Bitwa o Donbas będzie ostatnia? Duże szanse Ukrainy, rosyjscy generałowie niewolnikami daty

Grzegorz Kuczyński
Grzegorz Kuczyński
fot. mil.ru
Rozpoczęła się trzecia faza inwazji rosyjskiej na Ukrainę. Po fiasku dwóch pierwszych (szybkie zajęcie Kijowa, głębokie wtargnięcie z wielu kierunków jednocześnie), Rosja wraca do „bezpiecznego scenariusza”. Teraz celem jest zajęcie całości Donbasu, z ewentualną opcją rozgromienia trzonu ukraińskich wojsk. Jeśli Rosjanie zwyciężą, będą kontynuowali wojnę, obierając kolejne cele. Jeśli Ukraińcy się obronią, dojdzie do zawieszenia broni i poważnych rokowań.

Władimir Putin musi podbić jakąś część Ukrainy, skoro pokonanie całego tego państwa jest niemożliwe. Dlatego kazał rzucić niemal wszystkie siły na Donbas, a 12 kwietnia po raz kolejny powtórzył, że głównym celem inwazji, która rozpoczęła się 24 lutego, rzekomo zawsze było „wyzwolenie” reszty terytorium uznanych przez Moskwę parę dni wcześniej „Donieckiej Republiki Ludowej” i „Ługańskiej Republiki Ludowej”. Co oznacza zajęcie całości obwodów donieckiego i ługańskiego w ich administracyjnych granicach. Wszak od 2014 roku de facto rosyjskie okupacja obejmowała jedynie jedną trzecią obszaru Donbasu. Z tym celem wiąże się cel nr 2, też wymieniany w momencie ataku na Ukrainę: jej „demilitaryzacja”. Zajęcie całego Donbasu wymaga pokonania najlepszych ukraińskich jednostek wojskowych. Zniszczenie trzonu sił zbrojnych przeciwnika pozwoliłoby Putinowi ogłosić, że zrealizowano jeden z celów „operacji specjalnej”, czyli „demilitaryzację” Ukrainy.

Zapewne szanse na realizację przynajmniej jednego z tych dwóch celów byłyby większe, gdyby Rosjanie jeszcze dali sobie co najmniej tydzień czasu na zebranie odpowiednich sił (choćby ściągnięcie oddziałów po ewentualnym zdobyciu Mariupola). Jednak wydaje się, że generałowie znów ulegli presji polityków, a konkretnie Putina, i przyspieszyli ofensywę. Wszak czas goni – 9 maja coraz bliżej. Putin musi się czymś pochwalić podczas defilady. Zresztą według wywiadu wojskowego Ukrainy (HUR), Rosjanie chcą osiągnąć jakiś choćby nieduży sukces taktyczny jeszcze przed prawosławną Wielkanocą. Mają więc na to 4-5 dni.

Teatr wojny

Według Pentagonu, na Ukrainie znajduje się teraz 76 batalionowych grup taktycznych (BTG), z czego 11 wkroczyło w ostatnich dniach. Oprócz tego, na północ od Ukrainy znajdują się 22 BTG, których stan osobowy i sprzętowy jest odbudowywany po ciężkich walkach w rejonie Żytomierza, Kijowa, Czernihowa, Charkowa i Sum. Ile ze wspomnianych 76 BTG może teraz brać udział w ofensywie w Donbasie? Na pewno ok. 10 należy odjąć – bo walczą z obroną Mariupola. Kilka kolejnych BTG odpiera kontrataki w obwodzie chersońskim i utrzymuje pozycje mniej więcej w połowie obszaru obwodu zaporoskiego. Można więc zakładać, że w tej chwili dowódcy rosyjscy mają do dyspozycji w operacji donbaskiej ok. 60 BTG. Czyli jakieś 50-70 tys. żołnierzy. Trudno mówić o przewadze liczebnej nad ukraińskim zgrupowaniem w Donbasie – które po posiłkach z ostatnich paru tygodni – może sięgać nawet połowy całego wojska Ukrainy. Co więcej, jak wskazują analitycy amerykańskiego think-tanku ISW, „katastrofalnie niskie morale Rosjan i ciągłe problemy logistyczne wskazują, że efektywna siła bojowa rosyjskich jednostek we wschodniej Ukrainie stanowi ułamek ich siły na papierze w postaci batalionowych grup taktycznych (BTG)”.

Z drugiej strony, należy pamiętać, że Rosjanie mają tutaj więcej artylerii, niż wcześniej na północy i północnym wschodzie Ukrainy. Po drugie, mają nieporównanie krótsze linie zaopatrzenia. Z kolei jednak Ukraińcy, po ośmiu latach tlącej się wciąż wojny pozycyjnej, głęboko się tu okopali. Sprzyja im też geografia. Choćby pierwsza linia obrony przed atakami ze wschodu, to łańcuch dobrze ufortyfikowanych miast leżących na lewym brzegu Siewierskiego Dońca. Ukształtowanie terenu – zwłaszcza gdy do tego dodać sieć okopów i bunkrów - też stanowi nie lada wyzwanie dla nacierających sił. Słynne donieckie stepy. Mniej zalesione niż północ kraju, duże otwarte przestrzenie. Gdy pada deszcz, poza utwardzonymi drogami nie tylko ciężki sprzęt, ale i ciężarówki, nie przejadą. Takie warunki wymagają dużej liczby nacierającego wojska, na dodatek widocznego jak na dłoni dla obrońców, dzięki danym dostarczanym przez NATO.

Cele rosyjskie

Głównym polem bitwy jest prostokąt mniej więcej 50x100 km, obszar leżący w większości na wschód od drogi M-03 biegnącej z zajmowanego przez Rosjan Iziumu, przez kontrolowany przez Ukraińców Słowiańsk, po leżące w okupowanej części obwodu donbaskiego Debalcewe. I to właśnie powtórka scenariusza z bitwy o to miasto w lutym 2015 roku marzy się dziś rosyjskim generałom, tylko na dużo większą skalę. Rosjanie będą starali się przełamać ukraińską obronę w najsłabszym punkcie, a następnie, w zależności od sytuacji i wykorzystując przewagę w powietrzu i artylerii, uzyskać jeden z dwóch celów: zamknąć Ukraińców w kotle (lub kotłach) by następnie zniszczyć ich lub zmusić do kapitulacji (1), zmusić do odwrotu na zachód (2).

W pierwszej Rosjanie będą nacierać frontalnie ze wschodu, a zarazem atakować na tyłach głównych sił ukraińskich – uderzając z północy, z Iziumu w stronę Słowiańska. Jeśli udałoby się Rosjanom zająć to miasto, będą mogli realizować jeden z dwóch wariantów. Natarcie na wschód w stronę Rubiżnego pozwoliłoby okrążyć północną część ukraińskiego zgrupowania w Donbasie. Uderzenie dalej na południe to szansa na odcięcie większości wojsk ukraińskich w tej części kraju. Leżący nieco na południe od Słowiańska Kramatorsk może być tym miastem, gdzie Rosjanie zechcą zamknąć pierścień okrążenia.

Ten scenariusz komplikuje jednak sytuacja nad Morzem Azowskim. Obrona Mariupola powoduje, że Rosjanie nie mają wciąż wystarczających sił, by uderzyć na Słowiańsk i Kramatorsk z południa, z pogranicza obwodów donieckiego i zaporoskiego, by spotkać się z oddziałami nacierającymi z Iziumu. Rosjanie dotarli wcześniej do Hulajpola, ale bez posiłków w postaci oddziałów szturmujących teraz Azowstal w Mariupolu, dalej nie ruszą. Upadek miasta zwolniłby jakieś 8-10 tys. Rosjan.

Jeśli Rosjanom udałoby się zamknąć ukraińskie zgrupowanie między Słowiańskiem/Kramatorskiem a Siewierodonieckiem, mogliby wysunąć ultimatum: wypuszczenie otoczonych wojsk w zamian za wycofanie się Ukrainy z całego Donbasu. Gdyby to się udało, Putin mógłby ogłosić sukces 9 maja. W innym wypadku, operacja niszczenia dużego i zaprawionego w bojach zgrupowania ukraińskiego mogłaby trwać tygodniami. Po zamknięciu Ukraińców w kotle donbaskim następnym ruchem Rosjan byłoby zapewne uderzenie na zachód, w kierunku miasta Dniepr. Jego zajęcie jest ważne dla zabezpieczenia całego obszaru na wschód od rzeki Dniepr i na południe od Charkowa. Jeśli Rosjanom uda się zająć cały ten obszar, kontrola nad bardzo ważnym węzłem komunikacyjnym w Dnieprze właściwie uniemożliwi Ukraińcom możliwość kontrataku na Donbas i obwód charkowski.

Cele ukraińskie

Ukraiński sztab doskonale o tym wszystkim wie. Miał też kilka tygodni na przygotowanie się do ataku wroga. Ukraińscy dowódcy w pełni rozumieją ryzyko związane z uwięzieniem w kotle przez Rosjan. Wykazali się do tej pory ruchliwością i innowacyjnością taktyczną. Co więcej, z wyprzedzeniem znają ruchy nieprzyjaciela. Dzięki natowskiemu rozpoznaniu i obserwacji powietrznej oraz kosmicznej jak też własnym zdolnościom wywiadowczym Ukrainy nie będzie żadnych ataków z zaskoczenia. Ukraińcy przede wszystkim nie mogą dać się okrążyć. Nie mają siły by podejmować frontalne kontrataki, ale mogą utrudniać przeciwnikowi ściąganie sił, przede wszystkim na kierunku północnym, atakując na tyłach Rosjan ich linie zaopatrzeniowe (np. linia kolejowa Waljuki - Izium). Żeby przerwać kluczowy szlak transportu wojsk i zaopatrzenia z Rosji w rejon Iziumu, ukraińskie oddziały musiałyby zająć miejscowości Welykyj Burłuk i Kupjańsk, w głębi okupowanej przez Rosjan części obwodu charkowskiego.

Benjamin Jensen (Center for Strategic and International Studies) wskazuje też, że skuteczną strategią może być obrona na umocnionych pozycjach na wschodzie i związanie tam jak największych sił rosyjskich, aby w pewnym momencie przeprowadzić ataki na flankach. Na północnej w kierunku Iziumu, na południowej w kierunku Debalcewa i Gorłówki. W dniach 16-18 kwietnia taki skuteczny kontratak Ukraińcy przeprowadzili właśnie w rejonie Iziumu, wyzwalając trzy miasteczka i szereg wiosek.

Według analityków Institute for the Study of War (ISW), jest mało prawdopodobne, by rosyjska ofensywa na wschodzie zakończyła się większym sukcesem niż poprzednie ofensywy. Mając jednak dużą przewagę w ludziach i sprzęcie, Rosjanie mogą jednak poważnie wykrwawić ukraińskich obrońców i/lub osiągnąć niewielkie korzyści terytorialne. „Siły rosyjskie nie wzięły przerwy operacyjnej, która prawdopodobnie była niezbędna do odtworzenia i właściwego włączenia uszkodzonych jednostek wycofanych z północno-wschodniej Ukrainy do działań na wschodzie Ukrainy” - pisze ISW. Rosyjskie siły wycofane z okolic Kijowa i wracające teraz do walki w Donbasie zostały w najlepszym wypadku połatane i uzupełnione żołnierzami z innych mocno osłabionych jednostek, a rosyjskie wojsko ma niewiele, jeśli w ogóle, spójnych jednostek, które nie były wcześniej rozmieszczone na Ukrainie, a które można skierować do nowych operacji.

Jeśli Ukraińcy przez najbliższe 2-3 tygodnie nie dadzą się okrążyć i utrzymają większość pozycji, zadając przy tym ciężkie straty Rosjanom, będzie można mówić o kolejnej klęsce rosyjskiej na Ukrainie. Rosjanie mogą być w stanie przełamać pozycje ukraińskie dzięki dużej koncentracji siły ognia i samej masie liczebnej, ale to by się wiązało z ogromnymi stratami i nie dawało gwarancji okrążenia przeciwnika.

Dwa scenariusze

Jeśli Rosjanie złamią ukraiński opór w Donbasie, zajmą cały ten region, a co gorsza, zniszczą lub poważnie osłabią ukraińskie zgrupowanie tam walczące, można oczekiwać, że po pewnej pauzie operacyjnej, ruszą naprzód dalej. Upadek Mariupola byłby przesądzony, a kolejnym naturalnym celem, oprócz wspomnianego wcześniej Dniepru (ale też położonego bardziej na południe Zaporoża), byłby Charków. W efekcie Rosjanie kontrolowaliby cały Donbas, obwód charkowski, zaporoski, chersoński i połowę dniepropietrowskiego. Ale niewykluczone, że wróciliby do pierwotnej koncepcji ataku na Kijów (ostrzega przed tym sam Zełenski), ale jeszcze bardziej – natarcia na Odessę. Ważnym celem Moskwy jest bowiem, w razie niemożności podbicia całej Ukrainy, odepchnięcie jej od Morza Czarnego.

W razie militarnego zwycięstwa w Donbasie można więc zakładać, że Kreml nie będzie chciał negocjować z Kijowem rozejmu. Co innego, jeśli Rosjanie połamią sobie żeby pod Słowiańskiem i Popasną. Wtedy jest bardzo prawdopodobne, że Putin zgodzi się na poważne rozmowy i być nawet zawieszenie broni (inna rzecz, że zapewne na bardzo długo utrwaliłoby ono okupację rosyjską na zajmowanym obecnie terytorium ukraińskim). Grunt, żeby 9 maja mógł ogłosić jakieś „zwycięstwo”. W ostateczności mogłoby to być nawet zdobycie Mariupola, które niestety, wydaje się być tylko kwestią dni.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl