Bóg stał się człowiekiem, żebyśmy i my byli ludźmi. Czasem mamy z tym kłopot

Jolanta Tęcza-Ćwierz
Jolanta Tęcza-Ćwierz
Święta Bożego Narodzenia przypominają o tym, że Bóg zdecydował się być człowiekiem. Gdzie i kiedy przyszedł na świat? Na czym polega tajemnica wcielenia? - odpowiada o. Łukasz Popko, dominikanin, biblista, wykładowca w École Biblique et Archéologique w Jerozolimie.

Moja ośmioletnia córka zapytała: skoro Maryja była taką dobrą mamą, to czemu położyła dziecko do żłóbka?
Pani córka ma egzegetycznego nosa, bo to widocznie nie był zwykły widok, skoro po tym pasterze mieli rozpoznać Mesjasza. Usłyszeli od anioła: znajdziecie niemowlę owinięte w pieluszki i położone w żłobie. To coś nadzwyczajnego, co stało się symbolicznym znakiem tego, kim jest Jezus. Trzeba też pamiętać o kontekście. Maryja z Józefem nie są u siebie w domu, w Nazarecie, ale są w Betlejem. Z języka hebrajskiego nazwa ta oznacza „Dom Chleba”. Złożenie Jezusa do żłóbka to z jednej strony eucharystyczny gest, ale też taki zwyczajny, ludzki. Maryja była w połogu, zmęczona, położyła dziecko tam, gdzie było bezpieczne. Żłóbek mógł być z drewna, pełen słomy. Chodziło o to, aby Jezus nie leżał na ziemi, tylko na czymś wyścielonym i miękkim. Dzisiaj w szpitalach niemowlęta także kładzie się w specjalnych łóżeczkach.

Zawsze mnie dziwiło, że ludzie w Betlejem okazali się tacy nieużyci. Widzieli, że Maryja zaraz będzie rodzić, a mimo to Jej nie przyjęli.
Czytamy, że „nie było dla nich miejsca w gospodzie”, ale to nie znaczy, że ich nie przyjęli, bo byli nieużyci. Gospoda to hotel dla obcych. Są egzegeci, którzy mówią, że dla świętej rodziny nie było miejsca „w gospodzie”, ponieważ Józef i Maryja nie byli obcy. Przecież Józef pochodził z Betlejem, z rodu Dawida. Poza tym hotel nie jest miejscem do rodzenia dzieci. Tu trzeba intymności i bezpiecznego otoczenia. W Palestynie zwierzęta zwykle nie przebywały w stajniach.

Dla kogo były więc stajnie?
Stajnie były dla królewskich koni. Bydło, owce mieszkały na zewnątrz. Stajenka to być może miejsce, w którym były karmione albo spały podczas chłodnych nocy. To nie jest taka dawna polska obora, w której śmierdziało gnojem. Fakt, że Jezus przyszedł na świat w ubogiej stodole lub grocie to niekoniecznie znak odrzucenia. I nie musi źle świadczyć o mieszkańcach Betlejem.

Czy dla świętego Józefa nie było problemem zabranie w daleką podróż żony spodziewającej się dziecka?
Nie jest nawet powiedziane, że Józef musiał zabrać ze sobą Maryję. Dlaczego nie poszedł sam, aby się zapisać? Być może nie chciał jej zastawiać samej. Podjął ryzyko związane z daleką podróżą, ponieważ chciał, aby żona była przy nim. Z kolei Maryja wie dzięki zwiastowaniu Gabriela, że dziecko pochodzi od Boga, uznała więc: niech się Bóg martwi. Zawierzyła. Była przekonana, że wszystko dobrze się skończy. Kobieta nie wybiera sobie momentu porodu. Nie wie, kiedy to się wydarzy. Nawet w dzisiejszym społeczeństwie, gdzie niby mamy wszystko pod kontrolą, na czas porodu nie mamy wpływu. Maryja zgodziła się, żeby pójść z Józefem, bo była przekonana, że będą mieć królewskie dziecko i Jezus jak Dawid powinien urodzić się w Betlejem.

W naszej wyobraźni Boże Narodzenie miało miejsce zimą. Czy mogło się też wydarzyć latem?
Ewangeliści piszą, iż Jezus urodził się Betlejem Judzkim za panowania Heroda i że nastąpiło to w czasie spisu ludności przeprowadzonego z nakazu cesarza Oktawiana Augusta, gdy zarządcą Syrii był Kwiryniusz. Informacje te pozwalają w przybliżeniu określić rok narodzin Jezusa, ale brakuje danych, w jakim dniu tygodnia i miesiąca to się wydarzyło. Jest natomiast jeden detal, który wskazuje, że była to pora jesienno-zimowa...

Jaki?
Obecność pasterzy koło Betlejem. Pod koniec okresu suchego, kiedy wszystkie pastwiska półpustyni Judzkiej są pozbawione trawy, pasterze wraz z owcami zbliżają się w okolice miast, na tereny bardziej rolnicze, bo tam jest więcej paszy. W okresie letniego wypasu owiec pasterze są daleko od domu. Na początku pory deszczowej nadal pozostają przy terenach zaludnionych, bo potrzeba czasu, żeby pustynia zakwitła. Obecność pasterzy pod Betlejem sugeruje, że był to koniec pory suchej i początek deszczowej, między listopadem a styczniem.

Skąd zatem wzięła się dokładna data Bożego Narodzenia - 25 grudnia? Dlaczego akurat ta?
W zapowiedziach przyjścia Mesjasza ciągle obecna jest symbolika światłości. Czytamy, że „wzejdzie gwiazda Jakuba”, przyjdzie „słońce sprawiedliwości”. W kantyku Zachariasza mamy zdanie, że pojawi się „słońce z wysoka”. Podobnie mówi Ewangelia św. Jana: na świat przyszła Światłość prawdziwa, która świeci w ciemnościach i ciemności nocy się rozpraszają. Zatem ciągle odwoływano się do słońca, wciąż obecne były skojarzenia między królem a słońcem. Słońce zawsze było królewską gwiazdą.

Trzej mędrcy też podążali za gwiazdą.
Tak, wiedzieli, że ma się narodzić król. „Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków światło zabłysło (...) albowiem Dziecię nam się narodziło” - czytamy w Księdze Izajasza. Momentem, który by optymalnie tę symbolikę opisywał, jest przesilenie zimowe, gdy po okresie narastającej ciemności światło wypełnia mrok, noce zaczynają się skracać, a wydłużają się dni.

Piękny znak.
Bardzo piękny i wymowny znak, zwłaszcza dla ludzi żyjących dwa tysiące lat temu, którzy nie mieli sztucznego oświetlenia. Rytm ich życia wyznaczały pory roku. 25 grudnia jest więc symboliczną, a nie historyczną datą narodzin Jezusa.

Nie znamy dokładnej daty, a czy mamy pewność, że Grota Narodzenia faktycznie jest miejscem, w którym Zbawiciel przyszedł na świat?
Kiedy rodzi się dziecko, nie ma po tym wydarzeniu śladu archeologicznego. Nikt nie wyrył na kamieniu słów: „Tu byłem. Jezus”. Pytanie o miejsce, w którym Chrystus przyszedł na świat, jest związane z topografią Ziemi Świętej.

A konkretniej?
Zachowała się wzmianka z II wieku, w której św. Justyn z Nablus w Samarii pisał o grocie w Betlejem, w której narodził się Jezus. Orygenes, inny wczesny autor, pisał, że nawet miejscowi poganie wskazywali grotę narodzin Jezusa. Bazylikę Bożego Narodzenia w IV wieku zbudowała święta Helena, matka cesarza Konstantyna, dopiero kiedy chrześcijaństwo stało się religią zalegalizowaną przez państwo. Budowla przykrywa grotę znajdującą się pod ołtarzem, nazywaną Grotą Bożego Narodzenia. Jednak Ewangelia w ogóle nie mówi o grocie, tylko o miejscu, w którym znajduje się żłóbek. Wynika to z miejscowych warunków. Grota narodzenia znajduje się na zboczu wapiennego wzgórza. Wapień to miękka skała i łatwo ją obrabiać. Mieszkańcy takich górskich miejscowości zawsze wykorzystywali groty, budując nad nimi swoje domy. Podobnych grot jest na wzgórzu betlejemskim dużo.

Boże Narodzenie oswoiliśmy bardziej niż Wielkanoc. Łatwiej „sprzedać” sielskie obrazki stajenki niż koronę cierniową i pusty grób. Bez zająknięcia śpiewamy kolędy, tak jakby fakt, że Bóg staje się człowiekiem, był czymś oczywistym. Tymczasem wcielenie jest prawdziwą tajemnicą.
Wcielenie to chrześcijańska prawda głosząca, że Bóg w Jezusie przyjął ludzkie ciało oraz ludzką naturę. To tajemnica, którą apostołowie stopniowo odkrywali przez całe życie z Jezusem i pewnie odkryli do końca dopiero po Jego zmartwychwstaniu. Kiedy Archanioł Gabriel zwiastuje Maryi, że zostanie Bożą Matką, mówi Jej o szczególnej misji tego Dziecka, które nie ma ludzkiego ojca, od początku jest Synem Bożym. Znaczenie Wcielenia również i nam objawia się stopniowo. Kiedy jesteśmy dziećmi i słyszymy, że Bóg stał się człowiekiem, jednym z nas, myślimy, że Bóg jest blisko. W chwilach trudności, kiedy doświadczamy zniechęcenia wobec siebie, kiedy pojawia się w nas pogarda dla ludzkiej natury, tajemnica wcielenia ocala nasze spojrzenie na człowieczeństwo, udowadnia, że może mieć wartość, nawet nieskończoną. Wcielenie to droga, którą Bóg pokonuje, bo chce się do nas zbliżyć. W zamiarach Stwórcy ostatecznym powołaniem każdego człowieka jest spotkanie i zjednoczenie z Nim w miłości, czyli uczestnictwo w Boskiej naturze. Tylko w ten sposób człowiek może stać się szczęśliwy, posiąść życie wieczne oraz pełnię wolności i miłości.

Nie jest to jednak relacja jak równy z równym, bo o ile Jezus jest Bogiem i człowiekiem, to człowiek Bogiem nigdy nie będzie. Co to znaczy, że Bóg stał się jednym z nas?
Relacja jak równy z równym nie jest istotna w miłości. Poza tym tak naprawdę „równy z równym” nie istnieje. Kto jest równy mnie? Jak to mierzyć? Pod jakim względem? Wieku? Pieniędzy? Wykształcenia? Miłość nie potrzebuje równości tylko różnicy.

Dlaczego ojciec tak uważa?
Relacja rodzicielska jest oparta na nierówności, podobnie małżeństwo. Jest mężczyzna i kobieta. Jesteśmy różni. I to tak naprawdę napędza miłość. Zawsze ktoś jest w czymś lepszy, inny w czymś słabszy, a miłość nie polega na tym, że wyzerujemy różnice i będziemy patrzeć w drugą osobę jak w kopię moich ideałów. Miłość napędza się tym, że ja chcę więcej i ty chcesz więcej, więc podciągamy nasze słupki. Dlatego możemy kochać ludzi, którzy są niżej od nas, mniej wiedzą, mniej mają, ale też tych, którzy są mądrzejsi i lepsi. Możemy także kochać Boga. Nie chodzi więc o pragnienie równości, ważna jest jednak pewna proporcjonalność, musi istnieć jakiś punkt styczności.

I wcielenie jest tym punktem?
Tak, ponieważ Bóg zniża się do mojego poziomu. To trochę jak w sytuacji, gdy rozmawiamy z dziećmi. Kucamy, żeby spojrzeć im w oczy, mówimy takim językiem, by nas rozumiały. A to że człowiek nigdy Bogiem nie będzie to prawda i nieprawda. Oczywiście nie może być więcej Bogów niż jeden. Nie jesteśmy politeistami i logicznie to nie jest możliwe. Natomiast relacja miłości sprawia, że trochę się stajemy jak Bóg. Na tym polega dar łaski uświęcającej i taki jest cel chrześcijaństwa. Kiedy Duch Święty działa w nas, to mamy się stać jak Bóg. Podczas każdej mszy świętej kapłan, kiedy dolewa wodę do wina, mówi: „daj nam, Boże, udział w Bóstwie Chrystusa, który przyjął nasze człowieczeństwo”. Bóstwo jest jedno. Moje bóstwo, moje przebóstwienie może się wydarzyć, o ile jestem blisko Niego, Boga jedynego. Moja siła, widzenie świata, moc, życie wypływają z Niego. Nie pragnę być jakimś „bogiem” albo „półbogiem”, ale chcę być blisko Boga. Szatan kusił Adama i Ewę: zjedzcie owoc z tego drzewa, a będziecie jak Bóg, będziecie osobnymi bytami, które nikogo nie będą potrzebować. To jest droga diabelska. Bóg pokazuje nam, co to znaczy być Bogiem. To znaczy być kimś, kto kocha, kto oddaje swoje życie za nas.

Ksiądz Józef Tischner pytany kiedyś, dlaczego Bóg stał się człowiekiem, odpowiedział: z zazdrości.
Nie sądzę, żeby Bóg mógł czegokolwiek komukolwiek zazdrościć. To pewna metafora. Natomiast zdanie o zazdrości bardzo by mi pasowało do aniołów.

Dlaczego?
Mówi się, że aniołowie zazdroszczą ludziom cielesności, bo zazdroszczą Eucharystii, którą w ciele możemy przyjmować i zazdroszczą nam cierpienia. Nie dlatego, że to coś dobrego, ale jest to sposób na bycie z Chrystusem, który również cierpiał. Bóg nie stał się przecież aniołem, stał się człowiekiem. Według pewnych teologów to, że Bóg szczególnie pokochał człowieka, było przyczyną zawiści i buntu aniołów, które powiedziały Bogu: nie. Wcielenie Syna Bożego wstrząsnęło do głębi światem istot duchowych. A czego uczy nas wiara w to, że Bóg stał się człowiekiem? Po pierwsze, tego byśmy także byli ludźmi, a to nie jest takie oczywiste, ponieważ czasem mamy z tym kłopot. Żaba nie ma problemu, żeby być żabą, a słoń, żeby być słoniem. Tymczasem człowiek ma problem, żeby być człowiekiem.

Właściwie dlaczego mamy z tym taki problem? Jak ojciec myśli?
Trudno mu zaakceptować ludzką ograniczoność, cielesność, to że żyje, a potem umiera, że ma takie, a nie inne ciało, że przychodzi na świat w konkretnej rodzinie - to wszystko jest wpisane w bycie człowiekiem. Nie jestem bytem, który może być wszystkim. Jestem człowiekiem: kobietą albo mężczyzną, mam określoną rasę, kolor skóry czy poziom inteligencji. Ludzie dziś od tego uciekają i nie potrafią zaakceptować albo ich to wiele kosztuje, bo myślą, że przepisem na szczęście jest zmiana tożsamości, bycie kimś innym.

Zawsze zdaje nam się, że to inni mają lepiej? Myślimy „gdybym tylko urodził się bogatszy, gdzie indziej, kiedy indziej”?
Tymczasem Jezus pokazuje, że można być niebogatym Żydem żyjącym w skomplikowanym społeczeństwie, pod rzymskim butem, a przy tym mieć szczęśliwe życie, być w tym wszystkim boskim: kochać jak Bóg, być wiernym do śmierci jak Bóg. Jeżeli będziemy potrafili być takimi ludźmi jak Jezus, to będziemy boscy. To, że Bóg stał się człowiekiem, nie wzywa nas do tego, abyśmy byli bogami. On chce, abyśmy byli ludźmi takimi jak Jezus. To nam naprawdę wystarczy.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Bóg stał się człowiekiem, żebyśmy i my byli ludźmi. Czasem mamy z tym kłopot - Plus Dziennik Polski

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl