Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Barbórkowy strajk górników i kobiet na Wujku

Grażyna Kuź[email protected]
Kopalnia Wujek przeżyła najmocniejszy wstrząs - śmierć 9 górników w roku 1981. Ale wcześniej też dochodziło tu do strajków. O jednym z nich piszemy w tekście obok
Kopalnia Wujek przeżyła najmocniejszy wstrząs - śmierć 9 górników w roku 1981. Ale wcześniej też dochodziło tu do strajków. O jednym z nich piszemy w tekście obok fot. ARKADIUSZ łAWRYWIANIEC
Górnicy z kopalni Wujek zawsze byli hardzi. 80 lat temu zawiesili nad kopalnią flagę z czaszką i piszczelami. W samą Barbórkę rozpoczęli strajk głodowy. Władze ustąpiły

Początek grudnia 1936 roku na Górnym Śląsku upływa pod znakiem wielkiego strajku w kopalni Wujek. Protestuje cała załoga. 400 górników zostaje w łaźni, około drugie tyle pod ziemią; reszta nie może wejść na teren kopalni, więc stoi pod bramą. Policja pilnuje bramy i ogrodzenia. Strajk trwa już od kilku dni, a gdy nie przynosi skutku, zapada decyzja o głodówce. Pod kopalnią czekają zagniewane rodziny górników, chcą dostać się za bramę. Jest ranek w dniu Barbórki. Dwóch wycieńczonych, nieprzytomnych górników odwieziono właśnie do szpitala.

Tłum się burzy. Nagle rozlega się krzyk: „Kobiety biją! Policja bije kobiety!”. Tego już dla tłumu za wiele. Żony i matki nacierają, udaje im się wyłamać ogrodzenie, wedrzeć do środka, biegną do swoich mężczyzn zgromadzonych w łaźni. Górnikom tego jeszcze brakuje, boją się o ich bezpieczeństwo. Funkcjonariusze nie wiedzą, jak reagować, cofają się przed kobietami, ale niektóre z nich szarpią, wypychają. Słychać krzyki i płacz.

Kilka kobiet mdleje z nerwów, ale policja nie zamierza wzywać karetek. Wściekły tłum okrąża wtedy komisarza policji, który z trudem wycofuje się do budynków administracyjnych. Karetki jednak przyjadą.

Dzień później policja wyda oświadczenie: „4 grudnia 1936 roku w związku ze strajkiem na kopalni Wujek w Brynowie, wtargnęło kilkadziesiąt kobiet na teren podwórza kopalni, po uprzednim wyłamaniu bramy. Wskutek szoku nerwowego omdlało pięć kobiet, z których cztery odwieziono do szpitala miejskiego, a jedną do lecznicy Spółki Brackiej. Powstała pogłoska, że na terenie kopalni interweniowała policja i zostało pobitych kilka osób, ale Główna Komenda Policji stwierdza, że policja będąc pod kopalnią w pogotowiu nie interweniowała, a rozsiewane plotki o pobiciu są niezgodne z prawdą”.

Górnicy tłumaczą kobietom, że oni nie wyjdą i będą głodować, dopóki nie osiągną celu. Żony chcą strajkować razem z nimi, ale słyszą, że powinny czekać w domach. Powoli więc odchodzą, z chlebem, którego nikt nie chce wziąć. Spotkanie bardzo przygnębia strajkujących, którzy i tak są wyczerpani. Siedzą w łaźni od kilku dni, jest zaduch, na podłodze do spania mają tylko deski, jedzenia jest mało, a teraz czeka ich głodówka.

- Gorzej mają ci na dole - mówią jednak redaktorowi „Polski Zachodniej”. - Ci z poziomów 600 i 540 przebywają w starym ganku, śpią na łatach, które służą do okapów. Ci z pokładu 300 znajdują się na pochylni, powietrze u nich niezdrowe, słabną, pochrypli. Ale najgorzej mają ci z pokładu 370. Tam jest najzimniej, więc porozłazili się w poszukiwaniu lepszych miejsc, nie są w kupie, a to źle. Dwóch stamtąd wywieziono, bo nie wytrzymali tej biedy, reszta jednak uparła się i dużo wytrzyma.
To właśnie górnicy z dołu napisali na kawałku brudno od pyłu papieru o tym, dlaczego strajkują: „Kopalnia Wujek, która jeszcze niedawno była jedną z najrentowniejszych, najlepszych dla swoich robotników, a także dla przemysłu węglowego, stała się dziś, dzięki rabunkowej pracy, kopalnią śmierci”.

Nad kopalnią powiewa czarna flaga z trupią główką. To symbol determinacji górników. Gazeta „Polska Zachodnia” pisze, że sytuacja musiała być naprawdę zła, skoro rozsądny „górnik kopalni Wujek porwał się do strajku i prowadzi go z takim nakładem sił żywotnych i energii, że nawet zrezygnował z radosnego dla siebie święta Barbórki”.

Kopalnia przez lata miała dobrą opinię, w 1936 roku zatrudniała 2032 górników, w tym 357 na urlopach turnusowych, to znaczy, że na razie nie było dla nich pracy, ale nie zostali zwolnieni. Z czasem jednak warunki się pogarszały, wymagania rosły, a bezpieczeństwo malało.

Górnicy podają, że przedtem norma na filarach wynosiła dziewięć małych wózków na głowę. Teraz dwa razy więcej. Wcześniej na chodnikach norma to pięć wózków na jednego, a dziś trzy razy tyle. Na miejscu, gdzie kiedyś pracowało kilku ciskaczy (robotnik zajmujący się transportem węgla w kopalni) albo rębaczy, teraz pracuje jeden i jeszcze roboty mu przyłożyli. Musi robić to, co kiedyś wodziarze, drzewiarze i cieśle. Strajkujący domagają się osobnego wynagrodzenia za umacnianie chodników. Kiedyś była od tego specjalna kolumna, teraz żąda się, żeby te prace wykonywali górnicy pracujący na akord.

- Nie mają czasu i dlatego umocnienia są niedbałe - twierdzą strajkujący. - Przy najmniejszym wstrząsie chodniki się walą, wciąż wywołują wypadki. Nie chcemy z tego powodu umierać.

Zdarza się, że rębacz na filarze był sam, przygniotło go i nikt mu nie pomógł. Samotność w kopalni to bardzo niebezpieczna sprawa. Chodzi też o podwyżki, za malejące pensje trudno utrzymać rodziny. Ważny punkt to poczucie godności. Górnicy są na tym punkcie bardzo wrażliwi.

- Urzędnicy traktują nas z góry, przenoszą na inne działy, za byle co wymierzają kary - wymieniają strajkujący.
Najpierw dyrekcja nie chce rozmawiać z górnikami. Ale wtargnięcie kobiet na teren kopalni, o czym rozpisują się gazety, zapowiedź głodówki, zdecydowanie górników powodują, że podejście się zmienia. W cechowni kobiety urządzają skromną uroczystość, są świece w czarnych wstążkach, modlitwa. Nie wiedzą, kiedy wrócą do domów ich mężowie i synowie, ale wierzą, że św. Barbara w tym dniu im pomoże.

Wieczorem przychodzi wiadomość; spółka Hohenlohe podejmuje rozmowy. I nareszcie jest to, na co wszyscy czekają - porozumienie. Koniec strajku. Górnicy zwycięsko wychodzą z kopalni pod opieką swojej patronki Barbórki.

Śląskie bunty

Strajki okupacyjne połączone z głodowymi rozpowszechniły się w Polsce w latach 30. XX wieku, głównie na Górnym Śląsku. Wcześniej ten rodzaj protestu był tu rzadki. Pierwszym z dużych strajków był bunt w Królewskiej Hucie w 1871 roku, już dwa lata później wybuchł pierwszy na ziemiach polskich strajk okupacyjny, w kopalni Szarlej (Piekary Śląskie). Po raz pierwszy głodówkę zastosowali w czasie strajku okupacyjnego górnicy kopalni Kleofas w 1934 roku. Początkowo chodziło o uniemożliwienie likwidacji zakładów, później także o zmianę warunków pracy. W latach międzywojennych, w okresie kryzysu gospodarczego, natężenie takich strajków było bardzo duże; jak podaje Janusz Żołyński w książce „Strajki i inne rodzaje akcji protestacyjnych” (Warszawa 2014), w niektórych latach dochodziło nawet do 1000 strajków okupacyjnych rocznie. Strefy przemysłowe i administracyjne były tym zjawiskiem bardzo zaniepokojone, żądano interwencji policji i usunięcia okupujących z terenu zakładu.

(GKM)

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Polacy chętniej sięgają po krajowe produkty?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera