Legia chce spłacić dług wobec ITI. Skąd w Panu przekonanie, że od następnego sezonu ITI nie będzie dokładało do klubu?
Jeśli to nam się uda, to w następnym sezonie nie ma powodu, dla którego mielibyśmy nie mieć zbilansowanego budżetu. W piłce nożnej, a szczególnie na takim etapie rozwoju jak Legia, w którym nie ma mowy o generowaniu nadwyżek, potrzeb jest tyle, że co zarabiamy, to wydajemy. Tylko teraz chodzi o to, żeby nie wydawać więcej niż zarabiamy. A tak było w przeszłości i to jest złe. Można inwestować, ale w ten sposób nie da rady bieżąco funkcjonować.

W takim razie jak można wzmocnić zespół tylko za te pieniądze, które otrzyma się ze sprzedanych zawodników? Taki Bartosz Bereszyński co pół roku nie będzie się trafiał.
Dlaczego? W Polsce jest 40 milionów ludzi. Próba jest więc duża, o wiele większa niż w niektórych krajach ościennych, i dlaczego ma nie być u nas więcej takich piłkarzy jak "Bereś"? Poza tym my mamy to "coś", bo większość młodych piłkarzy chce być u nas w Akademii. Wie, że jesteśmy dużo lepszą trampoliną do zrobienia kroku sportowego, życiowego itd. niż każdy inny klub w Polsce. Zresztą po meczu z Widzewem ludzie byli zaskoczeni, jak świetnie grają Mateusz Ci-chocki i Patryk Mikita. A ja spokojnie sobie wyobrażam, że za rok w lidze moglibyśmy grać chłopakami z Akademii. I nie wiem nawet, czy byśmy jej nie wygrali, a już na pewno walczyli o czołowe lokaty. Z tymi transferami problem polegał na tym, że wydawało się na piłkarzy dużo za dużo i bez sensu. To się w tej chwili zmienia. Pomaga to, że w piłce nie ma już Józefa Wojciechowskiego, Zbigniewa Drzymały, a Bogusław Cupiał nie płaci tyle, co jeszcze nie tak dawno. Oni niestety nakręcili spiralę zbyt dużych wynagrodzeń. Przez to wszyscy przepłacali. Poza tym rynek jest w pewnym sensie dziwny. Można sprzedać za dwa czy trzy miliony euro Milika, który zagrał pięć razy w piłkę. Zachodnie kluby kupują młodych, utalentowanych zawodników, nie wiedząc, jak oni będą grali. Taki jest rynek. Dobry jest też przykład Wolskiego. Fiorentina kupiła kontuzjowanego chłopaka, który nie grał osiem miesięcy w piłkę, bo widzą tam, że jest perspektywiczny. Fizycznie Rafał był nieprzygotowany do gry na takim poziomie, ale oni i tak zapłacili za niego duże pieniądze. Kupili przy okazji pięciu czy sześciu takich i czekają, aż któryś z nich wypali. To pokazuje, że jesteśmy sobie w stanie tak radzić.
W takim razie czy Legia nie powinna wyżej cenić swoich zawodników?
Powinna i wyprzedzając pytanie o klauzule odstępnego, one powinny być na poziomie minimum trzech milionów euro. Za te pieniądze można kupić wszystkich najlepszych zawodników w Polsce w przedziale wiekowym od 18 do 21 lat. I jeszcze nam pewnie trochę zostanie. A z tych klauzul nie robiłbym tragedii. Chodzi o świadomość. Problem polega na tym, żeby ci młodzi goście wierzyli, że mogą coś w Polsce osiągnąć, a nie tylko patrzyli, jak najszybciej stąd odejść. I nie zawsze chodzi tylko o kasę. Dla zawodników z Polski przyjście do Legii i zobaczenie tego, co tu mamy, to jak wylądowanie na Księżycu. Coraz więcej chłopaków jeździ też na kadrę, spotyka się z tymi, którzy grają za granicą, i widzą, że ta różnica w organizacji w klubie jest coraz mniejsza. Na tym nam zależy, żeby mieli świadomość, że zostanie tutaj przez kilka lat nie jest krokiem wstecz. Żeby młody piłkarz uwierzył w to, że tutaj będzie się rozwijał. Do tej pory panowało takie przekonanie, że jak kończyło się 18 lat, to trzeba było zwiewać stąd jak najszybciej.

Ale około 2 mln euro za Jakuba Kosec-kiego (tyle wynosi klauzula odstępnego) wydaje się zdecydowanie zbyt niską ceną.

Nie przywiązujmy się za bardzo do kwot. Poza tym to kolejny temat. Głównym powodem tego, że klauzule odstępnego są wpisywane do umów, to brak zaufania do klubu. Mam nadzieję, że to się zmieni. Jak ktoś miał sensownego menedżera w Polsce, to była ona zawierana, bo poziom działaczy zarządzających klubem był tak mizerny, że piłkarz byłby wariatem, gdyby swoje życie zostawił na cztery czy pięć lat w ich rękach. Załóżmy, że taki Janek Urban odchodzi, a na jego miejsce przychodzi Franciszek Smuda. Podejrzewam, że wszyscy piłkarze chcieliby stąd uciec. Dlatego zależy nam na zdobyciu zaufania piłkarzy, że ten klub jest na tyle odpowiedzialny, że jak będzie dobra oferta dla nich życiowo, to nie będziemy im robili przeszkód. Taka Benfica w przypadku Bartka Bereszyńskiego to jest supersprawa. Ja bym go puścił nawet wtedy, gdyby tej klauzuli nie miał. Wystarczyłoby, żeby powiedział, że chce tam grać.

Ale niewykluczone, że wtedy klub dostałby więcej pieniędzy.
Tak, tylko teraz chodzi o to, że piłkarz musi mieć świadomość, że nie wzbogacimy się jego kosztem. Bo jeżeli my będziemy chcieli więcej za transfer, to on dostanie mniejszą pensję i tak dalej. My chcemy być partnerami z racjonalnym podejściem. Nikt nie chce spędzić najważniejszych pięciu lat w karierze z instytucją, do której nie ma zaufania. Bo inaczej zamiast klauzuli zawodnicy będą chcieli roczne albo dwuletnie kontrakty i będą odchodzić za darmo.

Chociażby kluby z Bałkanów sprzedają swoich piłkarzy dużo drożej.
Ale marka tamtejszych piłkarzy jest dużo wyższa niż polskich. Dlaczego w ostatnim czasie jest takie zainteresowanie naszymi piłkarzami? Bo pojawili się Jakub Błaszczykowski, Robert Lewandowski i Łukasz Piszczek. W tych lepszych ligach doszli więc do wniosku, że w Polsce też są goście, którzy potrafią grać w piłkę. To wszystko. Ale to też pojedyncze przypadki, bo jak my jesteśmy na którymś tam miejscu w rankingu FIFA…

Na 75.
No właśnie, ja już nawet tego nie czytam, bo się nie ma co denerwować. Ale czemu się dziwić? To też ma wpływ na cenę. A poza tym żaden polski klub przez ostatnich kilka lat nie zagrał sensownie w europejskich pucharach. Raz Lech i Legia coś tam pokazały, ale to tak się złożyło. Prawdę mówiąc, nie było na co patrzeć.

Jeśli chodzi o docenianie zawodników, to przedłużające się negocjacje o przedłużenie kontraktów z Ivicą Vrdoljakiem i Inakim Astizem też mogły sprawić, że poczuli się oni niedocenieni.
Przeciwny jestem retoryce, że jak ktoś zrobił coś dla klubu, to powinien dostać nowy kontrakt i niech się cieszy. To było w takim okresie, gdy my nie wiedzieliśmy jeszcze, jak nasza drużyna będzie wyglądała. Najłatwiej jest dać nowy kontrakt, a później się zastanawiać, jak gościowi zapłacić. Są mo-menty, w których drużyna w jakimś stopniu się zmienia. A jeśli chodzi o wspomniane negocjacje, to po prostu trochę się przepychaliśmy, jeśli chodzi o kasę i tak dalej.
Wracając do transferów - latem z Legią kojarzone były takie nazwiska jak Javier Saviola, Djibril Cisse czy Pablo Aimar. Ile w tych spekulacjach było gry menedżerskiej tych zawodników, a na ile negocjacje były konkretne?
Powiem ogólnie. Pojawia się oferta - menedżera lub składana przez nas. Później jest kontroferta. Jeśli my mówimy sto, a piłkarz pięćset, to na pewno wiele z tego nie wyniknie. Ale jeśli my chcemy go za sto, a on żąda dwieście, wtedy możemy się jakoś porozumieć. Dochodzi do dialogu, przyjeżdżają menedżerowie, przedstawiciele zawodnika. Ktoś kogoś zobaczy w Sports Barze na stadionie, napisze o tym na Twitterze i już jest news. Jeśli chodzi o przykład z Saviolą, to śmieszna historia. Kibice napisali mejla w poniedziałek. Umówili się i zaczęli nakręcać wszystko na portalach społecznościowych. Celowo was wkręcili, zrobili taki żart. Tematu jego gry w Legii nigdy nie było.

Podobne nazwiska mogą się pojawić w kontekście Legii w najbliższym czasie?
Jeśli chodzi o zagraniczne, głośne nazwiska, to nie.

A Bartłomiej Pawłowski jest bliżej Legii czy wyjazdu z granicę?
Dobry jest. To jeden z niewielu ligowych za-wodników, którego widzielibyśmy u nas. Nie chcę jednak mówić o ewentualnym transferze, jeszcze na to za wcześnie. Zobaczymy. Kiedy interesowaliśmy się Marcinem Kamińskim z Lecha, klub podpisał z nim nowy kontrakt. Podobno dostał ze dwa razy więcej niż myślał. To dobrze. Lepiej, żeby płacili więcej takiemu Kamińskiemu niż Arboledzie. Może w końcu ludzie pójdą po rozum do głowy i zaczną się zastanawiać, dlaczego - przy całym szacunku dla Kolumbijczyka - zarabia trzy razy więcej niż Kamiński. Rozumiem, gdyby to było 20-30 procent. Ale trzysta? Pawłowski też nam się podoba i nie wykluczamy, że kiedyś zagra w Legii.

Co się stanie z najszerszą kadrą w polskiej lidze, jeśli Legia nie awansuje do fazy grupowej europejskich pucharów?
Nic, a co ma się stać? Jesienią będziemy mieli o sześć meczów mniej, niż zakładamy, i tyle. Wszyscy się pomieszczą. Niby wszyscy się znają, a czasem wydaje mi się, że niektórzy nie mają pojęcia, jak funkcjonują poważne zespoły. Molde przysłało nam skład na 32 osoby. Każdy liczący się zespół ma w granicach 30 piłkarzy. A tu szok, że Legia ma tylu zawodników w kadrze. Kiedyś Lech próbował wygrać ligę 14 graczami. Szybko odpadli wtedy w Pucharze Polski i jakoś dojechali do końca, ale teraz sytuacja jest inna, mamy więcej meczów w lidze. Nasza kadra liczy 26 piłkarzy, z tego Kopczyński jeszcze nie grał, Mikita zadebiutował z Widzewem, tak jak Cichocki, Efir wraca po kontuzji, i tak dalej… Nie jest więc tak, że mamy masę doświadczonych zawodników, proporcje są wyrównane. Jasne, moim zdaniem Kopczyński mógłby grać w pierwszym składzie wszystkich zespołów ekstraklasy, może poza Lechem. A u nas na razie nie ma na to dużych szans. Ale taka jest sytuacja. Poza tym trener stara się iść w kierunku zrównoważonego składu i rotacji zawodnikami. Najlepsze kluby europejskie grają inaczej. Mają około 18 piłkarzy, którzy grają. Z tego 16 jest w wieku 23-35 lat, reszta to młodsi. Są po kilku latach treningu fizycznego oraz selekcji, powiedzmy, genetyczno-medycznej. Ryzyko kontuzji jest dla nich dużo mniejsze. My mamy pięciu-sześciu zawodników, którzy są w stanie rozegrać 45 spotkań na wysokim poziomie. Nastawiamy się więc na wychowywanie młodzieży. A tacy piłkarze mają to do siebie, że np. często łapią kontuzje albo nie są przygotowani fizycznie do tego, żeby grać co trzy dni. W poprzednim sezonie w Legii regularnie grało może 12 piłkarzy. Reszta to młodzi, którzy albo grali pół sezonu, albo prawie wcale, plus czterech nowych.

W Polsce utarło się jednak przekonanie, że ligowcy grają 15 kolejek co tydzień, później przychodzi długa przerwa zimowa, kolejne 15 meczów i są wakacje.
Wydaje mi się, że to jeden z powodów, przez które nasza piłka wygląda tak, jak wygląda. Teraz będzie więcej meczów w lidze i Pucharze Polski. Mam też nadzieję, że nie tylko my, ale też ze dwa inne zespoły zagrają w fazie grupowej Ligi Europy. A my? Będziemy chcieli wykorzystać szansę na grę w Lidze Mistrzów. Czeka nas dwumecz z Molde i zrobimy wszystko, żeby awansować.

Rozmawiali Tomasz Biliński i Tomasz Dębek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Bogusław Leśnodorski: Nie mam już życia prywatnego... - Portal i.pl

Wróć na i.pl Portal i.pl