Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Będziemy walczyć o te trzy miliony dla ECS -deklaruje Bogdan Lis, członek Rady Europejskiego Centrum Solidarności [ROZMOWA]

Ryszarda Wojciechowska
Bogdan Lis: Minister Gliński kompletnie nie zna nastrojów społecznych
Bogdan Lis: Minister Gliński kompletnie nie zna nastrojów społecznych Karolina Misztal
Zgadzając się na wicedyrektora z nominacji ministra, złamalibyśmy ustawę o instytucjach kultury - mówi Bogdan Lis, członek Rady ECS.

Był pan zaskoczony żądaniami ministra kultury Piotra Glińskiego pod adresem ECS?
- Byłem, bo te żądania są głupie i nieprzemyślane. Przecież było jasne, że to się może skończyć tylko wielką awanturą. Myślę, że minister Gliński kompletnie nie zna nastrojów społecznych.

Minister kultury oderwany od rzeczywistości?
- Powiedziałbym, że minister kultury oderwany jest od kultury. Podejmuje decyzje, które ludzi kultury wkurzają, najnormalniej w świecie. A już absolutnie nie rozumiem tego, co zrobił z ECS. Ten konflikt zresztą jeszcze się nie zakończył. I ministerstwo będzie musiało te 3 miliony złotych dotacji przelać na konto Europejskiego Centrum Solidarności. Te pieniądze to nie jest jakaś łaska.

To znaczy?
- W umowie zapisano, że każdy z organizatorów oprócz pieniędzy wniósł do ECS swój wkład. M.in. NSZZ „Solidarność” Salę BHP, miasto działkę i inwestycję w postaci gmachu. A minister kultury był zobowiązany do wyposażenia tego obiektu. Ale wtedy z różnych względów ówczesny minister nie mógł go wyposażyć. Zrobiło to miasto, angażując własne, dodatkowe pieniądze. Minister Zdrojewski umówił się więc z władzami Gdańska, że zamiast wyposażenia, każdego roku ministerstwo będzie dokładało do dotacji dodatkowe trzy miliony. I tak wygląda cała prawda. Oczywiście minister Gliński twierdzi, że nie musi tych dodatkowych milionów przelewać na konto ECS. I tak „na chama” nie musi. Ale w umowie są też inne zapisy jak ten, że można wysokość dotacji podwyższyć, ale nie wolno jej obniżyć. Można też wypowiedzieć umowę. Ale na pół roku przed upływem roku budżetowego, a nie później. Jest więc jeszcze umowa i są sądy powszechne, które rozstrzygają takie spory. My jako rada ECS nie rezygnujemy. Sprawa będzie się ciągnęła. I im dłużej potrwa, tym gorzej dla ministra Glińskiego oraz jego politycznego środowiska.

Bogdan Lis: Minister Gliński kompletnie nie zna nastrojów społecznych

Będziemy walczyć o te trzy miliony dla ECS -deklaruje Bogdan...

Ale minister musiał sobie wykalkulować, że to się może udać.
- Myślę, że oni działali tak naprawdę pod wpływem impulsu. Wściekli się po 31 sierpnia ubiegłego roku podczas obchodów Podpisania Porozumień Sierpniowych. Kiedy prezydent Duda składał kwiaty, na zewnątrz ktoś wywiesił duży baner z napisem „Konstytucja”, a ludzie zgromadzeni skandowali to słowo. Ktoś jeszcze dorzucił: będziesz siedział. Ta historia to był ich główny zarzut na początku. Potem, kiedy dowiedzieli się, że ta demonstracja nie miała nic wspólnego z ECS, zaczęli szukać innych argumentów.

Że ECS jest niepokorny, jak sugerował minister Gliński.
- Niepokorny? A co mamy klękać przed ministrem? Jak on sobie pokorę wyobraża? Poza tym na wystawie znajdują się wszyscy, którzy wtedy działali w opozycji. Nawet ci, których teraz nie lubimy. W naszym myśleniu o historii nie ma zacięcia. To oni wszędzie widzą wrogów i każdego podejrzewają o niecne zamiary.

Niektórzy działacze dawnej Solidarności mówią, że tak naprawdę chodzi o to, żeby mocniej zaakcentować obecność na wystawie ECS braci Kaczyńskich.
- Lech Kaczyński na wystawie jest. Nie ma Jarosława, bo go wtedy z nami nie było. To co? Będziemy go przyszywać do jakiejś historii tylko dlatego, żeby mu znaleźć na wystawie miejsce? Ludzie obśmialiby to. Władek Frasyniuk powiedział do ministra Glińskiego, że jak chciał być bohaterem w tamtych czasach, to mógł. A dzisiaj chce wprowadzać tylnymi drzwiami bohaterów, których nie było? Na to zgody nie ma.

To może chociaż trzeba było spełnić drugie żądanie ministra i pozwolić na „ich” wicedyrektora.
- To tak jakby pozwolić na wprowadzenie komisarza politycznego. Takie miałem odczucia. Zresztą byłoby to niezgodne z ustawą o organizowaniu instytucji kultury. Minister chciał, żebyśmy złamali także ustawę. A w niej jest wyraźnie napisane, że prawo do powoływania wicedyrektora w instytucjach kultury ma tylko dyrektor.

A dyrektor ECS jest powoływany z konkursu.
- Minister Gliński do dzisiaj nie podpisał jego angażu. Mimo że komisja konkursowa była za i tylko jedna osoba się wstrzymała.

Społeczeństwo pokazało, że w 30 godzin może zastąpić ministerstwo i zebrać te brakujące 3 miliony złotych.
- A wcześniej, do ostatniej puszki prezydenta Adamowicza dołożyło 16 milionów złotych. Im więcej będą mieli takich pomysłów jak ten z ECS, tym sromotniej przegrają wybory. Akcja ze zbiórką była spontaniczna. Ludzie widzą, że źle się dzieje w Polsce i chcą angażować się w inicjatywy, które są ponadpartyjne. Uznano, że ECS jest warte ich hojności.

Na przekór tej władzy?
- Tak, w myśl hasła: Ręce precz od ECS.

W radzie ECS na miejscu wiceministra Sellina ma zasiąść Kacper Płażyński, radny PiS. Nie obniża to rangi?
- I zasiądzie. Minister może sobie asygnować kogo chce. My w to nie ingerujemy. Nie chcemy tylko, żeby to był ktoś, kto będzie konfliktowy. Możemy się nie zgadzać i nie wszyscy się zgadzamy do tej pory, ale ze sobą rozmawiamy i wyjaśniamy problemy.

Zmieniając temat, 6 lutego minie 30. rocznica rozpoczęcia obrad Okrągłego Stołu. Pan był jednym z jego „ślusarzy”, można powiedzieć, reprezentującym Solidarność.
- Dzisiaj niektórzy politycy się wymądrzają. Ale wtedy nie musieli podejmować jak my takich trudnych decyzji i odpowiadać za nie. Wybór był prosty - albo zostanie to, co jest, i marazm będzie się tylko pogłębiać, albo powalczymy o nowe. Oni mieli czołgi, Służbę Bezpieczeństwa, wojsko... My zresztą wcale wtedy nie myśleliśmy o wolnych wyborach do Senatu, bo to nam się wydawało nierealne. Chcieliśmy odzyskać Solidarność, a oni chcieli uzyskać autoryzację tego, co robią, próbując wykorzystać nasz autorytet. I na ich propozycję częściowo wolnych wyborów do Sejmu, odpowiedzieliśmy naszą - całkowicie wolnych wyborów do Senatu. Tak, żeby Senat mógł pewne rzeczy blokować.

Jakieś wspomnienia z tamtych obrad?
- Pamiętam, jak próbowaliśmy się przebijać do mediów. Nam zależało, żeby symbol Solidarności był w nich obecny. Wtedy nie było prywatnych stacji telewizyjnych, tylko jedna państwowa.

Dzisiaj powiedzielibyśmy - narodowa.
- Oni musieli nas pokazywać. Ale kombinowali, żeby napis „Solidarność” nie był widoczny. Kamera nie pokazywała naszych teczek na dokumenty z dużym logo związku, bo oni filmowali nas tylko od pasa w górę. Próbowaliśmy ich przechytrzyć i tak manipulować teczkami na wysokości klatki i szyi, żeby ten napis „Solidarność” pojawił się przed kamerą. I udawało się.

Ta cała awantura wokół Europejskiego Centrum Solidarności wyciągnęła pana na światło dzienne polityki. Dobrze było panu w tym swoim prywatnym podziemiu, z dala od polityki?
- Ja wcale nie chciałem z niego wychodzić (śmiech). Mam wnuki i chciałbym z nimi jak najczęściej przebywać.

Polityka pana nie denerwuje?
- Bardzo denerwuje, dlatego za nią nie tęsknię. Ta, w której uczestniczyłem, była zupełnie inna.

I nie chce pan do niej wracać?
- Nie. Ale chciałbym, żeby jej jakość się zmieniła. Jestem członkiem Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie. Przygotowujemy dokument, który można umownie nazwać paktem dla polityki. Zaproponujemy podpisanie go wszystkim partiom, także Prawu i Sprawiedliwości. Oczywiście bez ONR, bo musi być zakaz propagowania faszystowskich treści. Zobaczymy, czy Prawo i Sprawiedliwość taki pakt podpisze.

Co w takim pakcie byłoby najważniejsze?
- Przede wszystkim polityk z innej partii nie może być moim wrogiem tylko konkurentem. Konkurującym o poparcie społeczne. Tego rodzaju myślenie pozwala nam iść razem na piwo, na kawę. W tej chwili tego nie ma.

Idealizm młodzieńczy przez pana przemawia.
- Pragmatyzm raczej. Bo dlaczego mamy się nienawidzić, czemu mamy żyć skłóceni tak, że nawet rodziny przez te kłótnie pękają? To idiotyzm.

Widział pan ten obrazek w sądzie, kiedy Jarosław Kaczyński i Lech Wałęsa ścierali się spojrzeniem pod drzwiami sądowej sali?
- Organizowałem uroczystości związane z 25. rocznicą Podpisania Porozumień Sierpniowych. Wtedy prezydentem był Aleksander Kwaśniewski, a premierem Marek Belka. Zacząłem wszystko organizować trzy lata wcześniej, wiedząc, że z naszej strony będzie duży opór na zaproszenie prezydenta i premiera z tamtej opcji. Na pierwszym spotkaniu powiedziałem, że chcę aby pod pomnikiem Poległych Stoczniowców kwiaty składali razem Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski. Jak się wszyscy na mnie rzucili. Celowo wystartowałem tak wcześnie, żeby się oswojono z tym pomysłem. I tak się stało. Więc, jak widać, można.

Rada Europejskiego Centrum Solidarności odrzuciła propozycję...

Zobacz także:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki