Bogdan Michalec: Kłamstwo to podstawowy ślad na ludzkiej duszy

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
Każda zbrodnia zostawia ślad na ludzkiej duszy
Każda zbrodnia zostawia ślad na ludzkiej duszy Fot. Malgorzata Genca / Polska Press
Zaginięcia, to trudne sprawy. Zawsze trzeba rozpatrywać kilka wersji, zanim wyłoni się tę ostateczną. Trzeba zbadać życie człowieka zaginionego, sprawdzić, czy już wcześniej znikał, czy ma jakieś choroby, schorzenia. Potem szukać, przyglądać się otoczeniu. Bo każde przestępstwo, także porwanie, czy zabójstwo zostawia ślad na duszy człowieka. To ślad pewny, nie da się go zatrzeć, zamazać, podmienić. Trzeba tylko umieć do niego dotrzeć – opowiada nam Bogdan Michalec, współtwórca i długoletni szef krakowskiego Archiwum X.

Na stole wigilijnym stawiamy zazwyczaj dodatkowe nakrycie dla wędrowca, dla kogoś, kto niespodziewanie zapuka do naszych drzwi. Niektórzy bardzo na to pukanie czekają. Pan wciąż poszukuje zaginionej Andżeliki Rutkowskiej z Koła koło Konina?
Moim zdaniem, ona nie żyje. W ramach projektu „Polskie Archiwum X” na YouTube, bo jestem już na emeryturze, pomagamy teraz rodzinie, żeby się w końcu doczekała na proces. Ale zrobiłem analizę tej sprawy pracując jeszcze w policji, to była zresztą moja ostatnia analiza. I nie mam żadnej wątpliwości, że doszło do zabójstwa Andżeliki Rutkowskiej. Wskazałem materiał dowodowy, który znajduje się w sprawie poszukiwawczej dziewczynki.

Andżelika Rutkowska z Koła niedaleko Konina miała 10 lat, gdy wyszła pobawić się z przyjaciółmi i ślad po niej zaginął. Nie ma jej już 24 lata. Kiedy dziewczynka nie pojawiła się w domu, jej bliscy zgłosili na policji jej zaginięcie. Policjanci przyjęli zgłoszenie. Rozpoczęli się poszukiwania. Ale jak twierdzi rodzina Andżeliki, od początku nic nie wygląda tak, jak powinno. W pobliskiej rzece nigdy nie pojawili się płetwonurkowie. Nie wezwano nawet psa policyjnego na miejsce, ponieważ policjant stwierdził, że jest weekend, suka ma cieczkę, więc psa policyjnego nie będzie.
Tak było. Ale, jak mówiłem, jestem pewny, że doszło do zabójstwa. Przedstawiłem swoją analizę. Niestety, prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania w tej sprawie, sąd w ogóle nie uzyskał dostępu do sprawy poszukiwawczej Andżeliki. I poparł prokuraturę w jej decyzji. W mojej ocenie, to kuriozalna sytuacja.

Sprawy zaginięć, to chyba jedne z najbardziej tajemniczych spraw, jakie prowadzi policji, prawda?
Tak, wśród zaginięć, ukryta jest ciemna liczba zabójstw popełnionych w Polsce. Nie ma jednak nigdy znaku równości pomiędzy zaginięciem, a zabójstwem. To na całym świecie, nie tylko w Polsce przysparza masę problemów. Trzeba być fachowcem, żeby takie sprawy rozwiązać. Czasami ważna jest jedna informacja, która wskazuje na to, z czym mamy do czynienia, czy na przykład nie było udziału osób trzecich w tym zdarzeniu. Tu nie ma wróżenia z fusów. Trzeba znać ciemną liczbę zabójstw, wiedzieć, jakimi prawami się rządzi. Dopiero potem dokonywać analizy. Długo się tego uczyłem. Z czasem, kiedy czyta się akta sprawy określonej, jako zaginięcie bardzo łatwo wyłapać, kiedy mamy do czynienia z zaginięciem, a kiedy z zabójstwem.

Co wynika z pana doświadczenia? Jaka jest najczęściej przyczyna zaginięć?
Po kilku miesiącach od zaginięcia można się pokusić o analizę sprawy. Zawsze trzeba rozpatrywać kilka wersji, zanim wyłoni się wersje ostateczną. Trzeba zakładać, że ktoś mógł popełnić samobójstwo, ktoś mógł wyjechać od rodziny, zmienić dotychczasowy tryb życia, czasami mamy do czynienia z ucieczkami z domów, zwłaszcza wśród młodych ludzi, zwłaszcza w czasie wakacji. Trzeba zbadać życie człowieka zaginionego, sprawdzić, czy już wcześniej znikał, czy ma jakieś choroby, schorzenia. Jest szereg informacji, które należy posiadać zabierając się do takiej sprawy. Zawsze powtarzam, że trzeba bardzo indywidualnie podchodzić do każdego takiego zdarzenia. Jest oczywiście ogólny wzór postępowania, opowiedziałem pani właśnie o nim, ale równie ważne, albo nawet ważniejsze są szczegóły związane z tą konkretną zaginioną osobą. Najważniejsza rzecz, to rytm życia osoby zaginionej.

Zna pan historie, kiedy ktoś wracał do rodziny po czterech, pięciu latach?
Osobiście takich spraw nie prowadziłem, ale czytałem o nich. Może dlatego, zawsze podczas analizy konkretnej sprawy brałem pod uwagę i taką możliwość.

W przypadku małych dzieci możliwości są jednak właściwie dwie: porwanie albo zabójstwo, prawda?
Jest jeszcze możliwość nieszczęśliwego wypadku. W latach 60. ubiegłego wieku czytałem o takiej historii. Dzieci poszły zrywać jabłka, obok drzewa ktoś usypał ogromną fałdę piasku. Jedno dziecko zaginęło. Brano pod uwagę porwanie. Tymczasem dziecko wpadło w tę fałdę i piasek je przysypał. Więc, tak jak mówię, nie ma żadnego wzoru postępowania, każdą ze spraw trzeba rozwiązywać indywidualnie. Natomiast w sprawie Andżeliki Rutkowskiej nie mam żadnej wątpliwości, że mamy do czynienia z zabójstwem. Wskazałem nawet sprawców, świadków tego zdarzenia.

Jedną z pierwszych sprawy krakowskiego Archiwum X, które pan zakładał i któremu przez długie lata pan szefował, to sprawa zaginęła matki z dwójką dzieci. Pamięta ją pan?
Oczywiście. Ta sprawa ukierunkowała na długie lata nasze działania. Krakowski zespół Archiwum X tak naprawdę oprócz zabójstw szczególnych takich, jak np. zabójstwo studentki Katarzyny Z., którą oskórowano, czy zabójstw, w których było podejrzenie działania seryjnego zabójcy, zajmowało się właśnie tak zwaną ciemną liczbą zabójstw popełnianych w Polsce. Pamiętam, że chyba w październiku, czy pod koniec września doszedł do nas telegram z okolic Nowego Sącza. Tamtejsi policjanci pisali, że zaginęła matka z dziećmi, że będzie prowadzona akcja poszukiwawcza. Z tego telegramu wynikało, że jedno z tych dzieci stale zażywa leki, a od blisko dwóch miesięcy ta matka nie dawała kompletnie znaków życia. Nie wzięła ze sobą żadnych ubrań, a zaginęli w środku lata. Było bardzo gorąco. Szybko sobie uświadomiłem, że ta kobieta nie mając żadnych pieniędzy i oszczędności w banku, nie mogła przetrwać z dwójką dzieci przez prawie trzy miesiące. Uznaliśmy, że mamy do czynienia z zabójstwem. Pamiętam, że to była trudna sprawa, ponieważ proces śledczy był fałszywie ukierunkowany.

Z tego, co wiem, matkę i jej dzieci zabił syn tej kobiety z pierwszego małżeństwa, prawda?
Tak. Pamiętam miejscową policję, która cały czas zakładała, że ta matka albo żyje albo zabiła synów, a potem sama powiesiła się w lesie. Tyle tylko, że akcja poszukiwawcza nie przynosiła żadnego efektu, dlatego nas wezwano. Zwłoki całej trójki znaleźliśmy trochę przez przypadek. Pies do wykrywania ciał, niestety, nie bardzo nam pomógł. Robiliśmy przeszukanie w domu byłego męża tej kobiety, kiedy jeden z kolegów poszedł za potrzebą i zauważył lekko wzruszoną ziemię. Postanowiliśmy to sprawdzić. Zaczęliśmy kopać. Odkopaliśmy szczątki. Zauważyliśmy rękę dziecka. Miejscowi policjanci myśleli i próbowali nam tłumaczyć, że to noga świni, bo ludzie w tej okolicy w ten sposób zakopują niepotrzebne resztki po zabiciu zwierząt. Potem jednak odkopaliśmy kolejną rękę, wreszcie trzecie szczątki. Koniec końców zatrzymaliśmy człowieka, który w kontekście wiedzy, jaką już posiadaliśmy, nie kłamał i powiedział całą prawdę.

Dlaczego zabił?
Nie pamiętam, który polski psycholog, ale czoła przed nim chylę, napisał w swojej książce – „demon poczucia krzywdy”. Ten człowiek czuł się niekochany przez swoją matkę. Ona opiekowała się dwójką jego młodszego rodzeństwa z drugiego związku, a on był traktowany na zasadzie: przynieś, podaj, pozamiataj. Nie wytrzymał i zabił.

Takie sprawy zaginięć są chyba bardzo trudne dla rodzin zaginionych, bo te żyją w ciągłym oczekiwaniu, niepewności, żyją nadzieją.
Tak, ta niepewność jest gorsza niż świadomość śmierci bliskiej osoby. Te rodziny, kiedy okazuje się, że za zaginięciem stoi ktoś konkretny nie chcą już nawet potem procesu takiego człowieka. Chcą mieć tylko grób swojego dziecka, czy bliskiej osoby. Chcą wiedzieć, mieć pewność, co się stało. Wielki Pascal mówił, że człowiek to zlew niepewności, w takich przypadkach ta niepewność doprowadza ludzi do niewyobrażalnych stanów. Izabela Jankowska, ciocia Andżeliki Rutkowskiej, wciąż jeździ po całej Europie, sprawdza wszystkie pojawiające się tropy, które wskazywałyby na to, że Andżelika może żyć. Powiedziałem jej: „Moim zdaniem, Andżelika nie żyje, ale nie mogę pani zabronić jej szukać.”

Właśnie, co takim ludziom mówić? Szukajcie?
Ja mówię im to, co myślę. Zaznaczam, że czasami mogę się mylić, ale akurat w tym przypadku nie mam żadnych wątpliwości i w większości przypadków też nie miałem żadnych wątpliwości. Ale każdy z tych ludzi musi się z moją prawdą, moim stanowiskiem pogodzić, albo nie. Niektórzy nie przyjmują pewnych rzeczy do wiadomości, choćby w przypadku samobójstw. Zawsze uparcie dążyłem do sedna rzeczy, opierałem prowadzenie spraw na ludziach. To oni są najważniejsi. Stosuję w pracy różne metody, jedna z nich to tzw. serce matki. Próbuję dotrzeć do prawdy poprzez szczerą rozmowę z matkami sprawców, czy ofiar. Te rozmowy mogą wiele wnieść do sprawy, chociaż nie zawsze można tę metodę stosować. Poznałem kiedyś pewną matkę, przyszła do nas i próbowała nas przekonać, że jej córka nie popełniła samobójstwa tylko, że ktoś ją zamordował. Wiedzieliśmy na sto procent, że ta dziewczyna sama odebrała sobie życie. Tymczasem matka nieudolnie próbowała zrzucić winę na NN sprawcę, bo prawdopodobnie sama miała wyrzuty sumienia. Nie chciała żyć w prawdzie, wolała się okłamywać. Większość ludzi cały czas się oszukuje. Odkrył to już Sigmund Freud. Czasami prawda boli, ale prawda nas wyzwana, a niepewność pogrąża, wprowadza w rozpacz.

W słynnej sprawie zabójstwa radcy prawnego z Chrzanowa, jednej ze sprawczyń, której udział w tym zabójstwie nie dawał spokoju, powiedział pan: „Powiedz prawdę, to cię wyzwoli”.
Tak. I mówiąc szczerze, nie spodziewałem się, że te słowa wywołają taki skutek. Pamiętam rozmawialiśmy i na początku byłem nawet do tej pani negatywnie nastawiony, podobnie ona do mnie. Była zwolenniczką filozofii Arystotelesa, ja byłem zawsze bardziej za Platonem, wywiązała się między nami dyskusja i właśnie w jej trakcie padły te słowa: „Prawda cię wyzwoli”. Trafiły na podatny grunt, wtedy całkowicie wszystko się odmieniło. Ta kobieta później napisała książkę, pomogłem jej ją nawet wydać. Widziałem, że się zmieniła. Żałowała tego, co zrobiła. Takie historie dają satysfakcję, największą chyba w tej pracy. Pamiętam też, jej mama, nauczycielka języka polskiego, wspaniała kobieta, po zatrzymaniu córki wielokrotnie do mnie dzwoniła, na każde święta słała kartki z życzeniami. W końcu mówię do niej: „Wie Pani, ale ja zamknąłem pani córkę, być może do końca życia”, proces wtedy jeszcze trwał. A ona, że nie. „Pan jej uratował życie” - stwierdziła. Nigdy tych słów nie zapomnę, nadal przechodzą mnie ciarki, kiedy o tym mówię.

Z tego, co wiem, głosi pan tak zwaną teorię śladów kryminalistycznych na ludzkiej duszy. Na jakich założeniach opiera się ta teoria?
Tak, to jest nawet pojęcie wymyślone przez mnie. Zawsze dostrzegałem znaczenia pewnych słów, gestów, zachowań, ale nie nazywałem ich jeszcze śladami na duszy ludzkiej. Z biegiem czasu zorientowałem się, że one mają bardzo duże znaczenie dowodowe. Tak narodziła się teoria o kryminalistycznych śladach na duszy ludzkiej. Także dzięki doktor Joannie Stojer-Polańska - wykładowczyni kryminalistyki, jednej z nielicznych osób, która rozumie moje przesłanie w kryminalistyce. Asia zaprosiła mnie do uczestnictwa w organizowanej przez siebie konferencji naukowej na Uniwersytecie SWPS w Katowicach. Tam uświadomiłem sobie, że takie instrumenty jak wiolonczela, skrzypce, mają duszę. Jednak o człowieku w tym kontekście bardzo rzadko się dziś mówi. Jest psychika, ciało, jakieś procesy psychologiczne. A gdzie miejsce dla duszy? A przecież jest ona tak ważna w człowieku, tak samo jak ślady, które można na niej dostrzec. Takimi śladami na duszy ludzkiej są: brak miłości, a z drugiej strony nadmiar czegoś. Moja teoria się krystalizowała, rok później, na kolejnej konferencji, miała swoją premierę. Dlatego celowo wprowadziłem pojęcie śladów kryminalistycznych na duszy człowieka jako śladów pewnych, których nie da się zatrzeć, zamazać, podmienić. Trzeba tylko umieć do nich dotrzeć.

Pana zdaniem, zabójstwo zawsze zostawia jakiś ślad na ludzkiej duszy?
Oczywiście, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Przeprowadziłem bardzo dużo rozmów ze sprawcami zabójstw, rozmawiałem z nimi tak po ludzku, nie badawczo czy naukowo. Nie da opisać tego, co oni przeżywają po dokonaniu zabójstwa. Zabójstwo, to przekroczenie pewnej granicy. I tutaj chyba najlepiej posłużyć się językiem polinezyjskim, który wprowadza pojęcie tabu. To tabu ma dwuznaczne: święty i przeklęty, czyli swoisty rodzaj granicy. Jeśli tę granicę przekroczę jestem przeklęty, zatrzymam się przy niej - jestem święty. Zabójstwo daje początek ogromnym zmianom w zachowaniu człowieka, które można później wyłapać. Tą metodę trzeba ściśle powiązać z metodą impresjonistyczną.

Metodą impresjonistyczną?
Krakowskie Archiwum X wprowadziło tę metodę, metodę nawiązującą wprost do sposobu malowania obrazów impresjonistycznych. Jeżeli przy danym człowieku pojawi się bardzo dużo plam kłamstw, śladów na jego duszy, można mieć pewność, że ma się do czynienia ze sprawcą zbrodni.

Dlaczego człowiek decyduje się na zabicie drugiego człowieka? Co go pcha do przekroczenia granicy, za którą czai się zło?
Często pisałem o tym w swoich analizach, to jest proces. Przeczytałem kiedyś książkę Leona Knabita, dominikanina z Krakowa. To taki charakterystyczny, chudy dominikanin. I on napisał, że przed wojną misjonarze w Krakowie bardzo często w trakcie kazań wypowiadali takie zdanie: „Diabeł człowiekowi przed złym czynem nakłada różowe okulary, a po złym czynie czarne okulary”. To jest chyba najprostsze zobrazowanie tego, o czym mówię. Człowiekowi wydaje się, że jeśli usunie kogoś, kto stoi mu na przeszkodzie na przykład w związku uczuciowym, to będzie w końcu szczęśliwy, pozbędzie się wszystkich trosk – to są właśnie te różowe okulary. Po przekroczeniu tej granicy, tego tabu, po zabójstwie zaczyna się bezsenność, ucieczka w alkohol, narkotyki. Ślady na duszy ludzkiej są różne i bardzo indywidualne. I tu właśnie pojawiają się te czarne okulary.

Ale są osoby, które popełniają zbrodnie i wydaje się, że nie robi to na nich większego wrażenia. Żadnych śladów na ludzkiej duszy – idąc pana tokiem myślenia.
Są. I mają charakterystyczne martwe oczy. Też spotkałem się z taką grupą ludzi. Po przekroczeniu granicy, tabu człowiek przestaje być człowiekiem.

Dla pana zawsze dążenie do prawdy było ważniejsze niż paragrafy.
Oczywiście, bo to jest real. Paragrafy mają służyć realowi, a nie odwrotnie. Jeżeli real jest zaklinany przez paragrafy, to mamy do czynienia z chorą sytuacją. Nie da się opisać w paragrafach wszystkich możliwych sytuacji, jakie dotykają ludzi. Dlatego uważam, że tyle ustaw, przepisów, jakie nas obowiązują, to jakieś nieporozumienie. Nie może być chaosu, ale potrzebna jest próba wyważenia tych dwóch czynników. Mojżesz przyniósł prawo na dwóch kamiennych tablicach, dzisiaj, gdyby nie postęp techniczny zabrakłoby kamieniołomów, żeby spisać te wszystkie mądrości.

Wracając jeszcze do zaginięć, któreś szczególnie zapadło panu w pamięci?
Sam nad tą sprawą nie pracowałem, ale jest zupełnie niesamowita. Opowiedział mi o niej Marek Lisowicz, biegły do spraw poszukiwań. Otóż zaginął starszy człowiek, to historia sprzed siedmiu, ośmiu lat. Miał całe życie dość uporządkowane. Marek odnalazł go na polanie. Ten starszy pan się powiesił. Ale co ciekawe, to była polana, na której rozstrzelano w czasie II wojny światowej partyzantów.

I jaki to ma związek z tym człowiekiem?
On sam też był partyzantem. Na tej polanie była zbiórka jego oddziału, on się na tę zbiórkę nie zgłosił. Ale wszyscy inni, którzy się na niej pojawili wpadli w ręce Niemców, bo to była zasadzka.

Myśli pan, że ten człowiek zdradził kolegów z oddziału? Doniósł na nich Niemcom?
Być może. Być może nie przyszedł na tę zbiórkę, bo stchórzył. W każdym razie po latach powrócił na tę polanę i popełnił na niej samobójstwo. Myślę, że to wyrzuty sumienia doprowadziły tego człowieka do tego, co zrobił.

Niesamowita historia!
Tak, zawsze się dziwiłem, że policja traktuje zaginięcia po macoszemu, bo to jeden z najciekawszych obszarów jej działania. Nie tępi bandyci nastawieni na robienie kasy – oni żyją w takich schematach, że szanujący się policjant brzydzi się nimi. A tu mamy przeciekawe ludzkie historie i ludzie losy. Zawsze jednak było zbyt mało środków, aby się takimi sprawami zajmować. Grupy poszukiwawcze więcej czasu traciły na wradzanie dokumentów do komputera, niż na pracę w terenie. Teraz to się trochę zmieniło. Dam przykład – mamy kadłub kobiety znaleziony w Parku Jerzmanowskich.

Przypomnijmy tę sprawę: w grudniu 2005 roku para spacerująca po parku Jerzmanowskich w Prokocimiu znalazła ludzki kadłub - ciało bez głowy, rąk i nóg. Dwa miesiące później, w innej części Krakowa, przy forcie Bodzów, odnaleziono głowę. Po sześciu latach udało się znaleźć sprawców makabrycznego zabójstwa, które wstrząsnęło Krakowem.
Tak, ale żeby rozpocząć tę sprawę, musieliśmy wiedzieć, ile jest zaginionych kobiet. Okazało się, że około dwunastu. Wyobraża sobie pani, że w ciągu czterech dni znaleźliśmy je wszystkie. W cztery dni rozwiązaliśmy wszystkie te zagadki zaginięć.

Jak to?
A tak! Jeździliśmy, ustalaliśmy i odnajdywaliśmy te kobiety, w takich, czy innych okolicznościach. Trzeba było tylko wsiąść w samochód i poszukać.

Myśli pan, że policja nie przykłada do spraw zaginięć odpowiedniej wagi?
Nie, nie o to chodzi. Znam ludzi, którzy zajmują się zaginięciami. Oni prowadzą także sprawy poszukiwawcze. Szukają przestępców wypuszczonych przez sądy, czy prokuratury.

Mają za dużo roboty po prostu?

Tak, mają dużo pracy. Nie chce potępiać policjantów, bo znam ich realia pracy. Czasami nie mają samochodów do dyspozycji. Wiem, że to się zmieniło. Chyba także pod wpływem naszej działalności, działalności Archiwum X. Dzisiaj są już chociażby alerty, jeśli zaginie dziecko. Ale do 2010 słabo to wyglądało.

I tak na koniec: jak pan myśli co stało się z Madeleine McCann? To chyba jednak z najgłośniejszych spraw zaginięcia ostatnich lat. Dziewczynka zniknęła 3 maja 2007 roku w portugalskiej miejscowości Praia Da Luz. Rodzice zostawili w pokoju hotelowym śpiące dzieci, a sami udali się na kolację do pobliskiej restauracji. Gdy wrócili o godz. 21:30, zobaczyli, że nie ma ich starszej córki. Wezwali wówczas policję.
Myślę, że mamy w tym wypadku do czynienia z uprowadzeniem i zabójstwem. Zawsze powtarzam, że najważniejszym śladem w zaginięciach jest brak zwłok.

Co ten ślad oznacza?
Że zabójstwa dokonała osoba, którą policja mogłaby skojarzyć z osobą zaginioną. Jeśli mamy do czynienia z przypadkowym zabójstwem, sprawca i ofiara się nie znają, ten, który zabił nie traci czasu na chowanie zwłok, tylko ucieka. Natomiast, jeśli nie ma zwłok, to znaczy, że przestępstwa dokonała albo osoba z pierwszego kręgu osoby zaginionej, albo z drugiego kręgu. Pierwszy krąg, to rodzina, drugi – to znajomi, koledzy, koleżanki.

Dlaczego takie osoby chowają zwłoki?
Z różnych powodów. Najczęściej nie chcą, aby policja zakładała, że doszło do zabójstwa. Rozsiewają iluzję. Taki sprawca każdemu mówi, co innego. Prowadziłem sprawę zaginięcia człowieka, który mieszkał na co dzień w Austrii. Przyjechał odwiedzić matkę do Krakowa. Miał pieniądze na małego fiata, bo to się działo na początku lat 90. Matka wyszła na uroczystości związane z Bożym Ciałem, wróciła z kościoła i nie zastała syna. Córka stwierdziła, że brat trzasnął drzwiami i wyszedł. Człowieka nie było 12, czy 13 lat zanim się nad tą sprawą nie pochylimy.

I co się okazało?
Zwłoki były w piwnicy. Tego człowieka zabił jego szwagier.

Dlaczego? Dla tych pieniędzy?
Tak, dla tych pieniędzy. Ten młody człowiek wyjechał do Austrii, bo nie chciał odbywać w Polsce zasadniczej służby wojskowej, a szwagier w pewnym momencie opowiedział komuś, że wyjechał do Legii Cudzoziemskiej. Śmieszne prawda? Ktoś się boi polskiej armii, a jedzie do Legii Cudzoziemskiej? Komuś innemu powiedział, że ten człowiek wyjechał do RPA. Stare przysłowie mówi jasno: „kłamstwo ma krótkie nogi”. A kłamstwo to podstawowy ślad na ludzkiej duszy.

Te ślady na ludzkiej duszy nigdy pana nie zwiodły? Nie wyprowadziły w pole?
Nigdy. Trzeba je tylko umieć czytać.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl