Bitwa pod Rarańczą i kryzys Legionów w lutym 1918 r. [ANDRZEJ CHWALBA] [LEGIONY POLSKIE 1914 1918]

Andrzej Chwalba
Andrzej Chwalba „Legiony Polskie 1914-1918”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018
Andrzej Chwalba „Legiony Polskie 1914-1918”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018 Materiały prasowe
Latem 1917 r. Józef Piłsudski trafił do cytadeli w Magdeburgu. II Brygadą Legionów dowodził Józef Haller. Gdy w lutym 1918 r. Niemcy i Austro-Węgry odstąpiły Ukraińskiej Republice Ludowej wschodnie rubieże Polski, legioniści wyrwali się z letargu - pisze prof. Andrzej Chwalba, historyk.

Rzesza i Austro-Węgry zawarły 9 lutego 1918 roku w Brześciu Litewskim traktat z Ukraińską Republiką Ludową, który między innymi określał jej zachodnie granice. Sprzymierzeńcy byli hojni, gdyż zaoferowali sąsiadom wschodnie rubieże Królestwa Polskiego, mianowicie Podlasie oraz Chełmszczyznę, prawie aż po Lublin. Ludność polska stanowiła tu większość, a ukraińska - mniejszość. „Brzeska” granica między Królestwem Polskim a Ukrainą była dla Ukraińców nawet korzystniejsza od tej, którą w 1912 roku ustalił Petersburg, tworząc gubernię chełmską i włączając ją do generał-gubernatorstwa kijowskiego. Wiadomość o treści traktatu wywołała w społeczeństwie polskim największy podczas wojny ruch obywatelskiego protestu. Jego skala i gwałtowność zaskoczy- ły okupantów. Przeciwko, jak powiadano, rozbiorowi Polski protestowali młodzi i starzy, wieś, miasteczka i miasta, Polacy i Żydzi, politycy, wojskowi, klasa średnia, mieszczanie, chłopi, uczniowie i studenci. Traktat brzeskiz 9 lutego przyczynił się do wyrwania tysięcy Polaków z letargu wojennego, wielu pasywnych wciągnął do polskiej polityki, wielu nieświadomych uczynił Polakami. Protestowano także przeciwko legionistom z II Brygady, zarzucając im służbę okupantom. W Krakowie na dworcu kolejowym doszło do publicznego znieważenia jej oficerów i żołnierzy. Jak pisano, oburzone społeczeństwo odebrało legionistom „swobodę woli i działania”. Nasilała się społeczna presja, która nie pozwoliła im na inne zachowanie niż to, które stało się wkrótce ich udziałem.

„Hiobowa wieść o zdradzie Austrii i Prus” dotarła do legionistów 12 lutego 1918 roku. Mogli o tym przeczytać w dziennikach polskich wydanych w czarnych żałobnych obwódkach. Legioniści byli oburzeni i zdesperowani; chcąc uśmierzyć ból i rozpacz, zrywali orły pruskie i austriackie i je deptali. „Wolę zginąć, niż wracać do kraju” - powiadał jeden z legionistów, a drugi dodawał: „Ukoić nasze rany tylko zemsta potrafi”. Tej dramatycznej wieści nie wytrzymało serce mjr. Włodzimierza Mężyńskiego, zastępcy dowódcy 2 Pułku. Zmarł w Krakowie, a 14 lutego w koszarach II Brygady odprawiono nabożeństwo żałobne w jego intencji. Kazanie wygłosił kapelan ks. Józef Panaś: „Popielec przynosił nam straszną wieść, która spadła na nas jak grom z nieba ciężko zachmurzonego. Austria […] i Prusy […] sprzedały hajdamakom nasze męczeńskie Podlasie” - mówił podczas kazania, a następnie zerwał w obecności oficerów niemieckich i austriackich odznaczenia. W ślad za nim uczynili to legioniści będący na nabożeństwie.

CZYTAJ TAKŻE: Bitwa pod Limanową. Rosjanie wreszcie zatrzymani i odparci

Generał Zygmunt Zieliński wezwał przedstawicieli oddziałów i służb na naradę. Osobiście był przeciwny jakimkolwiek protestom. Uspokajał, łagodził i czekał na wytyczne ze strony Rady Regencyjnej. Sytuację określił jako bardzo ciężką, „ale nie straszną, tylko trzeba zachować spokój i dyscyplinę”. Wspierał go Włodzimierz Ostoja-Zagórski, mówiąc: „my, żołnierze, nie powinniśmy się mieszać do polityki”. Wszyscy spoglądali na Hallera, który podczas narady milczał, ale po niej złożył deklarację: „Nie damy się rozbroić, bo służymy Polsce najlepiej z bronią w ręku. Lepszy głupi czyn niż bezczynność”. Większość oficerów podzielała tę opinię i była zdecydowana podjąć stanowczy protest, uznając tym samym, że dzieje ich służby dla ck monarchii dobiegły końca. Oficerowie zgodzili się, że to oznacza konieczność opuszczenia dotychczasowych placówek, ale mieli problemy ze wskazaniem kierunku, w jakim powinni podążyć. Jedni przekonywali, że należy maszerować na południe w stronę Rumunii lub na wschód ku Ukrainie, inni sugerowali, aby zrzucić mundury i zasilić POW, jeszcze inni opowiadali się za podjęciem działań partyzanckich przeciwko okupantom. Znaleźli się i tacy, którzy byli zdecydowani zaatakować austro-węgierskie wojska, przejść przez strefę rozejmową, a następnie ruszyć do miejsca dyslokacji wojsk I Korpusu Polskiego. Ten ostatni pomysł, zgłoszony przez kpt. Romana Góreckiego, poparty przez ppłk. Michała Żymierskiego oraz por. Mieczysława Borutę-Spiechowicza, został zaaprobowany, aczkolwiek wszyscy mieli świadomość, jak jest trudny do wykonania. Haller uznał go za najlepszy i zgodził się kierować akcją. To dobrze rokowało, gdyż był dowódcą doświadczonym, o poważnym autorytecie. Żołnierze mu ufali, a nieprzyjaciele się go bali.
Decyzję podjęto w trybie pilnym. Nocą z 15 na 16 lutego oddziały II Brygady zdecydowały się przekroczyć okopy i przejść na stronę rosyjską. Nie było czasu na szczegółowe opracowanie planu. Zdano się na ducha improwizacji, gdyż czas naglił. Do linii okopów II Brygada miała około 20 kilometrów, natomiast artyleria około 40 kilometrów, kawaleria 2 Pułku i oddziały tyłowe jeszcze więcej. Wydawało się oczywiste, że nie wszyscy będą mieć szansę przedarcia się, również ze względu na zimowe warunki. Początek akcji wyznaczono na godzinę 18. Ze Starych i Nowych Mamajowiec pomaszerowano w kierunku Rarańczy pod pretekstem ćwiczeń bojowych. W związku z tym zabrano ze sobą ostrą amunicję, ciepłą odzież, zimowe buty, pobrano w kasie 7 Armii milion koron. Trudno jednak było ukryć przygotowania przed ck wojskami. Generał Ferdynand Kossak zarządził koncentrację sił, co miało pozwolić na otoczenie i rozbrojenie II Brygady oraz całego PKP. Miał do dyspozycji kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy.

„Kości zostały rzucone. Droga, którą trzeba przejść, jest bez powrotu. Jeden może być tylko kres: zwycięstwo albo śmierć” - powiedział Haller do legionistów. Obu cesarzom odesłał odznaczenia i ordery wraz z listem, w którym napisał, że „dłuższe pozostawanie Legionów Polskich w armii austriackiej nie licuje z godnością narodu i żołnierza polskiego”. Treść listu dotarła do polskiego społeczeństwa. Wszędzie na płotach i budynkach miast, a nawet przy kasach dworców kolejowych w Galicji podróżujący mogli się z nim zapoznać. Czyn II Brygady i Hallera dostrzegła misja aliancka znajdująca się przy rządzie rumuńskim w nieodległych Jassach. Misja skierowała do legionistów polskich posłanie, w którym zapewniała, że „odbudowa Polski stanowi jeden z głównych punktów programu Ententy”. Zatem również w wymiarze międzynarodowym decyzja o przejściu na drugą stronę frontu była sukcesem.

CZYTAJ TAKŻE: Bitwa pod Limanową. Rosjanie wreszcie zatrzymani i odparci

Uderzenie na wojska austro-węgierskie oraz zwycięskie starcie z nimi pod Rarańczą spowodowały, że obok Piłsudskiego pojawił się drugi wybitny wojskowy, który pracował na własną legendę. Piłsudczycy, zazdrośni o legendę Komendanta, kwaśno komentowali, że bunt i przejście przez linię frontu to spóźniony czyn przeciwko okupantom, sposób na uratowanie honoru i godności „karpatczyków”, ekspiacja za grzech stania z bronią u nogi. „Rarańcza to nie była żadna ekspiacja II Brygady, to tylko dalszy etap tej myśli naszej przewodniej - po prostu trzymać mocno karabin w gar-ści i nie dać go sobie wyrwać” - stwierdzał po latach Józef Zając.

„Karpatczycy” ruszyli zgodnie z planem. Maszerując, przecinali druty telefoniczne i telegraficzne, by utrudnić nieprzyjacielowi nawiązanie kontaktu. W nocy z 15 na 16 lutego pod Rarańczą doszło do bitwy z oddziałami ck 53. Pułku. Poległo 16 legionistów i 11 żoł-nierzy austriackich. Niedługo później osiągnęli austro-węgierskie okopy, które były opuszczone, podobnie jak sąsiednie rosyjskie. Nie udało się przedrzeć taborom i oddziałom tyłowym, takim jak intendentura, żandarmeria, kompania telegraficzna, kolumna sanitarna, piekarnia polowa. Nie powiodło się przebicie Pułku Artylerii dowodzonego przez mjr. Włodzimierza Ostoję-Zagórskiego, zatrzymanego w rejonie Sadogóry. Zagórski nie dopuścił do rozlewu krwi, wydając żołnierzom rozkaz złożenia broni. W sumie przebiło się około półtora tysiąca żołnierzy i stu oficerów z 2 i 3 Pułku. Głośny śpiew Roty był dobrze słyszanym świadectwem sukcesu.

Legioniści ruszyli dalej w kierunku wschodnim. Bolszewicy ich nie zatrzymali, traktując Polaków jako wojsko rewolucyjne, które się zbuntowało przeciwko wspólnemu wrogowi. Ostatecznie Haller pomaszerował w kierunku II Korpusu Polskiego, który znajdował się w Jampolu nad Dniestrem. 27 lutego jego dowódca, gen. Jan Stankiewicz, wysłał do niego list, by się kierował na Jampol. 5 marca II Brygada defilowała przed Stankiewiczem i żołnierzami II Korpusu. Witano ich jak bohaterów. W ciągu kilkunastu dni pokonała 320 kilometrów. Następnie wraz z II Korpusem przesunęła się do miejscowości Soroki, które znajdowały się na drugim brzegu Dniestru, po stronie besarabskiej, i tam 6 marca weszła już formalnie w skład II Korpusu. Ów dzień można uznać za końcową datę w dziejach Legionów Polskich. II Korpus ruszył na wschód w kierunku Dniepru. Jego dowódcą został Haller.

Rarańcza była ostatnią bitwą legionistów i pierwszą po Kostiuchnówce. Była też pierwszą bitwą legionistów przeciwko dawnym sprzymierzeńcom. Z czasem nabrała wymiaru symbolicznego. Legiony Polskie narodziły się za wiedzą i zgodą Austro-Węgier i przez trzy i pół roku wiernie im służyły, podobnie jak II Rzeszy. Ale austriaccy i niemieccy sprzymierzeńcy przekroczyli granicę politycznej nieodpowiedzialności i sojuszniczej niewdzięczności. Epilog nie mógł być inny. Legioniści zostali pozbawieni możliwości wyboru, bowiem kapitulacja bez walki, dla ludzi godności i honoru, a takimi przecież byli, nie wchodziła w grę. Niemniej Rarańcza dla ck władz stanowiła zaskoczenie - i znak zdrady, która musiała być ukarana. W tej sytuacji nie dziwi, że do niewoli pomaszerował sztab Korpusu z gen. Zielińskim na czele, chociaż nie przyłączył się do buntu, a nawet został przez spiskowców, w ramach alibi, aresztowany. W austriackich rękach Zieliński podupadł na duchu, gdyż był przekonany, że to, co się stało, było jego największą porażką. „Nieszczęśliwy, chwilowo załamany człowiek. Spotkało go największe nieszczęście, jako komendanta, gdyż wojsko, któremu dowodził, rozsypało się i nie posłuchało jego rozkazów. Przy tym cierpi jako Polak, a ostatnią kroplą goryczy było to, że rozkazano mu zdjąć mundur generała polskiego, a przywdziać austriacki” - komentował Jan Hupka, polski polityk, do 1914 roku poseł do galicyjskiego Sejmu Krajowego.
Aresztowanym oficerom odebrano broń, zerwano dystynkcje, zabrano zegarki i portfele. Żołnierze austro-węgierscy rozbroili również 2. Pułk Ułanów, który nie podjął próby przejścia frontu, oraz kadrę Korpusu w Bolechowie. W ck areszcie znaleźli się chorzy, urlopowani, kursanci szkoleń wojskowych, Bogu ducha winni, którzy o planowanym buncie nie wiedzieli. Zastosowano odpowiedzialność zbiorową. Władze austriackie uznały wszystkich żołnierzy Korpusu za winnych zdrady i 19 lutego go rozwiązały. Przeciwko temu zaprotestowała Rada Regencyjna, stwierdzając, że AOK nie może represjonować legionistów ani rozwiązywać PKP, gdyż ten jest częścią polskiej siły zbrojnej i podlega władzom polskim. Zaapelowała też do cesarza. Karol nie zaakceptował decyzji AOK o rozwiązaniu, co oznaczało, że formalnie PKP wciąż istniał. Austriacy zlikwidowali stacje zborne w Lublinie, Krakowie, Lwowie i Przemyślu, a dwa i pół tysiąca legionistów uwolnionych od zarzutów wcielili do ck pułków i wysłali na front włoski.

Finał dziejów Legionów Polskich oznaczał porażkę aktywistów Królestwa i lojalistów Galicji, którzy stawiali na sojusz z Rzeszą i Austro-Węgrami. Do końca nie rozumieli zmieniającej się sytuacji międzynarodowej, prowadząc polską politykę w ślepy zaułek. Ich polityczne rachuby zawiodły, z czym nie chcieli i nie potrafili się pogodzić. Dlatego nie dziwi, że bardzo krytycznie ocenili czyn Hallera. „Temu całemu nieszczęściu jest winien ten szalony Haller” - pisał Jan Dąbrowski, polityk i historyk. Wśród podobnie myślących byli liderzy NKN z Leopoldem Jaworskim i Janem Hupką na czele, którzy co prawda dostrzegli swoją klęskę, ale nie potrafili znaleźć nowego, stosownego do chwili historycznej rozwiązania i dalej kurczowo trzymali się Berlina i Wiednia. „Legiony jako formacja wojskowa są już legendą. Mam to uczucie, że patrzę na moją własną śmierć. Dziwne uczucie, że się przestało być teraźniejszością, a jest się już historią, i to o tak żałosnym epilogu” - pisał Jaworski do Hupki.

CZYTAJ TAKŻE: Bitwa pod Limanową. Rosjanie wreszcie zatrzymani i odparci

Ale liderzy NKN w niemałym stopniu zapracowali na taki finał, podobnie jak Władysław Sikorski, choć ten 18 lutego złożył deklarację solidarności z czynem II Brygady. Jego żołnierze rozlokowani w Bolechowie i w innych miejscach nie stawiali oporu. „Krwi rozlewu u mnie nie było dzięki usilnym moim staraniom” - pisał do żony, a w liście do Koła Polskiego oświadczał: „Z mojego rozkazu broń oddano we wszystkich oddziałach spokojnie”. Jego żołnierze byli więzieni w węgierskim Dulfalva, a 18 kwietnia wraz z Sikorskim zostali zwolnieni od odpowiedzialności sądowej. Cztery dni później Sikorski wydał swój pożegnalny rozkaz: „Przed trzy i pół laty podnieśliśmy w grodzie podwawelskim sztandar niezależnego polskiego czynu, rzucili hasło zbrojnej walki o niepodległość, całość Ojczyzny […]. Nazwa Polskich Legionów przestała istnieć, żywie jednak wśród nas ta idea nieśmiertelna, która stworzyła zawiązek wojska polskiego, która go ożywiła w ciągu trzechipółletnich zmagań i która nas dalej, w poczuciu słuszności spraw, poprowadzi w bój o święte i przyrodzone prawa narodu”.

W ciągu kilku tygodni władze austro-węgierskie aresztowały 5711 legionistów. Pierwsze grupy aresztowanych, a oficjalnie internowanych, przetransportowano 21 lutego 1918 roku do Krajów Korony Świętego Stefana i ulokowano w ośmiu obozach, w tym w Máramarossziget i Huszcie, miastach znanych legionistom II Brygady z kampanii karpackiej przełomu lat 1914 i 1915. Komendantem obozów został gen. Johann Schilling, którego legioniści zmierzający w kierunku okopów w Rarańczy na krótko pozbawili wolności. Jeden z plutonowych, celując w jego pierś z rewolweru, miał powiedzieć: „Tego starego osła także rozstrzelamy”. Trudno, by „stary osioł” tego nie zapamiętał, dlatego nie oczekiwano od niego życzliwych odruchów wobec internowanych. „Podobnego gbura na takim stanowisku pierwszy raz w życiu spotkałem. Jeżeli tacy są tylko w Austrii generałowie, i o takiej inteligencji, to biedna ona istotnie” - komentował rozmowę z Schillingiem Jan Dąbrowski, historyk z UJ.

Część legionistów władze austro-węgierskie zamknęły w obozach na terenie Galicji: w Żurawicy koło Przemyśla oraz w Witkowicach pod Krakowem. W pierwszym pomieszczono trzystu ozdrowieńców oraz legionistów, których żandarmi schwytali na terenie Galicji Wschodniej, a w drugim pięciuset legionistów z formacji tyłowych i tych, którzy wpadli w ręce żandarmów na obszarze Galicji Zachodniej. Obóz w Żurawicy zlikwidowano w połowie kwietnia 1918 roku, a w Witkowicach z końcem marca. Jednych żołnierzy uznano za nadających się do służby i skierowano na front włoski, a innych jako niezdatnych wysłano do domów. Zwalniano również z innych obozów. W pierwszej kolejności nieletnich, w drugiej chorych. Rada Regencyjna zabiegała, lecz nieskutecznie, by w zwartych grupach mogli być przewiezieni do PSZ. Okupanci odmówili pod pretekstem, że ci są poddanymi cesarza Karola. Tylko nieliczni uzyskali zgodę na wstąpienie do PSZ w GGW.
Warunki w obozach na Węgrzech były fatalne. Legioniści mieszkali w odrutowanych barakach. Jedynie niektórzy oficerowie mogli wynająć kwatery w okolicznych wioskach. Legioniści byli traktowani gorzej niż jeńcy wojenni. Początkowo poza wodą nie otrzymywali żadnego pożywienia. Dopiero w kolejnych dniach zaczęli dostawać trzy marne posiłki. Na śniadanie kawałek chleba z nieświeżej mąki kukurydzianej, w południe wodę zabarwioną papryką nazywaną eufemistycznie rosołem z kawałkami koniny i brukwią, a na kolację płyn, który miał uchodzić za kawę. „Głodujemy tu już trzy tygodnie […]. Nikogo nie puszczają do domu i nie wiemy, jak to się skończy, poza tym umieramy z głodu” - żalił się jeden z nich. W efekcie byli tak osłabieni, że nieraz nie potrafili wejść na piętrowe prycze. W barakach i salach koszarowych było chłodno i brudno. Głód i brud musiały doprowadzić do licznych zachorowań na choroby zakaźne, zwłaszcza przewodu pokarmowego. Na szczęście nie zawiodła pomoc obywatelska. W Galicji zawiązał się Komitet Opieki nad Internowanymi Legionistami, który zebrał mimo biedy w kraju 200 tysięcy koron w gotówce oraz pożywienie i odzież wartości około 100 tysięcy koron. W Muzeum Narodowym w Krakowie zorganizowano wystawę prac Piotra Michałowskiego, a dochód z biletów przeznaczono na pomoc dla internowanych. Również w Krakowie z inicjatywy prezydenta Jana Kantego Federowicza podjęto decyzję o połączeniu kilku komitetów pomocy. Działający od marca lokalny komitet został 17 czerwca oficjalnie zatwierdzony przez Namiestnictwo pod nazwą Stowarzyszenie Opieki Legionowej. W akcie solidarności pracownicy administracji i kolei zorganizowali strajk - koleje stanęły. Dało to do myślenia władzom ck. O legionistów zabiegał i pomagał im Sikorski, który założył Towarzystwo Wzajemnej Pomocy Byłych Legionistów. Wielu do niego wstąpiło i dobrze je potem wspominało.

CZYTAJ TAKŻE: Bitwa pod Limanową. Rosjanie wreszcie zatrzymani i odparci

Z inicjatywy Sikorskiego powstały w obozach komisje braterskiej pomocy i sądy koleżeńskie. Dzięki pomocy obywatelskiej i interwencji polskich polityków poprawiło się wyżywienie oraz opieka medyczna i warunki higieniczne. Tymczasem zelżał reżim policyjny i kapłani, jak ks. Panaś, mogli odprawiać nabożeństwa. W rozmowie z legionistami Panaś miał się wyrazić tak: „Każdy człowiek stojący przed śmiercią chce powiedzieć, dla jakiej idei i dlaczego umiera i chce rzucić austriackiemu sądowi w oczy: nie ja jestem zdrajcą, ale zdrajcą względem nas jest Austria i jej rząd”. To swoje credo rozwijał w homiliach. Dzięki interwencjom regentów, których pełnomocnicy dotarli w kwietniu do obozów, oraz wsparciu polskich polityków w Wiedniu uruchomiono szpitale obozowe. W czerwcu legionistów odwiedzili politycy: Stanisław Głąbiński, Jan Hupka, Leopold Jaworski, Adam Tarnowski. Ich zabiegi spowodowały, że internowani uzyskali możliwość komunikowania się ze światem zewnętrznym. Nieznośni strażnicy węgierscy stali się życzliwsi. Początkowo ich brutalne zachowanie wynikało z przekonania, że w obozach więzieni są zdrajcy, którzy podnieśli rękę na Węgry. Niektórzy uważali, że takich należy bez sądu rozstrzelać, gdyż na inny wymiar kary nie zasługują. Sygnał, jak ich należy traktować, dał premier Węgier, powiadając, że popełnili „zbrodnię zdrady stanu i buntu”. Ale do strażników węgierskich zaczęły też docierać z Węgier inne głosy, w tym od propolskich komitetów madziarskich, których członkowie wyrażali podziw i solidarność z tymi, którzy walczyli o wolność i niepodległość swojego narodu i państwa.

Andrzej Chwalba „Legiony Polskie 1914-1918”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018
Andrzej Chwalba „Legiony Polskie 1914-1918”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018 Materiały prasowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl