18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Bakker o Allegro.pl: Cel był jasny. W e-commerce mógł być tylko jeden gracz

Tomasz Cisek
Arjan Bakker, w latach 1991-1999 założyciel i dyrektor firmy Cadena działającej w obszarze rozwiązań IT. W 1999 r. wraz z przyjaciółmi założył Allegro.pl
Arjan Bakker, w latach 1991-1999 założyciel i dyrektor firmy Cadena działającej w obszarze rozwiązań IT. W 1999 r. wraz z przyjaciółmi założył Allegro.pl
- Gdy ruszałem z Allegro, miałem marzenie: stać się numerem jeden w Polsce. A wzorem nie był dla nas wcale eBay - mówi przedsiębiorca Arjan Bakker w rozmowie z Tomaszem Ciskiem

Gadu-Gadu, Merlin.pl, Allegro.pl, Wirtualna Polska, Onet.pl, Money.pl - te nazwy weszły już do naszego kodu kulturowego. Jak powstawały? Kto je stworzył? Kim są e-wangeliści e-biznesu, którzy w niego wierzą od ponad dwudziestu lat, a wiarę tę przekuli w czyn i pieniądze? Fragment poniższego wywiadu pochodzi z książki "E-wangeliści. Ucz się od najlepszych twórców polskiego internetu". Patronem medialnym wydania tej książki jest Grupa Wydawnicza Polskapresse. Książka jest zbiorem wywiadów przeprowadzonych ze świadkami powstawania i rozkwitu nowych mediów w naszym kraju. Premiera 27 września.

Jak to się stało, że w Polsce pojawił się Pan i powstało Allegro? Jak narodził się ten pomysł? Dlaczego akurat w Polsce?
Odpowiedź na ostatnie pytanie jest bardzo prosta: bo akurat byłem w Polsce. Mieszkam w tym kraju prawie 18 lat, wcześniej prowadziłem tutaj kilka firm.

Jak Panu szło?

Żeby odnieść sukces w biznesie, trzeba trafić na odpowiednią falę wzrostu. Na falę telefonii komórkowej nie zdążyłem, ponieważ zajmowałem się wtedy dystrybucją sprzętu komputerowego i oprogramowania, ale gdy tylko pojawił się internet, zacząłem o nim poważnie myśleć. Oczywiście bardzo dużo czytałem na ten temat, wiedziałem, co się dzieje w Ameryce i na świecie.

Coś Pana zainspirowało?

Latem 1999 r. jedną z nowości, które szczególnie mi się wtedy spodobały, był eBay. Serwis od początku notował i obroty, i zyski. W 1999 r., po czterech latach obecności w sieci, eBay okazał się sukcesem. To był dobry przykład dochodowego biznesu w internecie. Miałem pewność, że za pięć, dziesięć lat wszyscy w internecie będą z tego serwisu korzystali. Była to tak potężna inspiracja, że zdecydowałem, iż chcę zbudować taką stronę w Polsce. Bo byłem tutaj…

Czy umiał Pan programować? Znał się Pan na IT?

Nie… Jestem inżynierem chemicznym, ale nigdy nie pracowałem w tym zawodzie. Zaczynałem w marketingu i częściowo w sprzedaży. Pracowałem w największej firmie chemicznej w Holandii (DSM). Sprzedawałem Caprolactam, składnik do produkcji nylonu. Obsługiwałem 25 klientów na całym świecie. Miła praca. Miałem 26 lat i podróżowałem po świecie. Moim marzeniem było wtedy otworzyć własną firmę, zamiast zarabiać dla innych. Już wcześniej z kolegami ze studiów obiecaliśmy sobie, że będziemy razem tworzyć firmę.

W Holandii?
Tak, w Holandii, ale pewnego dnia przyjechał do mnie przyjaciel i zaproponował: otwórzmy razem firmę w Polsce. On był już wcześniej raz w Poznaniu. Jego ojciec miał tam kolegę, który był konsultantem kilku firm. Kiedy więc mój przyjaciel zaprosił mnie do współpracy, natychmiast powiedziałem "tak"!

Zgodził się Pan, choć nigdy wcześniej nie był Pan w Polsce?

Tak, nigdy wcześniej nie byłem w Polsce. W szkole średniej pracowałem nad projektem dotyczącym postaci Lecha Wałęsy. W tamtych czasach był i obecnie jest on dla mnie wielką osobistością. Uważam go za symbol zmiany ustroju komunistycznego na demokratyczny. Ale mój przyjaciel był tutaj raz i to wystarczyło! (śmiech) Kiedy masz 25 lat i nie masz zobowiązań, myślisz innymi kategoriami… Nie byłem jeszcze żonaty, nie miałem hipoteki. Jeśli chcesz stworzyć firmę, są dwie sytuacje idealnie temu sprzyjające: kiedy nie masz obowiązków albo kiedy wiesz już dokładnie, czego chcesz. Wtedy stracisz niewiele czasu i pieniędzy. Ale kiedy jesteś młody, kiedy niczego nie masz… Dlaczego nie? Więc powiedziałem "tak". To miała być fajna przygoda: budowanie od nowa czegoś swojego, co będzie realizacją własnych marzeń i wykorzystywaniem pojawiających się możliwości! I tak, już prawie 20 lat temu zaczęliśmy od importu różnych maszyn, faksów, telefonów, telewizorów, później był handel komputerami na dużą skalę. Na początku robiliśmy wszystko. Także eksport rzeczy z drewna. Później, po dwóch latach zaczęliśmy dystrybuować oprogramowanie dla finansów i współpracowaliśmy z Exact Software. Drugą nogą firmy była dystrybucja sprzętu komputerowego.
I tu produkowaliście ten software?
Nie, przystosowywaliśmy produkt dużej firmy notowanej na giełdzie w Holandii. Oni sprzedają software dla małych i średnich firm. My przystosowywaliśmy ich oprogramowanie, by można je było sprzedawać tutaj. Firma istnieje do dziś. Ja i moi przyjaciele sprzedaliśmy swoje udziały ponad dziesięć lat temu - jeden z nich wrócił do Holandii, drugi wyjechał do Singapuru. Kontynuowali pracę dla tej firmy, ale już za granicą. Ja zostałem w Polsce, bo poznałem kobietę, obecnie moją żonę. Zostałem w firmie, która zajmowała się dystrybucją sprzętu komputerowego. To był dobry interes, tak do 2000 r. Później było już trudniej, bo marże drastycznie spadły i okazało się, że dobra koniunktura na dystrybucję sprzętu komputerowego bezpowrotnie mija, więc mój partner z Holandii chciał się wycofać. Walczyliśmy o przetrwanie, ale zwyciężył zdrowy rozsądek i firma ogłosiła bankructwo. To było dla mnie przełomowe wydarzenie, nauczyło mnie bowiem, by nie wchodzić w biznes w fazie regresu, kiedy cykl rozwojowy tego biznesu się kończy, bo wtedy nie można myśleć o rozwoju, lecz trzeba dbać o przetrwanie, walczyć o każdą pozycję kosztową, o każdy kontrakt, o każdy grosz marży. Druga lekcja była taka, że sukces i porażka są wpisane w żywot firm - w biznesie zdarza się i jedno, i drugie. To bankructwo zmotywowało nas do działania i gdy tylko pozbyliśmy się dyskomfortu, który wiązał się z porażką w branży dystrybucji sprzętu komputerowego, i pogodziliśmy się z przegraną, zaczęliśmy intensyfikować nasze działania w internecie. Pod koniec aktywności dystrybucyjnej zacząłem już tworzyć Allegro.

Jak powstawało Allegro? Kto był pomysłodawcą nazwy?

To było latem. Szukałem czegoś nowego i czytałem dużo o internecie. Miałem pewność, że witryna działająca w modelu aukcyjnym sprawdzi się też w tej części Europy i chciałem coś podobnego robić tutaj, w Polsce. Szukałem osób, które będą umiały to zaprogramować. Wiedziałem, że to musi być najlepszy programista, jakiego mogę znaleźć. I znalazłem Tomka Dudziaka. On miał wtedy 19 lat. (śmiech) Słyszałem wtedy, że to wstyd, że jest tak bardzo młody. Ale on umiał w internecie wszystko oprogramować. Korzystał z internetu, odkąd skończył 11 lat. Był na bieżąco z tym, co się działo w sieci.

I sam zgłosił się do Pana?
Niezupełnie. Jeden z pracowników mojej firmy był jego kolegą i mi go polecił. Już miesiąc później Tomek miał coś gotowego: to był przygotowany na jednej dyskietce taki mały, ale działający program Allegro. I oczywiście zaczęliśmy mówić o urlu, o nazwie. Wzorem dla nas nie był wcale eBay, ale taka niemiecka strona, którą eBay potem kupił: www.olando.de. I w listopadzie… nie, chyba w październiku wszystko było gotowe. Prawie gotowe, bo wciąż potrzebowaliśmy sprzętu, urla i dostępu do internetu.

To był 1999 r.?
Tak. Mieliśmy fundamenty, żeby zacząć, czyli przede wszystkim ludzi i oprogramowanie. Filarami były cztery osoby, które zresztą pracują w firmie do dzisiaj. Są to: moja żona Magdalena Bakker, która od początku była odpowiedzialna za ludzi i za kulturę firmy, Tomek Dudziak, Grzegorz Brochocki i ja. Nasz pierwszy pomysł na nazwę to: Zatoka, bo eBay znaczy właśnie "zatoka". Ale kiedy chcieliśmy tę nazwę zarejestrować, okazało się, że ktoś już nas ubiegł. To był sklep z Gdańska i nie był to nikt, kto zrobił to specjalnie, bo poznał naszą tajemnicę. (śmiech) Po prostu spóźniliśmy się kilka dni. Zaczęliśmy więc pracę nad nazwą. Zrobiliśmy listę nazw, które nam się podobały, i padło słowo "Allegro". To był pomysł Tomka Dudziaka. Zdecydowaliśmy, że to jest to. Jest krótkie, miłe. Allegro. Bardzo krótka piłka. W listopadzie zaczęliśmy testować, czy wszystko działa. I w grudniu ruszyliśmy, dokładnie 10 grudnia.
Po niecałych dwóch miesiącach?!
W październiku wybraliśmy nazwę, ale software był robiony od września.

Zatem prace trwały cztery miesiące?

Tak, ale pierwsza wersja była już przygotowana po miesiącu (śmiech) i zmieściła się na jednej małej dyskietce!

Kiedy zaczynał Pan z Allegro, miał Pan jakieś plany? Czym ma się ono w przyszłości stać? Był jakiś cel?
Każdy ma jakieś marzenie.

No właśnie, co to było za marzenie?
Marzeniem było bycie numerem 1 w Polsce. eBay był przykładem, był fenomenem w Ameryce. Nie był jeszcze tak duży jak dziś, ale był już fenomenem. Cel był jasny: nie może być trzech, czterech firm, które mogą wygrać w e-commerce, w aukcjach. Na początku rozwoju e-commerce w kraju może być tylko jeden gracz. Oczywiście, mogą być cztery firmy i duża wojna, ale gdy jest ich tyle i walczą między sobą, niemożliwe jest, by każda z nich zarabiała. Musi być jedna. Naturalnie od początku mieliśmy konkurencję. Bardzo mocno chciał w ten rynek wejść Empik. W 2000 r. miałem rozmowę w Onecie. Chciałem wejść w układ z Onetem i Wirtualną Polską. WP próbowała przekonać Tomka Dudziaka do przejścia do nich, ale Tomek był od początku związany z nami i został w Allegro.

Ktoś zobaczył, że macie dobry dział IT i Maciej Grabski [współtwórca Wirtualnej Polski - przyp. autora] chciał go mieć u siebie?
(śmiech) Tak, ale z Maciejem mamy nadal bardzo dobre relacje. Z Onetem było trudno, z Empikiem nic nie wyszło. Właścicielem Empiku w internecie był wtedy Elektrim. Przedstawiciel Empiku skontaktował mnie z ludźmi z Francji. Długo im tłumaczyłem, jak to działa i jak trzeba to robić, a oni później sami założyli stronę konkurencyjną. To była Aukcja.com, a my mieliśmy problem, bo pojawiła się duża konkurencja. Były też inne próby stworzenia aukcji w internecie, ale jakoś nikomu się nie udawało utrzymać na dłużej w sieci. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że przeważnie przygotowywano projekty za szybko, bez wiedzy i popełniano bardzo dużo błędów. I byliśmy my. Myśleliśmy: nasza strona nie musi być najlepsza, choć… była najlepsza. Może nie genialna, bo oczywiście była kopią, ale wszystko zrobiliśmy na pewno najlepiej, jak tylko potrafiliśmy, i nie popełniliśmy zbyt dużo błędów. Tak, nie popełnialiśmy wtedy za wiele błędów i to nas uratowało.

Od kogo Pan się uczył biznesu internetowego?
Dużo czytałem i testowałem to, co się pojawiało online. "Czytałem" to może za mało powiedziane, ja chłonąłem wiedzę o internecie, bo doceniłem jego fenomen już na samym początku. Dla mnie było jasne, że jest to coś, co zmieni świat, jaki do tej pory znaliśmy. Miliony ludzi mogą wejść na twoją stronę internetową i zapoznać się z tym, co tam jest, na przykład z twoją ofertą. Do tej pory to było nie do pomyślenia na taką skalę i przy tak niskich kosztach. Jednym kliknięciem nagle można było wysłać miliony mejli! Ludzie wymyślali więc coraz to nowe projekty w sieci. Uczyłem się też od lepszych ode mnie. (śmiech)

Rozmawiał Tomasz Cisek

Patronem medialnym książki "E-wangeliści. Ucz się od najlepszych twórców polskiego internetu" jest Grupa Wydawnicza Polskapresse

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Bakker o Allegro.pl: Cel był jasny. W e-commerce mógł być tylko jeden gracz - Portal i.pl

Wróć na i.pl Portal i.pl