Bogusław Kaczyński nie żyje. Zmarł w wieku 73 lat [ZDJĘCIA]

Lucjan Strzyga
Fot. Grzegorz Dembiński
W wieku 74 lat zmarł Bogusław Kaczyński, człowiek, który przez niemal całe dorosłe życie pracował nad dziełem podniesienia kultury muzycznej rodaków. Wczoraj ostatecznie przegrał walkę z rakiem.

Jeszcze nie tak dawno, po wyjściu ze szpitala, mówił optymistycznie: „Jestem w domu, lepiej mi tu niż w szpitalu. Nie mam w planach emerytury. Zamierzam pracować do końca życia i jeszcze kilka dni dłużej. Trzeba pracować do końca. Stosuję się do słów Konfucjusza: »Jeżeli będziesz robił to, co kochasz, to nigdy nie będziesz pracował«. I zgodnie z tym, ja nigdy nie pracowałem, choć harowałem jak wół”.

Znak rozpoznawczy – mucha
Polacy poznali go przede wszystkim jako niestrudzonego propagatora muzyki poważnej, głównie operowej, i jej największych gwiazd. Ale przecież był także dziennikarzem, publicystą i krytykiem muzycznym, twórcą telewizyjnym, animatorem kultury, prezenterem i autorem wielu programów . Słowem, był człowiekiem-instytucją, zarażającym innych pasją i energią. Niektórych irytował swoją wymuskaną elegancją, garniturami, szytymi na zamówienie koszulami, a zwłaszcza wielkimi muchami w grochy, ale nikt nigdy nie ośmielił się zarzucić mu niekompetencji.

W 2014 roku, w wywiadzie dla „Przeglądu”, nie ukrywał swoich muzycznych przewag: „Program »Rewelacja miesiąca« nie schodził z ekranu przez 27 lat. Miał znakomity czas antenowy, posypał się deszcz nagród: liczne Wiktory, trzy Złote Ekrany, Superwiktor, a to tylko wzmacniało ugruntowane we mnie postanowienie, że muszę jeszcze usilniej pracować nad popularyzacją kultury muzycznej (…) Dziś telewizję opanowali ludzie sprzyjający show-biznesowi. Słuchamy wycia i skowytów. Na takie przypadki jak prezenter w czarnym garniturze i pod krawatem, ale w białych tenisówkach i bez skarpetek, już nie reaguję. Największym skandalem na miarę nie 25-lecia, ale 100-lecia był brak transmisji z ostatniego konkursu chopinowskiego. Chopin w naszej telewizji to zaledwie dwa takty jego walca w reklamie mebli”.

Miał wielkie poczucie swojej wartości. Na jego oficjalnej stronie można było przeczytać: „Najwybitniejszy od czasu Jerzego Waldorffa popularyzator muzyki w Polsce. Absolwent Akademii Muzycznej w Warszawie, teoretyk muzyki i pianista. Twórca Europejskiego Festiwalu im. Jana Kiepury i znanego na świecie Festiwalu Muzyki w Łańcucie, ulubieniec publiczności, gwiazdor Telewizji Polskiej, zdobywca trzech »Wiktorów« i »Super Wiktora«, laureat trzech »Złotych Ekranów«, »Kawaler Orderu Uśmiechu«”. Laurami można by obdzielić kilka życiorysów.

Chłopak z Białej Podlaskiej
Środowisko muzyczne żyło anegdotami z jego udziałem, które nierzadko – jak twierdzili złośliwcy – sam produkował. Jedną z nich lubił opowiadać sam: „Przypomina mi się spotkanie u wiceprezydenta Warszawy na temat oszczędności w kulturze. Jedna z radnych powiedziała do mnie autorytatywnie: Przecież nie powie mi pan, że do opery »Carmen« orkiestra musi liczyć więcej niż 18 osób. Z miejsca zareplikowałem: Czy pani to usłyszała od sąsiadki, czy może w windzie? I wtedy się dowiedziałem, że jestem źle wychowany. Odpowiedziałem: Jestem dobrze wychowany, tylko ciekawy.Tak, niestety, wyglądały dyskusje z ludźmi ciemnymi, nieokrzesanymi, pozbawionymi nawyków kulturalnych i w sumie autorami upadku, z którym mamy obecnie do czynienia”. Urodził się w Białej Podlaskiej i był dowodem, że upór przezwycięża wszystkie przeciwności. Po latach prowadził transmisje telewizyjne najważniejszych wydarzeń muzycznych w kraju i za granicą: Konkurs Chopinowski, Konkurs Henryka Wieniawskiego, koncerty Pavarottiego, Placido Domingo, jubileusz Filharmonii Narodowej, Koncerty Noworoczne z Wiednia, konkursy Eurowizji. Był gwiazdą telewizji polskiej, ale można go było zobaczyć w telewizjach całego świata. Jak twierdził, największą satysfakcję dawało mu dyrektorowanie Festiwalem Jana Kiepury w Krynicy. W latach 1993-1996 był także prorektorem Akademii Muzycznej w Warszawie, potem dyrektorem Teatru Muzycznego Roma. Udzielał również wielu konsultacji muzycznych do filmów i spektakli. W wyniku plebiscytu „Polityki” zaliczony został do grona dziesięciu największych polskich osobowości telewizyjnych XX stulecia. „Kiedy ogłoszono plebiscyt na Człowieka Roku, robotnicy Ursusa wybrali właśnie Kaczyńskiego. To przecież Chopinowi by się nie zdarzyło!” – entuzjazmował się Jerzy Waldorff, prywatnie jego bliski znajomy.

Ubóstwiona da Sari
Niektórych jego przywiązanie do klasycznych gatunków muzycznych irytowało. On sam z wiekiem stawał się coraz bardziej konserwatywny. Po kolejnym Festiwalu Eurowizji mówił: „Przede wszystkim Konkurs Eurowizji nie ma nic wspólnego z piosenką. Co do pieśniarzy – przed wojną była Hanka Ordonówna, po wojnie Ewa Demarczyk. Ich sukcesy już się nie powtórzyły. Było jeszcze kilka gwiazd piosenki, które dzielnie wypełniały zapotrzebowanie na kulturę lżejszą. Może to zabrzmi dziwnie w moim przypadku, ale często i chętnie słucham piosenek. Jednak muszą to być prawdziwi piosenkarze, śpiewający z talentem i pasją, tacy jak Edith Piaf, Frank Sinatra, a nawet Barbra Streisand”.

Jego wielbiciele, a miał ich sporo, twierdzili, że Kaczyński był kopalnią anegdot o polskich elitach. Faktycznie, tylko on potrafił dorzucić do opowieści smakowitą dykteryjkę o muzycznych pasjach ministra, a później wicepremiera Józefa Tejchmy, z których zwierzył się mu podczas dyskretnego obiadu w wykwintnej knajpie, o pewnym ministrze AWS-u, który wychwalając naszych narodowych twórców, obok Chopina i Szymanowskiego wymienił także Czajkowskiego, czy całkiem niedawnym ministrze Bogdanie Zdrojewskim, który – jak twierdził – „szczęśliwie osierocił nas i w końcu wyjechał do Brukseli”.

14 marca 2007 Bogusław Kaczyński stanął oko w oko z chorobą – doznał udaru mózgu, czego skutkiem była częściowa utrata zdolności mówienia oraz paraliż prawej strony ciała. Wyszedł ze szpitala w maju i po intensywnej rehabilitacji większość dolegliwości ustąpiła. Aż trudno uwierzyć, że w sierpniu ponownie kierował festiwalem w Krynicy. W maju zeszłego roku mówił: „Poruszam się z trudem, głównie leżę. Cały czas potrzebuję pomocy. Na szczęście mam pielęgniarkę, która mnie dogląda. Jestem w domu, lepiej mi tu niż w szpitalu”. Ale nawet choroba nie przeszkadzała mu pisać biografii Jana Kiepury, a także szykować się do realizacji przyszłych muzykologicznych planów. Co się zaś tyczy książek – napisał ich w życiu kilkanaście, począwszy od „Dzikich orchidei” (1985), a skończywszy na pełnej pasji biografii „Ady Sari” (2014), śpiewaczki, którą wielbił jak największą diwę operową wszech czasów i której ślady tropił na całym świecie przez niemal pół wieku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl